W przeciwieństwie do niestabilnej sytuacji politycznej w Kolumbii, która pozwalała mafijnym ojcom chrzestnym trząść krajem, koncentrująca się w rękach autorytarnej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej meksykańska władza nie pozostawiała aż tak dużej swobody dla działalności przestępczej. Przynajmniej nie bez wiedzy i przyzwolenia wysoko postawionych polityków i podległych im służb. Ten właśnie fakt sprawił, że założyciel pierwszego meksykańskiego kartelu z Guadalajary – autentyczna postać Miguel Ángel Félix Gallardo (Diego Luna) – przedstawiony jest w serialu nie jako podmiot gry, a jedynie element narkobiznesowej układanki. Tym samym historia bardziej przypomina naciągane political fiction niż pełnokrwisty film gangsterski, którego moglibyśmy się spodziewać po meksykańskiej scenerii, w której się rozgrywa.
Punkt wyjścia wygląda następująco: zjednoczenie rozbitych struktur mafijnych było trudne do wyobrażenia, do momentu aż pojawił się Félix Gallardo, pochodzący z najbiedniejszej części kraju. Z początku głównym źródłem zarobku dla jego organizacji była produkcja oraz przemyt marihuany. W dłuższej perspektywie trawka nie mogła wytrzymać konkurencji z wschodzącą gwiazdą narkobiznesu – kolumbijską kokainą. Jednak widok kolejnych, niewyobrażalnie wielkich transz pieniędzy zarobionych na białym proszku nie wystarcza wywodzącym się z biedoty bossom. Chcą jeszcze więcej.
Akcja serialu skupia się na szybkim rozkwicie imperium introwertycznego Félixa Gallardo, a następnie na jego nieustannej walce o utrzymanie parasola ochronnego w postaci biznesowych inwestycji dla mafijnych struktur, kolumbijskich dostawców i meksykańskiej elity partyjnej. Gallardo stara się trzymać z dala od rachitycznego, choć ambitnego zespołu agentów amerykańskiej jednostki antynarkotykowej (DEA), w której wybija się choleryczny agent Enrique „Kiki" Camarena (Michael Pena), również postać autentyczna. Agenci starają się zwrócić uwagę amerykańskiej administracji na rosnący problem meksykańskiego narkobiznesu. W tym celu chcą wyeliminować z gry najważniejszego gracza, sięgając przy tym po nieortodoksyjne metody. Pracę ułatwia im fakt, że większość otoczenia Félixa Gallardo pogrąża się w odmętach kokainowego nałogu, popełniając coraz większe błędy. Mafioso, obserwując szczególnie niepoczytalnego wspólnika, Rafę Quintero (w tej roli Tenoch Huerta), sam prewencyjnie odsunie go na dalszy plan.
W całej opowieści zbyt mało jednak dowiadujemy się o prawdziwych zleceniodawcach Gallardo. Bo w miarę jak postanowił on porzucić handel marihuaną na rzecz kokainy, coraz bardziej zrzekał się prawdziwej władzy i kontroli nad sytuacją na rzecz pieniędzy. Tymczasem to meksykańscy politycy, wojskowi i służby specjalne zaczęły decydować o kształcie kartelu, skali przemytu, a wreszcie o życiu każdego członka przestępczej familii. Takie, a nie inne warunki zewnętrzne sprawiają, że Félix zaczyna bardziej przypominać urzędnika drżącego o życie niż ojca chrzestnego najpotężniejszego kartelu narkotykowego w historii Meksyku. W konstrukcji tej postaci objawia się największa słabość „Narcos: Meksyk". Brak w serialu pełnokrwistych bohaterów, których losy uzmysławiałyby skalę bezprawia i przemocy narkotykowego świata. Bo nie wystarczy pokazać krwi na ekranie, aby wydobyć dramat i ból ofiar mafijnych wojen.
„Narcos: Meksyk", prod. Netflix, reż. Carlo Bernard, Chris Brancato, Doug Miro