Cenckiewicz: – Piotr świetnie zna się na procedurach lustracyjnych. Bardzo chciałem, by ze mną pracował. Nasza wiedza i doświadczenia wzajemnie się uzupełniały.
– Sławek pracował na gdańskich zasobach archiwalnych. Ja pracowałem na pomocach ewidencyjnych w centrali bezpieki i aktach centrali. Udało mi się dotrzeć do wielu dokumentów, których on wcześniej nie znalazł. Czasem w moich dokumentach znajdowałem wskazówki, czego Sławek mógł szukać w Gdańsku – mówi Gontarczyk. On zawsze czytał akta, a moją specjalnością jest umiejętność poruszania się w pomocach ewidencyjnych, szukania śladów po jakiejś osobie.
Gontarczyk miał duże doświadczenie w przekopywaniu się przez esbeckie teczki. Zdobył je w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego Ryszarda Nizieńskiego, gdzie niegdyś pracował.
Presja na to, by książka się nie ukazała, była bardzo widoczna. Ale była też inna, cicha presja, by powstała jak najszybciej. Czy nie mieli poczucia, że ich praca jest potrzebna braciom Kaczyńskim z powodów politycznych? – Niektórzy politycy chcieli, byśmy tę książkę skończyli przed wyborami – przyznaje Gontarczyk. – Ale myśmy na to nie szli. Mnie bieżąca polityka w ogóle nie interesowała. Jestem od niej jak najdalej. Poza tym materiał był tak obszerny, że się nie dało – mówi Gontarczyk.
Zarzucają im, że ślepo wierzą w teczki. – Tylko nigdzie nie przeczytałem żadnego konkretnego zarzutu. Wszystko, co o nas słyszę, to ogólniki. Wszędzie przyklejają nam łatki. Stygmatyzacja jest podstawowym sposobem walki z nami – mówi Gontarczyk.
Najpoważniejszy zarzut stawiany im jeszcze przed publikacją to brak próby kontaktu z bohaterem książki. – To całkowita nieprawda – mówi Gontarczyk. – Wysłałem do biura Lecha Wałęsy pismo z propozycją spotkania. Był to wczesną jesienią ubiegłego roku. Już po trzech godzinach do IPN wpłynęło pismo Wałęsy, w którym się domagał, aby jeśli powstanie publikacja na jego temat, uwzględnić w niej jego opinie, które załączył. Na propozycję spotkania nie odpowiedział. Na jego list z kolei odpisał prezes IPN Janusz Kurtyka.
Andrzej Friszke: – Gontarczyk ma na pewno umiejętność i pasję korzystania z archiwów. I to jest cenne. Z archiwów trzeba korzystać, ale jednocześnie trzeba mieć zdolność do wczuwania się w kontekst społeczny, w horyzont intelektualny i mentalny środowisk, które się opisuje. A Gontarczyk tego nie ma, co widać było w jego książce o PPR. Z kolei Cenckiewicz – dodaje Friszke – absolutyzuje archiwa. Te jedne konkretne archiwa, bo inne go nie interesują. Nie ma krytycznego podejścia do zgromadzonych tam materiałów. Za jego badaniami idzie silna motywacja ideologiczna, co niezwykle ogranicza jego zdolność do zrozumienia czasów i ludzi.
Antoni Dudek: – Mam o nich umiarkowanie pozytywne zdanie. Nie zgadzam się z nimi w wielu szczegółowych sprawach. Ale nie chciałbym też stanąć w jednym z szeregu z tymi, którzy odsądzają ich od czci i wiary. Przyznaję, że czasem prezentują poglądy skrajne. Po otwarciu archiwów IPN Cenckiewicz stwierdził, że całą historię opozycji trzeba napisać od nowa. To nieprawda. Nie mogę im natomiast zarzucić, że nie mają warsztatu historyka, bo to nieprawda. Zarzuca się im, że są zafascynowani dokumentami esbeckimi, i pewnie coś w tym jest, ale u historyka to częste zjawisko – fascynacja źródłem.
Szeroko pojęte środowisko „Gazety Wyborczej” stanęłoby na głowie, żeby ta książka się nie ukazała. Środowiska konserwatywne, choć nie wypowiadają się na temat książki, dopóki jej nie poznają, to zdecydowanie mówią, że prawdę musimy poznać, nawet jeśli jest bolesna. Co na to historycy?
Andrzej Friszke: – Badania historyczne muszą być prowadzone. Problem jest wtedy, kiedy noszą one piętno ideologiczno-politycznej konstrukcji, która za tą pracą stoi. A tak jest w tym przypadku. Właśnie podpisałem list do premiera i prezydenta w sprawie zorganizowania obchodów odzyskania przez Polskę wolności w 1989 roku. A teraz zamiast mieć obchody odzyskania wolności, będzie się toczyć wielka dyskusja o tym, czy jest co obchodzić. I sami zrezygnujemy z wygrania rywalizacji o pamięć o tym, gdzie upadł komunizm. Wygrają Niemcy i legenda obalenia muru berlińskiego.
Antoni Dudek: Nie wiem, czy to dobrze, że oni akurat piszą tę książkę. Dla wielu stali się symbolem lustracji. Może są zbyt emocjonalni. Od razu spotkał ich atak. Szkoda. Ale raczej można mieć pretensje do historyków, że żaden z nich nie napisał porządnej biografii Wałęsy. Biję się też we własne piersi. A oni wykonali potężną pracę.
Paweł Wieczorkiewicz: – Uważam, że do opublikowania analitycznego wyboru tego rodzaju źródeł obaj autorzy są przygotowani jak może nikt inny w Polsce. Po pierwsze – z racji dogłębnej znajomości archiwów IPN, po drugie – z racji wypracowania specyficznych, krytycznych metod badawczych wobec materiałów źródłowych. Sądzę, że ta książka może być wydarzeniem w środowisku historycznym także pod względem warsztatowym.
Andrzej Paczkowski: – Lepiej byłoby, gdyby napisali całą biografię Wałęsy, ale nie tylko jeden jej wycinek. Ale dobrze, że ta książka powstanie.
Warto było robić to wszystko? – pytam. Nie macie żadnych wątpliwości? – Nie mam żadnych. Musimy ujawnić prawdę – odpowiada Cenckiewicz.
Gontarczyk: – Oczywiście, że mam wątpliwości. Obawiam się o losy Instytutu. Ale argumenty za ujawnieniem prawdy są przytłaczające.Obaj sprawiają wrażenie wymęczonych i zestresowanych. To nie są chłodni badacze, pracujący z dużym dystansem do przedmiotu swoich badań. To ich sprawa. To ich pasja. Do Lecha Wałęsy i jego związków z SB mają jednoznaczny stosunek. Mają poczucie, że są na froncie.A prawdziwe strzały wybuchną dopiero za kilka dni. Wszystko już gotowe.
Fragmenty wpisów z ostatnich dni Lecha Wałesy z blogu na portalu Moja generacja (pisownia i interpunkcja oryginalne)Co do moich lat 70, Panowie Kaczyńscy, Wyszkowski, Macierewicz i pyskacze z Torunia, i Panie Wilsztaim nie w Niemczech nie we Francji w doborowym towarzystwie masonerii, ale tu walczyłem jak potrafiłem najlepiej, indywidualnie, bo inaczej z różnych powodów w tedy nie można było.. Nie czyhałem by po zwycięstwie lądować i na stanowiska intratne polować grając z dezertera bohatera dziś i odwagi uczyć. (...)
Finał moich zmagań w stoczni w czasie Was interesującym też znacie, str, nr Za postawę, za walkę, za ostrzeżenie, że za chwilę będzie wybuch niezadowolenia klasy robotniczej, to był styczeń, a Radom i Ursus był w czerwcu tegoż roku, za zapowiedź że poważna walka i zwycięstwo nastąpi na fundamencie ZZ trafność moich przewidywań udowodnił 1980 rok, zostałem właściwie politycznie wyrzucony jako jedyny z mandatem gwarantującym mi w tedy formalnoprawnie nietykalność [2-imonitety], SIP i delegat wydziału na konferencje zakładową ZZ.
Wy się chcecie mierzyć ze mną. za tamten czas Pokażcie Wasze osiągnięcia z tamtego czasu. Pokażcie jaką cenę zapłaciliście. To jest barbarzyństwo, to jest bezczelność, to jest chamstwo, brakuje słów.
„Powstaje pytanie, czy kolejne stopnie naukowe: doktorat, habilitacja, mogą dostawać historycy, którzy piszą rzeczy, że tak powiem, niespełniające naukowych, metodologicznych standardów, jak pan Cenckiewicz na przykład” – Jacek Żakowski, TOK FM, 9 VI 2005 r.
„Podczas karnawału »Solidarności« Cenckiewicz miał dziesięć lat. Kiedy komunizm upadł, kończył wieczorowe liceum. Dopiero teraz, gdy idzie rewolucja moralna, Sławomir Cenckiewicz, rocznik 1971, jest gotów” – Jarosław Kurski, „Gazeta Wyborcza”, 25 – 26 VI 2005 r.
„Z IPN wionie dzisiaj smród. (…) Byłem od początku za otwarciem wszystkich teczek. Dziś sądzę, że powinni je otwierać raczej historycy, kompetentni, a nie tacy jak pan Cenckiewicz” – Stefan Bratkowski, „Rzeczpospolita”, 9 – 10 VII 2005 r.
„Za tezami Cenckiewicza stoją plugawe domysły” – Aleksander Hall, „Gazeta Wyborcza”, 22 VII 2005 r.„W dokumencie, który wykorzystał [Cenckiewicz], jest wiele bzdur. Prawda i fałsz są dokładnie wymieszane. Jego artykuł to nie historia, a wywracająca logikę procesu historycznego publicystyka” – Andrzej Friszke w rozmowie z Pawłem Smoleńskim, „Gazeta Wyborcza”, 5 VII 2005 r.
„Na szczęście Cenckiewicz mi nie wchodzi w drogę i się jakoś nie pokazuje. I słusznie, bo nie wiem, jak bym zareagował, pewnie bym go zdzielił przez głowę, przy całym moim pokojowym nastawieniu” – Zbigniew Bujak w rozmowie z Moniką Olejnik, Radio Zet, 31 VIII 2005 r.