Ci Romanowowie. I w końcu woda w charakterystycznej, smukłej butelce. To wszystko kryje się pod nazwą Borjomi.
Sierpień 2011. Konstancin. W słynnej kawiarni Buchmana, poleconej mi przez mojego Wielkiego Kolegę Holoubka, który tam wpadał na kawkę, zobaczyłem obok kasy zastanawiający napis: „Polecamy wodę Borjomi". Od czasu głębokiego PRL nie napotkałem tej nazwy. Ta gruzińska woda mineralna właśnie wtedy pojawiła się na stołach. Jak ją reklamowano – jedyne lekarstwo na kaca. Mocno gazowana, o lekko słonym posmaku, usuwała skutecznie wszelkie pobankietowe przypadłości. Ponieważ za dawnych czasów nieraz zdarzało mi się wprowadzać do krwiobiegu procenty – dobrze pamiętałem jej smak.
Zginęła razem ze śmiercią Stalina, podobnie jak jego ulubiona piosenka – „Suliko", którą nas przez radio zadręczano. Proszę zwrócić uwagę, że woda i piosenka były tej samej, gruzińskiej proweniencji.
Borjomską wodę chętnie pijali arystokraci i wszelkiej maści artyści. Podobno nawet Czajkowski, kiedy tylko zamoczył usta, siadał do stołu i kreślił do przyjaciół pełne zachwytu listy, porównując gruziński trunek do słynnych wyrobów z Vichy.
Oczywiście u Buchmana zamówiłem butelkę i z kawą gasiłem pragnienie. Zrozumiałem, jak jest ożywcza dopiero wtedy, kiedy kelnerka przyniosła mi butelkę prosto z lodówki. Temperatura! Ponieważ za Stalina lodówki stały w dziale z napisem „luxus", a na luksus było stać niewielu, wszelkie napoje – łącznie z wódką – podawane były w temperaturze pokojowej. Smak był, nazwijmy to umownie, „mineralny". Coś między smołą a kreozotem. Dziś, kiedy razem z colą przyszła moda na picie zimnych napojów i nikt, wzorem Amerykanów, nie boi się żadnych angin, także lodowata Borjomi ma całkiem inny smak i bukiet.
Kiedy wróciliśmy do Warszawy, moja nieoceniona w takich sytuacjach żona po chwili stukania w klawisze laptopa stwierdziła, że Borjomi można kupić w przynajmniej trzech sklepach internetowych i nie bardzo rozumie, co to za luksus. Zamówiła 20 butelek, które rzucają się w oczy w krajobrazie naszej niewielkiej lodówki. Sięgam co rano po kolejną porcję i za każdym razem odczucie mam to samo. Pyszna. I proszę zauważyć, że chwali ją obecny długoletni abstynent, więc nie chodzi tu o środek leczniczy ani tym bardziej o uczczenie pamięci „Słoneczka". Po prostu świetna woda. Gruzińska, czyli niepodległa.