Bogusław Chrabota: Jednak zbrodnia polityczna

Czy zabójstwo Pawła Adamowicza było mordem politycznym? Czy może – jak chce Michał Komar, wybitny znawca tematu – aktem terroru kryminalnego o podłożu politycznym? Czy w ogóle winniśmy asygnować przymiotnik „polityczny" do tej krwawej zbrodni, która wstrząsnęła Polską jak długa i szeroka?

Aktualizacja: 18.01.2019 21:22 Publikacja: 18.01.2019 17:00

Bogusław Chrabota: Jednak zbrodnia polityczna

Foto: gdansk.pl/ Grzegorz Mehring

Charakterystyczne, że rządząca partia próbuje zdepolityzować tę zbrodnię. Odciąć ją od polityki, robiąc – przed jakimkolwiek zresztą orzeczeniem lekarzy – ze sprawcy człowieka niezrównoważonego, wariata. O niewykorzystywanie tego dramatu w polityce apeluje prezydent, ministrowie, a nawet „neutralna" nagle politycznie telewizja Jacka Kurskiego.

Intencja jest oczywista. Rząd Prawa i Sprawiedliwości jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo kraju. Obiecywał spokój i bezpieczeństwo publiczne, rządy szeryfów i skuteczną prewencję. A tu nagle coś nie zagrało. Niedostatecznie zdiagnozowany lub zreedukowany bandzior wychodzi z więzienia i kilka tygodni po odsiadce dokonuje na oczach tysięcy ludzi mordu, o którym mówi cały świat. A więc nie jest w tej Polsce Prawa i Sprawiedliwości tak bezpiecznie. Zaostrzenie polityki karnej i penitencjarnej nie przyniosło zamierzonych skutków. Mamy kryzys wizerunkowy, który trzeba wygasić. Jak? Nakazując, w wersji łagodniejszej, wycięcie z komentarzy słowa „polityka", w bardziej bezwzględnej, zrzucenie odpowiedzialności za morderstwo na brutalizującą debatę publiczną opozycję.

W tej ostatniej kwestii spin doktorzy PiS mają zresztą trochę racji. Nie należy do aniołów retoryki ani Lech Wałęsa, ani Radosław Sikorski, a nie tak dawno jeszcze jeden z głównych szermierzy Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot przeszedł do historii Polski jako wynalazca agresywnego politycznego happeningu. Jednak ta moneta ma i drugą stronę. Bo przecież nie sposób zapomnieć ani o pełnych jadu opiniach o przeciwnikach politycznych Antoniego Macierewicza, ani tweetach Krystyny Pawłowicz, a klasyczna sentencja sejmowa o „zdradzieckich mordach" stanie się zapewne po latach najbardziej królewskim passusem w wikicytatach dotyczących lidera polskiej prawicy. Wszyscy zatem ponoszą, pardon – ponosimy – odpowiedzialność za ekosferę polskiego słowa. Słowa, które na naszych oczach przedzierzgnęło się w najbardziej brutalne zabójstwo polityczne czasów III Rzeczypospolitej.

Dlaczego się upieram, że jest z polityki? Bo to dla wszystkich, którzy nie uczestniczą w procedurze kryzysowego public relations Prawa i Sprawiedliwości, sprawa oczywista. Morderca Stefan W. wybrał z zimnym wyrachowaniem przypadkowego polityka (był dla niego po prostu reprezentantem znienawidzonej formacji), dokonał z chirurgiczną precyzją morderstwa na oczach tysięcy świadków i wyraźnie do mikrofonu wykrzyczał, że jest to zemsta na odpowiedzialnej za tortury – których rzekomo doznał – Platformie Obywatelskiej. Jeśli ktoś tu nie dostrzega politycznego motywu, okoliczności i skutków, musi być zaiste na poziomie IQ eugleny zielonej.

Raz jeszcze podkreślę. Nie było żadnego związku przyczynowo-skutkowego (uczą tego na zajęciach z prawa karnego na drugim roku studiów) pomiędzy aktywnością polityczną Pawła Adamowicza i więziennymi doznaniami Stefana W. Adamowicz był celem zastępczym indywidualnej zemsty na systemie. Jako żywo przypomina to zamachy terrorystyczne XIX-wiecznych anarchistów czy narodników, a dziś rzeźnie urządzane przez ludzi inspirowanych przez ISIS. Chodzi o tzw. propagandę czynem, gdzie przypadkowa, zwykle niewinna ofiara staje się symbolem zemsty na niesprawiedliwym – zdaniem terrorysty – systemie. W ten sposób zabójca prezydenta USA Leo Czołgosz usprawiedliwiał swój atak w 1901 roku. Jego zdaniem McKinley był „wrogiem prawych ludzi, prawych robotników", choć nie miał na to żadnych dowodów.

Podobnie swoje akty terroru usprawiedliwiają aktywiści ISIS. Chodzi o zemstę na społeczeństwie Zachodu za akty przemocy wobec społeczności muzułmańskiej. Ofiary muszą być przypadkowe. A czy za politycznością aktu terroru musi stać czytelna idea albo zaplecze organizacyjne? Niekoniecznie. Najczęstszą alternatywą dla zorganizowanego terroru (IRA, RAF, Brigade Rosse) są tzw. samotne wilki. To często ludzie ledwie zainfekowani ideologią, utrzymujący najwyżej incydentalny kontakt z tymi, którzy ich inspirują. Często kryminaliści albo osoby skonfliktowane z prawem. Bezrobotni, byli narkomani, których subiektywnie przeżyta krzywda pcha na drogę indywidualnej odpłaty.

Ale czyż to nie portret Stefana W., który mści się na eksponowanym (byłym) polityku PO za krzywdy, których doznał od systemu? Trudno nie przyznać, że morderca prezydenta Gdańska pasuje do tego obrazu idealnie. Nie potrzeba więc bezpośredniego zaplecza partyjnego, by inspirować ludzi takich jak Stefan W. Wystarczy duszna atmosfera hejtu, opary nienawiści, którymi się pożywi, a które produkujemy wszyscy.

I na koniec wątek bardzo osobisty. Niektóre z portali prawicowych próbują mnie wrobić w przypisywanie sprawstwa za polityczny mord, jakim było zabójstwo Pawła Adamowicza, rządzącej partii. Kompletna bzdura. Nie jest tej śmierci winien wyłącznie PiS. Wszyscy jesteśmy winni po trosze. I wszyscy powinniśmy uderzyć się w piersi. Może echo kogoś obudzi.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą