Miasta zabiegają o to, by na ich terenie działały (albo przynajmniej rejestrowały się) firmy, bo przynosi to wiele korzyści gospodarczych i społecznych. Do kasy gminy wpływa 6,7 proc. podatku dochodowego płaconego przez firmy oraz 37,3 proc. podatku płaconego przez jej pracowników (jeśli są zameldowani w tym mieście).
Im więcej dużych przedsiębiorstw działa na danym terenie, tym większy powstaje rynek pracy i większe prawdopodobieństwo pojawienia się następnych inwestorów. Przyciąga ich nie tylko możliwość zatrudnienia na miejscu odpowiedniej liczby fachowców, ale i możliwości, jakie daje współpraca z miejscowymi potentatami.
Nic więc dziwnego, że władze samorządowe „pilnują" swoich firm. Uważa się, że to ich interwencja spowodowała, iż np. centrala Wielkopolskiego Banku Kredytowego przeniosła się z Poznania do Wrocławia, gdy bank ten przed wieloma laty przejął tamtejszy Bank Zachodni (tworząc BZ WBK).
Łatwiej dolecieć i dojechać
Na mapie gospodarczej Polski liczy się tylko kilka ośrodków. Ale wśród nich nie ma nic porównywalnego ze stolicą. W Warszawie i kilku najbliższych miejscowościach zarejestrowano ponad pół tysiąca firm, a więc 1/4 z obecnych na Liście 2000 (ranking największych firm w Polsce).
Jeżeli analizujemy tylko największe, to okazuje się, że te ze stolicy stanowią prawie połowę (207) z pierwszej pięćsetki, a w najbliższej okolicy działa 10 kolejnych. W sumie w województwie mazowieckim zarejestrowano 236 spośród największych firm. I ta liczba szybko rośnie. W ciągu ostatnich 10 lat o 24 proc. (45 spółek).
– Warszawa ściąga centrale firm tym, że tu jest masa krytyczna do prowadzenia biznesu – twierdzi Paweł Tynel z firmy doradczej Ernst & Young. Tu działają osoby podejmujące decyzje biznesowe, tu przyjeżdżają decydenci z innych miejsc, którym łatwiej dolecieć do Warszawy niż gdzie indziej. – W Warszawie prowadzenie działalności jest po prostu wygodniejsze – dodaje.
– W Warszawie łatwiej nam o spotkania z rozsianymi po całym kraju dilerami, także z agencjami reklamowymi oraz domami mediowymi – tłumaczy Wojciech Masalski, dyrektor handlowy Fiat Auto Poland.
Zdaniem Wojciecha Heydla, byłego prezesa Orlenu, ulokowanie w Warszawie centrali firmy, której produkcja odbywa się w innym mieście, z punktu widzenia czystego zarządzania nie jest wielkim utrudnieniem. Prezes nie jest przecież mistrzem zmiany. Może równie dobrze kierować produkcją z innego miejsca – tłumaczy Heydel. Jego zdaniem kwestia ulokowania zarządu w stolicy może być związana ze stopniem decentralizacji produkcji.
W Warszawie działają kierownictwa większej liczby firm, niż by to wynikało z naszych statystyk. W stolicy lokują swe zarządy grupy kapitałowe, powstałe z połączenia spółek działających w różnych częściach kraju. Nie zawsze jest tak, że rejestrują się w stolicy, ale tam są ich biura i odbywają się ich posiedzenia. Tak jest w wypadku Asseco, wywodzącego się z Rzeszowa, które połączyło się z gdyńskim Prokomem i Softbankiem. Jedenastoosobowe kierownictwo Asseco jest rozproszone między Rzeszowem, Warszawą a Gdynią. Członkowie zarządu mieszkają i pracują w tych trzech miastach, ale zbierają się w Warszawie – mówi Katarzyna Drewnowska, dyrektor działu relacji inwestorskich w Asseco. To ułatwia spotkania – Warszawa jest w połowie drogi między Podkarpa- ciem a Wybrzeżem.