Tom obejmuje lata 1981–1987.
Autor masakruje komunizm, nie oszczędza także rodaków, w tym „Solidarności" i Kościoła. Syn agronoma, skutecznego zarządcy kilku ordynacji, wytyka rodakom niegospodarność na przestrzeni dziejów. Uważał, że niszczy nas stawianie ideologii i historii wyżej niż ekonomii. Mycielski analizuje, jak okradani jesteśmy przez ZSRR, np. w dewizowych rozliczeniach. „Orzeł z koroną, o której przywróceniu się mówi, budowa Zamku są ważniejsze od złotego czy rubla, którego dostajemy w relacji 67 czy 62 kopiejki w przeliczeniu za dolara".
W sklepach od dawna brakuje żywności. Pod koniec października 1980 wyjechał wypocząć do pałacu Radziwiłłów w Nieborowie. Nie ma tam nic do jedzenia. Nie ma wody i prądu, restauracja nieczynna. Z głodu boli go głowa. Ten sam głodowy ból pamięta z obozu. Nocą błądzi po pałacu, odnajduje strażnika, pyta: kiedy będzie woda, czy ktoś zawiadomił elektrownię? Pada odpowiedź jak z Mrożka: może będzie... może ktoś zawiadomił... Autor wytyka rodakom bezwład, życie zrywami. Nikt nie nazbierał gałęzi, żeby rozpalić w pałacowej kuchni, żeby było cieplej. Maria Iwaszkiewicz, córka poety, przywozi mu do Nieborowa to, co ma: whisky i powidła.
Latami wyczekuje na paszport. Hrabia i kompozytor miał światowe kontakty pośród arystokracji i melomanów. Podczas pobytów we Francji zauważa, że nie potrafi pisać dziennika po francusku. Doskonale zna francuski. Przeszkodą są emocje, czuje się Polakiem, najważniejsze dla niego treści umie zapisać tylko po polsku. Marzy o tym, żeby napisać pamflet na Polaków, ale też nie potrafi.
Polska przygniata go absurdami. Dlaczego nie zostanie na Zachodzie, gdzie mógłby tworzyć na miarę możliwości? W rodzinnym majątku w Wiśniowej chce być pochowany bezpośrednio w ziemi. Obawia się, jak rodzina przyjmie to, że nie chce spocząć w katakumbach.