Za to produkcja artystyczna idzie pełną parą, wytwarza za dużo. Doszło do tego, że trzeba się od kultury opędzać.
Co dzień ten sam dylemat: co wybrać? Komu poświęcić czas, a komu odmówić. Wszyscy są pod ręką, czekają: debiutanci i klasycy, łatwo dostępni, w formatach tradycyjnych i elektronicznych, wydaniach używanych lub nietkniętych, na własność lub na wypożyczenie – wszyscy coraz tańsi. Proszą o uwagę: stłoczeni, zmuszeni do krępującej autoreklamy. Może spędzi pani ze mną dzisiejszy wieczór? Jestem wybitnym reżyserem, jestem dowcipną pisarką, wschodzącą gwiazdą pianistyki, weteranem hip-hopu, jestem genialnym komediantem – boki zrywać!
Przepychają się na stoliku, w Facebooku, na półkach – liczą, że zdobędą mnie kolorową okładką, mocnym tytułem, rekomendacją na skrzydełku. Z konieczności robią się bardziej krzykliwi.
Tylko poeci, jak zwykle, milczą – nie chcą rozmieniać słów na drobne, no i wiedzą, że szanse zawsze mieli niewielkie. Świat stanął na głowie – to nie ja biegnę za artystą, spragniona jego myśli, ciekawa jego wyobraźni. To on, a raczej oni – całą gromadą pędzą za mną, zwalają się na głowę. Z analogowej tęsknoty za kulturą, z głodu i wyczekiwania przeskoczyliśmy do cyfrowego potopu – toniemy w ofertach i wyrzutach sumienia. Wybierając jednego twórcę, odmawiamy setkom innych.
Rozczarowani artyści chcieliby odejść spod naszych drzwi, odetchnąć. Ale przysiadają tylko na wycieraczce, bo odkąd mamy komputery, muszą być w pogotowiu. Internet nie śpi, pełna kultura przez całą dobę.
Na ekranie lub straganie. Visconti za sześć złotych, na DVD w tekturce, z odzysku (nielegalny, bo wyrwany z magazynu dla pań), poleca się znużonym podróżnym w dworcowym zgiełku. Herzog szlachetniej, zafoliowany na sklepowej półce, ale w sekcji „przecena”. Eric Clapton patrzy z góry, zakwalifikowany do „top nowości” – zerka z okładki odważnie, prosto w obiektyw, pewny, że mnie tym spojrzeniem kupił. Mrożek ustawiony przy drzwiach księgarni, żebym na niego wpadła. W twardej oprawie, droższy – rzecz jasna. Ale teraz nie pieniądz jest problemem, tylko czas. Mrożek prosi o wiele: opasły tom zabierze kilka wieczorów, może kilka dni.