Środowisko „Krytyki Politycznej” znane jest z mistrzowskiej autopromocji swoich kolejnych publikacji. Ale nawet na tym tle „Homobiografie” Krzysztofa Tomasika lansowane są jako rzecz o szczególnej doniosłości. Książka miała promocje w wielu miastach Polski, prezentacje w mediach i entuzjastyczne recenzje takich tuzów nowej lewicy, jak Kinga Dunin. Istotnie, to jeden z pierwszych przykładów wprowadzania na polski rynek krytyki literackiej spod znaku gender studies. Autorzy tego nurtu dokonują rewizji historii literatury pod kątem uciśnionych mniejszości. W imię pogłębiania tożsamości afroamerykańskiej, feministycznej czy homoseksualnej pod lupę bierze się literaturę i historię sztuki.
Tym tropem idzie też Krzysztof Tomasik. W jego pracy można więc znaleźć wszystkie cechy tego gatunku. Konserwatystę skłaniają one z kolei do zadawania pytań o słabości i pułapki takiego sposobu uprawiania krytyki literackiej.
Idee swojej książki wykłada Tomasik we wprowadzającym rozdziale o znaczącym tytule „Hipokryzja szacunku”. Autor wskazuje, że biografie wielu polskich pisarzy, którzy byli homoseksualistami, „są zawsze przycięte do odpowiedniego wzoru albo jeśli przyciąć się nie da – całkowicie przemilczane”. Tomasik wykpiwa – jak pisze – zgrabną formułę „szacunku dla prywatności, która służy do tabuizowania niewygodnych tematów”.
Dalej wyjaśnia, dlaczego uważa, że homoseksualne życie pisarzy trzeba badać i nagłaśniać. Jak postuluje, zmieniłoby to postrzeganie kwestii homoseksualizmu w przestrzeni publicznej. To szczere wyznanie skupia jak w soczewce wątpliwości, jakie budzi liczenie osób z homoseksualnymi epizodami w życiu. Oto bowiem badanie i pisanie o uczuciach z zachowań z najbardziej intymnej sfery człowieka – służyć ma jako sztandar walki ruchu gejowskiego.
A jego niepokojącą cechą jest instrumentalne traktowanie i upolitycznianie zachowań seksualnych.