Zen i sztuka przyrządzania bigosu

W umyśle początkującego jest wiele możliwości, w umyśle eksperta – parę.

Publikacja: 01.02.2013 16:01

„Haiku”, Dariusz Brzóska-Brzóskiewicz, Narodowe Centrum Kultury 2012

„Haiku”, Dariusz Brzóska-Brzóskiewicz, Narodowe Centrum Kultury 2012

Foto: Plus Minus

Przytoczona sentencja XX-wiecznego nauczyciela zen, Shunryu Suzukiego, doskonale tłumaczy istotę tej tradycji duchowej (bo trudno ów nurt buddyzmu nazwać religią). Czyżby wiedza i kompetencje stanowiły źródło cierpień? Czyżby były przeszkodą na drodze duchowego wyzwolenia, które jest przecież – świadomym lub nieświadomym – powszechnym ludzkim pragnieniem? Takie pytania stawia człowiek Zachodu, który postrzega rzeczywistość w kategoriach logiki zero-jedynkowej, wzrostu, rozwoju, linearnego czasu, zbawienia. Ale nie bądźmy naiwni, zen tych kwestii bynajmniej nie rozstrzyga.

Zobacz na Empik.rp.pl

O co więc tu chodzi? O olśnienie (satori). Może ono nas najść, kiedy na przykład odkrywamy efekt motyla. Tyle że odkrycia tego dokonujemy zgoła inaczej, niż stało się to udziałem ojca teorii chaosu Edwarda Lorenza. Ten matematyk i meteorolog posłużył się metodą naukową, czyli układem trzech równań różniczkowych zwyczajnych, opisujących zjawiska atmosferyczne. Lorenz doszedł do wniosku, że w przyrodzie są zjawiska, które pozornie nic nie łączy, a jednak występuje między nimi związek. Nawet trzepot skrzydeł małego owada w Brazylii może mieć daleko idące konsekwencje w postaci tornado w Teksasie – twierdził uczony.

Tyle że olśnienie to inny rodzaj poznania niż eksperyment naukowy. Jest ono pewnym doświadczeniem jedności z naturą. Ale nie jest to bynajmniej ucieczka od rzeczywistości, jaką serwują sobie na Zachodzie rozmaici mądrale, którzy karmią się fałszywymi wyobrażeniami o buddyzmie. Olśnienie nie oznacza narkotycznego upojenia.

Wróćmy jednak do Japonii. Duchowość zen wyraża się w rozmaitych tamtejszych dziedzinach życia, chociażby w ceremonii picia herbaty, która stanowi swoistą formę medytacji. Podobnie jest w poezji. Konkretnie chodzi o haiku. Japonistka Agnieszka Żuławska-Umeda tak wyjaśnia istotę tego gatunku poetyckiego: „Każdy wiersz jest obrazkiem – szkicem, który notuje aktualny stan jakiegoś wycinka świata w sposób najpełniejszy, ponieważ oddaje jego barwę, muzykę, nawet zapach i całą otaczającą go atmosferę, działającą na uczucia poety i czytelnika". Przypomina to obrazy zenga, na których „poszczególne cząsteczki wszechświata: drzewo albo kwiat czy nawet tylko liść, istnieją samotnie w białej i pustej przestrzeni, opisując ten świat w sposób najkrótszy i najbardziej wyczerpujący. Porównanie z malarstwem nie jest tutaj przypadkowe, albowiem oba przejawy sztuki stworzone zostały przez tę samą myśl: chęć świadomego przeżycia momentu teraźniejszego".

Mistrzem polskiego haiku jest od ponad 25 lat Dariusz Brzóska-Brzóskiewicz. To legendarna postać naszej rodzimej kultury niezależnej. Pod koniec lat 80. działał w formacji artystycznej Totart i grupie poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka. Publikował na łamach „Brulionu". Później bywał aktorem i dramatopisarzem – chyba mało kto pamięta jego „operę paranoiczną", czyli widowisko „Ojciec Matka Jan Maria Klatkiewicz", wystawione w roku 1997 na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni.

W latach 90. w TVP poeta prowadził cykl „Brzóska show". A w Programie Poświęconym „Fronda" grał główną rolę w groteskowych miniaturach filmowych ilustrujących takie kwestie jak dziedzictwo szeroko pojętego faszyzmu czy istnienie osobowego zła. Warto przypomnieć, jak po centrum Warszawy przechadzał się w mundurze esesmana, czy jak biegał z batem wokół przystanku autobusowego ucharakteryzowany na diabła.

Brzóska mógł też zaskoczyć, kiedy w rozmowie pod wymownym tytułem „Jestem psem papieża" na łamach Pisma Poświęconego „Fronda" opowiadał o swojej barwnej przeszłości – między innymi zadawaniu się z chuliganami, chodzeniu z nimi na ścinanie drzew i palenie opon – a jednocześnie o swoim późniejszym spektakularnym nawróceniu. Artysta pojawił się więc w kolejnym wydaniu tego periodyku w cyklu zdjęć „Żywoty świętych pańskich według Frondy". Odgrywał tam role męczenników Kościoła katolickiego, torturowanych i mordowanych przez oprawców, których z kolei grali głównie jego koledzy z Totartu: Tymon Tymański i Paweł Paulus Mazur.

Ukazał się właśnie dwutomowy zbiór haiku Brzóski. We wstępie do książki Marcin Świetlicki stwierdza: „Byle matoł umiałby napisać trzy linijki, stosując reguły tej starej wschodniej sztuki poetyckiej. I różne matoły próbowały, najczęściej z mizernymi skutkami. Bo to żadna sztuka trzymać się reguł. Sztuką jest trzymać się reguł i stworzyć na tej bazie coś nowego, swoistego. Tylko jeden Brzóska potrafił tak uczynić". Jak chociażby w wierszu „Polskie mrzonki":

Jakby Polacy

Nie mieli mrzonek

Przytoczona sentencja XX-wiecznego nauczyciela zen, Shunryu Suzukiego, doskonale tłumaczy istotę tej tradycji duchowej (bo trudno ów nurt buddyzmu nazwać religią). Czyżby wiedza i kompetencje stanowiły źródło cierpień? Czyżby były przeszkodą na drodze duchowego wyzwolenia, które jest przecież – świadomym lub nieświadomym – powszechnym ludzkim pragnieniem? Takie pytania stawia człowiek Zachodu, który postrzega rzeczywistość w kategoriach logiki zero-jedynkowej, wzrostu, rozwoju, linearnego czasu, zbawienia. Ale nie bądźmy naiwni, zen tych kwestii bynajmniej nie rozstrzyga.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą