Natomiast ta tendencja jest o tyle problematyczna, że jest prawdziwym wyzwaniem dla organizacji społecznych. My w Klubie mamy olbrzymie wyrzuty sumienia, że nie potrafimy tych ludzi skutecznie zagospodarować. Zaangażowanie na dłuższą metę 30-latków jest problemem, bo oni są w stanie realnie poświęcić działalności obywatelskiej dwie, trzy godziny w tygodniu. Wdrożenie takiej osoby i obsługa jej aktywności są po prostu czasochłonne, a „etatów" do ich obsługi brakuje.
Ale to brzmi, jakby właściwie nic się nie stało, po prostu żyjemy dłużej, później zakładamy rodziny, to i później możemy rozpoczynać aktywność obywatelską.
Tu dochodzimy do ważnego problemu, czyli starzenia się społeczeństwa, co rodzi kolejne bardzo istotne wyzwania. Dysproporcja demograficzna między młodymi a starymi będzie coraz większa. Rosła więc będzie frustracja młodych ludzi z powodu braku realnego wpływu na kształt sceny politycznej. Starzenie się społeczeństwa jest wyzwaniem samym w sobie, a jeszcze w połączeniu z naturalnie wyższą aktywnością wyborczą osób starszych doprowadzi do tego, że głos ludzi młodych będzie już zupełnie niesłyszalny. Jeśli spojrzymy na przewidywania Głównego Urzędu Statystycznego na rok 2050, to głosy emerytów stanowić będą aż 42 proc. wszystkich głosów, choć dziś to zaledwie 25 proc.! Głosy ludzi poniżej 45 lat stanowić będą jedynie 33 proc. – dziś to aż połowa wszystkich głosujących. Prowadzenie jakiejkolwiek prorozwojowej polityki stanie się wówczas niesłychanie trudne.
Dlaczego?
Niedawno mieliśmy zapowiedź tego, jak w przyszłości może wyglądać polityka. Chodzi o tzw. trzynastkę dla emerytów. Politycy zwietrzyli szansę na dodatkową mobilizację tej grupy, która realnie chodzi na wybory, i postanowili wesprzeć jej bieżące potrzeby egzystencjalne kosztem wyzwań rozwojowych. Wszyscy byli za, wstrzymać się albo zagłosować przeciw odważyło się dosłownie kilkoro posłów! Jako Klub Jagielloński bardzo zdecydowanie przeciwko temu protestowaliśmy, zresztą z rozmysłem właśnie w dość młodzieżowym stylu – organizowaliśmy happeningi, przygotowaliśmy nawet trochę prześmiewcze transparenty, w stylu: „Żądamy realizacji planu Morawieckiego". Bo dokładnie taka jest alternatywa: można wydać 11 mld zł na zapewnienie bieżącej mobilizacji wyborczej albo przykładowo sfinansować część Centralnego Portu Komunikacyjnego. Stoimy u progu geriatrycznego populizmu. Jego pierwszym objawem było obniżenie wieku emerytalnego, drugim – nieszczęsna trzynastka dla emerytów. To nie jest kwestia jakiejś odległej przyszłości, tylko wyzwania tu i teraz.
Politolodzy przestrzegają przed tym już od dekad, odkąd tylko na Zachodzie pojawiło się widmo kryzysu demograficznego. Najczarniejsze scenariusze mówią o końcu demokracji, jaką znamy, bo dotychczas znany nam system po prostu przestanie się sprawdzać, gdy dysproporcja demograficzna zaburzy społeczną równowagę.
Dlatego od lat staramy się zainteresować Polaków dyskusją na ten temat. Stąd na przykład próby rozpoczęcia dyskusji o solidarności międzypokoleniowej, podjęte przez naszego eksperta Marcina Kędzierskiego, czy popularyzacja idei tzw. głosowania rodzinnego.
Ale to brzmi jak wariactwo...
Na razie jest w Polsce wyśmiewane, ale na Zachodzie debatują nad tym już naukowcy i polityczny mainstream. To chociażby jedna z propozycji Rady Europy przedstawiona w zielonej księdze pt. „Przyszłość demokracji w Europie". Demokracja zawsze się zmieniała zgodnie z różnymi trendami i myślenie o tych zmianach jest naszym obowiązkiem, bo inaczej ta demokracja się rozsypie. Pełnię władzę politykom będzie dawał prosty populizm skierowany wyłącznie do jednej grupy wyborców.
Głosowanie rodzinne w skrócie polega na przyznaniu powszechnego prawa wyborczego bez cenzusu wieku. W praktyce za niepełnoletnie dzieci głosowaliby rodzice – każdy dostałby pół głosu za dziecko, by nie trzeba było decydować, czy ma za nie decydować mama czy tata. Nigdzie tego jeszcze nie wprowadzono, ale np. w Japonii, która ma największe problemy demograficzne, dyskusja na ten temat trwa już od lat 80. Demograf Paul Demeny, któremu przypisuje się autorstwo tego modelu, poczuł potrzebę opracowania nowego sposobu głosowania, właśnie pracując w Japonii.
Rozumiem, że to miałoby zrównoważyć politycznie interesy ludzi młodych i starych.
To ma najzwyczajniej w świecie zrównoważyć myślenie konsumpcyjne z myśleniem rozwojowym. Jeśli ktoś ma małe lub dorastające dzieci, to podejmując wybory polityczne, myśli o rozwoju w perspektywie lat 20–30 – o tym, w jakim kraju będą żyły jego dzieci, w jakich warunkach będą wchodziły w dorosłość. Nie chodzi mu więc jedynie o zaspokojenie bieżących potrzeb, nie jest zainteresowany jedynie jakąś prostą polityką prorodzinną, ale ma zupełnie inny horyzont myślenia o polityce. Jeżeli z czasem wpływ takich osób na procesy polityczne będzie istotnie malał, to może warto go próbować na różne sposoby wzmacniać, oczywiście dla dobra wspólnoty.
A głosowanie rodzinne nie spowoduje, że zamiast dyktatu emerytów będziemy mieli dyktat rodzin wielodzietnych?
Jeśli spojrzymy na przewidywania GUS na 2050 rok, to nawet przy założeniu, że wprowadzimy głosowanie rodzinne, siła ludzi mających poniżej 45 lat będzie wciąż mniejsza, niż jest obecnie – byłoby zaledwie 43 proc. wszystkich głosów wobec 50 proc. dzisiaj. Głosy emerytów po takiej „premii za dzieci" stanowić będą wtedy 35 proc. wobec 25 proc. dziś. Czyli jest wprost przeciwnie: nawet gdy wprowadzimy głosowanie rodzinne, wciąż będziemy mieli dyktat emerytów. Możemy próbować tylko wyhamowywać ten proces w sposób akceptowalny z punktu widzenia wartości demokratycznego państwa. Patrząc na coraz gorętsze namiętności w zachodnich demokracjach, to jeśli ten bardzo ostry konflikt pokoleniowy nie zostanie zrównoważony jakimś mechanizmem demokratycznym, obawiam się, że gniew młodych wobec starszych może doprowadzić do jakiegoś niebezpiecznego antystarczego radykalizmu, będącego próbą odpowiedzi na dominację geriatrycznego populizmu w życiu politycznym.
I powróci akcja „Zabierz babci dowód"?
Tylko że w dużo bardziej agresywnej formie. W Polsce głosowaniu rodzinnemu przypięto łatkę pomysłu jakichś ultrakonserwatywnych katolików, rodzin wielodzietnych itd. Ale jeśli spojrzymy na to, gdzie na poważnie się o tym dyskutuje, to mamy oczywiście Węgry Viktora Orbána, ale też Wielką Brytanię, Niemcy czy Stany Zjednoczone. Nie jest tak, że wszędzie ten temat do debaty wprowadza akurat prawica – czasem to element refleksji o przyszłości demokracji i przeciwdziałaniu populizmowi. Po prostu coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, że jeżeli nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania, akceptowalnego w ramach ustroju demokratycznego, które zostanie przyjęte w ramach nowej umowy społecznej, to wcześniej czy później ktoś wpadnie na pomysł, by starszym ludziom w ogóle odebrać prawo głosu. I wtedy dopiero zacznie się jatka.
Piotr Trudnowski zajmuje się polityką obywatelską i publicystyką polityczną. Jest prezesem Klubu Jagiellońskiego, republikańskiego, niepartyjnego stowarzyszenia łączącego społeczników, ekspertów, publicystów i naukowców młodego pokolenia, chcących działać razem na rzecz dobra wspólnego
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95