Alberta pozostanie „jednopartyjną demokracją", a więc czymś absolutnie nietypowym w zachodnim świecie. W 1971 roku konserwatyści pokonali rządzącą tam przez 36 lat Partię Kredytu Społecznego i od tego czasu twardo trzymali ster rządów. Przedwyborcze sondaże przewidywały zwycięstwo stosunkowo młodej Wildrose Party. Ale gdy to wydanie „Rz" oddawaliśmy do druku, Postępowa Partia Konserwatywna mogła liczyć na 61 miejsc w parlamencie, Partia Dzikiej Róży na 19, a pozostałe na 7.
Złote piaski Athabaski
Wieloletnie rządy konserwatyści zawdzięczają dwóm najbardziej znaczącym premierom Alberty. Peter Lougheed (1971 – 1985) i Ralph Klein (1992 – 2006) byli nie tylko sprawnymi politykami, ale też postaciami o dużej charyzmie. I mieli ogromne szczęście. Na losach Alberty zaważyły roponośne piaski Athabaska, z których w 1967 r. zaczęto wydobywać ropę. Z początku metody wydobycia były kosztowne, ale stopniowo taniały, a ropa przynosiła miliony dolarów zysku. I z ogromną korzyścią dla mieszkańców regionu.
Rząd Lougheeda mógł więc zmodernizować instytucje prowincjonalne, inwestować w szpitale, szkoły i opiekę społeczną. Co więcej, inwestował w sektorze prywatnym – stworzył Alberta Energy Company, zakupił linie lotnicze Pacific Western Airlines, wspomógł finansowo projekt wydobycia ropy przez giganta naftowego Syncrude. A na wszelki wypadek założył fundację Heritage Savings Trust Fund, by lokować część pieniędzy z ropy na przyszłość, na wszelki wypadek.
– Przez większość czasu konserwatyści rządzili całkiem dobrze – wskazuje prof. Barry Cooper z Uniwersytetu Calgary. I tak właśnie oceniało ich społeczeństwo. Alberta jest zamożna do dziś. Wystarczy spojrzeć na wskaźnik PKB na głowę mieszkańca. W 2010 r. w dolarach kanadyjskich było to 70,8 tys., gdy średnia w Kanadzie wynosiła 47,6 tys., a na najbiedniejszej Wyspie Księcia Edwarda – 34,9 tys. Także wskaźnik gospodarczej zamożności stawia ją na pierwszym miejscu – 0,733, gdy w przypadku całej Kanady to 0,562 (według CSLS, Centrum Studiów Standardów Życia).
„Jednopartyjnej demokracji" udało się też przetrwać problemy gospodarcze lat 80. Spadek cen ropy połączony ze światową recesją spowodował, że trzeba było szukać nowych rozwiązań. Ale konserwatyści wciąż mieli szerokie pole do popisu. Sprzedali linie lotnicze Pacific Western i zaczęli ograniczać sektor publiczny. W 1987 r. odnotowano pierwszy od kilkunastu lat deficyt budżetowy. Ostatecznie pomógł im wybór w 1992 r. Ralpha Kleina, byłego mera Calgary i ministra ochrony środowiska, na kolejnego lidera partii i szefa rządu.
Klein zaczął niesłychanie skutecznie wprowadzać w życie idee neoliberalizmu. Ograniczył wydatki rządowe i w ogóle zmniejszył rząd, zwiększając przy tym jego rolę w systemie politycznym prowincji. To właśnie premier uzyskał kluczową rolę w podejmowaniu decyzji. Równolegle ciął podatki – zamiast progresywnego liniowy, zaledwie 10 proc. – i wydatki socjalne. To ostatnie jednak na tyle ostrożnie, że o ile w 1997 r. konserwatyści otrzymali 52 proc. głosów, o tyle w 2001 r. aż 62 proc.!
Kleinowi długo nie szkodziło nic – ani to, że był alkoholikiem, ani sprzeczka po pijanemu z bezdomnymi w Calgary, kiedy domagał się od nich, by podjęli pracę i pogardliwie rzucił na ziemię garść monet. Przed wyborami zatrzymywał się w przydrożnych barach i popularnych restauracjach, wdając się w długie rozmowy z ludźmi. – Witajcie w świecie Ralpha! – krzyczał po wygranej w 2001 r. Wówczas to konserwatyści dostali 74 z 83 miejsc w parlamencie, a Klein cieszył się ogromną popularnością.
Ale nic nie trwa wiecznie. – Konserwatyści zaczęli słabnąć w 2003 roku. Popularność Kleina stopniowo spadała – opowiada prof. Steve Patten z Uniwersytetu Alberta. A prof. Cooper wskazuje też na główne przyczyny. – Nie potrafili dostosować się do nowych warunków, postępującej urbanizacji, zmian cen ropy naftowej, a sam Klein stał się nadmiernie arogancki – dodaje. W 2004 r. konserwatyści znów wygrali. – Ale paradoksalnie jednym z powodów było nieoczekiwane wycofanie się Kleina z kampanii wyborczej z powodu śmierci w rodzinie – twierdzi Cooper.
W 2006 r. Klein ostatecznie zrezygnował z urzędu szefa prowincjonalnego rządu. Jego miejsce zajął Ed Stelmach. Największym błędem politycznym Stelmacha okazało się przygotowanie zmiany systemu podatkowego dla przemysłu wydobywczego, co uderzyło w firmy wydobywające ropę naftową. Te bardzo ostro zaatakowały Stelmacha. – I zdecydowały się wesprzeć finansowo nowe ugrupowanie, Wildrose Party – wskazuje prof. Patten. Prof. Barry Cooper zaś z Uniwersytetu Calgary mówi znacznie ostrzej: – Stelmach był niekompetentny, rządził fatalnie i został zmuszony do odejścia – podkreśla. Szef prowincjonalnego rządu zrezygnował w 2011 r., a jego miejsce zajęła Alison Redford, oceniana od niego znacznie lepiej.
Jednak przez lata rządzenia konserwatyści „obrośli tłuszczem", stali się zasiedziali, w coraz większym stopniu dotknięci korupcją. Po niekompetentnym Stelmachu pani premier Redfort okazała się co prawda skuteczna, ale... za mało prawicowa. – Reprezentuje lewicę Partii Konserwatywnej. Konserwatyści nie są już przez wielu ludzi uznawani za prawdziwą prawicę. Chętnie wydają pieniądze z budżetu i lubią biurokrację. A większość nie uznaje tego za przejaw konserwatyzmu – podkreśla prof. Cooper.
Kwitnąca dzika róża
Skoro mieszkańcy prowincji niezmiennie pozostają prawicowi, powstała próżnia polityczna. Skorzystała na tym Wildrose Party – Partia Dzikiej Róży (dzika róża jest oficjalnym kwiatem prowincji) – w obecnym kształcie istniejąca od 2008 r. Już w rok później odniosła sukces: jej kandydat uzyskał mandat deputowanego. W grudniu tego roku wyszła na prowadzenie w sondażach opinii publicznej z 39 proc. poparcia, 14 punktów przed konserwatystami.
Kolejny wzrost popularności przyniósł wybór na lidera partii pani Danielle Smith. W przeszłości była aktywną konserwatystką; z ramienia tej partii została w 1999 r. członkiem Zarządu Oświaty Calgary. Później przeniosła się do mediów. W 2006 r. wróciła do polityki. Szybko pozyskali ją działacze Wildrose Party. I od razu zajęła miejsce lidera. Wyglądało to jak akcja headhunterów szukających dobrego menedżera dla firmy. .
Na pierwszy rzut oka Partia Dzikiej Róży wygląda jak odkurzona, stara wersja Partii Konserwatywnej. Jej działacze prezentują poglądy od libertariańskich po społeczno-liberalne. W kwestii funkcjonowania prowincji ugrupowanie chce odebrać część uprawnień premierowi, m.in. wprowadzić wybieralny senat zamiast nominowanego oraz sztywne daty wyborów parlamentarnych zamiast określanych przez szefa rządu.