Reklama
Rozwiń

Pininfarina

Polityka, historia, filozofia, sport, moda, film – a są też ludzie, którzy pasjonują się projektowaniem samochodów

Publikacja: 15.09.2012 01:01

Fiat 124: sprawny od puszcz libijskich do Alpów podniebnych

Fiat 124: sprawny od puszcz libijskich do Alpów podniebnych

Foto: Fiat

Red

W pracowni Sergio Pininfariny, legendarnego, zmarłego na początku lipca projektanta, pracowałem przez kilka lat. Projektuję dla tego zespołu  do dziś. Ale obecne zlecenie dla Ferrari wykonuję bezpośrednio dla wytwórni z Maranello, z pominięciem studia mojego Maestro. Kończy się pewna epoka. Jeszcze się Chińczycy, Hindusi, Afryka, Brazylia nacieszą samochodami. I to by było na tyle, jeśli chodzi o ten krótki, stuletni epizod z pudełkiem na czterech kołach. Które jak żaden inny przedmiot w historii zawładnęło wyobraźnią, emocjami i portfelami ludzi na całym globie. Będziemy jeździć transportem publicznym jak windą: wygodnym, punktualnym i kompletnie anonimowym. Nieliczni będą kolekcjonować unikalne cacka – tak jak dziś jachty. Nasze pokolenie poniesie pod powiekami pamięć automobilizmu, fenomenu XX wieku: narodowych marek, kierowców-konstruktorów rajdowych, dudnienia widlastych silników ośmiocylindrowych, chrzęstu żwiru pod oponami, zapachu skóry i benzyny, ocierania bagnetu z gorącego oleju, adrenaliny przy nielegalnym wyprzedzaniu, nieba nad głową w kabriolecie, pierwszego seksu w samochodzie podkradzionym rodzicom, legendarnej szosy 66 w USA, fascynacji wozem od słynnego projektanta.

Pininfarina, wiadomo: najsłynniejszy stylista świata, nadworny projektant Ferrari. Zrobił najbardziej medialną dla artysty rzecz: umarł. Teraz pojawi się wysyp publikacji o Jego najsławniejszych dziełach. A jednak naszą pamięć meblują rzeczy małe: ukochana koleżanka z klasy, a nie gwiazda filmowa z epoki. Muzyka z radia, którą słuchał tata przy zmywaniu, a nie ówczesny hit. Samochody z parkingu pod blokiem, a nie wyścigówki z telewizora. Dlatego moim osobistym pożegnaniem z Maestro – i z całą romantyczną historią samochodu – niech będzie przypomnienie Jego mniej (po piemoncku: pinin) znanych projektów. W odróżnieniu od ekstremalnie kosztownych klasyków spod znaku skaczącego konia to auta dziś niedrogie, mieszczące się w kategorii tzw. youngtimerów, choć rzadkie i cenne w swoim pięknie. Tak naprawdę Maestro na nazwisko miał Farina (wł. „mąka"), zwyczajowy piemoncki przydomek „pinin" – junior, mniejszy, młodszy połączył się z jego nazwiskiem dopiero specjalnym dekretem prezydenta Republiki, kiedy międzynarodowa sława Młodszego przyćmiła dorobek Starszego (Battisty Fariny).

Pozostało jeszcze 86% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Antropolog kultury: Pozorna moc obrazów trzyma się mocno
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Dwie nowe ekranizacje „Lalki” Bolesława Prusa? O dwie za dużo
Plus Minus
Novak Djoković. Opowieść o zwyczajnym szaleństwie
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Ostatnia bitwa prezesa Kaczyńskiego