Byliśmy szczeniakami, buntowaliśmy się. Graliśmy w dwóch zespołach – Grand Macabre i Katharsis. Miałem gumowane czarne spodnie i długie włosy. Ale tylko z tyłu. Grzywkę musiałem przycinać. Nie podobała się pani od matematyki.
[b]Wojciech Waglewski mówił żartobliwie: synowie „robili mi wiochę”. [/b]
Kiedy włączał Milesa Davisa albo Boba Marleya, chciało się posłuchać ostrych piosenek o Szatanie.
[b]Mówisz to teraz z uśmiechem. [/b]
No tak, chociaż nie drwię z gatunku, bo to bardzo emocjonalna muzyka. Heavy metal miał baśniową, mitologiczną otoczkę. Najlepszym przykład: Iron Maiden. Czekało się, kiedy Eddie wyskoczy na scenę. Zaczęło się od Hendriksa, potem był zespół Black Sabbath, który cały czas brzmi doskonale, choć to proste riffowe granie. Zazwyczaj firmowali je ludzie inteligentni. Alice Cooper mówił, że zaprasza na horror. Tak jak do kina.
[b]Jeździłeś do Jarocina? [/b]
W drugiej połowie lat 80. zabrał mnie ojciec. Miałem dziewięć lat. Jarocin zaskoczył mnie właśnie heavy metalem. Pamiętam zespół Wilczy Pająk i występ, który zaczął się od wybuchu. A później wyskoczył na scenę pan z wielką pieszczochą. I to robiło niesamowite wrażenie na dziecięcej wyobraźni.
[srodtytul]Jak ci się gra z bratem?[/srodtytul]
Fajnie. Pod względem muzycznym możemy się dogadać zawsze. Na inne tematy – niekoniecznie. Mamy inne temperamenty, zainteresowanie. W muzyce nie ma czasu na rozmowę. Bierzemy instrumenty i gramy. Jest porozumienie i czad. Współpracujemy już dziesięć lat.
[b]Ojciec to muzyczny rywal?[/b]
Chciałem udowodnić, że wszystko zawdzięczam sobie, a nie nazwisku. To uczciwe. I mam czyste konto. Pierwszą płytę „Polepione dźwięki” wydał Tytus, mój i Piotrka znajomy. Ojciec nie wiedział, że coś nagrywamy. Płytę usłyszał długo po premierze. Nie wiem, czy do końca był zachwycony. Ale nas to nie interesowało. Poszliśmy własną drogą.
[b]Ciekawe, że z ojcem nagraliście gitarową płytę – „Męską muzykę”. [/b]
Mój ojciec chciał, żeby Piotrek wyprodukował mu album. Potem poprosił mnie o teksty. Okazało się, że możemy się porozumieć dzięki prostym bluesowym akordom z domieszką samplerowej produkcji. Okazało się, że to hula. A przy okazji „Męskiej muzyki” przypomniałem sobie, że fajnie jest grać na gitarze basowej. Z Piotrkiem, który jest bębniarzem, tworzymy sekcję. I się dzieje. Rodzi się czysto muzyczny dialog, o jakim zapomniałem.
[b]Co dziś znaczy dla ciebie bunt?[/b]
Nie krzyczę, że jakiegoś polityka trzeba zdjąć z trybuny albo coś podpalić. Buntuję się pomysłem na granie. Podoba mi się Frank Zappa, który nagrywał prawie we wszystkich gatunkach i nigdy nie brakowało mu poczucia humoru. Nie lubię patosu. W muzyce rockowej i rapowej jest podejrzany. Chodzi o to, że trzeba wyjść na scenę i dać dobry koncert. Dać z siebie dużo energii. Wtedy nie ma miejsca na oszustwo. Nowa płyta ma brudne brzmienie, bo nie podoba mi się to, co słyszę w radiu na co dzień. Wszystko jest poukładane, plastikowe.
[b]Pośrednio mówisz, że bunt społeczny, polityczny nie jest już możliwy. [/b]
Bywa podejrzany. Myślę, że dla mojego pokolenia był już opakowany. Miał przygotowane ubranko. Ton nadawało MTV, a Jarocin odbywał się pod wielkim billboardem „Marlboro Rock In”. Takie czasy. Szukaliśmy polskiej Nirvany, polskiej odmiany grunge. A co dziś znaczy grunge? Powstał w Seattle, w małej mieścinie z dużym bezrobociem. Był ekspresyjną muzyką i nagle się okazało, że to moda na kraciastą koszulę i spiczastą bródkę.
[b]Przemysł odzieżowy zareagował błyskawicznie. [/b]
Muzycy byli przerażeni. Dlatego w czasach, kiedy bunt staje się medialnym sposobem na promocję, zwykłym chwytem reklamowym – nie wierzę.
[b]Czy po czasach "Solidarności", wyborach 1989 r. i upadku muru berlińskiego nasza część Europy znalazła się w społeczno-politycznej lodówce? Już tylko moda i marketing będą się zmieniać?[/b]
Mam nadzieję, że nie. Wszystko jest kolorowe, ładne, szybkie, ale czuję chaos w globalnej wiosce. Ludzie chcą wszystko mieć, dotknąć i i brakuje czasu na refleksję. To budzi frustracje.
[b]I co dalej? [/b]
Myślę nie o wielkich zmianach, tylko małych, bo w nich jest realna siła. Poza tym one naprawdę nas dotyczą. Dziś rzeczywistość dzieli się na medialną, kreowaną przez telewizję, pisma kobiece i plotkarskie oraz wyzwoloną od ich wpływu, w której ludzie komunikują się niezależnie, zgodnie ze swoimi zainteresowaniami. To jest zmiana możliwa dzięki Internetowi. Zakładamy strony, wymieniamy się opiniami albo muzyką, która nie jest w Polsce w ogóle dystrybuowana. Kilka lat temu siedziałem przed telewizorem z pilotem w ręku. Dziś nie mam telewizora. Wielu moich znajomych też rezygnuje z telewizji. Żyjemy swoim życiem. Spacerujemy, chodzimy po księgarniach, antykwariatach. Wróciła płyta winylowa. To jest znamienne. Trzeba mieć czas, żeby położyć płytę na talerzu, posmakować muzykę, obejrzeć okładkę. Winylu nie da się słuchać jak mp3... Duże media nie interesują się muzyką niekomercyjną, MTV puszcza seriale i reality show, w firmach płytowych o wyborze singla decyduje to, czy będzie się dobrze prezentował jako dzwonek telefoniczny – a scena niezależna ożyła. Na koncertach Pogodno czy Mikołaja Trzaski są tłumy. Krąg ludzi, którzy żyją życiem własnym, a nie medialnym – powiększa się.