Timbuktu znów niedostępne

Rewolta saharyjskiego ludu może przekształcić polityczną mapę Afryki równie dogłębnie, co arabska wiosna

Publikacja: 14.04.2012 01:01

XVI-wieczny meczet Sankore, serce dawnej uczelni koranicznej

XVI-wieczny meczet Sankore, serce dawnej uczelni koranicznej

Foto: AFP, Guiziou Franck Guiziou Franck

Red

Rewolta saharyjskiego ludu może przekształcić polityczną mapę Afryki równie dogłębnie, co arabska wiosna

Tuaregowie – saharyjscy koczownicy – z racji koloru ubrań nazywani są niebieskimi ludźmi. Dawniej nie mieli wyboru, bo najpopularniejszym, jeśli nie jedynym, barwnikiem używanym w farbiarniach Sahelu było indygo. Dziś w tym regionie powszechne są syntetycznie farbowane tkaniny z Chin, więc kolor może być dowolny, ale upodobanie pozostało. Jeśli Tuareg ma do wyboru dwa ubrania, z których jedno jest niebieskie, a drugie nie – wybierze niebieskie.

Dla wszystkich byli zawsze obcy. Europejczykom nietrudno było wyrobić sobie na ich temat romantyczne wyobrażenia wolnych i dumnych ludzi pustyni, dla rolników Mande czy Hausa byli dziwakami przychodzącymi z północy, których się szanowało, ale nie pojmowało, jak żyją, ani nie nawiązywało z nimi bliższych kontaktów.

Łącznie jest ich około 6 milionów. Najwięcej Tuaregów żyje w Nigrze i Mali, ale granice stanowią dla nich przeszkody, więc spotyka się ich także w Libii, Algierii i Mauretanii, a nawet w Maroku, na Saharze Zachodniej.

W postkolonialnych państwach Tuaregom trudno było się zmieścić. Ich własna organizacja polityczna miała w najlepszym wypadku formę konfederacji plemion. Nigdy dotąd nie mieli państwowotwórczych aspiracji, a i ich relacje z administracją, czy to kolonialną, czy już niepodległych państw afrykańskich, nigdy nie były łatwe i zawsze cechowały się głębokim wzajemnym niezrozumieniem.

? ? ?

Rebelie Tuaregów w Mali i sąsiednim Nigrze były niemal stałym elementem historii tych krajów. Albo jedna się niedawno skończyła, albo wkrótce zaczynała się druga. Rządom dawały też dobrą wymówkę dla własnej nieudolności i niepowodzeń, bo zawsze można było powiedzieć, że to czy tamto się nie udało albo nie zostało zrobione, bo rząd musiał koncentrować się na problemie zrewoltowanych Tuaregów. Stopniowo rebelie jednak przybierały na sile, bo oprócz trudności asymilacyjnych Tuaregów, którzy nie chcieli zmieścić się w ramach zakreślonych dla nich przez państwową administrację, doszły problemy wynikające z postępującego pustynnienia w strefie Sahelu, powodującego zaostrzanie konfliktów o kurczące się zasoby. Zachwiało to niełatwą równowagę między koczownikami pasterzami a osiadłymi rolnikami.

W latach 90. ubiegłego wieku równoległe powstania w Mali i Nigrze doprowadziły do nadania tuareskim regionom w obydwu krajach autonomii. W 2006 roku w Mali, a zaraz potem w Nigrze rozpoczęły się jednak nowe rebelie. Inna rzecz, że jak zwykle miały dość ograniczony zasięg. Można było przez oba te kraje przejechać i – poza Agadesem, w którym ogłoszony był stan wyjątkowy – nawet nie zauważyć, że jest się na obszarze objętym powstaniem.

Wojna domowa w Libii dodatkowo zdestabilizowała Saharę. Można śmiało stwierdzić, że bez sprzętu pozyskanego przez powstałą w listopadzie ubiegłego roku tuareską organizację MNLA (Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu) nic by się nie zmieniło. Ale nie tylko sprzęt ma tu znaczenie – Libia Kaddafiego była dla Tuaregów skonfliktowanych z władzami swoich państw swego rodzaju przystanią. Pułkownik, sam pozujący na koczownika, miał dla nich dużo sympatii i chętnie ich widział w swojej armii. Przywódcy powstania z 1990 roku sformowali dla niego specjalną jednostkę wyszkoloną do prowadzenia działań na pustyni. Teraz ci wyszkoleni i uzbrojeni żołnierze stali się zalążkiem sił, którym armia malijska nie była w stanie sprostać.

Walki na północy Mali rozpoczęły się w styczniu 2012 roku. Najpierw powstańcy zaatakowali Andéramboukane, M?nakę, Tessalit, Niafunk? i Aguelhoc. 4 lutego uderzyli na garnizonowe miasto Kidal położone blisko granicy z Nigrem, a kilka dni później Tinzaouaten na granicy z Algierią. W obu zdobyli zapasy, broń i sprzęt armii malijskiej, która stawiała raczej iluzoryczny opór. Najbardziej zacięte walki toczono o Tessalit, który przechodziło dwa razy z rąk do rąk, ale ostatecznie zwyciężyli bojownicy MNLA.

? ? ?

Przewrót w Mali 22 marca, będący reakcją żołnierzy na niepowodzenia w walce z Tuaregami, za które winili dowództwo i rząd prezydenta Touré, otworzył MNLA drogę do dalszych sukcesów. Wojskowe władze były w stanie zyskać popularność w społeczeństwie, ale przez społeczność międzynarodową zostały ogłoszone pariasem i nie były w stanie zorganizować oporu. Dwa tygodnie wystarczyły, aby Tuaregowie zdobyli 31 marca Gao, a następnego dnia Timbuktu. Gdyby przyłożyć do tego polską miarę – brzmi to, jakby jacyś separatyści zdobyli Kraków.

Związane z rozkwitem handlu transsaharyjskiego Timbuktu czasy świetności ma już dawno za sobą. Dziś wydaje się zapomnianym przez wszystkich, sennym, szaroburym miastem na końcu świata, jednak pełnym nadal budzących podziw, zbudowanych z gliny meczetów, pałaców, mauzoleów i bibliotek. I od zawsze dla Tuaregów kontrolujących niegdyś szlak handlu złotem i niewolnikami było najważniejszym obok położonego dalej na wschód Agadesu ośrodkiem, skąd wyruszały na północ karawany. Jego zdobycie było ukoronowaniem ofensywy MNLA. Ogłoszenie 6 kwietnia niepodległości Azawadu było już tylko naturalną konsekwencją zwycięskiej rewolty.

? ? ?

Kogo jednak reprezentuje MNLA? Według jej oświadczenia w jej skład wchodzą weterani zrywów z lat 1990 i 2006, byli uczestnicy wojny domowej w Libii oraz tuarescy dezerterzy z armii malijskiej. Ruch deklaruje idee odrodzenia narodowego, ale uparcie pojawiają się sugestie jego związków z islamskimi organizacjami terrorystycznymi bądź fundamentalistycznymi: działającą od 2002 roku al Kaidą Islamskiego Maghrebu – AQIM, specjalizująca się wszakże nie w działalności terrorystycznej, ale w porwaniach Europejczyków dla okupu, oraz z wyodrębnionym z niej pod koniec 2011 Ruchem na rzecz Jedności i Dżihadu w Afryce Zachodniej. MNLA konsekwentnie zaprzecza związkom z AQIM, twierdząc, że to wymysł rządu Mali. Fakt jednak, że równolegle z MNLA działa ugrupowanie Ansar Dine, które odegrało główną rolę w zdobyciu Timbuktu. Ta organizacja podejrzewana jest o plan wprowadzenia szarijatu na terenie całego Mali.

Jak jest w istocie – trudno dociec, bo wszelkie analizy opierają się na tym, co ruchy te same chcą ujawnić. Świat saharyjskiej partyzantki skutecznie opiera się penetracji z zewnątrz. Z perspektywy Europy nurt związany z al Kaidą wydaje się groźniejszy, na co zwraca uwagę francuski minister spraw zagranicznych Alain Juppé, ale z perspektywy wielu sąsiednich państw afrykańskich także i narodowy nurt tuareskiej rebelii jest równie – jeśli nie bardziej – niepokojący.

? ? ?

Organizacja Jedności Afrykańskiej 50 lat temu uznała, że granice państw w Afryce muszą zostać takie, jakie odziedziczono po okresie kolonialnym, gdyż wszelkie próby korekt zaowocowałyby niekończącym się ciągiem sporów terytorialnych, ale od powstania niepodległej Erytrei uczyniono w tej zasadzie już kilka wyłomów. Nigdy jednak do tej pory nie wiązało się to z groźbą powstania państwa, które by mogło rościć pretensje do fragmentów terytoriów kilku innych państw. Jeśli bowiem niepodległość Azawadu zostałaby uznana, to Tuaregowie z Nigru, Algierii czy Mauretanii również mogą znaleźć w sobie państwowotwórcze ambicje...

Samo zagrożenie integralności terytorialnej jest już wystarczająco dużym problemem. Ale Sahara to nie tylko piasek i skały. Wydobycie uranu w północnym Nigrze jest jednym z głównych źródeł dochodu tego państwa. Algierskie zasoby ropy naftowej również znajdują się głównie na Saharze. W tej sytuacji konieczność liczenia się na serio z separatyzmami tuareskiej ludności, umocnionymi raz ustanowionym precedensem, może okazać się czymś, co spędza sen z powiek ich rządów. MNLA zapewnia, że będzie respektować granice, ale chyba rządzących w Nigrze i innych państwach uspokaja to w niewielkim tylko stopniu.

Wiadomo, że interwencji mocarstw nie będzie. Stany Zjednoczone, choć wspierały Mali wojskowo przeciwko AQIM, nie czują się u siebie w tej części świata. Francja wyraźnie zadeklarowała, że nie widzi możliwości zbrojnego wsparcia. W konsekwencji inicjatywę musi podjąć ECOWAS – Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej, który musi jeszcze dodatkowo uporać się z problemem legitymizacji malijskiej państwowości, zagrożonej po przewrocie, zanim w ogóle zacznie myśleć o Tuaregach.

? ? ?

Rządzący w Mali od 22 marca Narodowy Komitet Odnowy Demokracji i Odrodzenia Państwa (CNRDRE) pod presją sankcji i rozwoju wydarzeń na północy kraju zgodził się na warunki ECOWAS, a obalony przez wojskowych prezydent Amadou Toumani Touré złożył formalną rezygnację z urzędu, co otwiera drogę do przywrócenia konstytucyjnego ładu i rozpisania nowych wyborów, ale zanim to nastąpi, władza Tuaregów w Azawadzie będzie się konsolidować.

Timbuktu to miasto niezwykłe. Choć opisywali je arabscy geografowie już w średniowieczu, wielu Europejczyków długo powątpiewało nawet w jego istnienie. Cuda opowiadano o nim i o jego bajecznym bogactwie. Niewiele innych miejsc rozpalało wyobraźnię w podobnym stopniu. Próby dotarcia do niego wielu przypłaciło życiem, włącznie z pierwszym badaczem, który je ujrzał w 1805 roku, szkockim podróżnikiem Mungo Parkiem. Dopiero ponad 20 lat później Francuz René Caillié, podróżujący samotnie w przebraniu Araba, zobaczył Timbuktu i wrócił do Europy. Do podboju kolonialnego w 1893 roku udało się powtórzyć jego wyczyn tylko trzem innym śmiałkom. Nawet całkiem niedawno nie było tam łatwo dojechać – samochodem z Bamako jedzie się trzy dni, pod koniec drogami gruntowymi, a na ostatek promem, na Nigrze nie ma bowiem mostu, a miasto leży po saharyjskiej stronie płynącej kilkoma korytami rzeki. W obecnej sytuacji jednak nawet i to trudno sobie wyobrazić. Być może w XXI wieku znów stanie się zamkniętym miastem, o którym będzie można tylko opowiadać.

Autor jest dyplomatą i historykiem Afryki

Rewolta saharyjskiego ludu może przekształcić polityczną mapę Afryki równie dogłębnie, co arabska wiosna

Tuaregowie – saharyjscy koczownicy – z racji koloru ubrań nazywani są niebieskimi ludźmi. Dawniej nie mieli wyboru, bo najpopularniejszym, jeśli nie jedynym, barwnikiem używanym w farbiarniach Sahelu było indygo. Dziś w tym regionie powszechne są syntetycznie farbowane tkaniny z Chin, więc kolor może być dowolny, ale upodobanie pozostało. Jeśli Tuareg ma do wyboru dwa ubrania, z których jedno jest niebieskie, a drugie nie – wybierze niebieskie.

Dla wszystkich byli zawsze obcy. Europejczykom nietrudno było wyrobić sobie na ich temat romantyczne wyobrażenia wolnych i dumnych ludzi pustyni, dla rolników Mande czy Hausa byli dziwakami przychodzącymi z północy, których się szanowało, ale nie pojmowało, jak żyją, ani nie nawiązywało z nimi bliższych kontaktów.

Łącznie jest ich około 6 milionów. Najwięcej Tuaregów żyje w Nigrze i Mali, ale granice stanowią dla nich przeszkody, więc spotyka się ich także w Libii, Algierii i Mauretanii, a nawet w Maroku, na Saharze Zachodniej.

W postkolonialnych państwach Tuaregom trudno było się zmieścić. Ich własna organizacja polityczna miała w najlepszym wypadku formę konfederacji plemion. Nigdy dotąd nie mieli państwowotwórczych aspiracji, a i ich relacje z administracją, czy to kolonialną, czy już niepodległych państw afrykańskich, nigdy nie były łatwe i zawsze cechowały się głębokim wzajemnym niezrozumieniem.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą