Fiat 130
Bardzo rzadki model, w Polsce nie ma bodaj ani jednego. Być może będę właścicielem pierwszego, jestem po słowie z właścicielem wyjątkowego egzemplarza, moim przyjacielem Luigi Ruspą, od którego wynajmuję moje turyńskie studio – tyle że na razie mnie nie stać. Luigi jest przez pradziadka spowinowacony z rodziną Pininfarina, jego familia to klasyczni pionierzy motoryzacji – na przełomie XIX i XX wieku przyjaźnili się z André Citroenem, byli pierwszym dystrybutorem francuskiej marki w Italii. Na zapleczu mojego biura kurzy się fiat 130 coupé – owoc jeszcze innej fascynacji i przyjaźni: Gianni Agnelli pojechał kiedyś odwiedzić Henry'ego Forda. Wrócił, jak wielu Włochów, Irlandczyków i naszych górali zafascynowany Ameryką. I zlecił Pininfarinie projekt zaiste amerykańskiego wozu: ogromne, kanciaste, dwudrzwiowe nadwozie, motor V6 3,2 litra. Powstał też jedyny egzemplarz 130 opera: czterodrzwiowa limuzyna. Oraz jedno jedyne 130 maremma – nadwozie w modnej w latach 70., elitarnej wersji „shooting brake": dwudrzwiowe kombi dla Madame Agnelli, żeby miała czym jeździć na zakupy z psem. Ekstrawagancki, o wiele za duży jak na Europę u progu kryzysu paliwowego wóz nie stał się przebojem – wyprodukowano tylko kilka tysięcy sztuk. Ale patrzę na niego z rozczuleniem: auto w stylu i o proporcjach chevroleta caprice classic czy malibu classic dzięki jednemu załamaniu linii maski nabrało niezwykłej lekkości i elegancji. To mógł zaprojektować tylko Europejczyk.
Peugeot 504
To przełamanie linii jest znakiem rozpoznawczym innego samochodu, który dla odmiany odniósł oszałamiający sukces: peugeota 504. Od lat 70., dziś, i jeszcze przez długie lata ten fenomenalny projekt, światowy bestseller będzie meblował ulice Paryża, Teheranu, Bejrutu. Klasyczny sedan dzięki skośnym oczom o idealnych proporcjach i delikatnemu ścięciu linii bagażnika stał się „demokratycznym symbolem statusu": niezamożnym ludziom pozwalał doszlusować do klasy średniej, a nawet troszeczkę wyżej. Bezcenne. Niezwykłe, że nawet dziś ładnie utrzymany 504 będzie zarówno dobrą taksówką w Kairze, jak i samochodem codziennego użytku niebudzącym sprzeciwu na podjeździe eleganckiej willi na Lazurowym Wybrzeżu. Za śmieszne pięć tysięcy euro możemy mieć rarytas: 504 coupé lub kabriolet. Dyskretny, idealnie wyważony, nienachalny, piękny. Bez niedzieli za kierownicą takiego auta na serpentynach wokół Cannes życie jest nieważne.
Peugeot 504 cabrio to opowieść o tym, co reszta świata kochała w kulturze Francji tamtych czasów. Jego szyk to połączenie lubieżnej, intelektualnej muzyki Serge'a Gainsbourga i dyskretny, niewinny wdzięk szesnastoletniej France Gall, dla której pisał swoje piosenki. Słoneczna radość komedii z Louisem de Funesem i melancholia paryskich szansonistów. Nieostentacyjna, demokratyczna elegancja paryskiej ulicy i szczypta ponadczasowego bon tonu rodem z kreacji Yves'a Saint Laurenta. Włoski mistrz stworzył skromną, arcyfrancuską wariację karoserii o szczupłej kibici na wzór butelki coca-coli Raymunda Loewego – ale z jakim umiarem i klasą!
Następcą 504 był 505. Nadal bardzo ładny samochód – wyrazisty charakter odziedziczył, przejmując po 504 praktycznie niezmieniony „wyraz twarzy", ale chyba nie najlepsza opinia o staranności francuskich robotników przesądziła o jego zniknięciu z rynku. Szkoda. Prawdopodobnie słaba reputacja tańszych kuzynów skazuje na niebyt ambitniejsze konstrukcje włoskie czy francuskie. Miałem kiedyś fiata 132, ślicznego, niebieskiego – to miało być włoskie BMW. Wbrew pozorom nigdy mi się nie zepsuł, ale może trafił mi się wyjątkowy egzemplarz. Do dobrego tonu w Europie należy posiadanie 505 Gti – elegancka, nieoczywista limuzyna ze sportowym pazurkiem, rzadkość. 505 kombi występował w „terenowej" wersji dangel. Dziś pewnie nie ma śladu po ani jednym egzemplarzu. W ofercie francuskiej firmy widzę dziś uterenowioną wersję kombi 508 SHX: uśmiecham się, za dziesięć lat nikt nie będzie o tym pamiętał. A po Kairze i Tel Awiwie będą jeździć taksówki 504 z 1974 roku. A mój kumpel Xavier, zamożny główny negocjator Boscha na Azję, mieszkającemu w Marsylii tacie na urodziny kupił na Ebayu peugeota 504 cabrio.
Peugeot 406 coupé
Za kilka tysięcy złotych można kupić peugeota 406 coupé. To unikalny samochód. Nigdy nie będzie pełnoprawnym klasykiem – jego wnętrze jest takie samo jak w sedanie 406, zwykłym samochodzie wielkoseryjnym. To jeden z ostatnich tak pięknych samochodów Pininfariny, zamykał wieloletnią współpracę turyńskiej pracowni z francuskim koncernem. Zjawiskowe proporcje kryją zaskakująco rozsądne, czteroosobowe wnętrze. Delikatnie rzeźbiona bryła ma niebagatelną zaletę: tego auta nie da się przy najlepszych (czytaj: najgorszych) chęciach stuningować! Każda interwencja w jego wygląd musi skończyć się karykaturalnie. Kształt tego samochodu projektował młody stylista Pininfariny, Davide Arcangeli, autor bardzo klasycznego modelu Ferrari Modena. Niestety, ten bodaj najwrażliwszy na piękne proporcje specjalista na świecie chorował na białaczkę, został wypożyczony do BMW, czuwał nad uspokojeniem rzeźbiarskich ekstrawagancji Chrisa Bangle'a i wkrótce po prezentacji poprzedniego modelu 5 zmarł, w wieku 29 lat. A peugeoty projektowane przez ich własne studio stylistyczne, owszem, dobrze się sprzedają, ale straciły ten niezwykły, francuski charm i chic, którym umiał je obdarzyć, paradoksalnie, włoski stylista. Co ciekawe, ślady tęsknoty za tym dawnym stylem nadal odnajduję we francuskiej kinematografii, choćby Luca Bessona, gdzie smak budowany jest na kontraście między zmysłową delikatnością a seksownie opakowaną, wyrafinowaną technologią – a bohaterowie nigdy nie jeżdżą autami Renault, tylko praktycznie zawsze Peugeot, choćby starszymi modelami. Renówką jeździ po Francji Anglik, bohater popularnej serii książek „Merde!..", ale też kudy tam zjadaczowi fish and chips i piwa Guiness do foie gras i rose' d'Anjou!
Fiat 124 cabrio
Mniej znany niż rozsławiona filmem „Absolwent" z Dustinem Hoffmanem alfa romeo duetto jest inny kabriolet projektowany i produkowany przez Pininfarinę: fiat 124 spider. 124 to cała rodzina aut: od sedana, protoplasty radzieckiego żiguli (łady), przez mało znane coupé, po znanego głównie w USA spidera. Anegdota, nie na temat, ale fajna: mój kolega ze studiów, Japończyk, fiatem 124 coupé w kiepskim stanie jeździł z Włoch do Polski odwiedzać swoją dziewczynę, moją koleżankę, którą przeze mnie poznał. Karoseria rdzewiała, łatał lakierem do paznokci. Skrzynia biegów była w rozsypce, działały tylko trójka i wsteczny. Austrię pokonywał więc z rozpędu albo co bardziej strome wzniesienia... na wstecznym! Determinacja zakończyła się sukcesem, są szczęśliwym małżeństwem, mieszkają w Tokio. Ale spider: znowu, wyjątkowo kształtny, zgrabny kabriolet o ponadczasowych proporcjach, żadnych ekstrawagancji, produkowany i sprzedawany z sukcesem przez wiele lat, praktycznie bez zmian. Jeśli miałbym szukać współczesnego odpowiednika – jedynie mazda MX5 trzyma klasę absolutnie niezależnie od rocznika. Kabriolety Opla, VW, Forda, Volvo, nowsze modele Saaba, BMW, nawet mercedesy SLK i audi TT podlegają bezlitosnemu procesowi starzenia. A fiat 124 spider (w USA nazywał się bodajże Pininfarina Spider, Fiat nie prowadził działalności dilerskiej) w dowolnym wieku jest szykownym, dobrze świadczącym o klasie właściciela wozem na pierwszą randkę, wypad z kumplami na regaty, dla studenta, nastolatki, kury domowej, adwokata, bizneswoman, podstarzałego żigolaka. Nie wiem, czy nie najbardziej prestiżowym fiatem w ogóle – nie licząc unikatowych rarytasów typu Mefisto. A przecież o jego statusie świadczy tylko jego design – bo nie cena, co najmniej umiarkowana.