"Bronisław Komorowski chyba nie przypuszczał, że początek będzie tak ciężki. Z wielkim trudem zdołał skompletować drużynę i sprawia wrażenie, jakby ciągle nie wiedział, po co został prezydentem. Po dwóch miesiącach w pałacu nie ma się czym pochwalić. Politycy PO, którzy sympatyzują z Bronisławem Komorowskim, uważali, że po wygranych wyborach wszystko potoczy się gładko. Zwłaszcza że siłą rzeczy nowy prezydent będzie porównywany z poprzednikiem. A ten przecież stale funkcjonował w niesamowitym rozedrganiu i emocjach. Skoro miało być tak lekko i przyjemnie, to dlaczego jest chropowato i ciężko? Dlaczego nowy prezydent zamiast wystartować, utknął w blokach?"
Przyczyn jest kilka - opowiadają o nich Michał Majewski i Paweł Reszka w tekście otwierającym najnowszy numer Plusa Minusa [b][link=http://www.rp.pl/artykul/61991,546665-Start-pod-gorke.html" "target=_blank]Komorowski – start pod górkę[/link][/b].
"Europa nie radzi sobie z imigrantami, szczególnie z krajów islamu, a imigranci nie potrafią, a zazwyczaj nie chcą, zrozumieć Europy" - pisze Marek Magierowski w analizie zatytułowanej [b][link=http://www.rp.pl/artykul/61991,546648-Potrafimy--zyc-bez--spoleczenstwa.html" "target=_blank]Nawet się nie bronią[/link][/b]. "Przez kilkadziesiąt lat niemal cała klasa polityczna Europy przymykała oko na ten problem. Imigranci nie wykazywali się lojalnością, bo nikt tego od nich nie żądał. Rodzą się kolejne pokolenia coraz bardziej wyalienowanych młodych muzułmanów, oderwanych od dawnego środowiska i zagubionych w nowym świecie, którzy za duchowych przewodników mają radykalnych imamów. Większość pogardza Zachodem, lecz z drugiej strony szybko się uczy, jak używać w dyskursie publicznym argumentów z kanonu europejskiej myśli oświeceniowej. Zyskują sojuszników wśród lewicowych elit, wciąż odurzonych ideą multikulturalizmu i ochoczo przypinających łatki z napisem skrajna prawica każdemu, kto odważy się podnieść kwestię integracji imigrantów". Dlatego, twierdzi Magierowski, kiedy lewicowe elity są przerażone wzbierającą falą antyimigranckich nastrojów i szukają winnych, powinny spojrzeć w lustro
[b][link=http://www.rp.pl/artykul/61991,546648-Potrafimy--zyc-bez--spoleczenstwa.html" "target=_blank]Potrafimy żyć bez społeczeństwa[/link][/b] - stawia tezę prof. Piotr Gliński, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Prowadzący wywiad Igor Janke pyta go to, czego dowiedzieliśmy się nowego o stanie Polaków jako wspólnoty po katastrofie smoleńskiej.
"Kończy się być może era tradycyjnych społeczeństw, rozumianych jako wspólnoty kulturowo-społeczne, z silnymi więziami, wspólnymi wartościami, wspólnotą doświadczeń i pamięci, wspólnymi instytucjami, które są budowane przez wszystkich i dla wszystkich. W takich wspólnotach istniał pewien przymus wspólnego funkcjonowania, ale zapewniały one – wielorako rozumiane – bezpieczeństwo. To się w pewnym sensie kończy. Ludzie potrafią być razem, rozwiązywać swoje problemy życiowe w ramach innych struktur i wspólnot społecznych.