Długi zabierają suwerenność

Dziś do zadłużonego kraju nie wysyła się już korpusu ekspedycyjnego. Wierzyciele zakładają białe rękawiczki, ale skutek jest praktycznie taki sam

Publikacja: 27.10.2012 01:01

Zaciskać pasa? Mieszkańcy Grecji nie chcą o tym dłużej słyszeć. Demonstracje stały się codziennością

Zaciskać pasa? Mieszkańcy Grecji nie chcą o tym dłużej słyszeć. Demonstracje stały się codziennością

Foto: AFP

Gdy Wolfgang Schaeuble oświadczył, że zagrożona bankructwem Grecja nie może być „studnią bez dna" i musi oszczędzać, wzburzony prezydent Karolos Papulias zarzucił mu obrażanie jego narodu. Grzmiał: – Kim jest pan Schaeuble, że ośmiela się nas obrażać? Kim są Holendrzy? Kim są Finowie?

Podobnie jak ich prezydent oburzeni są Grecy. Przeciw narzucaniu drakońskich oszczędności demonstrują na ulicach, palą niemieckie flagi, żądają odszkodowań za okupację w czasie wojny i noszą transparenty z fotomontażem kanclerz Angeli Merkel, przedstawianej w hitlerowskim mundurze.

Niemiecki protektorat

Tyle że jakie to ma znaczenie? Grecja jawi się już jako międzynarodowy, a ściślej niemiecki protektorat. Rząd Antonio Samarasa, który jeszcze przed objęciem władzy zaklinał się, że nie przyjmie żadnych surowych warunków, teraz godzi się na wszystkie żądania. Jeśli nie dostanie 31,5 mld euro pomocy, 16 listopada kasa będzie pusta. W Atenach prawie na stałe rezydują przedstawiciele tzw. trojki, czyli Europejskiego Banku Centralnego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej. Oceniają postępy w zaciskaniu pasa i reformach. Ponieważ idą one, a zwłaszcza prywatyzacja, z trudem, pojawiają się kolejne pomysły ograniczenia suwerenności kłopotliwego dłużnika.

Niemcy naciskali nawet, by zadłużona na 350 mld euro Grecja przekazała część prerogatyw w kwestiach podatków i wydatków specjalnemu komisarzowi budżetowemu, który miałby prawo weta decyzji budżetowych.  Innym pomysłem było utworzenie specjalnego konta na spłatę greckiego zadłużenia czy propozycja zabezpieczania zobowiązań kraju złotem, ziemią czy akcjami konkretnych firm. Do konstytucji wpisano za to nadrzędność zwracania pieniędzy pomocowych nad innymi wydatkami.

Wszystkie decyzje polityczne nie po myśli wierzycieli są utrącane. Tak było z referendum dotyczącym skorzystania z bailoutu czy wyznaczaniem daty wyborów parlamentarnych. Ministrowie finansów UE nie godzili się na przekazanie jednej z transz, dopóki główne partie polityczne nie podpisały zobowiązania, że będą kontynuować narzuconą im politykę finansową.

Unijni notable nie owijają w bawełnę. Szef eurogrupy Jean-Claude Juncker w wywiadzie dla „Focusa" mówił: „Suwerenność Greków będzie znacznie ograniczona. Muszą być przygotowani, że cudzoziemcy będą pomagali im decydować, jak radzić sobie z prywatyzacją".

Minister finansów Niemiec Wolf-gang Schaeuble: „Cokolwiek się zdarzy, Grecja ma się trzymać uzgodnionego programu. Nowy rząd, stary rząd, nowe wybory czy referendum: forma nie jest ważna" – oświadczył w Helsinkach.

W efekcie drakońskiej kuracji, cięć budżetowych i podwyżki podatków Grecja pogrąża się w recesji. W ubiegłym roku gospodarka skurczyła się o 6,9 proc., w tym ma to być 4,7, a w przyszłym 4 proc. Alternatywa jest jednak jeszcze gorsza. Brak redukcji długu czy wyjście ze strefy euro skutkowałyby trudnym wręcz do wyobrażenia chaosem finansowym i obniżeniem poziomu życia obywateli.

Bez wątpienia Grecy zasłużyli sobie na to, co ich spotkało po dekadach niefrasobliwego życia na kredyt, ale z drugiej strony unijni politycy nie są bez winy. Przymykali oczy na liczne machlojki związane z ukrywaniem długu i deficytu. A nie mogli być zaskoczeni, bo kraj ten jest wręcz bankrutem notorycznym. Grecja była niewypłacalna przez połowę czasu od ogłoszenia niepodległości w 1829 r. Na przełomie XIX i XX wieku przez kilkanaście lat finansami kraju zarządzała nawet międzynarodowa komisja.

Zachodni politycy przyciskający Grecję sami są pod presją podatników. Dwa lata temu niemieckie tabloidy domagały się wyprzedaży jej wysp. Reakcja Greków była wręcz histeryczna. Niedawno jednak premier Samaras powiedział, że niektóre z wysp można wykorzystać w celach komercyjnych. Na sprzedaż za 15 mln euro wystawiono już Nafsikę na Morzu Jońskim. „Tak wygląda współczesny rozbiór kraju. Nie trzeba armat – komentowała grecka prasa. – Teraz greckie wyspy, potem czeskie Sudety albo polski Śląsk".

Nie oznacza to oddania pełnych suwerennych praw. Problem w tym, że politycy w Europie czy zwykli obywatele często z tym właśnie utożsamiają sprzedaż takich narodowych aktywów.

Czarny charakter

Mam nadzieję, że pewnego dnia będzie można powiedzieć, że dzięki nam Włochy nie zostały skolonizowane przez Europę i zachowały swą pełną suwerenność – powiedział premier Mario Monti na niedawnym zjeździe rolników indywidualnych Coldiretti w Cernobbio na północy Włoch.

Kraj ten podjął odważne kroki reformatorskie i antykryzysowe bez pomocy Unii. Teraz Monti pyta: – Jaki wpływ na naszą ufność i na naszą radosną włoską zdolność pokonywania trudności miałoby to, gdybyśmy doznali upokorzenia, gdybyśmy poczuli się obiektywnie gorsi niż inni, zmuszeni prosić innych, aby nas zastąpili w sprawowaniu tej władzy, która nawet w UE pozostaje w rękach poszczególnych krajów?

Niedawno się wydawało, że Włochy, Hiszpania i Portugalia podążą śladem Grecji. W pośpiechu zaczęły reformować systemy emerytalne, ciąć wydatki socjalne. Dobrano się nawet do apanaży parlamentarzystów.

Jeśli ktoś jeszcze wierzył w suwerenność zadłużonych krajów strefy euro, musiał być w szoku, gdy portugalska telewizja zarejestrowała rozmowę między ministrem finansów Portugalii Vitorem Gasparem a Wolfgangiem Schaeuble. Ten pierwszy pokornie dziękuje za obietnicę poluzowania rygorów zaraz po rozwiązaniu problemu Grecji. Obiecuje dalsze postępy na drodze oszczędności i reform. Media w całej Europie dworowały sobie, że przypominało to hołd wobec władcy.

Na pozostałe zadłużone kraje strefy euro (tzw. PIIGS) padł blady strach. Ale znalazły się w pułapce. Aby się ratować, nie mogą zdewaluować własnej waluty, jak to zwykle czynili bankruci, bo jej już nie mają. Bronią się przed pomocą finansową oznaczającą obcą kuratelę, tak długo, jak się da. Ale po jakimś czasie muszą ją przyjąć. Zresztą suwerenności poszczególnych krajów w Europie i tak będzie z czasem ubywać. Rząd Angeli Merkel wraz z Komisją Europejską, EBC i eurogrupą pracują nad integracją strefy euro. Nikt nie mógłby samodzielnie decydować o zaciąganiu nowych długów.

Schaeuble, uchodzący już w zadłużonych krajach za czarny charakter, opowiedział się też za nadaniem unijnemu komisarzowi ds. walutowych większych kompetencji, na wzór komisarza ds. konkurencji, który ma prawo blokować fuzje firm i je kontrolować. W grę wchodziłoby prawo weta wobec narodowych budżetów.

Znienawidzone MFW

Politycy państw wierzycieli są też w stanie narzucić rozwiązania dłużnikom pośrednio, pod szyldem międzynarodowych instytucji finansowych. Szczególnie znienawidzony jest MFW, w którym kraje zachodnie mają 60 proc. udziałów. W zamian za pieniądze domaga się poważnych wyrzeczeń.

Premier Węgier Viktor Orban za wszelką cenę usiłuje „nie poddać się dyktatowi". Problem w tym, że ubiegając się o 15 mld euro pożyczki i mając dług w wysokości 80 proc. PKB, ma niewielkie pole manewru. – Kryzys euro stanowi nadzwyczajne, bezpośrednie zagrożenie. Chodzi o kwestię węgierskiej suwerenności – powiedział w ubiegłym roku na spotkaniu z grupą ambasadorów.

Dziennik „Magyar Nemzet" zamieścił listę warunków MFW. Znalazło się wśród nich obniżenie emerytur, podniesienie wieku emerytalnego, prywatyzacja, usunięcie podatku bankowego, ograniczenie biurokracji i wydatków samorządów oraz podwyższenie podatku dochodowego. Z kolei rząd wykupił w pięciu ogólnokrajowych dziennikach płatne ogłoszenia deklarujące, iż „nie ugnie się przed MFW", od którego domaga się „poszanowania" i „zaufania" oraz podkreśla, iż „nie odda niepodległości Węgier".

Politolog Jadwiga Staniszkis widzi w tym działania polityczne, uderzenie „brukselskiej biurokracji" w suwerenną politykę gospodarczą Orbana. – W Europie widać tworzenie centrum, które przyjmuje prerogatywy rządów – mówi. Jednak wielu ekonomistów broni MFW, a krytykuje ekonomiczną politykę Orbana, a zwłaszcza nacjonalizację OFE.

Orban nie może sobie pozwolić na taki manewr, jaki przeprowadziła Argentyna, która początkowo posłusznie realizowała zalecenia MFW w latach 90. , by nagle po kilku latach znów wpaść w tarapaty i zażądać redukcji długu o 30 proc. Choć wydawałoby się, że dopięła swego i powróciła na ścieżkę wzrostu gospodarczego – a będąc krajem peryferyjnym, jest mniej narażona na polityczne naciski – wierzyciele, którzy nie zgodzili się na układ, pokazali, że mają długie ręce. Kilka dni temu zaaresztowali w Ghanie „La Libertad", będący symbolem kraju okręt argentyńskiej marynarki wojennej z 320 kadetami na pokładzie. W efekcie do dymisji podali się szefowa wywiadu oraz dowódca marynarki wojennej.

Problemy finansowe zabierają część suwerenności, ale mogą też przynosić odwrotny skutek – utrudniać jej uzyskanie. W czasie manifestacji w dzień narodowego święta Katalonii 11 września transparenty głosiły: „Katalonia – następne niepodległe państwo Europy", a uczestnicy skandowali: „Hiszpania tylko na wakacje". Na jednej z kamienic zawisła tabliczka „Ambasada Hiszpanii".

Problem w tym, że aspirująca do niepodległości Katalonia jest najbardziej zadłużonym regionem autonomicznym Hiszpanii. Dług w wysokości 42 mld euro jest też najwyższy w historii. Tylko w tym roku Katalonia musi spłacić ponad 13,5 mld euro. Tymczasem jej prezydent Artur Mas ogłosił przedterminowe wybory i zapowiedział, że wkrótce chce rozpisać referendum w sprawie niepodległości. Analitycy kręcą z niedowierzaniem głowami. Kraj ten przecież nie jest w stanie spłacić zadłużenia bez pomocy centrali. Mało tego. Katalonia poprosiła właśnie rząd w Madrycie o 5 mld euro ratunkowej pożyczki, zastrzegając, że przyjmie ją tylko bez żadnych politycznych warunków. Premier Mariano Rajoy chętnie udzieli kredytu. Konsekwencji łatwo się domyślić.

Jedni tracą na zadłużeniu i rozpaczliwej sytuacji finansowej, inni starają się to wykorzystać. Zwłaszcza obfitujące w gotówkę Rosja i Chiny rozszerzają swoje wpływy polityczne. Rosja proponuje przeżywającej kłopoty finansowe Ukrainie radykalną obniżkę ceny gazu za przystąpienie do unii celnej. Z kolei Białoruś, która odrzuciła w ubiegłym roku projekt współpracy z Zachodem i 3 mld euro pożyczki, zdana jest na Rosję i sprzedaż jej kolejnych składników majątku, przede wszystkim gazociągów. W przyszłym roku musi spłacić 19,5 mld dol., podczas gdy całe rezerwy państwa wynoszą 3,8 mld. Rosjanie chętnie pomagają też zadłużonemu Cyprowi. Udzielili mu 5 mld euro pożyczki (to równowartość 30 proc. PKB wyspy), gdy wyspa obejmowała przewodnictwo w Unii.

Kanonierką po pieniądze

Kłopotliwi dłużnicy mają i tak dziś zdecydowanie lepiej niż w XIX czy na początku XX wieku, gdy zwykle wysyłano do nich okręt wojenny lub korpus ekspedycyjny. Zazwyczaj kończyło się na jakiś czas utratą suwerenności.

Gdy Benito Juárez, prezydent Meksyku, w lipcu 1861 roku ogłosił wstrzymanie na dwa lata spłaty zobowiązań wobec europejskich banków, wkrótce do wybrzeży przybiło wysłane przez Hiszpanię i Wielką Brytanię wojsko. Zaraz potem pojawił się korpus cesarza Francji Napoleona III, który miał plany bardziej dalekosięne niż odzyskanie pieniędzy. Przekształciwszy Meksyk w monarchię, zamierzał osadzić na tronie austriackiego arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. Wojna skończyła się zwycięstwem Meksykanów i śmiercią niedoszłego monarchy, ale jeszcze bardziej zniszczyła kraj.

W tym samym czasie Ismaila Paszę, kedywa Egiptu, zrujnowały imponujące projekty infrastrukturalne i ambicje polityczne. W dodatku rozzuchwalony łatwymi pieniędzmi z tytułu użytkowania dopiero co zbudowanego kanału sueskiego wdał się w niefortunną wojnę z Etiopią. Brytyjczycy i Francuzi szybko zmusili go do podporządkowania się Komisji ds. Długu, która miała nadzorować finanse. Niedługo potem musiał abdykować, a faktyczną władzę przejął brytyjski dyplomata sir Evelyn Baring, wyciskając z kraju ostatnie soki, tłumiąc bunty zrozpaczonych poddanych i spłacając wierzycieli. Baring mawiał: "My nie rządzimy Egiptem. My rządzimy ludźmi, którzy rządzą Egiptem". Brytyjska kontrola nad krajem trwała aż do lat 50. XX wieku.

W latach 70. XIX wieku suwerenność utraciła również Turcja. Po krachu na giełdach w 1873 roku, w wyniku suszy i buntów wygłodzonych ludzi, nie była w stanie płacić nawet odsetek. Dla Rosji był to świetny pretekst do militarnego ataku. W zamian za pomoc dyplomatyczną i finansową Niemcy i Wielka Brytania zażądały reform ograniczających wydatki i spłaty długów. Jednak sułtan pieniądze chętnie przyjmował, ale o ograniczeniu wydatków ani myślał, i w 1881 roku Turcja musiała ogłosić niewypłacalność. Dopiero wtedy pod groźbą interwencji militarnej zgodziła się na przejęcie kontroli nad finansami przez kraje-wierzycieli. Nałożyli oni akcyzę na liczne towary jak tytoń, jedwab czy sól oraz przyznawali koncesje na budowę linii kolejowych i dróg. Przyznali też sobie przywileje w postaci zwolnień podatkowych.

Rekordy pod względem liczby interwencji wojskowych biły kraje latynoskie. Okręty Wielkiej Brytanii lub USA blokowały wybrzeże morskie Wenzueli (1902 rok) albo lądowały na Dominikanie i w Nikaragui (1905), Gwatemali (1913) czy na Haiti (1915). Zwykle koszty interwencji wielokrotnie przekraczały odzyskiwane długi, ale przy okazji ustanawiano posłuszne sobie władze. Gdy dłużnik był uparty, kładziono łapę na wartościowych aktywach, np. kopalniach czy kolei. Problem w tym, że pozbawione takich dochodów lokalne władze zaraz znów wpadały w finansowe tarapaty i nie były w stanie płacić. Tak było w końcu XIX wieku w Peru.

Upadłość i utrata suwerenności to nie tylko problem biednych krajów. Licząca niecałe 300 tys. mieszkańców Nowa Funlandia utraciła niepodległość przez długi w połowie lat 30. XX wieku. Wcześniej była w praktyce niezależnym państwem, tylko formalnie dominium brytyjskim. Szczyciła się najstarszym obok angielskiego parlamentem w ramach Commonwelthu. Kiedy w trakcie pierwszej wojny światowej korzystała z koniunktury na żywność i wzrostu jej cen, rozpoczęła zbyt wielki program inwestycji publicznych, m.in. budowy linii kolejowych. Skończyło się zabójczym zadłużeniem. W 1934 roku Nowa Funlandia ogłosiła upadłość, trafiając pod brytyjski zarząd komisaryczny. W 1949 roku kraj znalazł się w granicach Kanady.

Przed utratą suwerenności można się bronić. Tak było w latach 80. w Rumunii, gdy Nicolae Ceausescu, przerażony przykładem zaciskającej się na Polsce pętli długów, zdecydował o zwrocie w kilka lat 9 mld dolarów. Udało się, choć obywatele marzli zimą, gdy odcięto dostawy prądu, racjonowano benzynę, reglamentowano towary konsumpcyjne, a gospodarka doznała zapaści.

W kieszeni u carycy

W czasach monarchii do utraty suwerenności mogli przyczynić się niefrasobliwi władcy. Nie mogąc zwrócić długów, tracili zastawione terytoria. Tak było z królem Węgier Zygmuntem Luksemburskim, który pożyczył od Władysława Jagiełły 37 tys. kop groszy praskich (8 ton srebrnych monet) pod zastaw kilkunastu miast na Spiszu. Nie był w stanie oddać długu, więc terytorium to leżące dziś na Słowacji zostało na blisko 350 lat wcielone do Polski.

Jak groźne dla kraju jest uzależnienie od pożyczek, doświadczył ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski. Cieniem na jego reformatorskiej działalności kładą się jego długi, które pod koniec panowania stały się elementem szantażu Rosji.

O jego problemach finansowych słyszymy już w 1752 roku, gdy młody Stanisław przebywał w Paryżu. Z tamtejszego więzienia wykupiła go gospodyni jednego z najbardziej znanych salonów literackich Francji Marie Therese Rodet Geoffrin, zwana przez przyszłego króla „mamuśką".

Pod koniec życia był już zupełnie finansowo ubezwłasnowolniony. Kiedy ambasador carski Jacob Sievers chciał zmusić go do wyjazdu do Grodna, gdzie miał zostać zatwierdzony II rozbiór Rzeczypospolitej, wykorzystał bankierów, którym król był winien ponad 30 mln zł, oraz groził odcięciem mu finansowego wsparcia ze strony carycy Katarzyny.

Kiedy bratanek króla Józef Poniatowski, późniejszy marszałek Francji, zachęcał go do oporu, odpisał mu: „trzeba popłacić twoje i moje długi".

Gdy Wolfgang Schaeuble oświadczył, że zagrożona bankructwem Grecja nie może być „studnią bez dna" i musi oszczędzać, wzburzony prezydent Karolos Papulias zarzucił mu obrażanie jego narodu. Grzmiał: – Kim jest pan Schaeuble, że ośmiela się nas obrażać? Kim są Holendrzy? Kim są Finowie?

Podobnie jak ich prezydent oburzeni są Grecy. Przeciw narzucaniu drakońskich oszczędności demonstrują na ulicach, palą niemieckie flagi, żądają odszkodowań za okupację w czasie wojny i noszą transparenty z fotomontażem kanclerz Angeli Merkel, przedstawianej w hitlerowskim mundurze.

Niemiecki protektorat

Tyle że jakie to ma znaczenie? Grecja jawi się już jako międzynarodowy, a ściślej niemiecki protektorat. Rząd Antonio Samarasa, który jeszcze przed objęciem władzy zaklinał się, że nie przyjmie żadnych surowych warunków, teraz godzi się na wszystkie żądania. Jeśli nie dostanie 31,5 mld euro pomocy, 16 listopada kasa będzie pusta. W Atenach prawie na stałe rezydują przedstawiciele tzw. trojki, czyli Europejskiego Banku Centralnego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Komisji Europejskiej. Oceniają postępy w zaciskaniu pasa i reformach. Ponieważ idą one, a zwłaszcza prywatyzacja, z trudem, pojawiają się kolejne pomysły ograniczenia suwerenności kłopotliwego dłużnika.

Niemcy naciskali nawet, by zadłużona na 350 mld euro Grecja przekazała część prerogatyw w kwestiach podatków i wydatków specjalnemu komisarzowi budżetowemu, który miałby prawo weta decyzji budżetowych.  Innym pomysłem było utworzenie specjalnego konta na spłatę greckiego zadłużenia czy propozycja zabezpieczania zobowiązań kraju złotem, ziemią czy akcjami konkretnych firm. Do konstytucji wpisano za to nadrzędność zwracania pieniędzy pomocowych nad innymi wydatkami.

Wszystkie decyzje polityczne nie po myśli wierzycieli są utrącane. Tak było z referendum dotyczącym skorzystania z bailoutu czy wyznaczaniem daty wyborów parlamentarnych. Ministrowie finansów UE nie godzili się na przekazanie jednej z transz, dopóki główne partie polityczne nie podpisały zobowiązania, że będą kontynuować narzuconą im politykę finansową.

Unijni notable nie owijają w bawełnę. Szef eurogrupy Jean-Claude Juncker w wywiadzie dla „Focusa" mówił: „Suwerenność Greków będzie znacznie ograniczona. Muszą być przygotowani, że cudzoziemcy będą pomagali im decydować, jak radzić sobie z prywatyzacją".

Minister finansów Niemiec Wolf-gang Schaeuble: „Cokolwiek się zdarzy, Grecja ma się trzymać uzgodnionego programu. Nowy rząd, stary rząd, nowe wybory czy referendum: forma nie jest ważna" – oświadczył w Helsinkach.

W efekcie drakońskiej kuracji, cięć budżetowych i podwyżki podatków Grecja pogrąża się w recesji. W ubiegłym roku gospodarka skurczyła się o 6,9 proc., w tym ma to być 4,7, a w przyszłym 4 proc. Alternatywa jest jednak jeszcze gorsza. Brak redukcji długu czy wyjście ze strefy euro skutkowałyby trudnym wręcz do wyobrażenia chaosem finansowym i obniżeniem poziomu życia obywateli.

Bez wątpienia Grecy zasłużyli sobie na to, co ich spotkało po dekadach niefrasobliwego życia na kredyt, ale z drugiej strony unijni politycy nie są bez winy. Przymykali oczy na liczne machlojki związane z ukrywaniem długu i deficytu. A nie mogli być zaskoczeni, bo kraj ten jest wręcz bankrutem notorycznym. Grecja była niewypłacalna przez połowę czasu od ogłoszenia niepodległości w 1829 r. Na przełomie XIX i XX wieku przez kilkanaście lat finansami kraju zarządzała nawet międzynarodowa komisja.

Zachodni politycy przyciskający Grecję sami są pod presją podatników. Dwa lata temu niemieckie tabloidy domagały się wyprzedaży jej wysp. Reakcja Greków była wręcz histeryczna. Niedawno jednak premier Samaras powiedział, że niektóre z wysp można wykorzystać w celach komercyjnych. Na sprzedaż za 15 mln euro wystawiono już Nafsikę na Morzu Jońskim. „Tak wygląda współczesny rozbiór kraju. Nie trzeba armat – komentowała grecka prasa. – Teraz greckie wyspy, potem czeskie Sudety albo polski Śląsk".

Nie oznacza to oddania pełnych suwerennych praw. Problem w tym, że politycy w Europie czy zwykli obywatele często z tym właśnie utożsamiają sprzedaż takich narodowych aktywów.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą