Michaił Gorbaczow do dzisiaj jest fetowany na Zachodzie jako człowiek, który zapobiegł wybuchowi wojny atomowej. Dokonał tego w najprostszy z możliwych sposobów, doprowadzając do upadku mocarstwo, któremu przewodził, a przy okazji światowy system komunistyczny. Nienawidzą go za to rodacy, choć przecież chciał dobrze. Nie przewidział tylko, że odrobina demokracji wlana do żył totalitarnego Golema zabije go, zamiast wzmocnić.
Z Gierkiem jest podobnie. Sprowadził nad Wisłę demona konsumeryzmu, sadząc, że w ten sposób zapewni Polsce Ludowej długie życie, a sobie dożywotnie panowanie. Demon jednak domagał się wciąż więcej i więcej pokarmu, a w końcu rozeźlony głodówką pożarł swojego nadzorcę. Ciąg dalszy pamiętamy: PRL zamieniła się w masę upadłościową, z utęsknieniem czekającą na syndyka.
Inaczej jednak niż na Wschodzie, lud zachował we wdzięcznej pamięci człowieka, który na chwilę zapewnił mu złudzenie dobrobytu. Gdyby sentyment automatycznie przekładał się na polityczne poparcie, towarzysz Edward wygrałby wybory w cuglach. Kłopot w tym, że od jedenastu lat nie żyje, a po ideowy spadek wyciąga się zbyt wiele rąk.
W ferworze walki o prezydenturę Jarosław Kaczyński określił Gierka mianem „komunistycznego patrioty" i chwalił jego mocarstwowe ambicje (jeśli miał na myśli pomysł zbudowania bomby atomowej, to pogratulować poczucia humoru). Donald Tusk dał do zrozumienia, że pochlebia mu porównywanie jego spotkań z elektoratem do gospodarskich wizyt pierwszego sekretarza. PO, podobnie jak kiedyś PZPR, chwali się inwestycyjnym boomem i bagatelizuje rosnące zadłużenie za granicą.
Do licytacji włączyli się postkomuniści, którzy jeszcze niedawno starali się przekonać naród (i samych siebie), że „wybrali przyszłość". Klub poselski SLD wezwał Sejm do proklamowania Roku Gierka. „Trudno znaleźć imię polityka, którego nazwisko bardziej kojarzy się dosadnie z modernizacją i unowocześnieniem naszego kraju" – przekonywał Leszek Miller. Aż dziw, że nie zażądał pochówku na Wawelu.
Dobroduszny monarcha
Kustosze pamięci „komunistycznego Kazimierza Wielkiego", niezrażeni porażką w parlamencie, hucznie obeszli, przypadającą w styczniu setną rocznicę urodzin swego idola. Cykl imprez pod hasłem „Edward Gierek – Zagłębiak, Polak, Europejczyk" otworzyła konferencja popularnonaukowa w Sosnowcu. Oprócz liderów SLD pojawiły się na niej takie tuzy jak dyżurny marksista PRL Andrzej Werblan, były wiceminister górnictwa i energetyki oraz twórca potęgi klubu GKS Zagłębie Sosnowiec Franciszek Wszołek, szef Ruchu Odrodzenia Gospodarczego im. Gierka Paweł Bożyk, a nawet Maciej Szczepański – niegdyś szef Radiokomitetu i główny animator osławionej propagandy sukcesu, przez swych podwładnych zwany „krwawym Maćkiem". Wszystkich połączył jeden cel: „pokazać prawdę o latach 70. i odkłamać to, co zafałszowała prawica".
Jubileuszowe imprezy odbyły się też w Rzeszowie (współorganizowała je Komunistyczna Partia Polski, której istnienie zdaje się być sprzeczne z 13 artykułem konstytucji) oraz w Ustroniu, gdzie Gierek spędził ostatnie lata życia. Postulat uczczenia budowniczego Drugiej Polski pomnikiem – ławeczką w dzielnicy zdrojowej, może jednak napotkać przeszkody. Na konferencję nie przybył bowiem nikt z władz miasta. SLD wezwał swoich samorządowców, by w całym kraju występowali z inicjatywami zmian ulic i placów w swoich miejscowościach. Gorzej z pomnikami. Przymierzano się do tej idei we Włocławku, Gliwicach, Piotrkowie Trybunalskim, a ostatnio w Częstochowie. Jak dotąd – bez rezultatu. W Sosnowcu, niekwestionowanej stolicy kultu pierwszego sekretarza, wolą stawiać na edukację młodzieży. Pod patronatem prezydenta Kazimierza Górskiego odbywa się już druga edycja konkursu wiedzy o polityce „Dekada Edwarda Gierka". Uczniowie szkół ponadgimnazjalnych odpowiadają na pytania typu, „jakie samochody zaczęto produkować w Polsce w latach 70. XX wieku?".