Lantanowe imadło

Monopol na rzadkie, ale niezbędne w nowoczesnej gospodarce metale sprawia, że w rękach Chin znalazło się kolejne narzędzie globalnej ekspansji

Publikacja: 23.03.2013 00:01

Red

Mądry Polak po szkodzie? Nie tym razem. Powiedzenie to pasuje raczej do gospodarczych potęg Zachodu, które w niefrasobliwy sposób uzależniły swoje kluczowe branże, jak energetyka, elektronika czy przemysł zbrojeniowy, od dostaw od swego największego rywala. Teraz, poniewczasie, żałują, próbują wszystko odkręcić, ale Chińczycy łatwo nie oddadzą czegoś, co tak łatwo zdobyli.

Nie sposób zapamiętać tych łamiących język nazw: skand, itr, lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lutet. Tzw. pierwiastków ziem rzadkich jest 17. Bez nich nie ma mowy o nowoczesnych komputerach, telefonach, telewizorach, samochodach elektrycznych czy elektrowniach wiatrowych. To rudy metali przyszłości. Prócz cech chemicznych łączy je fakt, że 95 proc. ich wydobycia kontrolują Chiny.

O tym, że lantanowce mogą stanowić casus belli, świat ostatecznie przekonał się 7 września 2010 roku, kiedy to w pobliżu spornych wysp Senkaku (chińskie: Diaoyu) chiński statek rybacki zderzył się z japońskimi okrętami patrolowymi. Japończycy aresztowali załogę i zatrzymali statek. Odpowiedź Chin była natychmiastowa: japońskie firmy zauważyły, że do ich fabryk aut nie docierają dostawy cennych pierwiastków, produkcja stanęła. Choć Chińczycy temu zaprzeczali, zastosowali klasyczne embargo. W Japonii podniosły się głosy przeciw „technologicznemu imperializmowi". Miesiąc później, gdy Amerykanie skierowali skargę na te praktyki do Światowej Organizacji Handlu (WTO), również doświadczyli spowolnienia dostaw. Tak oto brutalnym narzędziem geopolityki stały się metale, których na świecie wytwarza się raptem 130 tys. ton rocznie.

Lantan stosowany jest w akumulatorach do aut hybrydowych, neodym i dysproz w silnikach do aut hybrydowych i elektrycznych (w jednym egzemplarzu toyoty prius znajduje się 15 kg metali ziem rzadkich), tul w przenośnych urządzeniach rentgenowskich, itr w świecach zapłonowych i czujnikach, cer w katalizatorach samochodowych i piekarnikach z samooczyszczającą się powłoką, erb, europ, terb i iterb w światłowodach, hol w laserach, samar, gazolin, erb i holm w różnych elementach reaktorów atomowych i sterowników prętów paliwowych. Neodym za sprawą własności magnetycznych używany jest w generatorach prądu w elektrowniach wiatrowych. Ba, rzadkie pierwiastki znajdują się nawet na banknotach: to dzięki europowi banknoty euro zabezpieczone są przed podrabianiem.

Wyjątkowe perspektywy dla tych pierwiastków stwarza fascynacja świata „zieloną energią". – Jeśli Unia będzie prowadzić dotychczasową politykę klimatyczną i naciskać na większe wykorzystanie energii słonecznej i wiatrowej, to potrzeby będą już niebotyczne – ocenia Jerzy Nawrocki, prezes Państwowego Instytutu Geologicznego.

Program dla Denga: 8634

„Bliski Wschód ma ropę, my mamy metale rzadkie" – powiedział w 1992 roku ówczesny przywódca Chin Deng Xiaoping. Już wtedy jego kraj wyprzedził USA i stał się największym producentem na świecie. Na początku lat 80. Chińczycy dostrzegli znaczenie tych surowców, a był to czas, gdy sami zaczynali swoją transformację. Powstał specjalny program rozwoju górnictwa i przerobu metali ziem rzadkich, zakodowany pod numerem „8634".

Między 1978 a 1989 rokiem Chiny zwiększały rocznie wydobycie metali ziem rzadkich o około 40 procent rocznie. Wykorzystując państwowe subsydia, niskie koszty robocizny i nie przejmując się kosztami ekologicznymi, wycięli konkurencję. W 2002 roku Amerykanie zamknęli swoją jedyną dużą kopalnię w Mount Pass w Kalifornii. Była zbyt deficytowa i kłopotliwa – doszło tam do poważnego wycieku skażonych wód. Teraz Chińczycy trzymają świat w szachu. Zdaniem Łukasza Zamęckiego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, ich przewaga w tej dziedzinie polega nie tylko na faktycznym monopolu w wydobyciu. Stworzono całą infrastrukturę naukową, kilka instytutów i dwa wielkie laboratoria w Pekinie i Changchun. Chińczycy wydają dwa czasopisma poświęcone wyłącznie metalom ziem rzadkich. Zanim wprowadzili ograniczenia wywozowe, znacjonalizowali wszystkie działki z tymi surowcami i przejęli kontrolę nad wydobywającymi je firmami.

Przebudzenie na Zachodzie

W 2010 roku Chiny ogłaszają ograniczenie eksportu o połowę. Ceny szybują. Według danych amerykańskiego Departamentu Obrony w latach 2001–2012 skoczyły, w zależności od pierwiastka, od 4 do 50 razy. Lantan, używany w bateriach i goglach na podczerwień, zdrożał w półtora roku 26-krotnie, z 5 do 140 dolarów za kilogram. – Na początku lat 80. sprzedawaliśmy te surowce za cenę soli, a one powinny mieć wartość złota – mówił w 2010 roku premier Chin Wen Jiabao. Co prawda w ubiegłym roku koszt metali nieco spadł, ale nie ma żadnych gwarancji, że to się nie zmieni, zwłaszcza gdy rozpocznie się ożywienie gospodarcze w najbardziej dotkniętej kryzysem Europie.

Ale nie o wysokie ceny tak naprawdę tu chodzi. – Prawdopodobnym celem Chin jest wymuszenie przenosin na ich terytorium firm produkujących wysokie technologie – ocenia Łukasz Zamęcki.

Zaprzestanie eksportu byłoby prawdziwą katastrofą dla firm amerykańskich, japońskich, koreańskich czy niemieckich. Braki na rynku tylko częściowo łagodzi rozkwitający przemyt. Można sobie wyobrazić, jaki wpływ miałby brak dostaw dla notowań giełdowych takich gigantów uzależnionych od dostaw rzadkich pierwiastków, jak Apple, Samsung czy Toyota. Tymczasem Chiny stopniują zapowiedzi ograniczeń eksportowych. Według niektórych ekspertów w 2015 roku może zabraknąć na rynku części pierwiastków. Chińczycy tłumaczą swoją politykę wyczerpywaniem się zasobów i troską o ochronę środowiska, jednak mało kto im wierzy.

Światowe koncerny i politycy w końcu dostrzegli powagę sytuacji.  Wiosną 2012 roku USA i Japonia, dwaj najwięksi importerzy metali ziem rzadkich, wnieśli pozwy przeciw Chinom do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Barack Obama sięgnął wówczas po słowa o obchodzeniu uzgodnień handlowych przez Chiny i grozi retorsjami: – Musimy przejąć kontrolę nad naszym bezpieczeństwem energetycznym. Nie możemy dopuścić, by przyszłość przemysłu i dostaw energii zależała od innego kraju, który dopuszcza się łamania obowiązujących zasad. Obama uznał, że Chińczycy budują zaporę dla rozwoju produkcji amerykańskiej. Państwowa agencja Xinghua ostrzegała wtedy przed odwetem, ale ostatecznie Chiny ugięły się, zwiększając limity eksportowe na ten rok o... 2,7 proc. Podobnie zachowywały się, kiedy oskarżano je o sztuczne zaniżanie kursu juana, co poprawia konkurencyjność ich gospodarki.

W rezultacie Amerykanie tym łatwiej wpadają w popłoch, że zdali sobie sprawę ze skali uzależnienia od Chin przemysłu zbrojeniowego opartego na nowoczesnych technologiach. Importują ponad 90 proc. surowca właśnie z Państwa Środka, z czego pokaźna część idzie do zakładów produkujących wojskowe lasery, rakiety, satelity czy systemy radarowe. Stopy z ich udziałem wykorzystuje się przy produkcji samolotów bojowych i czołgu M1A2 Abrams. Waszyngton uznał więc, że w grę wchodzi kwestia bezpieczeństwa narodowego.

Wejście smoka

Wszystko to wpisuje się w szerszy obraz chińskiej ekspansji. Uśpiony przez setki lat smok przebudził się i zapewne już w 2016 roku będzie dysponował największą gospodarką świata. Chińczycy korzystają ze swojej siły – przyjeżdżają z gotówką i oferują pomoc gospodarczą oraz inwestycje wyczerpanym kryzysem krajom. – Nie oczekują przy tym demokratyzacji czy przestrzegania jakichś zasad, jak robi to Waszyngton. To czysty biznes – dodaje Łukasz Zamęcki.

Takie działania, jak ostatnio w przypadku metali ziem rzadkich, zmuszają do zastanowienia się nad konsekwencjami uzależnienia się od Państwa Środka. W głośnej książce „Chiny światowym hegemonem?" poświęconej imperializmowi gospodarczemu Państwa Środka autorzy Antoine Brunet i Jean Paul Guichard stawiają tezę, że ekspansja ta odbywa się kosztem reszty świata, a jej celem nie jest współpraca, tylko hegemonia, osłabienie Zachodu z USA na czele i zajęcie jego miejsca.  Nie brak nawet opinii, że to Chiny wpędziły Zachód w kryzys, doprowadzając polityką taniej waluty do jego wielkiej dezindustrializacji i nierównowagi w handlu. Publicysta „Forbesa" i autor książek poświęconych Chinom Gordon G. Chang nazwał działania tego kraju „najbardziej destrukcyjną polityką handlową, jakiej świat kiedykolwiek doświadczył".

A jednak państwa zachodnie niewiele są w stanie zrobić. Dlaczego? Po pierwsze, są w Pekinie zadłużone (obligacje państw Zachodu w rękach Chińczyków są warte 3 biliony dolarów), a po drugie, muszą się liczyć z interesami swoich firm inwestujących w tym kraju. Wygląda to tak, że Chiny zalewają świat tanimi produktami, dzięki czemu – osłabiając ich gospodarki – jednocześnie uzyskują środki, by stać się ich głównym wierzycielem.

Kraje uzależnione od importu nerwowo zawierają sojusze z potencjalnymi posiadaczami złóż, razem ich szukają i przygotowują się do eksploatacji. Japończycy współpracują z Wietnamem, Niemcy z Kazachstanem. Metali ziem rzadkich szukają też w Mongolii polskie firmy, m.in. KGHM i Dolnośląskie Surowce Skalne. Również w Polsce mogą być ich posiadaczem. Zdaniem prof. Nawrockiego prawdopodobnie występują w trójkącie Białystok–Ełk–Suwałki na głębokości kilometra, a więc umożliwiającej wydobycie. Czy tak jest rzeczywiście, potwierdzą badania, które jego instytut rozpoczyna w tym roku.

Rzadkie pierwiastki to dla Polski ważniejsza sprawa, niż mogłoby się wydawać. Jesteśmy największym producentem sprzętu AGD w Europie (średnio dziewięć na dziesięć powstałych w Polsce urządzeń wysyłanych jest za granicę). A wiadomo – w kuchenkach mikrofalowych czy telewizorach muszą być takie pierwiastki. Stawiamy też mocno, przynajmniej w założeniach, na zieloną energię, co ma doprowadzić w najbliższych latach do znacznego zwiększenia liczby farm wiatrowych.

Działania na rzecz uniezależnienia się od Chin mają też miejsce w innych krajach i przynoszą już pierwsze efekty. W tym roku ma ruszyć wydobycie w dwóch australijskich kopalniach – Nolans i Mount Weld – oraz zamkniętej w 2002 roku amerykańskiej w Mountain Pass. Amerykański Kongres przyjął jeszcze w 2010 roku „Rare Earths and Critical Materials Revitalisation Act", przewidujący wsparcie finansowe firm, które podejmą się poszukiwania i produkcji w tej mierze. Według firmy doradczej Technology Metals Research obecnie prowadzonych jest kilkadziesiąt projektów. Tyle że potrzeba czasu. Paul McGuinness, dyrektor finansowy Frontier, która buduje kopalnię w południowej Afryce, uważa, że co najmniej do 2016 roku Chiny utrzymają swą dominację w światowym wydobyciu i produkcji. Większymi pesymistami są analitycy Government Accountability Office, instytucji kontrolnej Kongresu USA. Ich zdaniem odbudowa całego łańcucha wydobycia, produkcji i dystrybucji zajmie około 15 lat.

Wiercą, a tu Chińczyk

Jest też inny problem. Tam, gdzie wydobycie cennych pierwiastków dobrze rokuje, zaraz pojawiają się Chińczycy z walizkami pieniędzy.

Nie ograniczają się do kontrolowania swojego rynku, ich firmy szukają złóż za granicą lub próbują przejmować firmy zagraniczne. Już w 2005 roku Chińczycy próbowali przejąć za 18,5 miliarda dolarów Unocal, koncern, który poprzez firmę Molycorp był posiadaczem największych w USA złóż metali ziem rzadkich w Mountain Pass w Kalifornii. Oferta ta wzbudziła obawy Kongresu o bezpieczeństwo energetyczne kraju, ale tylko ze względu na posiadane przez firmę złoża ropy. Ostatecznie koncern przejął Chevron. Chińczycy byli też bliscy przejęcia kopalni w Australii. Wykorzystali trudności finansowe inwestora i zaproponowali pomoc w zamian za pakiet kontrolny. Transakcji z China Non-Ferrous Metal Mining Group sprzeciwił się wówczas rząd Australii.

Teraz na celowniku zarówno Państwa Środka, jak i USA oraz Unii Europejskiej znajduje się Grenlandia. Eksperci oceniają, że tutejsze pokłady metali ziem rzadkich, spoczywające pod ponad stumetrową warstwą lodu, są jednymi z największych na świecie. Dość łatwy byłby też ich transport. Problem w tym, że choć Grenlandia należy do Danii, ani ona, ani Unia nie mogą jej niczego narzucić. Od kilku lat ta największa wyspa świata ma autonomię w kwestii korzystania ze swych surowców i ma zamiar przyznawać koncesje tym, którzy zaoferują najlepsze warunki.

„Jesteśmy w stanie wojny z Chińczykami o metale ziem rzadkich" – te słowa jednego ze współpracowników komisarza UE ds. przemysłu Antonio Tajaniego odbiły się echem w mediach. Jak opowiadał Tajani agencji AFP, gdy tylko latem ubiegłego roku przyleciał na Grenlandię parafować umowę w sprawie korzystania unijnych firm z lokalnych surowców, następnego dnia w Kopenhadze pojawili się Chińczycy z prezydentem Hu Jintao na czele. Presja Chin jest skuteczna także na samej wyspie. Lokalny parlament w grudniu uchwalił prawo, zgodnie z którym inwestorzy w sektorze wydobywczym mogą płacić swym pracownikom według stawek w ich krajach, a nie na obowiązujących na miejscu. Nie da się ukryć, że faworyzuje to Chińczyków, którzy mogą ściągnąć teraz tysiące górników.

Możliwe jest jednak, że bogactwami Grenlandii nie pożywi się nikt. Kwestia wydobycia metali ziem rzadkich była głównym punktem zakończonych tam właśnie wyborów parlamentarnych. Protestuje Greenpeace, znany z wielu spektakularnych akcji w obronie środowiska naturalnego. W rozmowie z brytyjskim dziennikiem „The Guardian" Jon Burgwald z tej organizacji roztacza zagrożenie takimi projektami: ścieki kopalniane, używanie toksycznych chemikaliów przy wydobyciu, kłopotliwy transport z kopalń, a więc konieczność budowy całej niszczącej środowisko infrastruktury i w końcu uran, często towarzyszący złożom metali ziem rzadkich (to możliwość rozprzestrzeniania się chmur pyłu radioaktywnego). Zablokowanie przez ekologów wydobycia byłoby korzystne dla kontrolujących rynek Chińczyków.

Świat widzi też ratunek w recyclingu. Rozpoczynają się prace nad odzyskiwaniem metali ziem rzadkich z zużytych telefonów komórkowych czy akumulatorów do aut hybrydowych. W USA myśli się nawet o pozyskiwaniu takich pierwiastków z asteroid. W projekt z pogranicza science fiction zaangażowali się m.in. Larry Page z Google i James Cameron, reżyser „Titanica".

Dla Zachodu zagrożenie związane z metalami ziem rzadkich było prawdziwym szokiem. Chiny do tej pory prowadziły dyplomację surowcową nastawioną na pozyskiwanie potrzebnych kopalin za granicą, głównie w Azji Centralnej i Afryce. Same uchodziły za kraj silnie uzależniony od surowców zagranicznych. Wcześniejsze lekcje pokazujące światu, do czego prowadzi dopuszczenie do faktycznego monopolu w dziedzinie surowców, poszły w las. Najpoważniejszą z nich był bliskowschodni kryzys naftowy.

Odrobiona lekcja

6 października 1973 roku, podczas święta Jom Kippur Egipt i Syria atakują Izrael. Dziesięć dni później na szczycie w Kuwejcie państwa arabskie ogłaszają embargo dla państw popierających Izrael i ograniczają produkcję ropy. Świat okazuje się zupełnie nieprzygotowany na taki rozwój wypadków, w praktyce pozbawiony zapasów. W efekcie w ciągu kilku miesięcy podaż ropy zmniejszyła się z 21 do 16 mln baryłek dziennie, co podbija ceny o 600 proc. Przed stacjami benzynowymi tworzyły się kolejki. Szkody są ogromne – gospodarki państw Zachodu kurczą się przez dwa lata, rośnie inflacja  i bezrobocie. Embargo zostało zdjęte dopiero po amerykańskich sugestiach wojny w celu zabezpieczenia złóż ropy.

Wtedy jednak wyciągnięto wnioski. Rozpoczęto poszukiwania alternatywnych złóż (odkryto je m.in. na Alasce i na Morzu Północnym) i źródeł energii. Dzięki temu w dużym stopniu udało się uniezależnić od dostaw z krajów arabskich. Znacznie mniejsze skutki miało manipulowanie przez Rosję dostawami palladu, najczęściej kojarzonego jako dodatek do złota w wyrobach jubilerskich, ale niezbędnego surowca do budowy katalizatorów samochodów benzynowych. Trudno nie dopatrzyć się tu pewnych podobieństw z chińskimi metalami ziem rzadkich. Na Rosję przypada ponad 90 proc. dostaw palladu (wydobywa się go ledwie 200 ton rocznie). W końcu lat 90. kraj ten zaczął, podobnie jak Chiny obecnie, stosować kwoty eksportowe i podawać je z zaskoczenia, co wywindowało ceny do niebotycznych poziomów. Spokój Ameryki został zmącony dopiero wtedy, gdy rosyjski koncern Norilsk Nikiel przejął w 2002 roku pakiet kontrolny jedynego amerykańskiego producenta palladu Stillwater Mining.

Rosja bardziej znana jest jednak z polityki gazowej. Faktyczny monopol na dostawy tego surowca do wielu krajów w Europie przynosi ogromne profity, a Gazprom od lat jest narzędziem rosyjskiej dyplomacji. Pobiera za granicą opłaty czterokrotnie wyższe niż na rynku wewnętrznym.

Takie monopolistyczne praktyki prędzej czy później się kończą, a agresor zyskuje tylko w krótkim czasie. Udział Rosji w unijnym imporcie gazu skurczył się w ciągu dekady z połowy do niespełna jednej trzeciej. Wcześniej kraje zachodnie uniezależniły się od dostaw ropy z krajów arabskich. Nikt nie zamierza płacić bez końca mocno wyśrubowanych cen i drżeć, że pewnego dnia zabraknie strategicznego surowca. O ile jednak, jeśli chodzi o Rosję, można mówić o monopolu naturalnym, który każdy kraj skrzętnie wykorzystuje, zupełnie inaczej jest w przypadku dostępnych w wielu miejscach na ziemi metali ziem rzadkich. Zachód sam wpędził się w kłopoty.

Mądry Polak po szkodzie? Nie tym razem. Powiedzenie to pasuje raczej do gospodarczych potęg Zachodu, które w niefrasobliwy sposób uzależniły swoje kluczowe branże, jak energetyka, elektronika czy przemysł zbrojeniowy, od dostaw od swego największego rywala. Teraz, poniewczasie, żałują, próbują wszystko odkręcić, ale Chińczycy łatwo nie oddadzą czegoś, co tak łatwo zdobyli.

Nie sposób zapamiętać tych łamiących język nazw: skand, itr, lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lutet. Tzw. pierwiastków ziem rzadkich jest 17. Bez nich nie ma mowy o nowoczesnych komputerach, telefonach, telewizorach, samochodach elektrycznych czy elektrowniach wiatrowych. To rudy metali przyszłości. Prócz cech chemicznych łączy je fakt, że 95 proc. ich wydobycia kontrolują Chiny.

O tym, że lantanowce mogą stanowić casus belli, świat ostatecznie przekonał się 7 września 2010 roku, kiedy to w pobliżu spornych wysp Senkaku (chińskie: Diaoyu) chiński statek rybacki zderzył się z japońskimi okrętami patrolowymi. Japończycy aresztowali załogę i zatrzymali statek. Odpowiedź Chin była natychmiastowa: japońskie firmy zauważyły, że do ich fabryk aut nie docierają dostawy cennych pierwiastków, produkcja stanęła. Choć Chińczycy temu zaprzeczali, zastosowali klasyczne embargo. W Japonii podniosły się głosy przeciw „technologicznemu imperializmowi". Miesiąc później, gdy Amerykanie skierowali skargę na te praktyki do Światowej Organizacji Handlu (WTO), również doświadczyli spowolnienia dostaw. Tak oto brutalnym narzędziem geopolityki stały się metale, których na świecie wytwarza się raptem 130 tys. ton rocznie.

Lantan stosowany jest w akumulatorach do aut hybrydowych, neodym i dysproz w silnikach do aut hybrydowych i elektrycznych (w jednym egzemplarzu toyoty prius znajduje się 15 kg metali ziem rzadkich), tul w przenośnych urządzeniach rentgenowskich, itr w świecach zapłonowych i czujnikach, cer w katalizatorach samochodowych i piekarnikach z samooczyszczającą się powłoką, erb, europ, terb i iterb w światłowodach, hol w laserach, samar, gazolin, erb i holm w różnych elementach reaktorów atomowych i sterowników prętów paliwowych. Neodym za sprawą własności magnetycznych używany jest w generatorach prądu w elektrowniach wiatrowych. Ba, rzadkie pierwiastki znajdują się nawet na banknotach: to dzięki europowi banknoty euro zabezpieczone są przed podrabianiem.

Wyjątkowe perspektywy dla tych pierwiastków stwarza fascynacja świata „zieloną energią". – Jeśli Unia będzie prowadzić dotychczasową politykę klimatyczną i naciskać na większe wykorzystanie energii słonecznej i wiatrowej, to potrzeby będą już niebotyczne – ocenia Jerzy Nawrocki, prezes Państwowego Instytutu Geologicznego.

Program dla Denga: 8634

„Bliski Wschód ma ropę, my mamy metale rzadkie" – powiedział w 1992 roku ówczesny przywódca Chin Deng Xiaoping. Już wtedy jego kraj wyprzedził USA i stał się największym producentem na świecie. Na początku lat 80. Chińczycy dostrzegli znaczenie tych surowców, a był to czas, gdy sami zaczynali swoją transformację. Powstał specjalny program rozwoju górnictwa i przerobu metali ziem rzadkich, zakodowany pod numerem „8634".

Między 1978 a 1989 rokiem Chiny zwiększały rocznie wydobycie metali ziem rzadkich o około 40 procent rocznie. Wykorzystując państwowe subsydia, niskie koszty robocizny i nie przejmując się kosztami ekologicznymi, wycięli konkurencję. W 2002 roku Amerykanie zamknęli swoją jedyną dużą kopalnię w Mount Pass w Kalifornii. Była zbyt deficytowa i kłopotliwa – doszło tam do poważnego wycieku skażonych wód. Teraz Chińczycy trzymają świat w szachu. Zdaniem Łukasza Zamęckiego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, ich przewaga w tej dziedzinie polega nie tylko na faktycznym monopolu w wydobyciu. Stworzono całą infrastrukturę naukową, kilka instytutów i dwa wielkie laboratoria w Pekinie i Changchun. Chińczycy wydają dwa czasopisma poświęcone wyłącznie metalom ziem rzadkich. Zanim wprowadzili ograniczenia wywozowe, znacjonalizowali wszystkie działki z tymi surowcami i przejęli kontrolę nad wydobywającymi je firmami.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy