A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają! – pisał przed wiekami Mikołaj Rej. Gdyby nagle wstał z grobu, zapewne ucieszyłby się z aktualności swojego testamentu. Niekoniecznie byłby jednak ukontentowany sposobem jego realizacji.
Palant, szkodnik, cham, bachor, debil, dureń, s…syn, psychole, paranoicy, karły moralne… Próżno szukać drugiego kraju w Europie, w którym przedstawiciele partii rządzącej oraz były prezydent obrzucaliby podobnymi obelgami przeciwników politycznych. Czyżbyśmy mieli do czynienia z eksplozją „mowy nienawiści” (ang. hate speech), której istotą jest używanie języka w celu znieważenia, pomówienia lub rozbudzenia agresji wobec konkretnych osób?
Nic z tych rzeczy. Na łamach „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska wprowadza rozróżnienie między sformułowaniami niszczącymi ludzi a tymi, które tylko ich obrażają. Do pierwszej grupy zalicza wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości, do drugiej – cięte riposty działaczy Platformy Obywatelskiej. Doszukiwanie się półcieni w kryształowych życiorysach Stefana Niesiołowskiego, Lecha Wałęsy czy dziadka Donalda Tuska jest zbrodnią, natomiast obsypywanie inwektywami braci Kaczyńskich to najwyżej naruszenie etykiety. Uchybienie podobne do konsumowania bezy widelczykiem, a nie łyżeczką.
[srodtytul]Zapluty Kaczyński[/srodtytul]
Aby zilustrować swój wywód, Wielowieyska sięga do własnego doświadczenia: „Nie zabolało mnie, gdy »Trybuna« napisała o mnie: »Nie dość, że brzydka, to jeszcze głupia«. Natomiast zaboli zawsze atak na rodzinę, zaboli podważenie uczciwości, zaboli określenie »kapuś«, »złodziej« i »agent«”. Obawiam się, że dla większości mężczyzn sprawa jest prostsza: w obu przypadkach należy bronić kobiecej czci z jednakową determinacją. Żałuję, że przeoczyłem tekst w „Trybunie”, bo mógłbym w bezpośrednim starciu przekonać jego autorów, że pani Dominika jest ładna i inteligentna. Równie ostro zareagowałbym, gdyby jakiś natręt grzebał w jej pamiątkach rodzinnych. Na szczęście raczej nam to nie grozi, bo pani Dominika nie jest politykiem ani historycznym przywódcą „Solidarności”. Nie wybrała zajęcia, które wymaga upubliczniania oświadczeń majątkowych, korzeni rodzinnych i meandrów własnej biografii.