Bartłomiej Sienkiewicz w opublikowanej w „Plusie Minusie” z 15.01 [link=http://www.rp.pl/artykul/593908,594157.html" "target=_blank]„Pochwale chłopskiego rozsądku”[/link] chłopskim rodowodem objaśnia wiele narodowych cech naszego współczesnego społeczeństwa: „Narodem masowym, a nie tylko wierzchnią warstwą, właściwie jesteśmy od bardzo niedawna, od 40 może 30 lat, nie w wyniku przelanej krwi, tylko zupełnie innego procesu, zupełnie odmiennego niż polskie mity odzyskiwania wolności poprzez hekatomby. Ulepieni z chłopskich synów i wnuków (...) dopiero zaczynamy swoją przygodę ze światem”.
Przyjdzie mi zatem znowu skrzyżować szpadę z Bartłomiejem Sienkiewiczem, tym razem jednak nie o Ukrainę chodzi, i tym razem zupełnie pokojowo. Nie będę zresztą polemizować z pochwałą chłopskiego rozsądku, ale z – jak mi się wydaje – zawężonym jego rozumieniem.
Sam jestem jednym z tych chłopskich synów, z których lepiony był polski współczesny naród, i dlatego myślę, że mogę spojrzeć na tezy autora przez osobiste doświadczenie. Jest to zresztą dodatkowo dla mnie ekscytujące, że z odwołującym się do swego ziemiańskiego rodowodu Sienkiewiczem polemizuje Wujec, które to nazwisko może nie brzmi całkowicie z chłopska, ale moja mama z domu była Wilkos, babcia – Wojda, a stryjna – Kowal.
Miałem zresztą trochę szczęścia, bo mogłem mieć popularne w biłgorajskich wioskach nazwisko np. Bździuch.
Wiem, że żyjąc w chłopskiej rodzinie, w typowej polskiej wsi nasiąkałem owym trzymaniem się ziemi, potrzebą konkretu, realizmem i wyrachowaniem. Ale jednak chłopem nie zostałem, nie wstąpiłem także do ZSL, PSL lub PZPR, chociaż tak nakazywałby mi realizm i życiowe wyrachowanie („w końcu mieli ten swój nowy wyśniony świat: klitki w blokach, samochód i dzieci w miejskim środowisku”).
A jednak dokądś zawiódł mnie mój chłopski zdrowy rozsądek! Dokąd?