Zapyziała kolonia

Spisek oświeconych obiecywał sobie wychować młode, europejskie pokolenie Polaków. Wychował tylko „biurową klasę średnią" oraz, rzecz najboleśniejsza, palikotowy motłoch niezdolny do myślenia

Publikacja: 31.12.2011 00:01

Zapyziała kolonia

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Na jed­nym z waż­nych spo­tkań mię­dzy­na­ro­do­wych z udzia­łem śp. pre­zy­den­ta Le­cha Ka­czyń­skie­go, pod­czas je­go luź­nej czę­ści, przy­wód­cy eu­ro­pej­scy chcie­li oka­zać życz­li­wość wo­bec na­sze­go kra­ju. Za naj­lep­szy spo­sób uzna­li wy­po­wia­da­nie się ze współ­czu­ciem o na­szej peł­nej nie­szczęść hi­sto­rii. Ki­wa­jąc gło­wa­mi, mó­wi­li o na­jaz­dach, któ­re nas miaż­dży­ły, o eks­ter­mi­na­cji, ja­kiej by­li Po­la­cy w swej hi­sto­rii pod­da­wa­ni, i o bo­ha­ter­sko prze­gra­nych po­wsta­niach.

„Ależ, pro­szę pań­stwa – za­pro­te­sto­wał w koń­cu pre­zy­dent – na­sza hi­sto­ria jest ta­ka, że naj­pierw za­trzy­ma­li­śmy na kil­ka­set lat eks­pan­sję Niem­ców na wschód, po­tem par­cie is­la­mu na za­chód, a w koń­cu po­chód re­wo­lu­cji bol­sze­wic­kiej. W mię­dzy­cza­sie stwo­rzy­li­śmy pierw­szą w Eu­ro­pie re­pu­bli­kę z obie­ral­nym, od­po­wie­dzial­nym przed pra­wem wład­cą i za­sa­dą rów­no­upraw­nie­nia re­li­gii, a już w XX wie­ku po­wie­dzie­li­śmy »nie« Hi­tle­ro­wi, zmu­sza­jąc Za­chód do przy­stą­pie­nia do woj­ny z nim, i two­rząc »So­li­dar­ność«, do­pro­wa­dzi­li­śmy do upad­ku So­wie­ty".

Na­ocz­ny świa­dek tej roz­mo­wy opo­wia­dał, że sło­wa te wy­wo­ła­ły bez­brzeż­ne zdu­mie­nie – z Po­la­kiem tak mó­wią­cym o hi­sto­rii swo­je­go kra­ju za­chod­nie eli­ty nie mia­ły do­tąd do czy­nie­nia. Praw­dę mó­wiąc, gdy­by na sa­li by­li sa­mi Po­la­cy, zdzi­wie­nie za­pew­ne nie by­ło­by mniej­sze. Tak bar­dzo przy­wy­kli­śmy do te­go mroż­kow­skie­go po­ka­zy­wa­nia szczerb i za­wo­dze­nia „wy­bi­li, o, wy­bi­li", że trud­no nam przy­cho­dzi do gło­wy po­my­śleć o so­bie sa­mych ja­ko o dzie­dzi­cach tra­dy­cji wiel­kiej i chwa­leb­nej.

De­kon­struk­cja dla mo­der­ni­za­cji

W prze­pro­wa­dza­nym kil­ka lat te­mu w ca­łej Eu­ro­pie ba­da­niu ste­reo­ty­pów na­ro­do­wych pro­szo­no przed­sta­wi­cie­li róż­nych na­cji o przy­pi­sa­nie na­ro­do­wo­ściom przy­miot­ni­ków okre­śla­ją­cych ce­chy dla nich naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ne. W kra­jach za­chod­nich za­sa­dą oka­za­ło się przy­pi­sy­wa­nie wła­snej na­ro­do­wo­ści ra­czej cech po­zy­tyw­nych, a in­nym – ra­czej ne­ga­tyw­nych. W wy­pad­ku ba­da­nych Po­la­ków by­ło do­kład­nie od­wrot­nie: dzie­sięć wy­bie­ra­nych naj­czę­ściej cech „ty­po­wych dla Po­la­ka" oka­za­ło się wy­łącz­nie ce­cha­mi ne­ga­tyw­ny­mi. Ni­gdzie w Eu­ro­pie ste­reo­typ Po­la­ka nie wy­szedł tak pa­skud­nie jak w sa­mej Pol­sce, na­wet Niem­cy i Au­stria­cy przy­zna­li nam w tej dzie­siąt­ce trzy ce­chy po­zy­tyw­ne.

Ni­ska sa­mo­oce­na jest czę­stym zja­wi­skiem w spo­łe­czeń­stwach prze­gra­nych, utrzy­my­wa­nych przez dłu­gi czas prze­mo­cą pod cu­dzą do­mi­na­cją. Ale pol­skie­go współ­cze­sne­go za­kom­plek­sie­nia nie moż­na tłu­ma­czyć tyl­ko ka­ta­stro­fą wo­jen­ną i pół­wie­czem so­wiec­kiej oku­pa­cji. Jest to tak­że efekt szcze­gól­nej pe­da­go­gi­ki, ja­ką wo­bec wła­sne­go spo­łe­czeń­stwa upra­wia­ją eli­ty III RP. Jak w po­nu­rym żar­cie o fa­ce­cie, któ­ry py­ta le­ka­rza: „pa­nie dok­to­rze, mo­ja żo­na do­sta­ła kom­plek­su niż­szo­ści – co zro­bić, że­by go nie stra­ci­ła?".

Obo­wią­zu­ją­cy w eli­tach „sznyt" in­te­lek­tu­al­ny to nie­usta­ją­ce szy­der­stwo z pol­sko­ści, z tra­dy­cji, z pol­skiej hi­sto­rii, to pod­kre­śla­nie, że ży­je­my w „po­pie­przo­nym" kra­ju, że „tu­taj ni­gdy nic nie mo­że być nor­mal­nie". Li­te­ra­tu­ra III RP, je­śli nie ucie­ka od rze­czy­wi­sto­ści w uni­ver­sa cał­ko­wi­cie umow­ne, li­cy­tu­je się w de­ma­sko­wa­niu, od­rzu­ca­niu i ośmie­sza­niu rze­ko­mo wciąż do­mi­nu­ją­ce­go Po­la­ka-ka­to­li­ka, a dro­gą awan­su jest sym­bo­licz­ne rzu­ce­nie ka­mie­niem w te­go, kto go sym­bo­li­zu­je.

Nie­waż­ne, czy jest to aku­rat, jak w pierw­szych la­tach po trans­for­ma­cji, Lech Wa­łę­sa czy, jak obec­nie, Ja­ro­sław Ka­czyń­ski, czy bę­dzie to ktoś jesz­cze in­ny. Dys­kurs pu­blicz­ny krę­ci się wo­kół róż­nie na­zy­wa­ne­go Po­la­ka­-tra­dy­cjo­na­li­sty, uczy­nio­ne­go czar­nym to­te­mem, Or­wel­low­skim Ema­nu­elem Gold­ste­inem, nie­usta­ją­co po­tę­pia­nym w ga­ze­tach i książ­kach, na sce­nach te­atral­nych, w ete­rze.

Eli­ta, któ­ra or­ga­ni­zu­je nam ten nie­usta­ją­cy se­ans nie­na­wi­ści do sie­bie sa­mych, po więk­szej czę­ści kie­ru­je się po pro­stu mo­dą i od­ru­chem stad­nym. Ale je­śli ktoś za­py­ta o wy­ja­śnie­nie sen­su tej ak­cji, usły­szy od­po­wiedź mą­drą i z po­zo­ru spój­ną. Otóż de­kon­struk­cja tra­dy­cyj­nej pol­skiej świa­do­mo­ści jest po­trzeb­na i ko­niecz­na dla mo­der­ni­za­cji. Al­bo­wiem w Pol­sce od dwu­stu lat to­czy się spór po­mię­dzy Oświe­ce­niem a Ciem­no­gro­dem. Mię­dzy z jed­nej stro­ny – okre­śle­nie pro­fe­so­ra Je­dlic­kie­go – „do­trzy­my­wa­niem kro­ku po­stę­po­wi eu­ro­pej­skie­mu", a z dru­giej – trak­to­wa­niem na­ro­do­wo­ści ja­ko „nie­na­ru­szal­ne­go re­zer­wa­tu kul­tu­ry i ukła­dów spo­łecz­nych".

Oczy­wi­ście, osta­tecz­ny wy­nik tak zde­fi­nio­wa­ne­go spo­ru wy­da­je się prze­są­dzo­ny, bo po­stęp mu­si za­trium­fo­wać nad re­ak­cją, a otwar­cie i mo­der­ni­za­cja na wzór eu­ro­pej­ski nad pa­ra­fiańsz­czy­zną i za­ścian­ko­wo­ścią. „Mło­dzi, wy­kształ­ce­ni z więk­szych miast" nie­uchron­nie zaj­mą z cza­sem miej­sce „sta­rych, go­rzej wy­kształ­co­nych i z mniej­szych ośrod­ków" i tyl­ko skoń­czo­ny głu­piec lo­ko­wał­by ja­kieś sen­ty­men­ty po stro­nie ska­za­nej na śmiet­nik hi­sto­rii. Nie­mniej do peł­ne­go zwy­cię­stwa trze­ba jesz­cze nie­co wy­sił­ku, by ko­lej­ne po­ko­le­nia Po­la­ków uod­por­nić cał­ko­wi­cie na za­ścian­ko­we sen­ty­men­ty.

Ta bar­dzo upo­wszech­nio­na in­ter­pre­ta­cja de­ter­mi­nu­ją­ce­go no­wo­żyt­ną Pol­skę spo­ru oświe­ce­nia z sar­ma­ty­zmem ja­ko spo­ru no­wo­cze­sno­ści z tra­dy­cją jest jed­nak fał­szy­wa. Jej po­wszech­ność wy­ni­ka wy­łącz­nie z fak­tu, iż bar­dzo do­war­to­ścio­wu­je ona tę stro­nę spo­ru, któ­ra w III RP zdo­mi­no­wa­ła de­ba­tę pu­blicz­ną, w pew­nych mo­men­tach wręcz od­bie­ra­jąc prze­ciw­ni­kom moż­li­wość sfor­mu­ło­wa­nia swe­go punk­tu wi­dze­nia, a przez ca­łe dwu­dzie­sto­le­cie sku­tecz­nie ich za­głu­sza­jąc.

Za­bić du­cha rów­no­ści

W isto­cie, je­śli przyj­rzeć się za­rów­no hi­sto­rii, jak i współ­cze­sno­ści, rzecz ma się ina­czej. Isto­tą sar­ma­ty­zmu, prze­ciw któ­re­mu sfor­mu­ło­wa­ne zo­sta­ły mo­der­ni­za­cyj­ne po­stu­la­ty pol­skie­go oświe­ce­nia, nie by­ło wca­le kur­czo­we trzy­ma­nie się swoj­sko­ści, upo­rczy­we, po­dejrz­li­we od­rzu­ca­nie cu­dzo­ziemsz­czy­zny i za­my­ka­nie się w prze­ży­tych for­mach – to zna­czy te ce­chy sar­ma­ty­zmu nie by­ły w nim war­to­ścią sa­me dla sie­bie, ale wy­wie­dzio­ne zo­sta­ły z war­to­ści za­sad­ni­czej.

War­to­ścią za­sad­ni­czą by­ła zaś i, jak­kol­wiek bę­dzie­my de­fi­nio­wać pol­skość, za­wsze po­zo­sta­nie w jej cen­trum – wol­ność. Wol­ność oso­bi­sta, rów­ność Po­la­ków­-sar­ma­tów wo­bec pra­wa i prze­ko­na­nie, że nie są pod­da­ny­mi swe­go kró­la, ale ja­ko zbio­ro­wość – je­go su­we­re­nem. Za­mknię­cie na świat, od­rzu­ce­nie cu­dzo­ziemsz­czy­zny, kse­no­fo­bia ufun­do­wa­na na po­czu­ciu wyż­szo­ści by­ły tyl­ko lo­gicz­nym skut­kiem sy­tu­acji, w któ­rej Za­chód te naj­droż­sze Po­la­kom war­to­ści cał­ko­wi­cie od­rzu­cał, idąc w stro­nę ab­so­lu­ty­zmu.

I to nie one, wbrew pro­pa­gan­do­we­mu ste­reo­ty­po­wi, są isto­tą pol­skiej tra­dy­cji. Isto­tą pol­skiej tra­dy­cji jest to wła­śnie, co w nie przy­pad­kiem za­cy­to­wa­nej tu aneg­do­cie pod­kre­ślił śp. pre­zy­dent: to, że za­wsze by­li­śmy par­ty­zan­ta­mi wol­no­ści wła­snej i cu­dzej, za­po­rą dla im­pe­rial­nych eks­pan­sji i pod­bo­jów, na­ro­dem, któ­ry moż­na pod­bić, ale za­wsze ozna­cza to po­czą­tek koń­ca te­go, kto pod­bo­ju do­ko­nał.

W kon­kret­nych hi­sto­rycz­nych oko­licz­no­ściach kształ­tu­ją­cej się no­wo­żyt­no­ści ab­so­lu­tyzm oka­zał się jed­nak sku­tecz­niej­szy, i sta­ło się to oczy­wi­ste, za­nim jesz­cze Kró­le­stwo Wol­no­ści upa­dło pod cio­sa­mi trzech ościen­nych sa­tra­pii. Tak zro­dziły się tra­gizm i roz­dar­cie pol­skiej toż­sa­mo­ści: pró­ba mo­der­ni­za­cji pań­stwa ozna­cza­ła bo­wiem odej­ście od je­go pod­sta­wo­wych war­to­ści, prze­są­dza­ją­cych o na­szej wy­jąt­ko­wo­ści. Aby ra­to­wać Pol­skę, trze­ba by­ło za­bi­jać w niej du­cha rów­no­ści, na­rzu­cić po­słuch.

Idee oświe­ce­nio­we, na za­cho­dzie Eu­ro­py re­wo­lu­cyj­ne, w Pol­sce zmie­nia­ły się więc w idee dwor­skie. Fi­lo­zo­fia, tam pod­ry­wa­ją­ca ma­sy do sztur­mu na Ba­sty­lię w wal­ce o pra­wa oby­wa­tel­skie, u nas za­owo­co­wa­ła kon­sty­tu­cją zna­czą­co ogra­ni­cza­ją­cą pra­wa oby­wa­tel­skie (3 ma­ja ode­bra­no je wszak rze­szom szlach­ty – nie­po­se­sjo­na­tów) i za­stę­pu­ją­cą tron obie­ral­ny dzie­dzicz­nym.

Sło­wem, oświe­ce­nio­wy bunt ro­dzą­cej się kla­sy śred­niej prze­ciw­ko dwo­ro­wi u nas wy­ro­dził się w in­stynkt sku­pia­ją­cy tąż kla­sę śred­nią wo­kół dwo­ru prze­ciw­ko za­ścian­kom.

A po­nie­waż „dwo­ru w War­sza­wie" szyb­ko za­bra­kło, re­for­ma­tor­skim cen­trum mo­der­ni­za­cji uczy­nio­no szyb­ko dwór ob­cy. „Fa­tal­ność", mó­wiąc ję­zy­kiem Nor­wi­da, mo­der­ni­za­cji po­przez cu­dzo­ziemsz­czy­znę na­ło­ży­ła się w ten spo­sób na „fa­tal­ność" ty­po­wą dla kra­jów po­zba­wio­nych przez czas dłuż­szy nie­pod­le­gło­ści, ko­lo­ni­zo­wa­nych i pod­da­wa­nych za­bo­ro­wi – za­miast eli­ty na­ro­du za­czę­ła wy­twa­rzać się ko­la­bo­ranc­ka „eli­ta prze­ciw­ko na­ro­do­wi", po­strze­ga­ją­ca się ja­ko pas trans­mi­syj­ny dla im­plan­to­wa­nia tu, w ro­dzi­mej dzi­czy, cy­wi­li­za­cji pły­ną­cej z Za­cho­du.

Ge­ne­rał Za­ją­czek kontr­ata­ku­je

Ta­ka eli­ta, jak to ujął pra­wo­daw­ca pol­skie­go pa­trio­tycz­ne­go my­śle­nia Adam Mic­kie­wicz, za­miast „na na­ro­du cze­le" jest „na wierz­chu". To waż­ne roz­róż­nie­nie, bo w isto­cie spo­rem założycielskim, który ufun­dował pol­skość, nie był spór cza­sów sta­ni­sła­wow­skich po­mię­dzy oświe­co­ny­mi a sar­ma­ta­mi, ale kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej­szy spór mię­dzy, w du­żej czę­ści ty­mi sa­my­mi, oświe­co­ny­mi na­zwa­ny­mi w tra­dy­cji hi­sto­rycz­nej pseu­do­kla­sy­cy­sta­mi a świa­do­mie od­wo­łu­ją­cy­mi się do isto­ty sar­mac­ko­ści ro­man­ty­ka­mi. To był spór mię­dzy uza­sad­nia­nym uczo­ny­mi prze­słan­ka­mi pod­dań­stwem a nieli­czą­cym się z re­alia­mi in­stynk­tem wol­no­ści.

I ten spór do­cze­kał się ko­lej­nej pró­by roz­strzy­gnię­cia w na­szych obec­nych cza­sach. Pań­stwo, w któ­rym ży­je­my, na­zwa­ne III RP, no­si wie­le po­do­bieństw do se­zo­no­we­go Kró­le­stwa Kon­gre­so­we­go, bę­dą­ce­go tłem tam­te­go, pier­wot­ne­go spo­ru. Kró­le­stwa, któ­re współ­cze­snym wy­da­wa­ło się wol­ną, od­zy­ska­ną Pol­ską, mia­ło wszel­kie te­go atry­bu­ty i le­gi­ty­mi­zo­wa­ne by­ło przez bo­ha­te­rów na­po­le­oń­skiej epo­pei – a sta­no­wi­ło za­le­d­wie atra­pę pań­stwa pol­skie­go, wszyst­kie je­go pra­wa oka­za­ły się fik­cją, a bo­ha­te­ro­wie al­bo szyb­ko znik­nę­li al­bo de­mon­stra­cyj­nie zdra­dza­li gło­szo­ne ide­ały.

Ana­lo­gii nie na­le­ży oczy­wi­ście brać do­słow­nie, ale po­rów­na­nie Kró­le­stwa z III RP po­zwa­la wie­le zro­zu­mieć. Oto zno­wu mie­li­śmy do czy­nie­nia z pró­bą „ucy­wi­li­zo­wa­nia" Pol­ski na­zna­czo­ną fa­tal­no­ścią, któ­ra spra­wia, że oświe­ce­nie, wbrew wy­zna­wa­ne­mu hi­sto­rycz­ne­mu de­ter­mi­ni­zmo­wi, za­wsze u nas w koń­cu prze­gry­wa. III RP po­my­śla­na zo­sta­ła wła­śnie ja­ko „spi­sek oświe­co­nych elit" ma­ją­cy na ce­lu zmo­der­ni­zo­wa­nie Po­la­ków bez ich zgo­dy.

Po­dob­nie jak Sta­szic kontr­asy­gno­wał car­skie uka­zy gwał­cą­ce kar­dy­nal­ne pra­wa Po­la­ków w prze­ko­na­niu, że re­for­my go­spo­dar­cze są waż­niej­sze od wol­no­ści, tak i re­for­ma­to­rzy obec­ni od pierw­szej chwi­li uzna­li ko­niecz­ność wpi­sa­nia w ustrój nie­spra­wie­dli­wo­ści, zmo­no­po­li­zo­wa­nia me­diów i in­nych nad­użyć prze­ciw­ko ide­ałom, któ­re stwo­rzy­ły „So­li­dar­ność" – w imię po­wo­dze­nia „re­form", dla któ­rych od­ru­chy nic niero­zu­mie­ją­cej pol­skiej ma­sy by­ły­by za­gro­że­niem.

Efek­tem „spi­sku oświe­co­nych" nie jest jed­nak, wbrew za­ło­że­niom, mo­der­ni­za­cja. Efek­tem jest pań­stwo od za­ra­nia skost­nia­łe, któ­re­go re­for­ma­tor­skie dą­że­nia zo­sta­ły sku­tecz­nie za­blo­ko­wa­ne przez in­te­re­sy za­cho­wa­nych z po­przed­nie­go ustro­ju kast uprzy­wi­le­jo­wa­nych. „Oświe­ce­nie" po­wio­dło się tyl­ko w sfe­rze po­zo­rów. Zo­sta­ło spro­wa­dzo­ne do szer­mo­wa­nia eu­ro­pej­ską no­wo­mo­wą, do ty­leż czę­sto po­wta­rza­nych co pu­stych za­klęć o „eu­ro­pej­skiej nor­mal­no­ści": we­szli­śmy do Eu­ro­py, więc ona już da­lej wszyst­ko za­ła­twi.

Otóż Eu­ro­pa nie za­ła­twi nic, bo po­grą­żo­na w kło­po­tach, prze­sta­ła być ja­kim­kol­wiek mo­der­ni­za­cyj­nym pro­jek­tem. Po­ra opę­dzić się od jej roz­wrzesz­cza­nych jak pa­pu­gi wy­znaw­ców i spoj­rzeć trzeź­wo na sy­tu­ację, w któ­rej się zna­leź­li­śmy.

Na­sta­wie­ni na do­je­nie

W chwi­li pro­spe­ri­ty Po­la­cy uwie­rzy­li w ofer­tę „oświe­co­nych", że w za­mian za za­par­cie się pol­skiej toż­sa­mo­ści, za pod­da­nie się dyk­ta­to­wi żyć bę­dzie­my „jak na Za­cho­dzie". Zo­sta­li oszu­ka­ni. Pod fa­sa­dą „eu­ro­pej­sko­ści", któ­rej do­wo­dem ma być kle­pa­nie nas po ple­cach przez eu­ro­pej­skich li­de­rów i po­chwal­ne fra­ze­sy w tam­tej­szych me­diach, od­two­rzo­ny zo­stał PRL w ca­łej je­go śmiesz­nej, czy­now­ni­czej sier­mięż­no­ści. I to jest naj­więk­sza zdra­da i naj­więk­sza klę­ska „oświe­co­nych".

Punk­tem doj­ścia III RP oka­zu­je się nie, jak za­kła­da­no, za­moż­ny eu­ro­re­gion, ale za­py­zia­ła, pro­win­cjo­nal­na ko­lo­nia Nie­miec, któ­rej lo­kal­ni za­rząd­cy są w sta­nie prze­pro­wa­dzić tyl­ko ty­le z pro­jek­tów mo­der­ni­za­cyj­nych, ile zo­sta­nie im na­rzu­co­ne przez me­tro­po­lię.

To pań­stwo, w któ­rym wła­dza ku­pi­ła so­bie po­par­cie aspi­ru­ją­cych do „eu­ro­pej­sko­ści" mas, prze­ja­da­jąc set­ki mi­liar­dów po­ży­czo­nych i otrzy­ma­nych eu­ro, i wy­ko­rzy­stu­jąc okres go­spo­dar­czej pro­spe­ri­ty do stwo­rze­nia se­tek ty­się­cy bez­pro­duk­tyw­nych miejsc pra­cy w urzę­dach i bu­dże­tów­ce. Pań­stwo do ab­sur­du zbiu­ro­kra­ty­zo­wa­ne, w któ­rym roz­mno­żo­na ka­sta man­da­ryń­ska sa­mo­wol­nie in­ter­pre­tu­je we­dług uzna­nia nie­skoń­czo­ną ilość bar­dzo szcze­gó­ło­wych, zwy­kle sprzecz­nych ze so­bą prze­pi­sów, z nie­wy­dol­nym apa­ra­tem spra­wie­dli­wo­ści, z ro­ku na rok kla­sy­fi­ko­wa­nym z te­go po­wo­du ni­żej w świa­to­wym ran­kin­gu wol­no­ści go­spo­dar­czej.

Pań­stwo po­zba­wio­ne woj­ska, nie­zdol­ne sku­tecz­nie wy­stę­po­wać na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej na­wet w spra­wie tak za­sad­ni­czej, jak tra­gicz­na śmierć pre­zy­den­ta i bli­sko stu to­wa­rzy­szą­cych mu w ofi­cjal­nej de­le­ga­cji osób. Pań­stwo wresz­cie z sze­ro­ki­mi i co­raz szer­szy­mi ob­sza­ra­mi spo­łecz­ne­go wy­klu­cze­nia, w tym zwłasz­cza wy­klu­cza­ją­cym mło­dzież sta­no­wią­cą oko­ło jed­nej czwar­tej rze­szy współ­cze­snych bez­ro­bot­nych.

Sam fakt, że pań­stwo to – ­mi­mo wspo­mnia­nych se­tek mi­liar­dów wpom­po­wa­nych w nie do­ta­cji i po­ży­czek, i mi­mo za­rob­ko­wej emi­gra­cji po­nad mi­lio­na naj­ak­tyw­niej­szych oby­wa­te­li – nie zdo­ła­ło w okre­sie pro­spe­ri­ty zmniej­szyć bez­ro­bo­cia po­ni­żej dzie­się­ciu pro­cent ani zwięk­szyć zna­czą­co wzro­stu go­spo­dar­cze­go ka­że uznać, że w nad­cho­dzą­cym okre­sie de­ko­niunk­tu­ry mu­si się za­ła­mać tak sa­mo jak je­go gier­kow­ski pier­wo­wzór.

Przy wszyst­kich bo­wiem swych wa­dach ob­cią­żo­ne jest ono cał­ko­wi­tą nie­moż­no­ścią zre­for­mo­wa­nia się. Wszel­ka re­for­ma by­ła­by bo­wiem wbrew in­te­re­som elit ma­ją­cych w nim cha­rak­ter pa­so­żyt­ni­czy, nie­zdol­nych do two­rze­nia ni­cze­go, w więk­szo­ści na­sta­wio­nych tyl­ko na „do­je­nie"  zgro­ma­dzo­ne­go ka­pi­ta­łu za gra­ni­cę.

Mo­der­ni­za­cja przez sex sho­py

Spi­sek „oświe­co­nych" obie­cy­wał so­bie wy­cho­wać mło­de, eu­ro­pej­skie po­ko­le­nie Po­la­ków. Wy­cho­wał tyl­ko „biu­ro­wą kla­sę śred­nią" oraz, rzecz naj­bo­le­śniej­sza, pa­li­ko­to­wy mo­tłoch, nie­zdol­ny do my­śle­nia, po­ry­wa­ny ha­sła­mi z po­zio­mów po­li­tycz­ne­go de­bi­li­zmu – plu­ciem na krzyż i mo­dlą­ce się sta­rusz­ki, le­ga­li­zo­wa­niem pro­sty­tu­cji i nar­ko­ty­ków. Jest to uwień­cze­nie swo­iste­go pro­ce­su, któ­ry oka­zał się na­wet nie – jak uj­mo­wał to pro­fe­sor Le­gut­ko – „mo­der­ni­za­cją przez kse­ro­ko­piar­kę", ale wręcz „mo­der­ni­za­cją przez sex shop".

Po­le­cam za­in­te­re­so­wa­nym twar­de da­ne, mie­rzą­ce w Pol­sce szan­se suk­ce­su róż­nych śro­do­wisk. Do­wo­dzą one, że wbrew upo­wszech­nia­ne­mu ste­reo­ty­po­wi to lu­dzie z ro­dzin re­li­gij­nych, a te­ry­to­rial­nie pa­trząc, z po­gar­dza­nej ścia­ny wschod­niej, le­piej się uczą, ła­twiej zda­ją na stu­dia i awan­su­ją, się­ga­ją po więk­sze za­rob­ki i rza­dziej ma­ją kło­po­ty ze spła­ca­niem kre­dy­tów. Tech­nicz­ne zna­cze­nie po­ję­cia „eli­ty" – ci, któ­rzy ma­ją sta­no­wi­ska, pie­nią­dze i wpły­wy – daw­no nie by­ło aż tak jak dziś roz­bież­ne z je­go po­tocz­nym poj­mo­wa­niem: „mą­drzej­si, le­piej przy­go­to­wa­ni, lep­si".

To ko­lej­ne łu­dzą­ce po­do­bień­stwo pań­stwa po­czę­te­go w Mag­da­len­ce do schył­ko­we­go PRL, te­go z cza­sów, gdy nikt już na­wet w sa­mej PZPR nie wie­rzył w so­cja­lizm, ale też nikt jesz­cze nie wie­rzył, że brat­nie im­pe­rium mo­że się roz­paść, a Po­la­kom da­na bę­dzie ko­lej­na szan­sa.

Pro­mi­nent­ni „pseu­do­kla­sy­cy­ści" z Kró­le­stwa Kon­gre­so­we­go do póź­nej sta­ro­ści, jesz­cze w dwa­dzie­ścia, trzy­dzie­ści lat po je­go upad­ku, nie ro­zu­mie­li, że ich pro­jekt nie mógł się po­wieść. Nie ocze­kuj­my więc od obec­nych „oświe­co­nych", że­by zro­zu­mie­li, dla­cze­go prze­gra­li hi­sto­rycz­ną szan­sę – dla­cze­go po­świę­ca­jąc wszyst­ko no­wo­cze­sno­ści, wła­śnie cze­go jak cze­go, ale no­wo­cze­sno­ści dać Pol­sce nie mo­gli, pu­dru­jąc w za­mian post­ko­mu­ni­stycz­ny biu­ro­kra­tycz­ny feu­da­lizm. Mniej­sza z ni­mi. „Plwaj­my na te sko­ru­pę i zstąp­my do głę­bi".

Rafał A. Ziemkiewicz jest pisarzem, publicystą tygodnika „Uważam Rze". Publikuje też w „Rzeczpospolitej". Ostatnio wydał książki „Zgred" oraz „Wkurzam salon".

Na jed­nym z waż­nych spo­tkań mię­dzy­na­ro­do­wych z udzia­łem śp. pre­zy­den­ta Le­cha Ka­czyń­skie­go, pod­czas je­go luź­nej czę­ści, przy­wód­cy eu­ro­pej­scy chcie­li oka­zać życz­li­wość wo­bec na­sze­go kra­ju. Za naj­lep­szy spo­sób uzna­li wy­po­wia­da­nie się ze współ­czu­ciem o na­szej peł­nej nie­szczęść hi­sto­rii. Ki­wa­jąc gło­wa­mi, mó­wi­li o na­jaz­dach, któ­re nas miaż­dży­ły, o eks­ter­mi­na­cji, ja­kiej by­li Po­la­cy w swej hi­sto­rii pod­da­wa­ni, i o bo­ha­ter­sko prze­gra­nych po­wsta­niach.

„Ależ, pro­szę pań­stwa – za­pro­te­sto­wał w koń­cu pre­zy­dent – na­sza hi­sto­ria jest ta­ka, że naj­pierw za­trzy­ma­li­śmy na kil­ka­set lat eks­pan­sję Niem­ców na wschód, po­tem par­cie is­la­mu na za­chód, a w koń­cu po­chód re­wo­lu­cji bol­sze­wic­kiej. W mię­dzy­cza­sie stwo­rzy­li­śmy pierw­szą w Eu­ro­pie re­pu­bli­kę z obie­ral­nym, od­po­wie­dzial­nym przed pra­wem wład­cą i za­sa­dą rów­no­upraw­nie­nia re­li­gii, a już w XX wie­ku po­wie­dzie­li­śmy »nie« Hi­tle­ro­wi, zmu­sza­jąc Za­chód do przy­stą­pie­nia do woj­ny z nim, i two­rząc »So­li­dar­ność«, do­pro­wa­dzi­li­śmy do upad­ku So­wie­ty".

Na­ocz­ny świa­dek tej roz­mo­wy opo­wia­dał, że sło­wa te wy­wo­ła­ły bez­brzeż­ne zdu­mie­nie – z Po­la­kiem tak mó­wią­cym o hi­sto­rii swo­je­go kra­ju za­chod­nie eli­ty nie mia­ły do­tąd do czy­nie­nia. Praw­dę mó­wiąc, gdy­by na sa­li by­li sa­mi Po­la­cy, zdzi­wie­nie za­pew­ne nie by­ło­by mniej­sze. Tak bar­dzo przy­wy­kli­śmy do te­go mroż­kow­skie­go po­ka­zy­wa­nia szczerb i za­wo­dze­nia „wy­bi­li, o, wy­bi­li", że trud­no nam przy­cho­dzi do gło­wy po­my­śleć o so­bie sa­mych ja­ko o dzie­dzi­cach tra­dy­cji wiel­kiej i chwa­leb­nej.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał