Zwyczajna agentura

Komuniści skazani w procesie łuckim, działając przeciw niepodległości Polski i jej integralności terytorialnej, pracowali na rzecz ZSRR, którego byli agenturą

Publikacja: 17.10.2008 20:01

Komuniści świętują dziesięciolecie KPP, której sekcją była Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy

Komuniści świętują dziesięciolecie KPP, której sekcją była Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy

Foto: PAP

Powstanie niepodległego państwa polskiego po I wojnie światowej nie znalazło w międzynarodowym ruchu komunistycznym akceptacji. Oceniono je jako fakt oddalający wybuch rewolucji i dzień wprowadzenia światowej dyktatury proletariatu.

Założona w 1918 r. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski konsekwentnie zwalczała Polskę. Kiedy Armia Czerwona w lipcu 1920 r. stanęła pod Warszawą, KPRP wydała odezwę nawołującą do walki przeciwko Polsce: „Rada Obrony Państwa, werbunek ochotnika, nowe pobory, wiece i obchody patriotyczne i kokardki (…) Klasa robotnicza stoi na uboczu tej wrzaskliwej komedii, komedii niegroźnej dla zwycięskich wojsk Czerwonej Armii. (…) Do walki Towarzysze!”. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne komuniści kontestowali ustrój i granice Polski. Formalnym wyrazem takiego stanowiska było m.in. działanie na Kresach Wschodnich Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Co ciekawe, komuniści chcieli też oderwać od naszego kraju jego najbardziej jednorodne etnicznie, a przy tym tak symboliczne dla polskiej tradycji państwowej ziemie: Górny Śląsk i Pomorze Gdańskie. Ataki propagandowe komunistów na Polskę trwały także po dojściu do władzy Hitlera. Kiedy rozmaite odłamy społeczeństwa polskiego rozpoczynały organizację wieców w obronie niepodległości, organ KPP „Nowy Przegląd” pisał: „Komunistyczna Partia Polski oświadcza obecnie po 11 latach okupacji polskiej na Górnym Śląsku (…) Zwycięski proletariat polski po obaleniu panowania klasowego imperialistycznej burżuazji polskiej przekreśli wszystkie orzeczenia traktatu wersalskiego w stosunku do Górnego Śląska i do Korytarza Pomorskiego i zapewni ludności prawo samookreślenia aż do oderwania od Polski”.

Bez wątpienia ruch komunistyczny w Polsce był sterowany i finansowany z Moskwy. Był typową agenturą ZSRR. Cele i metody działania partii komunistycznej były niemal tożsame z tymi, jakie sobie w Polsce wyznaczały organa sowieckiego wywiadu, tak wojskowego (GRU), jak i NKWD. Jedni i drudzy rozpracowywali Wojsko Polskie, penetrowali instytucje państwowe i organizacje społeczno-polityczne. Walczyli też za pomocą aktów terroru i skrytobójstwa. Zdarzało się więc, że polskie sądy, nie mogąc precyzyjnie określić rzeczywistego charakteru działalności schwytanych komunistów, skazywały ich za „działalność komunistyczną, względnie szpiegowską”. Aparat kierowniczy ruchu komunistycznego składał się z zawodowych płatnych funkcjonariuszy, szkolonych i finansowanych z ZSRR. Jeden z oskarżonych w procesie łuckim Eugeniusz Kuszko napisał po latach: „w mojej działalności partyjnej (…) najważniejszym wydarzeniem konspiracyjnym był udział w szkole wojskowo-politycznej w Moskwie, znajdującej się pod bezpośrednim kierownictwem polskiej sekcji Komitetu Wykonawczego Międzynarodówki Komunistycznej. Wszystkie przedmioty wojskowe, przerabiane w tej szkole, były oczywiście wykładane przez wyższych oficerów Armii Radzieckiej. Wszyscy słuchacze szkoły nosili mundury oficerów radzieckich (…) Szkoła miała za zadanie przygotować dla naszej partii działaczy konspiracyjnych w armii sanacyjnej oraz przyszłych wojskowych kierowników powstania zbrojnego i walk ulicznych”.

Józef Mitzenmacher, członek władz KPP, który zaczął współdziałać z polskimi władzami, w głośnej przed wojną wydanej pod nazwiskiem Jan Alfred Ruguła książce ”Historia Komunistycznej Partii Polski w świetle faktów i dokumentów” swych dawnych towarzyszy oceniał dość surowo: „Cała partia to może kilka, a może kilkanaście tysięcy ludzi, najczęściej fanatyków, a jednocześnie wykolejeńców i histeryków marzących o dorwaniu się do władzy drogą krwawego przewrotu i włączeniu Polski do tzw. Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich”.W II Rzeczypospolitej komuniści byli ścigani jako groźni przestępcy godzący w najbardziej żywotne interesy społeczeństwa polskiego. Jednym z elementów obrony państwa przed zbrodniczą ideologią komunistyczną był tak zwany proces łucki (1934 r.).

[srodtytul]Prowokator Kozak[/srodtytul]

Początki sprawy łuckiej sięgają pierwszych dni listopada 1930 r. Wówczas to na terenie Wołynia policja zatrzymała funkcjonariusza Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy Iwana Kozaka. Był on instruktorem Komitetu Centralnego, więc dysponował dużą wiedzą na temat KPZU. Po aresztowaniu Kozak podjął współpracę z policją. Sporządził obszerny elaborat podający szczegółowe informacje na temat metod działalności KPZU, propagandy, penetracji legalnych partii i organizacji społeczno-politycznych, gromadzenia broni w celu dokonania zbrojnego przewrotu. Oskarżeni w procesie łuckim w swych powojennych relacjach składanych w Zakładzie Historii Partii KC PPR podkreślali, że poza detalami informacje podane przez Kozaka były zgodne z prawdą.

Kozak został również prowokatorem, który wziął udział w aresztowaniach znacznej części aktywu KPZU z sekretarzem KPZU Mikołajem Pawłykiem na czele. Pojawiał się w punktach kontaktowych i wywoływał na spotkania kolejnych działaczy partyjnych. Kiedy ci pojawiali się na odprawie z instruktorem KC KPZU, wpadali w ręce policji. Wśród aresztowanych był również Ozjasz Szechter, znany władzom z wcześniejszej działalności komunistycznej. Pełnił między innymi funkcję sekretarza okręgowego KPZU we Lwowie i w Stanisławowie, a w chwili aresztowania był szefem Wydziału Zawodowego KC KPZU. Tak wysokie stanowiska zwykle były zarezerwowane dla zawodowych płatnych funkcjonariuszy komunistycznej konspiracji, tzw. funków. Pieniądze na ich działalność pochodziły oczywiście z Moskwy.

Zatrzymanych w czasie „wsypy Kozaka” nie odstawiono do więzienia, ale przetrzymywano w pomieszczeniach łuckiego Urzędu Śledczego. Zapewne w ten sposób chciano uniemożliwić kontakty zatrzymanych ze światem zewnętrznym i ze sobą wzajemnie. Wkrótce potem w prasie zaczęły się pojawiać informacje, jakoby aresztowani zmuszani byli biciem do składania zeznań. Pewności nie ma, ale informacje najprawdopodobniej były prawdziwe. W trakcie przesłuchań część zatrzymanych potwierdziła informacje przekazane przez Kozaka. Wśród zeznających był również Ozjasz Szechter, który opowiedział o swojej działalności w KPZU, o metodach działalności partii. Wymieniał także nazwiska innych działaczy.

Większość zatrzymanych twierdziła na rozprawie sądowej, że zeznania zostały na nich wymuszone biciem. Komunistyczna prasa bardzo silnie eksploatowała ten wątek sprawy. Rozpętała również akcję propagandową wokół śmierci jednego z zatrzymanych – Stefana Bojki. Wedle niej miał zostać zamordowany podczas śledztwa. Policja utrzymywała, że Bojko w czasie konwojowania skoczył z mostu do rzeki i się utopił.Odpowiadając na publiczne zarzuty, minister spraw wewnętrznych gen. Felicjan Sławoj-Składkowski wyjaśnił, że wysłał do Łucka specjalną komisję. Nie potwierdziła ona zarzutów, a sam minister uznał je za nieprawdziwe lub naciągane. W lutym 1931 roku z trybuny sejmowej stwierdził jednak, że w urzędzie śledczym w Łucku panowała „niezdrowa atmosfera” i dokonał zmian personalnych w jego kierownictwie.

[srodtytul]Zbrodnie stanu[/srodtytul]

Akt oskarżenia z lipca 1933 r. objął 57oskarżonych z Mikołajem Pawłykiem, sekretarzem KC KPZU, na czele.

Wszyscy zostali obwinieni o przestępstwo z art. 97 § 1 w związku z art. 93 § 1 (wejście w porozumienie z innymi osobami w celu pozbawienia państwa polskiego niepodległego bytu lub oderwania części jego obszaru). Oskarżono ich w istocie o usiłowanie oderwania od Rzeczypospolitej jej ziem południowo-wschodnich i przyłączenia ich do ZSRR oraz obalenia przemocą ustroju państwa polskiego w celu wprowadzenia komunistycznej dyktatury. Zarzuty te były więc bardzo ciężkie – zostały umieszczone w kodeksie karnym w rozdziale zbrodnie stanu i były zagrożone wysokimi karami do dożywocia włącznie.Osoby działające w interesie komunizmu i ZSRR mogły liczyć na wsparcie sowieckich mocodawców. Obronę oskarżonych koordynował adwokat Teodor Duracz, jeden z najważniejszych ludzi Moskwy w Polsce. Zatrudniony jako radca w sowieckim poselstwie w Warszawie z bardzo wysoką pensją w wysokości 1500 zł miesięcznie był przez prasę wprost nazywany sowieckim agentem. W kancelarii Duracza skupiały się rozmaite nici komunistycznej konspiracji i wywiadu sowieckiego. Dostęp do akt procesowych, jaki miał on i inni komunistyczni obrońcy, pozwalał nie tylko na ustalanie właściwej linii obrony. Zdarzało się też, choć nie w przypadku procesu łuckiego, że komunistyczna konspiracja mordowała potencjalnie groźnych świadków lub osoby współpracujące z polską policją.Na początku procesu łuckiego komuniści postanowili skopiować te materiały ze śledztwa, które stanowiły największe zagrożenie dla działalności KPZU i poszczególnych oskarżonych. Za zgodą władz sądowych przepisała je żona Ozjasza Szechtera Helena Michnik. Oficjalnie była ona asystentką jednego z adwokatów, a faktycznie do „obsługi” procesu skierowała ją KPZU. Po latach Helena Michnik wspominała: „późnym latem 1933 r. Rozenbusch, który wtedy był w kraju i był członkiem sekretariatu krajowego [KPZU], powiedział mi, że koniecznie potrzebny jest materiał zeznań oskarżonych i prowokatorów w procesie łuckim, że to trzeba koniecznie wydostać […] Miałam takie polecenie. Przede wszystkim miałam dosłownie przepisać zeznania Kozaka, bo to jest najistotniejsze, oraz wszystkie inne konkretne materiały rzeczowe. […] Przepisałam dosłownie zeznania policyjne sądowe Jaworskiego, zeznanie policyjne Kozaka. Z zeznań innych towarzyszy – wszystko to, co mogło być potrzebne do archiwum partyjnego. Ja zbierałam te materiały pod dwoma punktami widzenia – z jednej strony dla partii, z drugiej – dla obrony. Prócz tego Helena Michnik instruowała komunistycznych obrońców, jaką linię mają przyjąć w czasie procesu. Wydaje się, że punktem odniesienia nie był tu interes oskarżonych (jak najniższy wyrok), tylko polityczny spektakl, w jaki chciała przemienić proces KPZU. Miał on bowiem stać się trybuną walki z „faszystowską Polską”. Zaplanowano rozmaite wystąpienia propagandowe przeciwko Polsce oraz na rzecz komunizmu i ZSRR. Ważnym elementem sprawy, który zamierzano wykorzystać propagandowo, była wspomniana już kwestia wymuszania zeznań biciem oraz sprawa śmierci Stefana Bojki.

[srodtytul]Proces[/srodtytul]

Proces w Sądzie Okręgowym w Łucku rozpoczął się w lutym 1934 r. Pierwszego dnia jeden z oskarżonych komunistów wygłosił oświadczenie ku czci Bojki, odpowiedzialność za jego śmierć przypisując policji. Oskarżeni próbowali śpiewać komunistyczne pieśni. Wówczas przewodniczący rozprawie wiceprezes Sądu Okręgowego sędzia Nowakowski nakazał policjantom uciszenie i usunięcie z sali podsądnych, co wykonano przy użyciu pałek.

Większość oskarżonych nie przyznała się do działalności w KPZU i twierdziła, że ich zeznania zostały wymuszone w śledztwie. Podobnie zachował się Ozjasz Szechter. Oświadczył jednak, że „jest przekonań komunistycznych, których nabył ze studiów ekonomicznych i socjalnych, jest marksistą i sympatykiem komunizmu i zawsze będzie o te swoje przekonania, których nigdy nie ukrywał, walczył”. Złożone w śledztwie zeznania określił jako „wymuszone pod wpływem strasznych tortur i katuszy”, stwierdził, że zostały zastosowane wobec niego i jego towarzyszy dla „rzucenia cienia” na ruch komunistyczny w Polsce. Odrzucił również obciążające go zeznania Iwana Kozaka.

Sąd jednak uznał te tłumaczenia za próbę uniknięcia odpowiedzialności. Nie mogąc jednoznacznie rozstrzygnąć, czy oskarżeni rzeczywiście byli bici (co innego mówili komuniści, a co innego policjanci), sąd napisał: „Oskarżeni mylą się jednak, jeżeli sądzą, że przez udowodnienie faktu wymuszania na nich w toku śledztwa zeznań zeznania ich utracą tem samem cechy prawdziwości i muszą być wyeliminowane zupełnie z liczby dowodów. Tak jednak nie jest, gdyż sprawdzianem wartości dowodowej zeznań służy nie to, że zostały one złożone bez żadnego przymusu, czy to fizycznego czy też psychicznego, i są wyrazem dobrej i nieprzymuszonej woli zeznającego, gdyż nawet wymuszone zeznania mogą być prawdziwe, a zgoła inne kryterium, mianowicie, czy nie zawierają one w sobie sprzeczności, zgadzają się co do poszczególnych faktów i okoliczności, potwierdzają innemi obiektywnie stwierdzonemi okolicznościami itp. I te właśnie kryteria sąd miał na uwadze przy szczegółowej i skrupulatnej ocenie zeznań oskarżonych w śledztwie jako materiału dowodowego i uznał, że są one logiczne, w przeważającej części zgodne ze sobą w ogólnych zarysach i tam, gdzie to możliwe było ustalić, znajdują potwierdzenie w dowodach rzeczowych, zeznaniach świadków, danych wywiadu poufnego, w wynikach obserwacji i nareszcie w wyjaśnieniach niektórych oskarżonych w sprawie i dlatego przeważnie mało mijają się z prawdą i stanowią wartościowy materiał dowodowy”.

Wyrok w sprawie łuckiej zapadł 14 kwietnia 1934 r. Uznawał za winnych przynależności do organizacji wywrotowej i działalności komunistycznej 45 spośród oskarżonych. Kary opiewały na od trzech do ośmiu lat pozbawienia wolności. Szechter był jednym z 14 oskarżonych, których sąd potraktował najsurowiej. W sentencji sąd stwierdził, że brał on bardzo czynny i wybitny udział w charakterze członka KPZU, i to ostatnio w roku 1930 na wysokim kierowniczym stanowisku – kierownika wydziału zawodowego CK KPZU, i dużo zła wyrządził państwu. W 1935 roku na mocy amnestii większość skazanych zwolniono przedterminowo i, jak pisał jeden z partyjnych historyków, „wróciła do czynnej działalności rewolucyjnej”, czyli kontynuowała działalność wymierzoną w niepodległość i integralność terytorialną Polski.

[srodtytul]Jeźdźcy Apokalipsy[/srodtytul]

Część komunistów sądzonych w Łucku dosięgły represje ze strony własnej partii. Akta skopiowane przez Helenę Michnik posłużyły do rozprawy z tymi, którzy składali zeznania w śledztwie, czyli byli „sypakami”. Niektórzy zostali usunięci z partii, a inni zawieszeni. Do tej drugiej grupy należał też mąż Heleny Michnik Ozjasz Szechter.

Najprawdopodobniej niewielu z osądzonych w procesie łuckim wyrzekło się później swoich komunistycznych poglądów. Niektórzy odegrali bardzo niechlubną rolę w historii Polski. Enzel Stup w 1939 r. dowodził w Kobryniu komunistyczną gwardią robotniczą, która m.in. wyłapywała i mordowała polskich żołnierzy i policjantów. Eugeniusz Kuszko był po wojnie komunistycznym generałem, a w latach 40. szefem Głównego Zarządu Politycznego WP. Także inni oskarżeni w procesie łuckim byli po wojnie zasłużonymi budowniczymi PRL. Ale Ozjasz Szechter kariery politycznej nie zrobił. Pracował jako kierownik działu prasowo-wydawniczego Centralnej Komisji (Centralnej Rady) Związków Zawodowych, a później był redaktorem w dziale klasyków marksizmu w Wydawnictwie Książka i Wiedza. Nie wiadomo, czy już wtedy nie chciał się zbyt mocno angażować w politykę, czy też w karierze przeszkodził mu zarzut „sypactwa”. Coraz częściej kontestował otaczającą rzeczywistość, by w 1968 r. stać się obiektem inwigilacji i represji ze strony władz PRL. Uniemożliwiono mu wyjazdy zagraniczne i inwigilowano w ramach sprawy o kryptonimie „Rewolucjonista”. SB uważała, że kontestatorskie poglądy Ozjasza Szechtera miały wpływ na jego syna – Adama Michnika.Bez względu jednak na to, że zasługi Szechtera dla opozycji w latach PRL winny budzić szacunek, charakter jego działalności przed wojną nie budzi wątpliwości. W procesie łuckim skazano na kary więzienia grupę członków partii, która była na ziemiach polskich klasyczną agenturą ZSRR. Chcieli oni obalić przemocą ustrój polityczny Polski i wprowadzić komunistyczny totalitaryzm. Dokonywali też zamachu na najbardziej żywotne interesy polskiego społeczeństwa, chcąc oderwania od Polski województw południowo-wschodnich i przyłączenia ich do ZSRR. Ten zamiar warto ocenić w świetle dramatu ludności sowieckiej Ukrainy, gdzie w latach 1932 – 1933 (czyli w czasie prowadzenia śledztwa w sprawie łuckiej) zginęło z głodu podczas kolektywizacji od kilku do kilkunastu milionów ludzi.

[i]Tekst powstał na podstawie kwerendy Pawła Tomasika, Franciszka Dąbrowskiego i badań autora.

IPN nie otrzymał od „Gazety Wybroczej” odpowiedzi na propozycję druku powyższego tekstu.[/i]

Powstanie niepodległego państwa polskiego po I wojnie światowej nie znalazło w międzynarodowym ruchu komunistycznym akceptacji. Oceniono je jako fakt oddalający wybuch rewolucji i dzień wprowadzenia światowej dyktatury proletariatu.

Założona w 1918 r. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski konsekwentnie zwalczała Polskę. Kiedy Armia Czerwona w lipcu 1920 r. stanęła pod Warszawą, KPRP wydała odezwę nawołującą do walki przeciwko Polsce: „Rada Obrony Państwa, werbunek ochotnika, nowe pobory, wiece i obchody patriotyczne i kokardki (…) Klasa robotnicza stoi na uboczu tej wrzaskliwej komedii, komedii niegroźnej dla zwycięskich wojsk Czerwonej Armii. (…) Do walki Towarzysze!”. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne komuniści kontestowali ustrój i granice Polski. Formalnym wyrazem takiego stanowiska było m.in. działanie na Kresach Wschodnich Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Co ciekawe, komuniści chcieli też oderwać od naszego kraju jego najbardziej jednorodne etnicznie, a przy tym tak symboliczne dla polskiej tradycji państwowej ziemie: Górny Śląsk i Pomorze Gdańskie. Ataki propagandowe komunistów na Polskę trwały także po dojściu do władzy Hitlera. Kiedy rozmaite odłamy społeczeństwa polskiego rozpoczynały organizację wieców w obronie niepodległości, organ KPP „Nowy Przegląd” pisał: „Komunistyczna Partia Polski oświadcza obecnie po 11 latach okupacji polskiej na Górnym Śląsku (…) Zwycięski proletariat polski po obaleniu panowania klasowego imperialistycznej burżuazji polskiej przekreśli wszystkie orzeczenia traktatu wersalskiego w stosunku do Górnego Śląska i do Korytarza Pomorskiego i zapewni ludności prawo samookreślenia aż do oderwania od Polski”.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Luna, Eurowizja i hejt. Nasz nowy narodowy sport
Plus Minus
Ubekistan III RP
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności