Reklama

Między wiarą a historią

Swego czasu zapytano Raymonda Browna, znanego amerykańskiego katolickiego biblistę, czy po napisaniu swych dwóch przełomowych dzieł – „Narodzin Mesjasza" i „Śmierci Mesjasza" – zamierza się zająć problemem zmartwychwstania.

Publikacja: 22.04.2011 20:00

Nieżyjący już teolog odpowiedział, że nie ma takich planów. „Ten obszar wolę zbadać »twarzą w twarz«". Te słowa, mniemam, trafnie opisują stosunek większości katolickich biblistów do kwestii wskrzeszenia Jezusa. Jest to mieszanina dystansu, ironii i łagodnego sceptycyzmu. Nic dziwnego, że najważniejsze książki na ten temat, wydawałoby się kluczowy dla wiary, piszą protestanci. To właśnie oni – ostatnio choćby

 

Michael R. Licona czy N.T. Wright – opublikowali opasłe księgi, próbując dowieść prawdziwości zmartwychwstania.

 

Nie zamierzam tu streszczać ich argumentów. Uderza mnie raczej, że takich książek nie piszą już katolicy, może z wyjątkiem publicystów czy pisarzy jak Vittorio Messori. Dlaczego? Może dlatego, że wśród najważniejszych biblistów panuje osobliwe przeświadczenie, że cuda i zjawiska nadprzyrodzone, a takim z pewnością było zmartwychwstanie, w ogóle nie mogą być empirycznie potwierdzone.

Reklama
Reklama

Doskonale obrazuje to twórczość innego teologa Johna P. Meira, autora czterotomowego „Jezusa – Żyda pospolitego". Amerykański jezuita, profesor studiów nad Nowym Testamentem w Notre Dame, przez wiele lat przewodniczący Katolickiego Stowarzyszenia Biblijnego, największy zapewne autorytet piszący o okresie wczesnego chrześcijaństwa, uważa, że każdy sąd na temat historyczności cudów jest z istoty nadużyciem. Cud „leży poza granicami tego, co jakikolwiek historyk pracujący zgodnie z regułami badań historycznych mógłby kiedykolwiek ustalić". Jego zdaniem nie ma sensu pytać o to, czy opisane w ewangeliach nadprzyrodzone wydarzenia miały miejsca; co najwyżej można sprawdzić, czy zostały wymyślone przez pierwszych chrześcijan czy też mają związek z realnym zdarzeniem w życiu proroka z Nazaretu. Nawet tradycyjny argument na rzecz prawdziwości zmartwychwstania – gdyby nie miało ono miejsca, to jak wytłumaczyć nagłe pojawienie się i rozrost Kościoła – traci rację bytu. „Historyk jako historyk nie może w ramach swego zawodu odwoływać się do takich teologicznych wyjaśnień, ponieważ leżą one poza obszarem tego, co w teorii może zostać zweryfikowane przez jakiegokolwiek uczciwego obserwatora, wierzącego czy niewierzącego".

Nieuchronną konsekwencją takiego rozumowania, mniemam, musi być wykluczenie Boga z historii; ta może być zapisem wyłącznie naturalnych, ludzkich działań. Bóg, nawet gdyby chciał, nie może zostawić w dziejach żadnych „boskich" śladów. Kto uważa inaczej, pokazuje tylko swą niedojrzałość i naiwność. Nic dziwnego przeto, że katolikom, którzy nie osiągnęli jeszcze tego stopnia oświecenia, pozostaje uciec się do dzieł protestanckich teologów. Warto to zrobić.

 

 

Nieżyjący już teolog odpowiedział, że nie ma takich planów. „Ten obszar wolę zbadać »twarzą w twarz«". Te słowa, mniemam, trafnie opisują stosunek większości katolickich biblistów do kwestii wskrzeszenia Jezusa. Jest to mieszanina dystansu, ironii i łagodnego sceptycyzmu. Nic dziwnego, że najważniejsze książki na ten temat, wydawałoby się kluczowy dla wiary, piszą protestanci. To właśnie oni – ostatnio choćby

Michael R. Licona czy N.T. Wright – opublikowali opasłe księgi, próbując dowieść prawdziwości zmartwychwstania.

Reklama
Plus Minus
„Wyrok”: Wojna zbawienna, wojna błogosławiona
Plus Minus
„Arnhem. Dług hańby”: Żelazne spadochrony
Plus Minus
„Najdalsza Polska. Szczecin 1945-1950”: Miasto jako pole gry
Plus Minus
„Dragon Ball Z: Kakarot: Daima”: Niby nie rewolucja, ale wciąga
Plus Minus
„ZATO. Miasta zamknięte w Związku Radzieckim i Rosji”: Wstęp wzbroniony
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama