Człowiek istota zbędna

Współcześni maltuzjanie i inne Kasandry, dowodzący, że człowiek ze swoją pasją do życia i rozwoju materialnego zniszczy siebie i planetę, nigdy nie mieli racji

Publikacja: 16.04.2011 01:01

W walkę z elektrownią Belo Monte na brazylijskiej rzece Xingu zaangażowały się gwiazdy showbiznesu,

W walkę z elektrownią Belo Monte na brazylijskiej rzece Xingu zaangażowały się gwiazdy showbiznesu, m.in. Sting

Foto: AFP

W Etiopii 70 procent z 80 milionów mieszkańców nie ma dostępu do prądu. Ci, którzy mogą włączyć światło, regularnie przeżywają zaciemnienia, trwające czasem kilkanaście godzin w tygodniu. Bez prądu nie ma rolnictwa, nie ma edukacji ani rozwoju gospodarczego. Bez prądu nie ma życia w XXI wieku – to banał, którego nie ma potrzeby tłumaczyć. Z pewnością zatem miliony ludzi, którym leży na sercu los afrykańskiej biedoty, ucieszy fakt, że władze etiopskie budują ogromną tamę i elektrownię wodną na rzece Omo. Ujęcie o nazwie Gilgel Gibe III ma podwoić produkcję energii w kraju, a może nawet uczyni z Etiopii eksportera prądu do państw ościennych. Dobra wiadomość, prawda?

Być może, ale nie dla koalicji międzynarodowych organizacji ekologicznych, które prowadzą zmasowaną kampanię przeciwko budowie tamy. Podczas niedawnego Dnia Wody pod koniec marca przed ambasadami Etiopii w kilku zachodnich krajach odbyły się wiece przeciwników etiopskiej tamy skupionych głównie w takich organizacjach jak International Rivers czy Survival International. Według nich Gibe III zrujnuje naturalny ekosystem w dorzeczu Omo, spowoduje zagrożenie dla około 300 tysięcy ludzi z ośmiu plemion, którzy nie będą mogli już żyć na tym terenie zgodnie z odwiecznymi prawami natury. Gibe III zniszczy również, jak głosi jeden z komunikatów Survival International, „naturalny cykl powodziowy, dzięki któremu wspólnoty żyjące w dole rzeki mogły od tysięcy lat uprawiać ziemię, łowić ryby i wypasać zwierzęta". Tama ma spowodować poważne odwodnienie jeziora Turkana, co z kolei zwiększy jego zasolenie, a przez to doprowadzi do wymarcia ryb i roślinności w jeziorze.

Tama dla postępu

Nie mam pojęcia, czy to prawda. Na zdrowy rozum budowa tamy wysokiej na 240 metrów, długiej na 610 i obejmującej rezerwuar wody długości 150 kilometrów musi mieć jakieś znaczenie dla środowiska. Krytycy projektu przedstawiają całkiem wiarygodne wyliczenia, statystyki, grafiki i wizualizacje. Z tym że rząd etiopski, włoscy wykonawcy, chińscy kredytodawcy inwestycji i inni  zwolennicy budowy tamy przedstawiają równie przekonujące wyliczenia, statystyki, grafiki i wizualizacje, z których wynika, że żadnego znaczącego zagrożenia dla środowiska, a zwłaszcza dla ludzi, nie ma: poziom jeziora Turkana obniży się na trzy lata o 50 cm, a nie – jak mówią przeciwnicy tamy – o 10 metrów na zawsze; tama nie spowoduje suszy, bo woda nie będzie blokowana w zbiorniku, tylko regularnie spuszczana, a skoro tak, to życie plemion kenijskich i etiopskich nie ulegnie znaczącym perturbacjom i skutkiem budowy tamy nie będzie wzrost liczby lokalnych konfliktów o dostęp do wody i ziemi uprawnej. Lokalni rolnicy nie stracą, ale zyskają na budowie tamy, bo ciągła i regulowana dostawa wody spowoduje zwiększenie plonów i umożliwi wprowadzenie nowoczesnych technik uprawy. Ludziom będzie się żyło lepiej i wygodniej.

Powtarzam: nie wiem, która wersja jest bliższa prawdy, bo obie oparte są na projekcjach, których wiarygodności nie da się do końca przewidzieć. Z pewnością ufanie władzom Etiopii jest obarczone poważnym ryzykiem. Premier Meles Zenawi jest politykiem o dwóch twarzach: z jednej strony to okrutny, wychowany w duchu leninizmu, dziś nawrócony na ideologię wolnorynkową dyktator kierujący brutalnym aparatem przymusu państwowego i dławiący siłą jakiekolwiek próby demokratyzacji ustroju. Z drugiej jednak strony to również twórca rozwoju gospodarczego i społecznego Etiopii w ostatnich latach. Coraz więcej dzieci chodzi do szkół i podlega programom szczepień, śmiertelność niemowląt – ciągle dramatycznie wysoka – spadła w ciągu ostatnich 20 lat o połowę, do 8 procent. Z kraju znanego w najnowszej historii głównie z susz i klęsk głodu Etiopia zmieniła się w ostatnich latach w szybko rozwijającą się gospodarkę i ważnego sojusznika USA w Rogu Afryki. Podobnie jak jeszcze bardziej autorytarna Rwanda kierowana przez Paula Kagamego czy Uganda Yoweriego Museveniego – Etiopia Zenawiego to ulubione dziecko obrońców wolnego rynku i polityki przymykania oczu na łamanie praw człowieka w Afryce.

A jednak postawa międzynarodowych organizacji ekologicznych wobec budowy tamy Gibe III wydaje się jeszcze gorszym zagrożeniem dla miejscowej ludności niż autorytaryzm Zenawiego i krótkowzroczność zachodnich polityków, którzy go bezwarunkowo popierają. Ludzie, których „naturalnego stylu życia" broni Survival International, od wieków żyją w skrajnej nędzy, ich pola są regularnie zalewane przez wody rzeki Omo (podczas ostatniej wielkiej powodzi w 2006 roku zginęło prawie 400 osób, 20 tysięcy ludzi straciło dach nad głową, przepadły tysiące sztuk bydła i innych zwierząt). Powodzie, które, według ekologów, stanowią „najpewniejsze źródła pożywienia dla lokalnej ludności", regularnie niszczą uprawy i przynoszą dwie choroby, które potem zbierają straszliwy plon zwłaszcza wśród dzieci: malarię i biegunkę. Obrona tego stanu rzeczy pod hasłem „walki o utrzymanie naturalnego habitatu" jest nie tylko szaleństwem, ale przejawem skrajnego, antyhumanistycznego fanatyzmu opartego na wrogości wobec rozwoju.

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Reklama
Plus Minus
Polska jest na celowniku Rosji. Jaka polityka wobec Ukrainy byłaby najlepsza?
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama