Smoleńsk? Nie mam wątpliwości, że jest, jak był, i wciąż pozostanie trudną do zmycia, bolesną plamą na narodowym honorze, a jeśli ktoś takich słów nie lubi, po prostu na nas samych. Minęły trzy lata. Poświęciliśmy mu tysiące, jeśli nie miliony, stron kłótni i rozważań, pytań i interpretacji, a on wciąż ciąży jako lejtmotyw polskiego sporu, z sensem czy bez, wbrew czy zgodnie z logiką epoki. Jest i ogniskuje wokół siebie dyskusję, staje się sednem pytań o naszą tożsamość narodową, istotę państwowości czy patriotyzm.
Właśnie ta ostatnia kategoria, jakże w gruncie rzeczy odległa od smoleńskiego dramatu, ciągle wypływa jako jego fundamentalna odsłona. To, jak odpowiadamy na pytania w smoleńskiej debacie, ma świadczyć o odcieniu naszego patriotyzmu. Buntuję się przeciwko temu, ale całkiem bezskutecznie, bo zbiorowość wybrała za mnie. Romantyczna bańka poszybowała ponad naszymi głowami sięgając pułapu, z którego nie może jej strącić ani ironia, ani szyderstwo. Z drugiej strony realizm nakazał milczenie, uspokojenie krytycznego rozumu, opędzenie się faktami, które rzekomo nie podlegają interpretacji. Z obu stron kompletnie różne wrażliwości. Kompletnie różne rozumienia patriotyzmu.
Ale jeśli jest coś takiego jak jego istotny sens, to muszę spytać, czy na jego rzecz pracuje odrzucenie oficjalnej narracji władz, mnożenie wątpliwości czy przeciwnie – wiara w oficjalne wersje, pogodzenie się z dobrymi intencjami oficjalnych komisji, przyjęcie za dobrą monetę ich – choćby były ze sobą sprzeczne – ustaleń? Czy na rzecz owego głębokiego sensu przemawia podążanie śladem komisji Macierewicza, mnożenie spekulacji o zamachu, doszukiwanie się jawnych czy ukrytych moskiewskich motywów czy wręcz przeciwnie – przekonanie, że profesjonalizm polskich ekspertów lotniczych i prokuratorów nie budzi zastrzeżeń i tak jak komisja Millera ustaliła obowiązującą wersję wydarzeń, tak o winie i odpowiedzialności rozstrzygną prokuratura i niezawisłe sądy?
Czy dla poczucia się lepszym Polakiem należy szukać śladów zajadłej wojny między rządem i świętej pamięci prezydentem, której ofiarą był ten ostatni, czy uznać, że wojny żadnej nie było, a obaj prezydent Kaczyński i premier Tusk kierowali się wyłącznie logiką politycznego współzawodnictwa i kreowania publicznego wizerunku? Czy należy ścigać organizatorów feralnego lotu, domagać się rozliczenia Tomasza Arabskiego, szefa BOR Janickiego i jego ludzi, czy też przyjąć ich spokojne wyjaśnienia i przejść nad nimi do porządku dziennego? Czy należy uczestniczyć w mszach, rocznicach i miesięcznicach, palić znicze na Krakowskim Przedmieściu, walczyć w obronie krzyża i rozczytywać się w smoleńskiej literaturze, czy odwrotnie – znieczulić się na martyrologiczne stygmaty, kląć na marsze z pochodniami, oderwać się od natrętnej eschatologii i układać swoje życie wzdłuż nowoczesnych, świeckich ścieżek?
Czy należy przeklinać Putina i Rosjan, przypisywać im najgorsze imperialne cechy, zarażać nieufnością do Moskwy, myśleć o politycznej izolacji, a może nawet rewanżu, czy w imię polskiej i europejskiej realpolitik otwierać się na wschód, konwersować z Putinem, budować pasy transmisyjne i mosty z zachodu na wschód i odwrotnie? Czy należy dla tej lepszej formy polskości, doskonalszej wersji patriotyzmu mnożyć mity i kreować narodowe mitologie, choćby wisiał nad nimi rechot historii, czy obdzierać rzeczywistość z ciężkich szat pokrwawionej polskości i patrzeć w przyszłość bez tego, o czym można mówić, że jest historycznym obciążeniem i krótkowzrocznością?