Od Mohikanów myśl skacze do Crazy Horse’a, tego który zdmuchnął generała Custera w Montanie pod Małym Wielkim Rogiem, i zatrzymuje się na wizjach wojowników aborygeńskich tym jak się mają do wizji naszych chrześcijańskich świętych.
***
Jadę highwayem 9W wzdłuż Hudsonu na północ; jazda samochodem ma to do siebie, że „ciało prowadzi”, a myśl może uganiać się jak pies za wiatrem. Dawniej ludzie, którzy lubili myśleć, chodzili w tym celu na spacery, np. filozofowie ze szkoły perypatetyków w naszej starożytnej Grecji. Peripatetikos znaczy po grecku przechadzać się, spacerować. Swoim ciałom w ten sposób, jak rodzice dzieciom, dawali zajęcie, i głowy mieli dla siebie. Ale samochodem to jest chyba jeszcze lepiej, zwłaszcza kiedy nie musi się wracać na wieczór do domu.
Ja nie muszę, pół godziny temu zostawiłem za sobą Nowy Jork.
Więc normalnie, kiedy myślimy o wizjach w naszej kulturze, to przeważnie zakładamy, że przychodziły one do wybrańców same. Że np. obiekt takiego fenomenu coś tam swojego robił, stał, leżał, siedział czy gdzieś szedł, i nagle, jak atak miłości – buch, wizja. Jakoś zapominamy, że nawet w tak kluczowym objawieniu jak Pana, to Pan przecież pościł, przygotowywał się, oczyszczał, odosabniał, skupiał. Tak jak przygotowywali się i oczyszczali przez post i długie modlitwy później zwyczajni święci.