Siła ssąca stolicy

W Polsce co czwarta duża firma ma centralę w Warszawie. Stolica przyciąga jak magnes, osłabiając gospodarczo mniejsze miejscowości

Publikacja: 31.03.2012 01:01

Miasta zabiegają o to, by na ich terenie działały (albo przynajmniej rejestrowały się) firmy, bo przynosi to wiele korzyści gospodarczych i społecznych. Do kasy gminy wpływa 6,7 proc. podatku dochodowego płaconego przez firmy oraz 37,3 proc. podatku płaconego przez jej pracowników (jeśli są zameldowani w tym mieście).

Im więcej dużych przedsiębiorstw działa na danym terenie, tym większy powstaje rynek pracy i większe prawdopodobieństwo pojawienia się następnych inwestorów. Przyciąga ich nie tylko możliwość zatrudnienia na  miejscu odpowiedniej liczby fachowców, ale i możliwości, jakie daje współpraca z miejscowymi potentatami.

Nic więc dziwnego, że władze samorządowe „pilnują" swoich firm. Uważa się, że to ich interwencja spowodowała, iż np. centrala Wielkopolskiego Banku Kredytowego przeniosła się z Poznania do Wrocławia, gdy bank  ten przed wieloma laty przejął tamtejszy Bank Zachodni (tworząc BZ WBK).

Łatwiej dolecieć i dojechać

Na mapie gospodarczej Polski liczy się tylko kilka ośrodków. Ale wśród nich nie ma nic porównywalnego ze stolicą. W Warszawie i kilku najbliższych miejscowościach zarejestrowano ponad pół tysiąca firm, a więc 1/4 z obecnych na Liście 2000 (ranking największych firm w Polsce).

Jeżeli analizujemy tylko największe, to okazuje się, że te ze stolicy stanowią prawie połowę (207) z pierwszej pięćsetki, a w najbliższej okolicy działa 10 kolejnych. W sumie w województwie mazowieckim zarejestrowano  236 spośród największych firm. I ta liczba szybko rośnie. W ciągu ostatnich 10 lat o 24 proc. (45 spółek).

– Warszawa ściąga centrale firm tym, że tu jest masa krytyczna do prowadzenia biznesu – twierdzi Paweł Tynel z firmy doradczej Ernst & Young. Tu działają osoby podejmujące decyzje biznesowe, tu przyjeżdżają decydenci z innych miejsc, którym łatwiej dolecieć do Warszawy niż gdzie indziej. – W Warszawie prowadzenie działalności jest po prostu wygodniejsze – dodaje.

– W Warszawie łatwiej nam o spotkania z rozsianymi po całym kraju dilerami, także z agencjami reklamowymi oraz domami mediowymi – tłumaczy Wojciech Masalski, dyrektor handlowy Fiat Auto Poland.

Zdaniem Wojciecha Heydla, byłego prezesa Orlenu, ulokowanie w Warszawie centrali firmy, której produkcja odbywa się w innym mieście, z punktu widzenia czystego zarządzania nie jest wielkim utrudnieniem. Prezes nie jest przecież mistrzem zmiany. Może równie dobrze kierować produkcją z innego miejsca – tłumaczy Heydel. Jego zdaniem kwestia ulokowania zarządu w stolicy może być związana ze stopniem decentralizacji produkcji.

W Warszawie działają kierownictwa większej liczby firm, niż by to wynikało z naszych statystyk. W stolicy lokują swe zarządy grupy kapitałowe, powstałe z połączenia spółek działających w różnych częściach kraju. Nie zawsze jest tak, że rejestrują się w stolicy, ale tam są ich biura i odbywają się ich posiedzenia. Tak jest w wypadku Asseco, wywodzącego się z Rzeszowa, które połączyło się z gdyńskim Prokomem i Softbankiem. Jedenastoosobowe kierownictwo Asseco jest rozproszone między Rzeszowem, Warszawą a Gdynią. Członkowie zarządu mieszkają i pracują w tych trzech miastach, ale zbierają się w Warszawie – mówi Katarzyna Drewnowska, dyrektor działu relacji inwestorskich w Asseco. To ułatwia spotkania – Warszawa jest w połowie drogi między Podkarpa- ciem a Wybrzeżem.

Na przełomie obecnego i minionego roku do Warszawy przeniósł się zarząd Kompanii Piwowarskiej. Firma ma browary w Poznaniu, Białymstoku i Tychach. W sumie do stolicy przeniosło się około stu osób. W Poznaniu została część managementu związana z produkcją, w tym wiceprezesi ds. technicznych oraz personalnych. Co ważne, nad Wartą formalnie pozostała centrala. W Warszawie jest natomiast biuro zarządu, marketing i sprzedaż.

Nasi najwięksi kontrahenci mają siedziby w Warszawie, tu są centrale obsługujących nas banków. Ponadto pracownikom z Białegostoku i Tych łatwiej przyjechać do Warszawy niż do Poznania – mówi Paweł Kwiatkowski, dyrektor ds. korporacyjnych Kompanii Piwowarskiej.

Ale przyznaje, że gdy zapadała decyzja o przeniesieniu centrali z Poznania do stolicy, nastroje wśród dużej części osób mających zmienić miejsce pracy były sceptyczne. Dlatego wyjeżdżający otrzymali dodatkowe bonusy: m.in. podniesienie zarobków do poziomu warszawskiego. Odpowiednio wcześniej zaczęto także rekrutację już w Warszawie – na nowe stanowiska. – W Poznaniu mamy wielu kandydatów do pracy, ale to głównie absolwenci. Osoby z doświadczeniem z reguły są zasysane przez stolicę. I niekoniecznie chcą wracać do Poznania – dodaje Kwiatkowski.

Co ciekawe,  przedstawiciele wielu firm mających centrale z dala od stolicy w rozmowach z prasą czy w ankietach podają jako kontaktowy numer telefonu w Warszawie. Jacka Krawca, prezesa PKN Orlen – największej polskiej firmy – znacznie łatwiej spotkać w Warszawie niż w Płocku, gdzie jego firma ma centralę. Analizując Listę 2000 największych firm, widzimy, że poza Warszawą istotny jest tylko Górny Śląsk, gdzie zarejestrowana jest blisko co dziesiąta spółka z polskiej elity. Liczącymi się ośrodkami są też aglomeracje Poznania, Trójmiasta, Krakowa i Wrocławia, ale w żadnej z nich nie działa więcej niż 80 firm z 2000 wymienionych na liście. Co istotne, z tych pięciu centrów gospodarczych dynamicznie rozwija się najwyżej jedno – Wrocław. Liczba dużych firm z Listy 2000 zarejestrowanych w tym mieście oraz dwóch jego satelitach wzrosła w ciągu ośmiu lat o 1/3. W pozostałych centrach liczba znaczących firm utrzymuje się na stałym poziomie lub spada.

Obywatel pierwszej kategorii

Duże firmy to nie tylko wyższe podatki płacone do samorządowej kasy. Nie bez znaczenia jest też to, że obecność licznej wyższej kadry kierowniczej stwarza warunki do rozwoju miejscowości. Tacy ludzie mają przecież pieniądze, które wydają w miejscowych sklepach, korzystają z oferty instytucji kulturalnych i dbają o odpowiedni poziom edukacji dla swoich dzieci.

Jeśli chodzi o niżej wynagradzanych pracowników, to ich raczej nie zatrudnia się w stolicy. Nawet w innych dużych miastach płace i czynsze są często na tyle niekonkurencyjne, że zakłady produkcyjne buduje się albo na przedmieściach, albo w mniejszych miejscowościach. Jednak nie widać tego w naszych statystykach, bo centrala firm zarejestrowana jest w stolicy lub innym dużym mieście. Tam też pracują na co dzień menedżerowie. Pewnym wyjątkiem są centra usług coraz liczniej budowane w dużych miastach. Liderem jest stolica, za którą podążają Wrocław i Kraków.

Firmy, wybierając dla siebie lokalizację, biorą pod uwagę nie tylko wielkość miejscowego rynku pracy ekspertów, środowisko akademickie czy wysokość kosztów. Wyraźnie widać, że jest wiele mniejszych miejscowości, w których działa względnie dużo firm, np. Płock, Bielsko-Biała czy Lubin. Są to jednak wielkie koncerny, wokół których powstają inne firmy połączone z nimi więzami własnościowymi lub współpracujące z nimi na stałe.

Ucieczka przed kosztami

Wnikliwie obserwowany jest rozwój gospodarczy miejscowości otaczających największe miasta. Warto wspomnieć np. o podkrakowskich Niepołomicach, podwarszawskich Raszynie, Pruszkowie czy Piasecznie. Analizując wydawaną od 10 lat przez „Rzeczpospolitą" Listę 2000 największych firm, spostrzegamy, że w ostatniej z tych miejscowości zarejestrowano dziewięć firm, a więc więcej niż np. w wojewódzkiej Zielonej Górze czy połowę tego, co w Bydgoszczy lub Białymstoku. Takim ewenementem były też podwrocławskie Kobierzyce, gdzie zarejestrowano siedem spółek. Na drugim biegunie jest wiele dużych miast, w których liczba znaczących firm jest stanowczo za mała w stosunku choćby do liczby mieszkańców. Na liście 2000 było tylko siedem firm zarejestrowanych w Zielonej Górze i 14 w Olsztynie.

Na liście 500, na której są tylko największe firmy, te dysproporcje wyglądają jeszcze gorzej. Z województwa lubuskiego znalazły się na niej tylko dwie spółki, z Zachodniopomorskiego – cztery, a z Warmińsko-Mazurskiego – pięć.

Dekadę wcześniej w rankingu „Rzeczpospolitej" było 29 firm z tych trzech regionów.

Miasta zabiegają o to, by na ich terenie działały (albo przynajmniej rejestrowały się) firmy, bo przynosi to wiele korzyści gospodarczych i społecznych. Do kasy gminy wpływa 6,7 proc. podatku dochodowego płaconego przez firmy oraz 37,3 proc. podatku płaconego przez jej pracowników (jeśli są zameldowani w tym mieście).

Im więcej dużych przedsiębiorstw działa na danym terenie, tym większy powstaje rynek pracy i większe prawdopodobieństwo pojawienia się następnych inwestorów. Przyciąga ich nie tylko możliwość zatrudnienia na  miejscu odpowiedniej liczby fachowców, ale i możliwości, jakie daje współpraca z miejscowymi potentatami.

Nic więc dziwnego, że władze samorządowe „pilnują" swoich firm. Uważa się, że to ich interwencja spowodowała, iż np. centrala Wielkopolskiego Banku Kredytowego przeniosła się z Poznania do Wrocławia, gdy bank  ten przed wieloma laty przejął tamtejszy Bank Zachodni (tworząc BZ WBK).

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą