Przytoczona sentencja XX-wiecznego nauczyciela zen, Shunryu Suzukiego, doskonale tłumaczy istotę tej tradycji duchowej (bo trudno ów nurt buddyzmu nazwać religią). Czyżby wiedza i kompetencje stanowiły źródło cierpień? Czyżby były przeszkodą na drodze duchowego wyzwolenia, które jest przecież – świadomym lub nieświadomym – powszechnym ludzkim pragnieniem? Takie pytania stawia człowiek Zachodu, który postrzega rzeczywistość w kategoriach logiki zero-jedynkowej, wzrostu, rozwoju, linearnego czasu, zbawienia. Ale nie bądźmy naiwni, zen tych kwestii bynajmniej nie rozstrzyga.
O co więc tu chodzi? O olśnienie (satori). Może ono nas najść, kiedy na przykład odkrywamy efekt motyla. Tyle że odkrycia tego dokonujemy zgoła inaczej, niż stało się to udziałem ojca teorii chaosu Edwarda Lorenza. Ten matematyk i meteorolog posłużył się metodą naukową, czyli układem trzech równań różniczkowych zwyczajnych, opisujących zjawiska atmosferyczne. Lorenz doszedł do wniosku, że w przyrodzie są zjawiska, które pozornie nic nie łączy, a jednak występuje między nimi związek. Nawet trzepot skrzydeł małego owada w Brazylii może mieć daleko idące konsekwencje w postaci tornado w Teksasie – twierdził uczony.
Tyle że olśnienie to inny rodzaj poznania niż eksperyment naukowy. Jest ono pewnym doświadczeniem jedności z naturą. Ale nie jest to bynajmniej ucieczka od rzeczywistości, jaką serwują sobie na Zachodzie rozmaici mądrale, którzy karmią się fałszywymi wyobrażeniami o buddyzmie. Olśnienie nie oznacza narkotycznego upojenia.
Wróćmy jednak do Japonii. Duchowość zen wyraża się w rozmaitych tamtejszych dziedzinach życia, chociażby w ceremonii picia herbaty, która stanowi swoistą formę medytacji. Podobnie jest w poezji. Konkretnie chodzi o haiku. Japonistka Agnieszka Żuławska-Umeda tak wyjaśnia istotę tego gatunku poetyckiego: „Każdy wiersz jest obrazkiem – szkicem, który notuje aktualny stan jakiegoś wycinka świata w sposób najpełniejszy, ponieważ oddaje jego barwę, muzykę, nawet zapach i całą otaczającą go atmosferę, działającą na uczucia poety i czytelnika". Przypomina to obrazy zenga, na których „poszczególne cząsteczki wszechświata: drzewo albo kwiat czy nawet tylko liść, istnieją samotnie w białej i pustej przestrzeni, opisując ten świat w sposób najkrótszy i najbardziej wyczerpujący. Porównanie z malarstwem nie jest tutaj przypadkowe, albowiem oba przejawy sztuki stworzone zostały przez tę samą myśl: chęć świadomego przeżycia momentu teraźniejszego".