Już za 19 zł miesięcznie przez rok
Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Aktualizacja: 21.04.2012 01:00 Publikacja: 21.04.2012 01:01
Foto: Rzeczpospolita, Dominik Owczarek Dominik Owczarek
Świeżo upieczony prawnik wraca do domu z pierwszej rozprawy o przysłowiową gruszę. – Jak poszło? – pyta ojciec, stary wyga palestry. – Możesz być ze mnie dumny, tatko, rozgromiłem ich w godzinę. Sprawa wygrana, pieniądze w kieszeni – odpowiada dumnie młodzieniec. Ojciec patrzy z politowaniem i wzdycha: – Nie wiedziałem, że mam syna idiotę. Ja z takiej sprawy żyłem dwadzieścia lat.
Podobnie do młodzieńca ze starej prawniczej anegdoty zachowują się polskie firmy – na przykład operatorzy telekomunikacyjni, kablówki, banki czy ubezpieczyciele. Liczy się szybkie pozyskanie nowego klienta za pomocą całej masy mniej lub bardziej wyrafinowanych sztuczek i wyciśnięcie z niego, ile się da. Giganty mnożą opłaty, kary, wciskają niepotrzebne usługi, a reklamacje uwzględniają niechętnie. Zaawansowani stażem klienci nie mogą liczyć na zbyt wiele i najczęściej mają warunki gorsze od nowych kandydatów do wyssania. Jak będzie taki chciał odejść, to często musi jeszcze za to zapłacić.
– W Polsce często robi się biznes na szybko, nie myśli, co będzie dalej, czy straci się renomę i klientów. Ważne są pieniądze tu i teraz. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje – rozkłada ręce wiceprezes Federacji Konsumentów Oddział w Warszawie Andrzej Bućko.
Psycholog biznesu Jacek Santorski tłumaczy: – Zagraniczni inwestorzy i polskie firmy szybko oczekują wysokich stóp zwrotu z inwestycji. Trochę jak w kraju kolonialnym. Na Zachodzie biznes ma zacząć zarabiać po czterech latach i więcej, a u nas często i po roku. Eurobank, dla którego pracowałem, zakładał rentowność już po dwóch latach. Trwa walka o zagospodarowanie młodego rynku. Firmy zachowują się jak nastolatek, który nie chce wracać z imprezy o 21. Nastawia się na fajny wieczór i romans, a nie na budowanie relacji na lata.
Firmy nie biorą najwyraźniej pod uwagę, że zachęcony klient przyprowadzi trzech kolejnych, a zniechęcony zniechęci kolejnych siedmiu.
Etap pierwszy: wabienie
Możesz być jak sam Chuck Norris, który potrafi założyć hełm na lewą stronę, grać w bierki rozgotowanym makaronem, ale przede wszystkim po gotówkę przychodzi tylko raz. Wystarczy, że skorzystasz z reklamowanej przez niego bankowej oferty. Możesz mieć też telefon za złotówkę i wiele innych fajnych rzeczy.
Najpierw jest reklama, a potem do drzwi puka przedstawiciel handlowy. Zwykle bardzo się spieszy, a oferta zaraz się kończy, więc trzeba szybko podpisać. Przeczytać? A po co? Przecież ludziom trzeba ufać, a poza tym, kto się połapie w tych umowach. Szczególnie łatwą ofiarą są osoby starsze. Nie każdy jest jak Andrzej Bućko, który każdą ofertę zabiera do domu i nic od razu nie podpisuje, a akwizytorów do mieszkania nie wpuszcza. Co prawda zgodnie z prawem w przypadku umów podpisywanych poza lokalem przedsiębiorstwa klient może zmienić zdanie w ciągu dziesięciu dni, jednak sprytni akwizytorzy i na to znaleźli sposób. Nie wpisują daty zawarcia umowy. Potem zawsze mogą przekonywać, że było to 11 dni temu.
I tak się zaczyna. Często klient nie zdaje sobie sprawy, że podpisał cyrograf: jest uwiązany na dwa – trzy lata i musi obejść się smakiem, gdy pojawią się lepsze oferty. Rezygnacja równałaby się wpłaceniu kilkuset złotych rekompensaty. – Klienci muszą mieć świadomość, że telefon komórkowy nie jest wart 1 zł, a sformułowania „gratis", „za darmo" czy „w prezencie" są tylko chwytami marketingowymi. Nie ma nic za darmo – tłumaczy Andrzej Bućko.
Jego zdaniem ostatnio szczególnie dużo skarg jest na kluby fitness, które wykorzystują modę na zdrową, krzepką sylwetkę. Klient podpisuje umowę pod wpływem impulsu, bo „teraz będzie ćwiczył i schudnie". Szybko jednak traci zapał, a pieniądze odzyskać trudno. Często potem znów musi płacić, bo w umowie jest klauzula, że po sześciu miesiącach automatycznie przedłuża się o kolejny taki okres, jeśli klient jej na piśmie nie wypowie.
Coraz częściej mamy do czynienia z naciąganiem na pakiety usług, z których część jest nam zupełnie niepotrzebna. Przy okazji kredytu dorzuca się ubezpieczenie mieszkania. Podpiszesz umowę z dostawcą prądu, to dostaniesz dodatkowo opiekę medyczną lub zniżki w aptekach. – Zdarza się, że nie możemy się nie zgodzić na takie dodatki, z których i tak nie korzystamy. Takie uzależnianie zawarcia umowy od kupna jeszcze innych usług niezwiązanych z podstawową działalności firmy jest postanowieniem niedozwolonym – mówi Andrzej Bućko.
Nie chcesz oferty? Korporacje zawsze liczą, że zmienisz zdanie. Banki nieproszone wysyłają w kopercie karty kredytowe, a service-providerzy bombardują propozycjami udziału w loterii SMS. Nie zmieniasz zdania? Jest i na to sposób. W ubiegłym roku interweniować musiała ówczesna szefowa UKE Anna Streżyńska, gdy okazało się, że wiele osób, które nie odpowiadały na promocyjne SMS, i tak znalazło się w grze i zostało obciążonych dużymi sumami. Oczywiście operatorzy umyli ręce, sugerując, że tak złapani klienci po prostu się wypierają. Trudno jednak wytłumaczyć takie cuda, jak dobrowolny udział w loterii niewidomego czy osoby, która ma zablokowany telefon, a nieaktywowany duplikat karty SIM tkwi we wciąż zaklejonej kopercie.
Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Japoński film animowany „Szopy w natarciu” stworzony przez Studio Ghibli opowiada o jenotach, które bronią swoje...
W książce „Przystanek Tworki” Grzegorza Łysia historia polskiej psychiatrii jest opowiadana poprzez losy słynneg...
Duńczyków oburzyło przeniesienie przez Netflix miejsca akcji książki ich ukochanego pisarza Jussiego Adlera-Olse...
„Pewnego razu w Paryżu” Cédrica Klapischa to piękna francuska bajeczka ku pokrzepieniu serc. Widzowie kochają ta...
Moda na motocykle przybiera na sile już od kilku lat. W ubiegłym roku liczba nowych rejestracji była dwa razy wyższa niż pięć lat wcześniej.
„Survive the Island” to nie tylko wciągająca planszówka, tylko wręcz gotowy scenariusz na kasowy film przygodowy.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas