Powodzenie sondażowe Platformy Obywatelskiej sprawia, że politycy tej partii lubią oddawać się prorokowaniu, że ich partia rządzić będzie dwie kadencje, a lider – Donald Tusk – zostanie oczywiście prezydentem. Premierem rzecz jasna ma być Grzegorz Schetyna. Ale któż kierować będzie partią? Duet Schetyna – Tusk może być zastąpiony innym: Nowak – Nitras – ta opinia obiega ostatnio partyjne kuluary PO.
Wtajemniczeni mówią wprawdzie, że Sławomir Nowak i Sławomir Nitras na razie nie przepadają za sobą i raczej rywalizują, ale wiadomo też, że obaj są niesłychanie ambitni i zrobią wiele dla zdobycia szczytów. Sławomir Nitras, lider zachodniopomorskiej Platformy, jest na dodatek sprawny organizacyjnie i zahartowany w bojach partyjnych. Z całą pewnością należy więc do tych polityków PO, których liderzy partii, Tusk i Schetyna, mogą chcieć kiedyś, w przyszłości, wyznaczyć na swoje miejsca.
[srodtytul]Zysk dla Szczecina[/srodtytul]
Określenie „delfin”, z którym ostatnio Sławomir Nitras nie bez kokieterii się oswaja, pasuje do niego nie najgorzej. Mówi mi wprawdzie: „to słowo usłyszałem od pani i bardzo mi się ono nie podoba; obawiam się, że niektórzy mogą chcieć sprawdzić, jak sobie radzę pod wodą”, ale nie jest w stanie zaprzeczyć, że i do niego dochodzą słuchy o dalekosiężnych planach co do jego osoby. Trzydziestopięcioletni blondyn o pogodnym uśmiechu wygląda niewinnie i robi dobre wrażenie. – To świetny kompan do rozmowy i wina, umie zjednywać sobie ludzi – mówi Paweł Poncyljusz, poseł PiS, który z Nitrasem zna się jeszcze z czasów, gdy obaj działali w Młodych Konserwatystach. Ale mało kto wie, że karierę polityczną obecny działacz Platformy zaczynał od… Porozumienia Centrum Jarosława Kaczyńskiego. W 1991 roku jako osiemnastolatek pracował w kampanii wyborczej PC, dokąd zaprowadziło go poparcie dla Wałęsy. Jednak znacznie wcześniej zaczął interesować się polityką. – Od małego mnie fascynowała – precyzuje. Jako dzieciak przez trzy lata, od 1981 roku, prowadził zeszyty, w których codziennie zapisywał, co danego dnia było w „Dzienniku telewizyjnym”. – Zacząłem, gdy miałem osiem lat. Dotąd znam nazwiska działaczy PZPR czy ZSL, których dziś już prawie nikt nie pamięta – mówi.
Urodził się i pierwsze lata życia spędził w dwunastotysięcznym Połczynie-Zdroju, miejscowości sanatoryjnej położonej 50 kilometrów od Koszalina i 100 od Szczecina. – Dzięki temu, że w miasteczku prawie cały rok byli kuracjusze, Połczyn-Zdrój był bardziej otwarty niż pozostałe miejscowości wokół – mówi Nitras, choć dodaje, że gdy skończył 14 lat, to wybierał szkołę średnią w Koszalinie z całą świadomością, bo chciał się z rodzinnego miasteczka wyrwać. Teraz, gdy uważa się za szczecinianina, połczyńskie pochodzenie jest mu często wypominane. Po pierwsze dlatego, że to bliżej, niejako w sferze wpływów Koszalina, a – jak wiadomo – między obydwoma miastami istnieje całkiem spory antagonizm. Po drugie dlatego, że z Połczyna wywodzi się wielu urzędników i menedżerów szczecińskich, zwanych w Szczecinie po prostu mafią połczyńską. – W czasach SLD wojewoda był z Połczyna, marszałek sejmiku wojewódzkiego, prezes portu, szef kasy chorych – wylicza Nitras. – Mnie też się wypomina. A przecież to, że zdecydowałem się studiować w Szczecinie, a nie w Poznaniu, jest stratą dla Poznania, a zyskiem dla Szczecina – mówi. – W kategoriach rozwoju miasta pozytywem jest przyciąganie ludzi, a nie zamykaniem się na nich.