Dać Iranowi atom

Gdy Iran pozyska broń nuklearną, na pewno nie będzie wojny z Izraelem. Atomowa równowaga sił między tymi krajami będzie gwarancją pokoju - mówi Martin van Creveld, izraelski historyk wojskowości w rozmowie z Piotrem Zychowiczem.

Aktualizacja: 24.05.2008 12:09 Publikacja: 24.05.2008 02:43

Dać Iranowi atom

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Izraelska armia jest uznawana za jedną z najlepszych na świecie. Dysponuje supernowoczesnym sprzętem. Morale żołnierzy jest wysokie. Dlaczego od tylu lat nie może sobie poradzić ze słabymi Palestyńczykami?

Myli się pan, morale wcale nie jest takie wysokie. Od wielu lat, przynajmniej od pierwszej intifady w 1987 roku, a być może nawet od inwazji na Liban w 1982 roku, walczymy z przeciwnikiem, który jest znacznie słabszy od nas. A gdy walczysz ze słabym, sam stajesz się słaby. Na papierze rzeczywiście mamy wspaniałą armię. Ale wewnętrznie jest ona całkowicie przegniła. Duch bojowy ją całkowicie opuścił. Ostrzegałem zresztą, że tak się stanie już 30 lat temu.

Ma pan na myśli ducha bojowego szeregowych żołnierzy?

Nie, wszystkich Izraelczyków. Żołnierzy, generałów, polityków, tego, co nazywamy opinią publiczną. Wszystko to stało się społeczeństwem tchórzy. Kiedyś byliśmy znani ze swojej determinacji, umiejętności bojowych i gotowości do poświęceń w imię wyższych celów. Dziś nic z tego nie pozostało. Najlepiej widać to było podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Pierwszy raz w historii w jakimś kraju więcej osób straciło życie ze strachu niż wskutek działań nieprzyjaciela. Tylko trzech Izraelczyków zginęło od eksplozji irackich rakiet. A to i tak przez przypadek.

A reszta?

Zawały serca, napady paniki, uduszenia po włożeniu maski gazowej nieodpowiednią stroną.

Może tajemnicą sukcesu Palestyńczyków jest to, że regularnej armii na ogół trudno walczy się z nieprzewidywalnymi partyzantami?

Powtarzam: przyczyną sukcesu Palestyńczyków jest ich słabość. To tak jak z grą w tenisa. Jeżeli przez długi czas będzie pan grał w z partnerem znacznie słabszym od siebie, z czasem pańskie umiejętności zanikną. Najlepiej gra się z kimś, kto jest na równym poziomie albo nawet nieco lepszy. Wtedy można dać z siebie wszystko. Wojna nie jest wcale kontynuacją polityki. Wojna jest kontynuacją sportu. Jeżeli walczysz ze słabeuszem i go zabijesz, jesteś draniem, jeżeli on cię zabije jesteś idiotą. W obu przypadkach powinno się wszcząć śledztwo.

A co z przewagą technologiczną? Dzisiejsze wojny są w coraz większym stopniu wojnami maszyn.

Żadne czołgi, żadne nowoczesne myśliwce nic nie pomogą, gdy żołnierz jest zdemoralizowany. Jeżeli wsadzi się miecz do słonej wody, to miecz zardzewieje. To tylko kwestia czasu. Są miecze lepsze od innych mieczy, a woda może być mniej lub bardziej słona. Ale prędzej czy później to się stanie – militarna machina zniszczeje i ulegnie rozpadowi.

Jeżeli Izraelczycy faktycznie stracili ducha bojowego, to konsekwencje będą oczywiste. Państwo Izrael zniknie z mapy Bliskiego Wschodu. Czy Żydzi powinni się już pakować?

Mam jednak nadzieję, że druga wojna libańska podziała jak dzwonek alarmowy. Wiem, że armia stara się teraz skorygować wszystkie błędy, trenuje jak szalona i ma wreszcie odpowiednich ludzi, którzy mogą przeprowadzić te reformy. Ludzie, którzy podejmują w tym państwie decyzje, zdali sobie sprawę, że idziemy na dno i że musimy coś z tym zrobić.

Nawet najbardziej intensywny trening nie pomoże, jeżeli Izrael nadal będzie walczył ze słabymi. Zgodnie z pańską teorią, żeby stanąć na nogi, państwo to potrzebuje wojny z jakimś silnym przeciwnikiem. Czy Izrael powinien zaatakować Iran?

I tu docieramy do sedna sprawy. Otóż nie jest to wcale koniecznie. Nie wziął pan pod uwagę jednego bardzo ważnego czynnika – naszych głowic nuklearnych. Wierzę w broń atomową i jej siłę odstraszania. Moim zdaniem wyklucza ona konflikt na większą skalę. Prezydent Nixon powiedział kiedyś, że Arabowie prędzej czy później nauczą się walczyć i wtedy Izrael znajdzie się w opałach. Być może to już nastąpiło, ale ich przywódcy doskonale zdają sobie sprawę, co mamy w naszym arsenale i po prostu się boją. Gdyby nie broń nuklearna, Arabowie już dawno wrzuciliby nas wszystkich do morza. Dlatego codziennie rano, gdy wstaję z łóżka, błogosławię nasze bomby atomowe.

Czyli uważa pan, że w najbliższym czasie nie dojdzie do żadnej poważniejszej konfrontacji?

Izraelczycy są przerażeni na samą myśl o tym, że musieliby się znowu bić. Paradoksalnie najbardziej dotyczy to młodego pokolenia, które nawet nie wie, co to jest prawdziwa wojna. Nie ma zresztą obecnie na horyzoncie żadnego przywódcy, lidera, który mógłby poprowadzić ten naród do wielkich czynów, do wielkiej przygody. Ale być może to dobrze.

Chyba jednak nie w tym regionie.

Nie zgadzam się z panem. Na Bliskim Wschodzie naprawdę doskonale sprawdza się nuklearne odstraszanie. Nie wiem, czy będzie kolejna wojna z Syrią. Wiem natomiast, co zrobić, żeby takiej wojny na pewno nie było. Powinniśmy dać prezydentowi Asadowi dziesięć głowic nuklearnych. Wiemy, że ma on kilkaset rakiet, zdolnych dotrzeć do każdego punktu na naszym terytorium. Kiedy dostanie od nas dziesięć głowic, będzie bał się rzucić w naszą stronę nawet zapałki. Bo jeżeli cokolwiek zacznie nadlatywać z Syrii, nie będziemy wiedzieli, czy przypadkiem nie jest wyposażone w głowicę nuklearną. A na podjęcie decyzji, jak odpowiedzieć, będziemy mieli dwie minuty...

Rozumiem, że chciałby pan, żeby również Iran miał kilka rakiet?

Nie mówmy w trybie przypuszczającym. Irańczycy na pewno będą mieli broń nuklearną. Byliby głupi, gdyby jej nie skonstruowali. Nie będzie to jednak stanowiło żadnego zagrożenia dla Izraela. To arabskie państwa Zatoki Perskiej – z którymi Iran rywalizuje – będą miały problem. My mamy czym się bronić. Gdy Iran pozyska broń nuklearną, na pewno nie będzie wojny z Izraelem. Atomowa równowaga sił między tymi krajami będzie gwarancją pokoju. Coś panu przy okazji powiem: wszelkie, nawet najlepsze, systemy antyrakietowe to strata pieniędzy. Jeżeli chcesz być bezpieczny, załatw sobie głowice nuklearne!

Nie bierze pan jednak pod uwagę nieprzewidywalności reżimu ajatollahów. Któregoś dnia Chamenei może wstać rano i stwierdzić, że Allah kazał mu nacisnąć atomowy guzik.

A czy Stalin był rozsądnym, przewidywalnym przywódcą? Podczas zimnej wojny też się wszystkim wydawało, że komuniści to fanatycy, którzy są gotowi rozpętać wojnę atomową w imię światowej rewolucji. A czy Kim Dzong Il jest normalny? Jeżeli z szalonego dyktatora chcesz uczynić normalnego, ostrożnego polityka – daj mu bombę atomową.

Ludzie, którzy podejmują w tym kraju decyzje, najwyraźniej nie podzielają pańskich teorii. Powtarzają, że „Izrael nigdy nie pozwoli na to, żeby Iran miał broń nuklearną”. To pachnie wojną.

Nie będzie żadnej wojny. To tylko oficjalna retoryka. Równie dobrze można to interpretować w taki sposób: budujcie sobie tę broń, ale jak już ją zbudujecie, to nikomu o tym nie mówcie ani nikomu jej nie pokazujcie. Zróbcie tak jak my. I Irańczycy pewnie tak zrobią. Ja bym tak zrobił na ich miejscu.

Kiedyś powiedział pan, że większość europejskich stolic jest w zasięgu izraelskich głowic atomowych i że „gdy Izrael będzie szedł na dno, weźmie ze sobą cały świat”.

(śmiech) Wiedziałem, że pan o to zapyta. Powiedziałem to w samym środku drugiej intifady, gdy za każdym razem, gdy moja żona jechała na targ w Jerozolimie, trząsłem się ze strachu. Zamachy były non stop. Wtedy przyjechali do mnie ci europejscy dziennikarze i czułem, że mają satysfakcję z tego, że Izrael znalazł się w opałach. A jednocześnie przeprowadzono wówczas sondaż, z którego wynikało, że blisko połowa Izraelczyków popiera czystki etniczne na Palestyńczykach. Siedzieliśmy w tym samym gabinecie i powiedziałem tym dziennikarzom, że ta intifada może się skończyć dla Palestyńczyków bardzo źle. Oni wtedy zaczęli krzyczeć, że „społeczność międzynarodowa” na to nie pozwoli i przypomnieli, co się stało z Miloszeviciem. Odpowiedziałem, że nie jesteśmy żadnym Miloszeviciem i mamy środki, żeby się obronić przed obcą interwencją. Od razu zrobił się wielki skandal i światowa prasa ogłosiła, że krwiożerczy Izraelczycy grożą Europie atomową zagładą.

Czyli wyjęto pańskie słowa z kontekstu?

Przecież Stany Zjednoczone mogłyby w pół godziny zmieść z powierzchni ziemi każdą stolicę na świecie. Powiedzenie tego nie oznacza od razu, że tak się stanie. My także moglibyśmy wyrządzić nieco szkód, gdyby ktoś nas zaatakował. Nic innego nie miałem na myśli.

A o co chodziło z tymi czystkami etnicznymi?

Rozwiązanie takie rozważano kilkakrotnie. Pisze o tym między innymi Ariel Szaron w swoich pamiętnikach. W momencie największego nasilenia terroru pojawiły się pomysły, żeby raz na zawsze pozbyć się Palestyńczyków, a co za tym idzie zagrożenia. Po prostu wypędzić ich wszystkich z Zachodniego Brzegu do Jordanii, która ze względu na wielką liczbę uchodźców i tak jest już na wpół palestyńskim krajem.

Jak sobie to wyobrażano?

Ostatnia wojna w Libanie, gdy z południa tego kraju uciekli mieszkańcy, pokazała, jak łatwo jest to zrobić. Nie trzeba wcale pukać do każdych drzwi i wywozić ludzi ciężarówkami. Wystarczy zabić pięć tysięcy i reszta sama ucieknie.

Ale czy „społeczeństwo tchórzy” byłoby wstanie zrobić coś takiego?

Obecnie pewnie nie. Problem w tym, że jeżeli znowu nie uda nam się podpisać porozumienia pokojowego z Palestyńczykami – szanse na to oceniam na 10 procent – to grozi nam wybuch trzeciej intifady. A gdy w naszym kraju znowu zaczną codziennie wybuchać bomby, gdy znowu zaczną ginąć kobiety i dzieci, społeczeństwo może uznać, że ma dość i dać przyzwolenie na coś takiego. Miejmy jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Konflikt izraelsko-palestyński to niejedyny punkt zapalny na Bliskim Wschodzie. Jaka jest pańska ocena obecnej sytuacji w Iraku?

To była najgłupsza wojna odkąd cesarz August w 9 roku przed narodzeniem Chrystusa wysłał swoje legiony do Germanii i już nigdy ich nie zobaczył.

Kto nie wywiązał się z zadania? Amerykańscy generałowie?

Armia od początku była przeciwko tej interwencji. To George W. Bush podjął tę bezsensowną decyzję. Oraz tacy szaleńcy jak Donald Rumsfeld i Dick Cheney. To ci ludzie są odpowiedzialni za tę katastrofę i powinni za nią odpowiedzieć. W przypadku prezydenta Busha prawdopodobnie zagrał czynnik psychologiczny. Zgodnie z etosem swojego klanu chciał nie tylko dorównać ojcu, ale zrobić coś więcej niż on. Chciał okazać się lepszy niż Bush senior.

Nie ma jednak terytorium, którego nie dałoby się podbić.

Jeżeli popełniono jakieś błędy, to nie były to błędy natury czysto militarnej czy strategicznej. Samą kampanię przeprowadzono perfekcyjnie. Problem był raczej natury psychologicznej. Może gdyby podczas pierwszego tygodnia okupacji, gdy tylko zaczęto do nich strzelać, Amerykanie pokazaliby w zdecydowany sposób, kto tu rządzi, losy tej wojny potoczyłyby się inaczej. Oni tymczasem jeszcze zanim rozpoczęli wojnę, już za nią przepraszali.

Jak skończy się ta wojna?

Obawiam się, że blamażem. Drugim Wietnamem. To wszystko trwa za długo, jest za dużo poległych i w pewnym momencie Amerykanie pękną. Już teraz jeden z generałów alarmuje, że niedługo więcej żołnierzy będzie popełniać w Iraku samobójstwa, niż ginąć w walce. A gdy Amerykanie się wycofają, zapanuje chaos i kraj prawdopodobnie rozpadnie się na trzy części. Sunnicką, szyicką i kurdyjską.

Iran nie będzie próbował przejąć kontroli nad swoim sąsiadem?

Jak? Irańczycy nie mają sił lądowych, które umożliwiłyby im inwazję i utrzymanie tak wielkiego terytorium. Mogliby je co najwyżej zbombardować. Poza tym widzą, co tam się teraz dzieje. Jeżeli Stany Zjednoczone nie zdołały tam zaprowadzić porządku, to co dopiero oni. Nawet szyici nie zaakceptowaliby władzy Irańczyków, którzy są przecież nielubianymi przez Arabów Persami.

A jak pan widzi przyszły globalny układ sił. Czy Ameryka utrzyma swoją dominację?

Sytuacja zmierza raczej do innego rozwiązania. Liczyć będzie się pięć supermocarstw: Stany Zjednoczone (jeszcze przez długi czas najpotężniejsze), zjednoczona Europa, Chiny, Indie i najsłabsza w tym towarzystwie Rosja. Rosja jest okrążona przez Europę, państwa arabskie i Chiny i ma gigantyczny spadek populacji. Nie ma średniego przemysłu i żyje z eksportu surowców. To taka wielka Arabia Saudyjska. Myślę, iż Rosjanie szybko wypadną z gry. Świat będzie niedługo przypominać Europę sprzed I wojny światowej. Koncert mocarstw. Z jedną różnicą: broń nuklearna.

urodził się w 1946 roku w Holandii, ale jego rodzina wkrótce wyemigrowała do Izraela. Studiował w Londynie i Jerozolimie, gdzie przez wiele lat pracował na Uniwersytecie Hebrajskim. Napisał kilkanaście książek na temat historii wojskowości, strategii i taktyki, stając się jednym z najwybitniejszych specjalistów w tych dziedzinach na świecie. Wykładał w najbardziej prestiżowych wojskowych uczelniach zachodniego świata na czele z U. S. Naval War College. Doradzał izraelskiemu rządowi i wojsku.

Rz: Izraelska armia jest uznawana za jedną z najlepszych na świecie. Dysponuje supernowoczesnym sprzętem. Morale żołnierzy jest wysokie. Dlaczego od tylu lat nie może sobie poradzić ze słabymi Palestyńczykami?

Myli się pan, morale wcale nie jest takie wysokie. Od wielu lat, przynajmniej od pierwszej intifady w 1987 roku, a być może nawet od inwazji na Liban w 1982 roku, walczymy z przeciwnikiem, który jest znacznie słabszy od nas. A gdy walczysz ze słabym, sam stajesz się słaby. Na papierze rzeczywiście mamy wspaniałą armię. Ale wewnętrznie jest ona całkowicie przegniła. Duch bojowy ją całkowicie opuścił. Ostrzegałem zresztą, że tak się stanie już 30 lat temu.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał