Oczywiście, że można. U nas przecież nikt niczego nie czyta, nikt nie myśli. U nas każdy wie. Więc jeśli ktoś nie dość zachwyca się „dobrą zmianą", jest lewakiem. Jesteś sceptyczny wobec kolejnych regulacji państwa dotyczących gospodarki? Uważasz pomysł, by to państwo budowało hotele, za aberrację? To kolejny dowód, że jesteś lewakiem.
Bo zerojedynkowość naszej debaty publicznej wyklucza właściwie jakąkolwiek debatę. I jest ona publiczna mniej więcej tak, jak, za przeproszeniem, publiczna jest TVP. Ale o narodowych mediach za chwilę. Zerojedynkowość sprawia, że na podstawie drugo- czy trzeciorzędnych spraw można zostać zapisanym do jakiegoś obozu i nagle przypisywane są ci zupełnie inne poglądy, niż masz. Przekonałem się o tym dobrze, gdy w świątecznym wydaniu „Plusa Minusa" opublikowałem żartobliwy tekst o tym, że czas naprawić błąd Mieszka I i ostatecznie rozdzielić państwo od Kościoła przez organizację świeckich świąt Bożego Narodzenia. Kilka osób w mediach społecznościowych cytowało fragment tego tekstu: „Chrześcijaństwo narusza Twoje uczucia religijne? Uważasz opowieść o narodzeniu Jezusa 2000 lat temu w Betlejem za szkodliwą bajkę? To, u licha, nie świętuj Bożego Narodzenia. Nie obchodź Wigilii" – podając dalej link do mojego felietonu.
Ale ci, którzy widzą świat czarno-biało, uznali, że to nie fragment mojego tekstu, ale... krytyka pod moim adresem. Że to ja domagam się świeckich świąt. „Co za debil", „Uczeń Marksa", „Lewak", „Tęskno Panu do czerwonych flag podczas pochodów 1 maja" – wygrażali mi ludzie, którzy gdyby przeczytali mój tekst ze zrozumieniem, może by się z nim zgodzili. Ale po co czytać, lepiej posługiwać się uporządkowaną wizją świata. Szułdrzyński to lewak, więc chce świeckich świąt. A dlaczego lewak? Bo przecież jeśli ktoś nie kocha „dobrej zmiany", to jest lewakiem z definicji.
Ale ten brak „dystynkcji w rozumowaniu" równie dobrze widać po drugiej stronie. Można się było o tym przekonać, czytając komentarze po śmierci bp. Tadeusza Pieronka. Nagle lewica przypomniała sobie wypowiedzi księdza biskupa, w których szydził z feministek, protestował przeciwko in vitro, mówił o świętości życia. Dopóki żył, jakoś go tolerowano, bo nie lubił PiS i głośno je krytykował. Dlatego często wykorzystywały go liberalno-lewicowe elity, by oburzył się a to na Kaczyńskiego, a to na Macierewicza. No, ale skoro już odszedł, skoro nie jest już potrzebny, lewica zaczęła się oburzać, że biskup uważał akty homoseksualne za niemoralne, a aborcję za zabójstwo. No bo jak to: taki był fajny, tak krytykował PiS, a tu nagle się okazuje, że taka konserwa?
Ale na wyższy poziom odmóżdżenia nasza debata weszła dzięki „Sylwestrowi marzeń". Od 31 grudnia lewakiem jest każdy, kto nie zachwyca się wystarczająco popisami muzycznymi Zenona Martyniuka i Sławomira. Nagle stosunek do disco polo stał się głównym ideologicznym punktem odniesienia. Wiadomo, „dobra zmiana" to Jacek Kurski w TVP, a on uznał, że kluczem do powodzenia sylwestrowej imprezy jest zaproszenie gwiazd disco polo. A więc krytyka Zenona i Sławomira to atak nie tylko na „dobrą zmianę", ale i na jej najdroższe wartości: suwerenność, podmiotowość i godność. Krytyka disco polo w telewizji publicznej to zamach na polskość Polski. Krytykujesz disco polo, znaczy, że jesteś lewakiem. A więc opowiadasz się za świeckością świąt, jesteś zwolennikiem związków partnerskich, in vitro i aborcji. Nie jesteś? Jesteś, jesteś, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Lewak to lewak.