Tak się jednak nie dzieje. Czyżby panowała jakaś gigantyczna znieczulica społeczna? Czyżby naród doświadczony przez koszmar Auschwitz zapadł na historyczną amnezję?
Rozdzierają swoje szaty publicyści mediów, które stoją na straży polskiej demokracji. Od niemal ćwierć wieku próbują bowiem wtłoczyć do zakutych polskich łbów rozmaite prawdy wiary w to, co politycznie jest najświętsze, i nic z tego im nie wychodzi. Widmo jakiegoś nowego, bliżej nieskonkretyzowanego, ale przecież zawsze groźnego, faszyzmu nie robi na przeciętnym Kowalskim specjalnego wrażenia.
A miało być już tak dobrze. Przecież w roku 2011, gdy znane były rezultaty ówczesnych wyborów parlamentarnych, najwyższy kapłan polskiej demokracji obwieścił triumfalnie wszem wobec, że ci, co głosowali na PiS, powinni się leczyć na głowę. Wtedy wygrała Polska fajna – Polska Marka Kondrata i Kuby Wojewódzkiego, osób beztroskich, uśmiechniętych, zadowolonych. Partia Jarosława Kaczyńskiego, Radio Maryja oraz cała zgraja smoleńskich i moherowych frustratów miały zejść do głębokiego podziemia. Oprócz partii rządzącej sukces odniósł Janusz Palikot, prawdziwy arbiter elegancji, miłośnik filozofii, literatury i dobrych win, plasując się ze swoją formacją na trzecim miejscu i wprowadzając ją tym samym do Sejmu. Oj, były powody do radości.
Teraz, po blisko dwóch latach, okazuje się, że robi się coraz gorzej. Nie dość, że PiS cieszy się coraz większym poparciem społecznym, nie dość, że media ojca Rydzyka nie zostały zakneblowane, to jeszcze do głosu dochodzi jakiś Ruch Narodowy. A już się wydawało, że wraz z klęską wyborczą Ligi Polskich Rodzin w roku 2007 wszelki nacjonalizm został całkowicie zmarginalizowany.
Cóż, to nie tak miało być, przyjaciele. Stopa bezrobocia i deficyt budżetowy rosną, produkcja spada. Kiedy się sytuacja ekonomiczna pogarsza, to i ludzie odczuwają to na własnej skórze. Wtedy gospodarka zaczyna być postrzegana jako funkcja polityki, a polityka jako brutalne zderzenie interesów dzielących poszczególne grupy społeczne czy poszczególne państwa. Skoro tak, to już się nie da opowiadać bajek o zawartej na gruzach komunizmu powszechnej zgodzie między pojedynczymi ludźmi i całymi narodami. Chyba że prezydent będzie je opowiadał swoim wnukom na dobranoc.