Monachijskie jajo węża

„Bawarska republika radziecka” to półroczny epizod z czasów tuż po I wojnie światowej, o którym nawet niemiecka lewica woli nie pamiętać

Aktualizacja: 17.03.2009 21:40 Publikacja: 13.03.2009 22:55

Żołnierze bawarskiej Armii Czerwonej pilnują dworca w Monachium (źródło: Bayerisches Hauptstaatsarch

Żołnierze bawarskiej Armii Czerwonej pilnują dworca w Monachium (źródło: Bayerisches Hauptstaatsarchiv)

Foto: Rzeczpospolita

Bawarska republika radziecka – ta nazwa w uszach czytelnika mało obeznanego z historią brzmieć musi dziwacznie. Co może mieć ze sobą wspólnego jedna z najbardziej katolickich i konserwatywnych krain Niemiec i władza Sowietów? A jednak dokładnie 90 lat temu przez pół roku – między listopadem 1918 a majem 1919 – nad Monachium powiewał czerwony sztandar. Szok wywołany bolszewickim epizodem zadziałał jak katalizator w procesie wyłaniania się nazizmu.

Wydarzeniom tym niedawną wystawę poświęciło Literaturhaus – Muzeum Literatury w Monachium. Bawarska rewolucja, jak zresztą i w pewnym stopniu późniejszy nazistowski ferment polityczny, miała swoje korzenie w bujnym artystyczno-intelektualnym rozkwicie miasta na przełomie wieków.

[srodtytul]Ferment monachijskich kawiarni[/srodtytul]

W „Atenach nad Izarą”, jak nazywano bawarską stolicę, wrzało od nowych idei. W zadymionych piwiarniach artystycznej dzielnicy Schwabing spotykali się zarówno artyści, malarze i satyrycy, jak i ideolodzy czerwonego i przyszłego brunatnego radykalizmu. Zachłystywano się ideami walki klas, jak i rozprawami o nieuchronności walki ras. W Monachium mieszkał wtedy przez pewien czas Włodzimierz Lenin i Lew Trocki.

Z kolei myślowy grunt pod wyłonienie się nazizmu tworzyli tacy pisarze jak Oskar Spengler czy Ludwig Thoma. Modni stawali się ideolodzy ezoterycznego pangermanizmu z Zakonu Teutonów, poprzednika stowarzyszenia Thule.

Wyznawców egoizmu klas i ras łączyło tylko jedno – pogarda dla chrześcijaństwa, wiary słabeuszy. A samo Monachium było jak wolnomyślicielska wyspa pływająca w morzu spokojnej bawarskiej katolickości i konserwatyzmu.

Wybuch I wojny światowej na chwilę połączył wszystkich narodowym rauszem. Nawet socjalistyczna SPD uległa przekonaniu, że parlamentarne Niemcy wypowiedziały słuszną wojnę carskiej despotii. Inni patrzyli na wojnę jako starcie ras – germańskiego aliansu Niemiec i Austrii przeciw słowiańszczyźnie. To właśnie w Monachium 16 sierpnia 1914 roku młody Austriak Adolf Hitler – zdegustowany schyłkowością Habsburgów – zgłosił się do niemieckiego wojska. Narodowe uniesienia szybko ustąpiły jednak miejsca rozczarowaniu przedłużającą się wojną. Od stosunkowo lojalnej wobec wojennego wysiłku SPD odpadali z czasem radykałowie. Wpierw tzw. niezależni, czyli USPD, a po wybuchu rewolucji bolszewickiej – przyszli komuniści, czyli Spartakus.

Narastała też wrogość między korzystającą z popytu na żywność wsią a wygłodzoną stolicą Bawarii z pokaźną grupą robotników przemysłu zbrojeniowego.

Około 5 listopada 1918 roku do Monachium docierają wieści o rewolcie marynarzy w Kilonii. 7 listopada 1918 r. – w pierwszą rocznicę rewolucji październikowej – USPD zwołuje wiec antywojenny na błoniach Theresienwiese. Żołnierzy i robotników porywa swoją przemową sprawny trybun ludowy Kurt Eisner. Tłum zamiast się rozejść, rusza na miasto, po drodze wchłaniając uczestników z kolejnych koszar i fabryk. Policja znika z ulic, a król bawarski Ludwik III ucieka z Monachium. To, co rano miało być kolejną antywojenną demonstracją, wieczorem kończy się w piwiarni Mathaeserbrau stworzeniem rady robotniczo-żołnierskiej.

Kurt Eisner zostaje ogłoszony nowym premierem Bawarii i jednocześnie ministrem spraw zagranicznych Wolnego Państwa Bawaria. Nikt nie rozstrzyga, czy staje się ono osobnym państwem, czy tylko częścią jakichś przyszłych socjalistycznych Niemiec.

Monachium było pierwsze – dopiero dwa dni potem socjalistyczna rewolta w Berlinie zmiotła Kaisera Wilhelma. W pierwszym dniach listopada republiki rad powstawały w różnych miastach ówczesnych Niemiec, m.in. w Bremie, Mannheim, Brunszwiku czy nawet w Strasburgu przed wkroczeniem Francuzów. Wszędzie jednak ich żywot był krótki – szybko realną kontrolę przejmowali wysłannicy rządu umiarkowanych socjalistów pod wodzą Friedricha Eberta. Tylko w Bawarii eksperyment z władzą rad potrwał blisko pół roku.

[srodtytul]Eisner, czyli twórczy nieład[/srodtytul]

Do rządu Eisnera wchodzi umiarkowana SPD. Eisner co rusz toczy spory ze swoim zastępcą i szefem MSW Erhardem Auerem, który na dalszą rewolucję nie ma ochoty. Auer co rusz telefonuje do Berlina, gdzie socjalistyczny rząd szykuje się już do starcia z komunistycznym Spartakusem.

Kim był Eisner? To symbol nowej władzy – pół polityk, pół marzyciel, z rozwianą brodą, płonącymi oczami i pince-nez jakby cudem niespadającym z czubka nosa. Jednych porywa, innych odstręcza. Okazuje się kiepskim premierem, nie radzi sobie z zapewnieniem aprowizacji i opału dla milionów Bawarczyków. Radykałów irytuje odmową nacjonalizacji przemysłu, prawicę rozjuszy ujawnieniem wzorem Lenina tajnych akt i depesz z archiwów kaiserowskiej dyplomacji. Eisner, czyniąc ten gest, liczy na uzyskanie od aliantów lepszych warunków pokojowych dla Bawarii niż reszta Niemiec. Ententa lekceważy takie umizgi, a oburzona prawica krzyczy: „To zdrada”.

Eisner – potrójnie obcy jako Prusak z Berlina, rewolucjonista i jednocześnie Żyd – zaczyna być obiektem niechętnej kampanii konserwatywnych Bawarczyków.

Są w tym tradycyjne uprzedzenia, ale i trafna obserwacja, że za plecami chwiejnego Eisnera widać już zwolenników poprowadzenia rewolucji idącej znacznie dalej – ku leninowskiemu wzorcowi.

Bardzo często przedstawia się dziś ten lęk przed rewolucją jako „histerię małego burżuja”. A przecież powody do obaw były jak najbardziej realne. Opinia publiczna w Niemczech w tym czasie bardzo dobrze wiedziała, co się dzieje w Rosji.

Prasa informowała o szczegółach zmasakrowania rodziny carskiej, o terrorze Czeka i eksterminacji Cerkwi. Tym bardziej wielu monachijczyków miało prawo wyciągać jak najgorsze wnioski z takich rewolucyjnych pomysłów, jak wywieszenie w listopadzie 1918 roku czerwonych flag z wież monachijskiej katedry czy postanowione przez rząd Eisnera usunięcie religii ze szkół. Na dodatek na początku stycznia 1919 roku Monachium dowiaduje się o nieudanej próbie przewrotu komunistycznego w Berlinie. Umiarkowani socjaliści oddychają z ulgą, zwolennicy Komunistycznej Partii Niemiec mówią o zdradzie, a zwykli monachijczycy z niepokojem patrzą w przyszłość.

Na razie wszyscy czekają na 12 stycznia 1919 r. – dzień pierwszych wolnych wyborów do bawarskiego Landtagu. Prawie wszyscy, bo komuniści je bojkotują.

Najwięcej głosów dostali bawarscy konserwatyści z partii ludowej, zaraz za nimi umiarkowana SPD. USPD – partia Kurta Eisnera dostaje tylko 3 proc głosów. Wyborcy pokazali, że na żadne rewolucje nie mają ochoty. Gorzej, że rewolucjoniści nie mają już ochoty na demokrację.

21 lutego 1919 r. rozgoryczony wynikami, ale i zmęczony władzą, Eisner udaje się do Landtagu złożyć dymisję. Nie dotrze nigdy na miejsce. Po drodze zostaje zastrzelony.

[srodtytul]Rewolwerowcy i marzyciele[/srodtytul]

Zamachowcem okazuje się młody oficer, hrabia Anton von Arco auf Valley. Okoliczności tego zamachu to ponura zapowiedź konfliktu, jaki ogarnie rychło Niemcy. 22-letniego porucznika dotknął parę dni wcześniej wielki despekt. Aspirował do tajnego neogermańskiego sprzysiężenia Thule, ale odmówiono mu członkostwa, wskazując żydowskie pochodzenie matki. Urażony von Arco postanowił czynem udowodnić, że jest równie germański jak jego koledzy i na cel wziął symbol bawarskiej rewolucji – obiekt antysemickich emocji.

Zastrzelenie Eisnera rozbija kruchą równowagę sił. Wiadomość o zastrzeleniu premiera dociera do Landtagu, gdzie właśnie miała się odbyć inauguracja obrad. Rewolucjoniści natychmiast oskarżają o zlecenie zamachu lidera SPD i adwersarza zabitego premiera Erharda Auera.

Jeden z delegatów rady robotniczej, były kelner Alois Lindner wraz z drugim napastnikiem wyciągają broń i ciężko ranią Auera, po czym dla odmiany ostrzeliwują lożę posłów prawicy. Następnie uciekają z gmachu i zbiegają do Austrii. Pogrzeb Eisnera zapoczątkowuje kult „męczennika rewolucji”. Rewolucyjna gwardia zmusza księży do bicia w dzwony.

Obrady Landtagu zostają zawieszone na czas nieokreślony, a próżnię władzy wypełnia Zentralrat – centralna rada rewolucyjna, na czoło której wysuwa się ideolog narodowego bolszewizmu Ernst Niekisch. Rada każe drukować pieniądze bez pokrycia. Chłopi szybko to odkrywają i przestają przywozić żywność do miasta. Monachium staje się głodne i chłodne.

W odpowiedzi w Bambergu na północy Bawarii powstaje kontrrząd uznający władzę Berlina pod wodzą Johannesa Hoffmana z SPD. Podporządkowują mu się Freikorpsy – ochotnicze prawicowe oddziały gotowe do rozprawy z rewolucją.

Gdy w połowie marca 1919 roku na Węgrzech zostaje ogłoszona republika rad, własną republikę radziecką proklamują anarchiści i intelektualiści pod wodzą trójki literatów Ericha Muehsama, Ernsta Tollera i Gustava Landauera. Ci trzej przedstawiciele monachijskiej bohemy wywodzili się z zasymilowanej inteligencji żydowskiej.

Trwające równo tydzień istnienie tego rządu przypominało niekiedy dadaistyczny kabaret. Nowy ludowy pełnomocnik do spraw zagranicznych, leczący się ze schizofrenii dr Franz Lipp, na wieść o problemach Lenina z sowieckimi kolejami domaga się w oficjalnej nocie do rządu Szwajcarii natychmiastowego wysłania do Rosji Sowieckiej 60 lokomotyw. W razie odmowy groził Szwajcarom wojną.

Minister finansów ogłosił z kolei, że pieniądze są dobrem należnym wszystkim obywatelom za darmo. Komisarz oświaty wydał wreszcie dekret przemianowujący wydział historii na uniwersytecie monachijskim na wydział nauk o wrogach cywilizacji, czyli o Kościele i feudałach.

Ale Komintern traktuje rewolucję w Niemczech znacznie bardziej serio. Do Monachium przerzucani są aktywiści z Komunistycznej Partii Niemiec, którzy przy asyście Tawje Axelroda – formalnie posła Rosji Sowieckiej w Monachium – chcą jak najszybciej przejąć władzę. Po tygodniu kładą kres interregnum kawiarnianych rewolucjonistów.

[srodtytul]Leninowskim szlakiem[/srodtytul]

Na czele nowej republiki sowieckiej stają dwaj działacze KPD Eugene Levine i Max Levien. Powszechnie zyskują sobie nazwę „ruskich” – istotnie wywodzą się z rodzin rosyjskich Żydów, którzy przenieśli się do Niemiec przed I wojną światową.

Powstaje bawarska Armia Czerwona, na czele której staje rewolucyjny marynarz Rudolf Egelhofer. Do jej biur garną się tłumy – w wygłodzonym Monachium to jedyne miejsce, gdzie dają jeść. Lenin, który uważa rewolucję w Niemczech za priorytet, zasypuje za pomocą telegrafu rząd sowieckiej Bawarii wskazówkami, jak utrwalić rewolucję.

Rząd SPD w Bambergu nie ma wyboru: musi polegać w walce z Sowietami na Freikorpsach, kipiących od szowinistycznych emocji. Monachium zostaje powoli odcinane od reszty Bawarii. 20 kwietnia dochodzi do pierwszego starcia Freikorpsów z Armią Czerwoną. Czerwoni wygrywają potyczkę, biorąc do niewoli pięciu białych oficerów i 36 żołnierzy.

Rewolucyjna władza zakazuje wydawania burżuazyjnej prasy. Rekwirowane są konta bankowe i wybrane mieszkania bogaczy. Rady robotnicze przejmują zakłady. Powstaje trybunał, który zwalczać ma kontrrewolucję.

Gwardia rewolucyjna aresztuje grupę konspiratorów ze stowarzyszenia Thule. Zostają potraktowani jako zakładnicy. Do tej grupy zostają dołączeni profesor malarstwa Ernst Burger i dwaj jeńcy z Freikorpsu. Gdy nadchodzi wieść, że na Monachium ruszają wojska białych – rankiem 30 kwietnia w Liceum Luitpolda zakładnicy zostają rozstrzelani.

Wieść o masakrze przyspiesza szturm Freikorpsu na Monachium. Walki trwają do 2 maja i ginie w nich ok. tysiąca ludzi – z tego trzy czwarte to zwolennicy rewolucji.

Zdobywcy rozstrzeliwują każdego złapanego z bronią w ręku. Potem, gdy walki cichną – wystarcza jeden donos, by stawiano pod ścianę. Eugeniusza Levine, Gustava Landauera i Rudolfa Egelhofera rozstrzelano. Teller skazany zostaje na pięć lat więzienia. Tawje Axelrod i Max Lieven zbiegli do Rosji.

Cztery lata potem w listopadzie 1923 roku próby zdobycia władzy dokonają naziści pod wodza Hitlera. Bawarska policja pod monachijską Feldherrenhalle również bez wahania otworzy ogień do brunatnego pochodu.

[srodtytul]Świt komunizmu i świt nazizmu[/srodtytul]

Wystawa w Literaturhaus skupiała się raczej na przedstawieniu przebiegu rewolucji niż na moralnej ocenie rewolty. Wiele miejsca poświęcono intelektualistom i artystom zaangażowanym w bawarską rewolucję.

Część z nich zginęła po zdławieniu rad, co zrodziło żywotną do dziś wśród monachijskich lewicowych intelektualistów legendę „Literatów stawianych pod ścianą”. Innych naziści dopadli po zdobyciu władzy, np. Ericha Muhnsama zakatowano w obozie w Oranienburgu. Ernst Toller czy Carl Einstein zmarli na wygnaniu. Jeszcze inni jak Oskar Maria Graf zdobyli sławę literacką i odwiedzali otoczeni pełnią chwały powojenne Monachium. Również Tomasz Mann czy Lion Feuchtwanger opisali burzliwe monachijskie półrocze 1918/1919 w swoich dziennikach i powieściach.

Autorzy bardzo ostrożnie komentują wydarzenia. Delikatność mówienia i pisania o tym epizodzie niemieckiej historii wynika z urazu niemieckiej lewicy wobec zduszenia rewolucyjnych dążeń Spartakusa przez umiarkowaną SPD w sojuszu z nacjonalistyczną armią. Ponadto z opozycji wobec czerwonej Bawarii powstał po pewnym czasie ruch nazistowski. Ideolodzy NSDAP opisywali zbrodnie rewolucji jako impuls do powstania ruchu. Z szeregów Freikorpsów i stowarzyszenia Thule walczących z rewolucją wyłonili się liderzy ruchu nazistowskiego.

Hitler był w tym czasie żołnierzem armii i – jak twierdził – w czasie rewolucji był nawet krótko aresztowany. Z środowiskiem Thule związany był wówczas Heinrich Himmler. We Freikorpsach maszerujących na

Monachium służyli: późniejszy lider SA Ernst Roehm, Rudolf Hess czy Sepp Dietrich – późniejszy Obergrueppenführer SS. Dzięki temu lewicowcom łatwo jest przypinać łatkę brunatnej tradycji każdemu, kto pokazuje szaleństwa rewolucji.

Idąc za ciosem, skrajna niemiecka lewica kreuje rewolucję bawarską jako pierwszy impuls przeciw nazistowskiej groźbie. Autorzy wystawy na szczęście nie ulegają tej pokusie. W przedmowie do katalogu prof. Ferdinand Kramer i dr Richard Loibl bez ostentacji, ale wyraźnie stawiają pytanie o wzajemny wpływ między radykalizacją lat 1918/1919 a początkami ruchu narodowosocjalistycznego.

Wystawa pokazuje na przykładzie gazet NSDAP z lat 20. i 30., jak bardzo ruch nazistowski budował swoją mitologię na fakcie, że na czele rewolucji bawarskiej stali liczni rewolucjoniści pochodzenia żydowskiego. Czy bez rewolucji 1919 roku niemiecki faszyzm poszedłby w tak wyraźnym kierunku antysemickim? Przykład Włoch Mussoliniego pokazuje, że tak być nie musiało.

Wystawa uchyla się od takich odpowiedzi. Ale temat poruszają izraelscy badacze zajmujący się dziejami Żydów w Niemczech.

Amos Elon w swojej historii niemieckich Żydów „Zu einen Anderen zeit” wskazuje, że w chwili zakończenia I wojny niemiecki obóz nacjonalistyczny nie był jednoznacznie antyżydowski. Elon przypomina, że w oddziałach Freikorpsu służył np. Ernst Kantorowicz, wybitny historyk nieukrywający swego żydostwa. Jednym z nacjonalistycznych publicystów, jacy rozpowszechnili mit o zdradzieckim socjalistycznym „ciosie w plecy” w listopadzie 1918 roku, był Paul Nicolaus Cossmann, żydowski konwertyta.

Jeszcze w czasie tzw. puczu Kappa w Berlinie wiosną 1920 r. rzecznikiem prasowym był niemiecki Żyd Ignaz Triebisch. Z kolei prof. Fritz Haber, wynalazca gazów bojowych, cieszył się szacunkiem generała Luedendorffa – współlidera nazistowskiego puczu w Monachium w 1923 roku.

Potem nazizm brutalnie rozprawił się z „narodowymi” Żydami.

Autor opracowania „Żydzi w Niemczech” Nachum Gidal przypomina zaś, jak bardzo wyrazisty udział żydowskich rewolucjonistów – szczególnie przybyłych ze wschodu tzw. Ostjude w wydarzeniach lat 1918/1919 był uważany za katastrofę przez niemieckie mieszczaństwo żydowskie utożsamiające się z patriotyzmem epoki Kajzera. Tym bardziej że tacy politycy, jak Eisner czy potem Landauer, nie wspominając o Levine i Lievenie, zrywali demonstracyjnie z żydowską wiarą i tożsamością na rzecz marksizmu.

Ale dla przeciętnych Niemców byli to po prostu Żydzi, którzy chcieli przerobić Niemcy na marksistowski wzór. Na tym urazie naziści budowali potem swoją antysemicką propagandę.

Żydowscy publicyści dramatycznie pytali, dlaczego Niemcy tak łatwo zauważają Żydów komunistów, a nie zauważają takich polityków żydowskiego pochodzenia jak Bernhard Falk – jeden z czołowych polityków Niemieckiej Partii Demokratycznej (DDP) – czy niemiecki szef dyplomacji z początku lat 20. Walther von Rathenau (notabene zastrzelony w 1922 roku przez protonazistów).

Dopiero potem – po hekatombie II wojny światowej – zaczęła dominować teza, że wiara w symbiozę niemieckiej i żydowskiej tożsamości od początku była iluzją, a niemiecka potrzeba odreagowania klęski I wojny tak czy owak musiała doprowadzić do wytypowania Żydów na wygodnych kozłów ofiarnych.

Na swój cyniczny sposób tę zmianę nastrojów przyjęli do wiadomości sami komuniści. Od końca lat 20. w Komunistycznej Partii Niemiec zaczęto spychać na dalszy plan aktywistów o żydowskich korzeniach. Zbladła kariera Eugena Levy’ego, którego z czołówki KPD zepchnęli z czasem w cień „czysto niemieccy” Ernst Thaelmann i Wilhelm Pieck. Levy uwięziony po 1933 roku w hitlerowskim kacecie zdołał w 1935 roku poprzez Pragę uciec do ZSRR. W 1938 roku został rozstrzelany w Moskwie podczas stalinowskich czystek.

[srodtytul]Delikatny temat[/srodtytul]

Wystawa w Literaturahaus to jedyne chyba muzealne przypomnienie rocznicy rewolucji 1918/1919 w Niemczech. Lokalne obchody rocznicy powstania krótkotrwałej republiki rad świętowali parę miesięcy temu w Monachium tylko miejscowi radykalni lewacy i anarchiści. Bolesny konflikt między umiarkowaną SPD a Spartakusem, z którego wyłoniła się potem Komunistyczna Partia Niemiec, to najwyraźniej zbyt dzieląca sprawa, by ktoś chciał taką rocznicę włączać w oficjalną politykę historyczną RFN.

Dla polskiego widza ukazana na monachijskiej wystawie skala agresji i nienawiści z lat 1918 – 1923 budzić musi niepokojące wrażenie. Gdyby bawarska rewolucja przetrwała, szybciej mógłby ziścić się sen Lenina o rozpaleniu ognia rewolucji w całej Europie. A między sowiecką Rosją a jakąś niemiecką republiką rad na pewno nie byłoby miejsca na niepodległą Polskę.

I ta ostatnia refleksja – ile sentymentu warto okazać monachijskim „literati”, którzy spróbowali wcielić w życie rewolucyjne marzenia? Zapłacili za to wysoką cenę – jeśli nie życia, to wegetacji na wygnaniu. Nawet Ernst Niekitsch, jedyny z liderów sowieckiej Bawarii, który zrobił jakąś karierę w NRD, otrzymując w 1948 roku profesurę na berlińskim Uniwersytecie Humboldta, uciekł potem rozczarowany do RFN

Ale można też zapytać, czy gdyby sowiecka Bawaria przetrwała – to zza pleców tych ludzi nie wyszłyby postacie w rodzaju Aloisa Lindnera – rewolwerowca z bawarskiego Landtagu – czy komisarza Fritza Seidla, który wydał rozkaz rozstrzelania zakładników w liceum Luitpolda? Czy kawiarniani rewolucjoniści sami nie zginęliby szybko w kolejnych czystkach? Ale o tym już niemieccy lewicowcy czczący bawarską rewolucję nie chcą myśleć.

[i]Wystawa „Revolution! – Bayern 1918/19” w Muzeum Literatury w Monachium trwa do 22 marca 2009 roku. Szczegóły na stronie: [link=http://www.literaturhaus-muenchen.de]www.literaturhaus-muenchen.de[/link][/i]

Bawarska republika radziecka – ta nazwa w uszach czytelnika mało obeznanego z historią brzmieć musi dziwacznie. Co może mieć ze sobą wspólnego jedna z najbardziej katolickich i konserwatywnych krain Niemiec i władza Sowietów? A jednak dokładnie 90 lat temu przez pół roku – między listopadem 1918 a majem 1919 – nad Monachium powiewał czerwony sztandar. Szok wywołany bolszewickim epizodem zadziałał jak katalizator w procesie wyłaniania się nazizmu.

Wydarzeniom tym niedawną wystawę poświęciło Literaturhaus – Muzeum Literatury w Monachium. Bawarska rewolucja, jak zresztą i w pewnym stopniu późniejszy nazistowski ferment polityczny, miała swoje korzenie w bujnym artystyczno-intelektualnym rozkwicie miasta na przełomie wieków.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy