„Mówił o Gruzji, starym narodzie, starej kulturze i starym państwie, zmiatanym burianami tatarskich przechodów. Kiedy znikli Tamerlanowie, Dżyngischany, Złote i nie złote Hordy, wynurzały się nowe niebezpieczeństwa. Rozdarta waśniami swych wielkich rodów, pozbawiona silnej władzy królewskiej, wyposażona w archaiczną armię Gruzja (...) znalazła się pomiędzy trzema potęgami: Persją, Turcją i Rosją. W XVIII stuleciu wzmógł się zwłaszcza napór rosyjski. Wzdychając, Uwaliszadze opowiadał, jak daleki Petersburg przekupywał złotem i straszył bagnetami, jak podjudzał Ormian-kupców i górali-Czekiesów, jak jego ambasadorzy wynosili na tron i prowadzili za nos ostatnich, słabych i bezwolnych królów gruzińskich. Janowi dzieje te były nieznane; ale nie były obce. Późniejsze dzieje Kaukazu – wiek XIX, wiek niewoli – nie były mu obce także. (...) Uwaliszadze mówił o bohaterskich obronach, o krwawych generał-gubernatorach, nieszczęśliwym narodzie i niegodziwym caracie. I wszystko to wydawało się Janowi tylko inną wersją tej samej historii.”Jan wspomina też rozmowę ostatnią, sprzed wybuchu wojny. Tę, podczas której Uwaliszadze mówił o rozczarowaniu do Zachodu. Teraz rozumie, co czuł Gruzin. I tak jak on, czepia się ostatniej nadziei.
„Pan wzruszy ramionami i powie: co wielkiemu Zachodowi po małej biednej Gruzji? Co to za buta mocarstwowa u starego Uwaliszadzego? A ja jednak panu odpowiem starym przysłowiem francuskim, że nawet najsilniejszy potrzebuje kiedyś kogoś słabszego od siebie. To większa prawda, niż pan przypuszcza. I ta prawda może mieć swe zastosowanie właśnie dla niejednej Gruzji”.
Włodzimierz Odojewski, który przywołał „Cień Gruzji” we wstępie do wyboru wojennej publicystyki Pruszyńskiego, pisał: „I w tej rozjaśniającej tragizm emigracyjnego opowiadania poincie tkwi, jak mi się wydaje, jedno z przesłań, którymi Pruszyński stara się podbudować swoje: przetrwamy, jeszcze kiedyś nadejdzie i nasz czas”. (2)
„Uwaliszadze, który przypominał starego, dobrotliwego Francuza, jowialnego czasami, czasami smutnego jak teraz, naraz się odmienił. Przed Janem w półmroku latarni paryskiej, w pobrzasku idącym od Sekwany, stał teraz człowiek z jakąś inną maską twarzy, skurczoną, bardziej męską, zaciętą. Jan pomyślał naraz, że cały pokost kultury zachodniej nie wypalił w tym człowieku jego Kaukazu i że teraz ten człowiek o pięknej francuszczyźnie i klasycznym oczytaniu był tylko góralem z aułu.
W milczeniu, jakie nastało, usłyszeli brzęk motorów z góry. To ciepłą nocą nad Paryżem płynęły rzadkie wtedy samoloty.
– Samoloty – powiedział Uwaliszadze – samoloty... A wie pan, że Gruzini mają świetnych lotników? Wie pan, czasem mi się zdaje, że posłyszę jeszcze warkot gruzińskich samolotów, kluczem lecących na Zachód, jak kluczem leciały u nas jesienią na Iran dzikie gęsi. Tak, jestem już stary. Ale znowu nie taki stary, żebym się nie miał doczekać”.
[i][1] Opowiadanie ukazało się w tomie „Trzynaście opowieści” (Czytelnik 1946), po 1957 roku było wznawiane w różnych zbiorach opowiadań i antologiach. Wszystkie cytaty w tym tekście podaję za: Ksawery Pruszyński, „Opowiadania” (PIW, Warszawa 1998, s. 169-200)
[2] Włodzimierz Odojewski, Słowo wstępne. w: „Ksawery Pruszyński, Wybór pism 1940 – 1956”. (Polonia 1989), s. VI – VII. Odojewski przypomina, że w PRL opowiadanie było interpretowane jako satyra na polską emigrację niepodległościową w Londynie.[/i]