Zbrodnie nazistowskiej policji

Bardzo niewielu członków niemieckich formacji policyjnych skorzystało z możliwości nieuczestniczenia w zbrodniach

Publikacja: 30.04.2011 01:01

Niemieccy policjanci oprowadzają człowieka, który „zhańbił rasę”

Niemieccy policjanci oprowadzają człowieka, który „zhańbił rasę”

Foto: Deutsches Historisches Museum

Gdy rok temu oglądałem w Berlinie wystawę „Topografia terroru" na terenie dawnej centrali gestapo, rzuciło mi się w oczy, że na ekspozycji dominują dziesiątki zdjęć „czarnej arystokracji" SS i gestapo. A gdzie w tym wszystkim bezpośredni wykonawcy brudnej, ludobójczej roboty? No cóż, gestapo, SS, a nawet Wehrmacht bardziej zapadały w pamięć. Ale zbrodniarzami ‚pierwszego kontaktu" byli właśnie policjanci Ordungpolizei oraz Sicherheitpolizei. I to o nich traktuje wystawa „Porządek i zagłada – policja w państwie nazistowskim", którą zorganizowało Niemieckie Muzeum Historyczne w Berlinie (DHM).

W pamięci naszych dziadków w trakcie okupacji jakoś nie odróżniano specjalnie policji od SS czy Wehrmachtu. Funkcjonariusze Schupo czy Orpo nosili mundury bardzo podobne do wojskowych, a mało kto wyznawał się w licznych formacjach aparatu terroru. Ale to właśnie niemiecka policja wyłapywała Żydów, paliła polskie wsie, uczestniczyła w obławach na partyzantów i tłumiła powstanie warszawskie. Działające po cywilnemu Kriminalpolizei ginęło w cieniu gestapo, ale potrafiło być równie groźne.

Po wojnie niemieccy policjanci przedstawiali się jako zwykli posterunkowi lub apolityczni specjaliści od przestępstw kryminalnych, „potrzebni zawsze i wszędzie". Po latach ciszy wokół brunatnej przeszłości policji niemieccy historycy z DHM i Wyższej Szkoły Policji w Muenster postanowili się przyjrzeć udziałowi policjantów w maszynerii przemocy III Rzeszy.

Nieudana próba normalności



W Prusach, które ukształtowały nowoczesne Niemcy na przełomie XIX i XX wieku, policja nigdy nie miała takiego prestiżu jak armia. Gdy w 1906 roku Friedrich Voigt, szewc-awanturnik, postanowił zawładnąć dla hecy podberlińskim miasteczkiem Koepenick, nieprzypadkowo użył munduru kapitana armii pruskiej, a nie uniformu policjanta. W 1918 roku cesarstwo upadło, ale młoda republika musiała walczyć z komunistycznymi rebeliami. W tym dziele policja znalazła się na drugim planie. Główną siłą bojową były ochotnicze paramilitarne Frei-korpsy. Na wystawie w DHM autorzy wskazują, że doświadczenie współpracy z nacjonalistycznymi dowódcami wojskowymi już na samym początku republiki naznaczyło policję szowinistycznym piętnem. Walcząc z kolejnymi powstaniami Komunistycznej Partii Niemiec, policjanci nie tylko zabijali, ale i ginęli za nową republikę. Na przykład w komunistycznym powstaniu z marca 1921 roku zginęło 145 marksistów, ale i 32 policjantów.



Ale stanowczość policji nie była skierowana tylko przeciw komunistom. Na wystawie w Berlinie nie wspomniano, że to właśnie policja bawarska sprawnie stłumiła 9 listopada 1923 roku próbę puczu Adolfa Hitlera w Monachium. Ustawione koło Feldherrenhalle – policyjne cekaemy bez hamletyzowania strzelały do uczestników brunatnego marszu.



W 1924 roku ministrem spraw wewnętrznych Prus – największego kraju związkowego nowego państwa – zostaje Otto Severing z SPD, który wcielił w życie program zmian w Schutzpolizei, czyli jak to popularnie mówiono „Schupo". Część starszych funkcjonariuszy z kajzerowskimi nawykami lub byli żołnierze Freikorpsu zostali po cichu zwolnieni, a na ich miejsce przychodzili młodzi, których objęto programem uobywatelnienia sił porządkowych. Pojawiają się zresztą nowe wyzwania, takie jak lawinowo rosnąca ilość samochodów i problem regulacji ruchu w największych niemieckich metropoliach. Policje całego świata zazdroszczą wyposażenia Kriminalpolizei w nowe środki techniki, jak systemy badania odcisków palców czy laboratoria chemiczne. Pojawia się zmiana w stosunku do takich zjawisk jak prostytucja. Zamiast brutalnych łapanek policyjnych do akcji wprowadzana jest kobieca policja obyczajowa, która nie tylko zwalcza nierząd, ale i pomaga wyciągać kobiety z niewoli alfonsów. Jednak krucha stabilizacja połowy lat 20. mija. Wybucha wielki kryzys. Na ulicach rozpoczynają się walki komunistów z nazistami. Policja zamawia w zakładach Mercedesa pierwsze ciężarówki-polewaczki do rozpędzania tłumu i umieszcza na centralnych placach niemieckich miast skrzynki z telefonami, dzięki którym policjanci szybko mogą wezwać posiłki.

Policja dostaje razy z obu stron. Na zdjęciu z 1931 roku z berlińskiego Prenzlauer Bergu widać komunistyczny napis na murze: „Za jednego zastrzelonego robotnika padnie dwóch oficerów Schupo". Nie były to czcze pogróżki. 9 sierpnia 1931 roku bojówkarz Rotfrontu Erich Mielke – późniejszy szef Stasi w NRD – morduje strzałami z pistoletu dwójkę policjantów. Ale oberwać po głowie można i za zbytnią stanowczość wobec nazistowskiej SA. NSDAP podaje do sądu policjantów, przedstawiając się jako ofiara policyjnego terroru. A sędziowie bardzo często stają po stronie hitlerowców, przeciw „służącej Żydom policji". W 1932 roku wachmistrz Edward Essinger oskarżony przez nazistów o napad – mimo przekonujących świadectw, że to SA-mani zaatakowali pierwsi – zostaje skazany na 15 miesięcy więzienia i usunięty ze służby. Takie przypadki prowadzą do upadku morale policji. Tym bardziej że naziści infiltrują organy ścigania od wewnątrz. Koledzy w mundurach po cichu radzą policjantom, aby nie wchodzili w drogę „brunatnym", którzy rychło zdobędą władzę. Nic więc dziwnego, że coraz więcej stójkowych odwraca głowę, gdy nazistowskie zbiry napadają na lokale lewicy czy katują Żydów. Ale w grę nie wchodzi tylko strach. Wielu policjantów popiera nazistów wskutek przerażenia chaosem, w jaki wpadają Niemcy, i z nadzieją, że kraj potrzebuje silnej ręki, by zakończyć nieporządki. Gdy w styczniu 1933 roku Adolf Hitler zostaje kanclerzem Rzeszy, w policji jest już bardzo niewielu sympatyków SPD. Minęło półtora miesiąca, a policja poszczególnych landów została zglajszachtowana. Jednych z racji demokratycznych sympatii usuwano od razu, innych odsiewano w miarę upływu czasu, gdy w trakcie przeprowadzania akcji terroru wychodziły na jaw ich ludzkie odruchy.

Ale wielka deprawacja policji zaczyna się wraz z podpaleniem Reichstagu, kiedy policja wraz z SA jako formacjami pomocniczymi zostaje skierowana do akcji aresztowań tysięcy działaczy opozycji. Policjanci uczestniczą lub obserwują, jak brunatne hordy mordują bez sądu setki ludzi. Z wielu twarzy spadają maski. Niemiecki demokrata Sebastian Haffner tak opisuje, jak berliński policjant przybył rozwiązać młodzieżowe spotkanie.

„– Czy naprawdę musimy iść do domu? – zapytałem.

– Możecie iść do domu – usłyszałem w odpowiedzi, i niemal się cofnąłem, tak groźnie to wycedził. Spojrzałem na niego – i po raz drugi się cofnąłem: cóż to była za twarz. Nie było to zwyczajne, znane, wierne i zacne oblicze policjanta. To była twarz, która zdawała się składać wyłącznie z zębów. (...) Twarz zupełnie już nieludzka, raczej twarz krokodyla. Przeniknął mnie dreszcz – ujrzałem właśnie twarz SS".

Nadzorcy narodowej wspólnoty

Większość policjantów uległa nazistom ze strachu lub z przekonania. Na pewno pomagał w tym pruski nawyk, że policjant musi słuchać każdej władzy. Policjantom wbijano teraz do głowy, że mają kierować się nie literą prawa, ale dogmatem „interesów narodu i rasy". Policja miała w myśl tej idei usuwać wraz z gestapo z wspólnoty narodowej elementy obce lub niepożądane. Policjanci asystują przy barbarzyńskich obrzędach oprowadzania po mieście upokarzanych przywódców dawnej socjaldemokracji, rabinów lub tych, którzy zhańbili rasę związkami z Żydami.

Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy pod wodzą Heinricha Himmlera koordynuje teraz działania wszystkich rodzajów policji, SS i gestapo w ramach jednego monstrualnego urzędu. Przy asyście policjantów do obozów koncentracyjnych trafiają działacze KPD, SPD i partii demokratycznych. Potem głównym obiektem represji stają się Żydzi. Od 1935 roku na cel brane są grupy chrześcijańskie na czele ze Świadkami Jehowy, ale i kręgami świadomych politycznie katolików. Następnie represje spadają na Cyganów, homoseksualistów, spekulantów, handlarzy walutą, słuchaczy zagranicznych stacji, niepokornych artystów, działaczy Polonii.

Policjant, szczególnie na prowincji, staje się poniekąd panem życia i śmierci. To do niego przychodzą donosy. To on wraz z gestapo tworzy wszechogarniającą atmosferę wszechwładzy NSDAP. Na przesłuchaniach ludzi łamie się formułką: „gestapo wie wszystko". Niemiecka nauka służy teraz do obmyślania zmechanizowanych systemów archiwizacji teczek, jakie zakłada się milionom obywateli III Rzeszy. Na wystawie można oglądać czarnego forda „Eifla" z 1936 roku. Gdy ludzie widzą takie policyjne auto zajeżdżające pod dom, trwożliwie chowają się za drzwiami mieszkań, starając się nie słyszeć, jak z domu wyciąga się sąsiada. Co rusz znikają ludzie, ale nauczono się, by nie pytać o ich los. Gorzki dowcip z tamtych lat głosił: „Czym różnią się Niemcy od Szwajcarii? Jak w Szwajcarii ktoś dzwoni o 6.00 rano, to może być to tylko mleczarz".

Haniebną rolę odgrywa policja w „noc kryształową" 9 listopada 1938 r., nadzorując palenie synagog i pilnując, by nikt nie próbował ich gasić. Mało widoczną, ale niezwykle groźną rolę w wyszukiwaniu ukrywających się Żydów i Cyganów odgrywa Kripo z całym swoim długoletnim doświadczeniem policyjnych śledztw. W siedzibach policji działają katownie. Na wystawie zgromadzono pałki i przyrządy tortur.

Okupowana Europa i front domowy

Gdy 1 września 1939 r. Wehrmacht ruszył na Polskę, w ślad za przesuwającą się linią frontu podążało gestapo i właśnie Sicherheitpolizei, wyłapując członków polskich elit i dokonując rozstrzeliwań. To policja wysiedlała Polaków z Pomorza, Wielkopolski i Górnego Śląska. Historycy z DHM naliczyli 60 tysięcy przypadków morderstw na ludności cywilnej popełnionych do końca 1939 roku. To funkcjonariusze policji zakładali pierwsze getta i urządzali łapanki. To tak zwane Kommando Bialystok złożone z 309 i 316 specjalnych batalionów policyjnych nadzorowało przeprowadzenie mordu w Jedwabnem w lipcu 1941 roku. Były to jedne z batalionów policyjnych, które po ataku na ZSRR mordowały na zapleczu frontu Żydów, jeńców sowieckich i komisarzy politycznych. Daniel Goldhagen w swojej książce „Gorliwi kaci Hitlera" opisał zbrodnie 101. Batalionu Policji. Wyciągnięci zza biurka policjanci z Hamburga niezwykle szybko dostosowali się do zadania dokonania mordu na tysiącach niewinnych ludzi. Na wystawie obejrzeć można amatorski film jednego z policjantów, który pokazuje „fachowe" palenie synagogi w Białymstoku. Ale aparat policyjny pełnił też funkcję pana życia i śmierci na polskiej prowincji. Nadzorował ściąganie kontyngentów chłopskich i przeprowadzał pacyfikację polskich wsi. To policja i SS zwalcza partyzantkę, a Kripo inwigiluje getta i nadzoruje grupy żydowskich prowokatorów.

Aparat policyjny w okupowanej Europie angażował tak wielu ludzi, że w 1942 roku Himmler musiał się zgodzić na powoływanie kobiet do policyjnych formacji pomocniczych, aby odciążyć potrzebnych do walki (i mordu) mężczyzn od prac biurowych i administracyjnych. Świat policyjnych nadludzi dobrze ilustrują też rodzinne albumy ze zdjęciami ze służbowych pijatyk z okazji urodzin Fuehrera lub resortowych świąt.

Ta część wystawy opisuje to, co w Polsce stosunkowo dobrze znamy. Jej znaczenie jest ważniejsze dla Niemców, którzy skupiając się na ekspiacji za Holokaust, często lekceważą skalę zbrodni w okupowanej Polsce. Ostatnim mocnym akordem policyjnej działalności w Polsce jest udział w miażdżeniu powstania warszawskiego. Takie formacje jak grupa Heinza Reinefartha mordowały tysiące Polaków na Woli i w szpitalach powstańczych.

Dopiero oglądając berlińską wystawę, zrozumiałem, jak w ostatnim okresie wojny mentalność Hitlera opanowały dwie obsesje. Pierwsza z nich była obawą, że może powtórzyć się sytuacja z listopada 1918 roku, gdy robotnicy i zbuntowani żołnierze zmęczeni wojną obalili władzę Kajzera. Drugą obsesją był lęk przed wybuchem buntu około 8 mln robotników przymusowych zwiezionych z całej Europy. To właśnie policji wyznaczono rolę utrzymywania społeczeństwa w posłuchu i pilnowania robotników przymusowych. Te zadania ochrzczono mianem „Heimatfrontu", czyli frontu krajowego.

Im bardziej sypały się fronty na zachodzie i na wschodzie, tym bardziej rósł terror gestapo i policji. Im bliżej było końca wojny, tym bardziej błahe bywały powody aresztowania i deportacji do obozu. Wystarczyło podzielenie się z sąsiadem nieprzychylną dla władzy plotką, słuchanie zagranicznego radia, zbyt bliski kontakt z robotnikami przymusowymi. To policja podjęła się zadania wyłapania na zlecenie gestapo uczestników zamachu 20 lipca i ich rodzin.

Tylko czterech sprawiedliwych

Według danych z 1942 roku przez policyjne formacje przewinęło się 355 tysięcy ludzi. Najliczniejsza była Ordungpolizei licząca 310 tysięcy ludzi, w tym członków batalionów specjalnych, które mordowały na terenie okupowanego ZSRR. Dlaczego była to tak groźna siła?

Autorzy wystawy wskazują: „Każdy z policjantów gorliwie wspierał reżim nazistowski. Bardzo niewielu skorzystało z możliwości nieuczestniczenia w zbrodniach lub w pomaganiu prześladowanym. (...) Z dokumentów i powojennych przesłuchań bije ślepe posłuszeństwo, swoisty zbrodniczy esprit de corps, presja grupy i wreszcie skłonność do napawania się byciem panem życia i śmierci. Gdzieś w tle widać antysemityzm, antykomunizm, przekonanie o wyższości rasowej, tępą rutynę, brak wrażliwości i niekiedy sadyzm. Po wojnie policjanci tłumaczyli się, że musieli wykonywać rozkazy. Do dzisiaj nie znaleziono jednak ani jednego przykładu egzekucji za niewykonanie rozkazu. Bardziej skuteczna była presja otoczenia z jednostek policyjnych, które piętnowało bardziej wrażliwe jednostki jako „mięczaków"„.

Autorzy wystawy znaleźli tylko cztery chlubne opowieści. Pierwsza z nich to sprawa berlińskiego policjanta Friedricha Matticha, który pomagał Żydom fałszować dokumenty, co pozwoliło im na ucieczkę za granicę. W Bawarii policjant Paul Meier pomagał się ukrywać Żydówce. Detektyw z Wuppertalu Paul Kreber usunął rodzinę cygańską z listy osób przeznaczonych do deportacji do obozu zagłady. W kwietniu 1945 roku wyższy oficer policji Franz Juergens dołączył do spisku grupy znaczących obywateli Duesseldorfu, którzy chcieli wbrew SS poddać miasto Amerykanom bez walki. Spisek wykryto, a gestapowcy rozstrzelali Juergensa parę godzin przed wkroczeniem US Army.

Powojenne wybielenie

Po upadku Trzeciej Rzeszy alianci rozwiązali policję, a funkcjonariusze trafiali do obozów, gdzie poddawano ich procedurze denazyfikacyjnej. Ale na listach poszukiwanych przestępców wojennych dominowali raczej wysocy oficerowie SS i gestapo. To ich nazwiska pamiętano z afiszy o rozstrzelanych. A zwykli knechci ludobójczego rzemiosła? Ich nazwisk nikt nie znał. Z pragmatycznych względów zarówno zachodni alianci, jak i Sowieci nie mogli zbyt długo zwlekać z przesiewaniem policjantów. W zdemoralizowanych klęską Niemczech szerzyły się rozbój, kradzież, czarny rynek i prostytucja. Starzy fachowcy z Schupo i Kripo byli pilnie potrzebni. Owszem, po wojnie powróciło z emigracji trochę policjantów usuniętych w 1933 roku. Dominowali jednak ludzie tworzący policję III Rzeszy. W przyszłej NRD bardziej pryncypialnie odrzucano część starszej kadry. Ale i tu nie można było specjalnie wybrzydzać – tym bardziej że komunistyczne władze kopiowały brunatne wzorce, obejmując wschodnich Niemców terrorem Stasi.

Dopiero w końcu lat 50. i na początku lat 60. doszło do paru procesów członków batalionów policyjnych, które mordowały Żydów. Rzadko dochodziło do surowych wyroków. Tym bardziej że większość świadków z Polski, Białorusi czy Jugosławii oddzielonych było od RFN kordonem. Co więcej, w komendach policji zalągł się nawet po pewnym czasie kult „poległych towarzyszy". Na wystawie przedstawiono tablicę pamiątkową z hallu komendy policji w Flensburgu z 1958 roku z nazwiskami 79 policjantów poległych w czasie II wojny światowej. Inskrypcja głosiła: „Oni oddali życie za nas". Dopiero w 1988 roku po wielu protestach tablicę zdjęto. Władze policyjne przymykały też oko na kombatanckie spotkania. Oto na wystawie widzimy zdjęcie z końca lat 40. przedstawiające „Kameradschaftstreffen", czyli spotkanie frontowców z 307. Batalionu Policyjnego z Lubeki. Tylko specjaliści od zbrodni nazistowskich wiedzą, że ta jednostka odpowiedzialna była za masakrę w Brześciu Litewskim na początku lipca 1941 r.

Temat brunatnych postaci policji RFN podejmowała oczywiście propaganda NRD. Trzeba przyznać, że film o kacie powstania warszawskiego Heinzu Reinefarthcie z lat 60., który po wojnie został szacownym burmistrzem miasteczka Westerwald, robi wrażenie do dziś. Trzeba też przypomnieć, że żandarm Josef Blosche, uwieczniony na słynnym zdjęciu z wypędzania Żydów z piwnicy w czasie powstania w getcie warszawskim, został  w NRD skazany na śmierć w 1969 roku.

Dla polskiego widza wystawa jest cenna, gdyż pokazuje, jak straszna była dla mieszkańców ówczesnej Europy okupacyjna rzeczywistość. A jej najczęstszym realizatorem w imieniu III Rzeszy był właśnie niemiecki policjant. Można też z ulgą stwierdzić, że zbrodnie niemieckie podczas powstania warszawskiego i podczas niszczenia stolicy weszły już na stałe do rachunku niemieckich win i nikt nie myli powstania warszawskiego z powstaniem w warszawskim getcie.

A jednak nie sposób uciec od głębszej refleksji. Do całościowego rozliczenia z ludźmi z dalszych szeregów nazistowskich zbrodniarzy dochodzi dopiero wtedy, gdy większość z nich nie żyje lub stoi nad grobem. Ponura prawda brzmi, że wcześniej zbyt wielu ludzi z policyjnych oddziałów było aktywnych w życiu publicznym – by tak dogłębnie i drapieżnie ukazać ich udział w zbrodniach państwa Hitlera.

Cieszyć się więc z tego spóźnionego rachunku sumienia czy też obruszyć się na pewien rys hipokryzji, jaki kryje się za wystawą? A może przyjąć z uznaniem, że takie odważne przedstawienie przeszłości to znak pojawienia się młodej generacji historyków takich jak Andreas Mix, który wcześniej opracował wystawę w DHM, w rocznicę agresji września 1939. Wystawa o policji to ciąg dalszy rozliczeń z tamtej ekspozycji. Takie wystawy warto przyjmować z jak najlepszą wolą.

Wystawa w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie czynna jest do 31 lipca. Szczegóły na www.dhm.de

Gdy rok temu oglądałem w Berlinie wystawę „Topografia terroru" na terenie dawnej centrali gestapo, rzuciło mi się w oczy, że na ekspozycji dominują dziesiątki zdjęć „czarnej arystokracji" SS i gestapo. A gdzie w tym wszystkim bezpośredni wykonawcy brudnej, ludobójczej roboty? No cóż, gestapo, SS, a nawet Wehrmacht bardziej zapadały w pamięć. Ale zbrodniarzami ‚pierwszego kontaktu" byli właśnie policjanci Ordungpolizei oraz Sicherheitpolizei. I to o nich traktuje wystawa „Porządek i zagłada – policja w państwie nazistowskim", którą zorganizowało Niemieckie Muzeum Historyczne w Berlinie (DHM).

W pamięci naszych dziadków w trakcie okupacji jakoś nie odróżniano specjalnie policji od SS czy Wehrmachtu. Funkcjonariusze Schupo czy Orpo nosili mundury bardzo podobne do wojskowych, a mało kto wyznawał się w licznych formacjach aparatu terroru. Ale to właśnie niemiecka policja wyłapywała Żydów, paliła polskie wsie, uczestniczyła w obławach na partyzantów i tłumiła powstanie warszawskie. Działające po cywilnemu Kriminalpolizei ginęło w cieniu gestapo, ale potrafiło być równie groźne.

Po wojnie niemieccy policjanci przedstawiali się jako zwykli posterunkowi lub apolityczni specjaliści od przestępstw kryminalnych, „potrzebni zawsze i wszędzie". Po latach ciszy wokół brunatnej przeszłości policji niemieccy historycy z DHM i Wyższej Szkoły Policji w Muenster postanowili się przyjrzeć udziałowi policjantów w maszynerii przemocy III Rzeszy.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
„TopSpin 2K25”: Game, set, mecz
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił