Jest znana i popularna. Miłosz i Herbert, tłumaczeni przez Davida Weinfelda (bez niego trudno mówić o obecności polskiej literatury w Izraelu), Różewicz, Zagajewski. Objawieniem okazała się Wisława Szymborska. Jej tłumaczem jest znakomity poeta Rafi Weichert, który zresztą jest też wydawcą m.in. Zniewolonego umysłu" w moim tłumaczeniu. Co ważne, Rafi przetłumaczył Szymborską, jeszcze zanim zdobyła Nobla, i od razu stała się gwiazdą w Izraelu. Na jej spotkanie autorskie kilka lat temu przyszło tyle ludzi, że nie było gdzie usiąść.
Co urzeka Izraelczyków w poezji Szymborskiej?
Jej komunikatywność, ciepło, a jednocześnie intelektualizm. Część Izraelczyków zapewne w całej polskiej poezji odnajduje odwołania do wspólnych doświadczeń sięgających korzeniami wojny, nieuchronności losu ludzkiego. Jest taki wiersz Szymborskiej „Jeszcze", w którym pojawiają się żydowskie imiona ludzi przewożonych pociągiem. Każdy Żyd, który czyta ten wiersz, nie może opanować emocji i wzruszenia. Poza tym pani Szymborska urzekła ludzi niezwykłym urokiem osobistym. Ona podbiła Izrael.
Izrael to jest kraj w dużej mierze zbudowany przez polskich Żydów. Na ile polska kultura jest w nim obecna?
Pokolenie moich rodziców ciągle pamięta, co wyniosło z domów. Potem ten wątek się urywa. Po wojnie praktycznie nie było stosunków polsko-izraelskich, polskie tłumaczenia zdarzały się rzadko, takim ambasadorem polskiej literatury był wówczas Joram Bronowski, on ją głównie tłumaczył. Przełom nastąpił w chwili otwarcia Instytutu Polskiego w Tel Awiwie założonego przez Agnieszkę Maciejowską.
A czy wielu było Żydów z Polski, którzy po przyjeździe do Izraela chcieli zapomnieć wszystko, co wiązało się z polskością?
Ja takich nie znam. Na odwrót. Wie pan, gdzie pierwszy raz widziałam „Człowieka z marmuru"? W Instytucie Kultury Amerykańskiej, wtedy polskiej ambasady nie było, Amerykanom pewnie chodziło o jakiś sukces propagandowy. I mieli sukces – przyszły tłumy ludzi i 80 procent to byli Żydzi z Polski – młodzi i starsi, trzy pokolenia polskich Żydów. Oczywiście w historii polsko-żydowskiej istnieje kilkudziesięcioletnia luka po wojnie. Niemcy wykonali coś, co Gűnter Gras nazwał „pracą pamięci". W Polsce taka praca zaczęła się dopiero po 1989 roku. Dla wielu ludzi w Izraelu to jest zbyt późno, stąd bierze się czasem niechęć do Polaków. Ale nie zgadzam się, że ta niechęć jest – jak to się czasem sugeruje – większa do Polaków niż do Niemców. W Izraelu znajdzie pan ludzi, którzy nigdy w życiu nie pojadą do Niemiec, są pisarze, którzy odmawiają wydawania swoich książek i wystawiania sztuk w Niemczech. Wobec Polski takich zachowań jednak nie ma.
Miri Paz, tłumaczka literatury polskiej na hebrajski. Urodzona w 1950 roku w Wałbrzychu, wyemigrowała z rodzicami do Izraela w 1957 r.