Swego czasu Maurice Merleau-Ponty zaproponował (w odniesieniu do stalinizmu) retrospektywne rozróżnienie fałszywych wybuchów przemocy od cudu prawdziwego rewolucyjnego przełomu. Terror był uzasadniony, jeśli jego ostatecznym efektem jest prawdziwa wolność, nie ma sensu zaś odnoszenie go do jakiejkolwiek abstrakcyjno-uniwersalnej normy etycznej. Zwycięska rewolucja sama się uzasadnia.
Brzmi złowieszczo? A czy nie ten dokładnie sposób myślenia towarzyszy nam za każdym razem, gdy oceniamy przeszłe osiągnięcia ludzkości, wielkie budowle i wspaniałe katedry, choć przecież wiemy, że zostały okupione przemocą i wyzyskiem niewolników? Nie ma takiego dokumentu kultury, który nie byłby dokumentem barbarzyństwa. Terry Eagleton zauważył gdzieś przytomnie, że jeżeli ludzkość ulegnie zagładzie w wyniku jakiejś katastrofy, ktoś może z perspektywy czasu uznać osiągnięcia cywilizacyjne za niewarte cierpień, dzięki którym powstały.
Być może najpełniejszy zbiór dowodów na niemożliwość istnienia demokratycznej utopii bez przemocy ułożył Richard Rorty. Jego zdaniem nie sposób, nie popadając w błędne koło, teoretycznie uzasadnić przekonania, że okrucieństwo jest rzeczą straszną. Nie istnieje dobra odpowiedź na pytanie „Dlaczego nie być okrutnym?”. Zdaniem Rorty’ego istnieją tylko konkurencyjne opowieści. W tym opowieść o RAF i opowieść samego RAF. Wsłuchajmy się w nie.
W opowieści terrorystów RAF wiele jest o niesprawiedliwości tego świata, wojnach, wyzysku. Niemal każdy manifest towarzyszący akcji terrorystycznej nawołuje: „Walka przeciwko wszystkim wyzyskiwaczom i wrogom ludu!”. Ale gdy się wsłuchać uważniej, dobiegnie nas inna, dobrze znana opowieść. „Walka do ostatecznego zwycięstwa”, „Walka albo śmierć”, a także szereg obrazów. Skąd znamy te wezwania do stworzenia „nowego porządku”? Kiedy to jeszcze w Berlinie, we Frankfurcie i w Monachium można było usłyszeć o „wypełnieniu ważnej misji na świecie”?
Nienawiść do świata i skłonność do okrucieństwa, fanatyczna misyjność, agresywna buta, bezwzględne podporządkowanie celowi – znamy je dobrze z historii nazizmu.
A może to tylko nerwica natręctw każe powracać nam skojarzeniami do – zawsze tego samego głównego punktu odniesienia współczesnej kultury – Holokaustu i jego nazistowskich architektów? A może w komunikatach terrorystów RAF pobrzmiewa tylko kolejne echo niewinnego niemieckiego mesjanistycznego romantyzmu?
Może. Ale już jednoznacznie narodowo-socjalistyczne i rewanżystowskie klimaty pojawiają się w oskarżeniach wobec zachodnich aliantów o kolonizację Niemiec Zachodnich uprawianą w myśl „rasistowskich twierdzeń o «specyficznej strukturze charakteru narodu niemieckiego»” i „zniszczeniu tożsamości podbitego narodu”.
Także sama struktura grupy odtwarzała faszystowskie wzorce. Autorytarny przywódca, który krzykiem i groźbą wymusza posłuszeństwo (Andreas Baader). Władza oparta na charyzmie przywódcy. Szczególnie symptomatyczne jest zachowanie Ulrike Meinhof, krytycznie myślącej intelektualistki, która choć rozumie i dostrzega wszystkie mechanizmy rządzące grupą i jej ideologią, tłumi swoje wątpliwości, trwając w podporządkowaniu. Tę figurę także dobrze znamy z historii niemieckiego faszyzmu, gdy przecina się ona z historią niemieckich intelektualistów.
Członkowie RAF, podobnie jak wcześniej naziści, pragnęli zerwać z wymuszonym dostosowywaniem się do demokracji, modelem państwa prawa i „zachodnich” wartości. Czyż ostatnią konsekwencją decyzji o użyciu terroru nie jest przeobrażenie się w swojego własnego wyimaginowanego przeciwnika? Czy historia RAF nie jest opowieścią o takiej walce z faszyzmem, w wyniku której sami stajemy się faszystami? Czy powinniśmy być zaskoczeni wiadomością, że jedyny żyjący przedstawiciel pierwszego pokolenia RAF Horst Mahler postanowił przystąpić do neonazistowskiej NPD?
Eric Santner rozwinął tezę Waltera Benjamina z tekstu „O pojęciu historii”, twierdząc, że teraźniejsze wystąpienie rewolucyjne powtarza i zbawia nieudane próby z przeszłości. Pojawiające się „symptomy są nie tyle zapomnianymi czynami, ile raczej zapomnianymi porażkami czynu”. Slavoj Žižek zauważa w związku z tym, że „pustka rewolucyjnej szansy może eksplodować w «irracjonalnych» wybuchach destrukcyjnej wściekłości”. Czy RAF nie był taką eksplozją po niezrealizowanym buncie ’68 roku? Czy rewolucyjna polityka nie została zastąpiona odpolitycznioną estetyczną orgią unicestwienia? W późnym kapitalizmie estetyczne bunty smażą się w piekle popkultury. Na wolnym ogniu.
Ta historia doczekała się zabawnej puenty. Dopiero prezydent RP Lech Kaczyński podjął inicjatywę kasacyjną w sprawie wyroku na braci Kowalczyków. Wniosek ów uzasadniano w następujący sposób: „Zasadniczym motywem wysadzenia auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej były skłonności oskarżonych do destrukcji i fascynacja pirotechniką, a także niechęć czy też niemożność zaakceptowania obowiązujących norm współżycia społecznego”.
[i]Skrócona wersja wstępu do książki Steve Sem-Sandberga „Teresa”, opublikowanej przez wydawnictwo „Czarne“[/i]
[ramka]Autor jest redaktorem „Krytyki Politycznej”, absolwentem Międzywydziałowych Interdyscyplinarnych Studiów Humanistycznych (socjologia, ekonomia, filozofia) na Uniwersytecie Warszawskim[/ramka]