Gdy rok temu oglądałem w Berlinie wystawę „Topografia terroru" na terenie dawnej centrali gestapo, rzuciło mi się w oczy, że na ekspozycji dominują dziesiątki zdjęć „czarnej arystokracji" SS i gestapo. A gdzie w tym wszystkim bezpośredni wykonawcy brudnej, ludobójczej roboty? No cóż, gestapo, SS, a nawet Wehrmacht bardziej zapadały w pamięć. Ale zbrodniarzami ‚pierwszego kontaktu" byli właśnie policjanci Ordungpolizei oraz Sicherheitpolizei. I to o nich traktuje wystawa „Porządek i zagłada – policja w państwie nazistowskim", którą zorganizowało Niemieckie Muzeum Historyczne w Berlinie (DHM).
W pamięci naszych dziadków w trakcie okupacji jakoś nie odróżniano specjalnie policji od SS czy Wehrmachtu. Funkcjonariusze Schupo czy Orpo nosili mundury bardzo podobne do wojskowych, a mało kto wyznawał się w licznych formacjach aparatu terroru. Ale to właśnie niemiecka policja wyłapywała Żydów, paliła polskie wsie, uczestniczyła w obławach na partyzantów i tłumiła powstanie warszawskie. Działające po cywilnemu Kriminalpolizei ginęło w cieniu gestapo, ale potrafiło być równie groźne.
Po wojnie niemieccy policjanci przedstawiali się jako zwykli posterunkowi lub apolityczni specjaliści od przestępstw kryminalnych, „potrzebni zawsze i wszędzie". Po latach ciszy wokół brunatnej przeszłości policji niemieccy historycy z DHM i Wyższej Szkoły Policji w Muenster postanowili się przyjrzeć udziałowi policjantów w maszynerii przemocy III Rzeszy.
Nieudana próba normalności
W Prusach, które ukształtowały nowoczesne Niemcy na przełomie XIX i XX wieku, policja nigdy nie miała takiego prestiżu jak armia. Gdy w 1906 roku Friedrich Voigt, szewc-awanturnik, postanowił zawładnąć dla hecy podberlińskim miasteczkiem Koepenick, nieprzypadkowo użył munduru kapitana armii pruskiej, a nie uniformu policjanta. W 1918 roku cesarstwo upadło, ale młoda republika musiała walczyć z komunistycznymi rebeliami. W tym dziele policja znalazła się na drugim planie. Główną siłą bojową były ochotnicze paramilitarne Frei-korpsy. Na wystawie w DHM autorzy wskazują, że doświadczenie współpracy z nacjonalistycznymi dowódcami wojskowymi już na samym początku republiki naznaczyło policję szowinistycznym piętnem. Walcząc z kolejnymi powstaniami Komunistycznej Partii Niemiec, policjanci nie tylko zabijali, ale i ginęli za nową republikę. Na przykład w komunistycznym powstaniu z marca 1921 roku zginęło 145 marksistów, ale i 32 policjantów.