Reprezentacja Polski w rugby w połowie składa się z zawodników, którzy po polsku nie mówią, naszego hymnu uczyli się dopiero na zgrupowaniach. Od pokoleń mieszkają bowiem we Francji, ale mają polskich przodków i ochotę, żeby grać z orzełkiem na piersiach.
Niektórzy twierdzą, że nowa ojczyzna jest dla piłkarza szansą na grę w reprezentacji, gdy w kraju przodków jest za duża konkurencja. Ale czy naprawdę koniecznie trzeba urodzić się nad Wisłą, by grać w polskiej drużynie, strzelać dla Polski gole i dawać radość Polakom?
Przybrani synowie
Bez Cedrica Vaissiere'a, Leandre'a Billaud, Alexandre'a Beccau, Davida Chartiera czy Thomasa Kordzielewskiego i kilku innych drużyna rugby byłaby dużo słabsza, więc trener Tomasz Putra namawia do gry kolejnych zawodników. Można mówić, że są za słabi na Francję, więc garną się do Polski, ale poza zaszczytem innych profitów z tego nie mają.
– To nie piłka nożna. Muszą się zwalniać z pracy na zgrupowania, za przyjazd dostają tylko zwrot kosztów. Robią to, bo chcą grać. Mamy też chłopaka z Wysp Brytyjskich, Toma Jankowskiego. Sam znalazł telefon do Tomasza Putry i zgłosił chęć gry. Na zgrupowania przyjeżdża z Bahrajnu, bo tam pracuje – mówi Wiesław Woronko, drugi trener reprezentacji. Hymn znają i śpiewają wszyscy nowi Polacy.
Podobnie jest w koszykówce, która od dawna wspomaga się przybranymi synami, nie tylko w Polsce zresztą. Władze światowe wydały nawet przepis, że w reprezentacji może grać tylko jeden naturalizowany koszykarz. Gdyby nie to, Bahrajn albo Arabia Saudyjska mogłyby walczyć o mistrzostwo świata. Nadprodukcja niezłych zawodników w USA jest ogromna i można by nimi obdzielić kilka drużyn. Polacy też z tego korzystają. W biało-czerwonej koszulce grali już: Eric Elliott, Jeff Nordgaard czy David Logan. Ostatnio występuje Thomas Kelati, rodem z Erytrei. Ma żonę Polkę, ale wywiadów woli udzielać po angielsku.
– Thomas to otwarty i sympatyczny człowiek. Przed mistrzostwami Europy w 2011 roku, kiedy mieliśmy różne problemy, choćby z ubezpieczeniem dla Marcina Gortata, jako pierwsza z naszych gwiazd zadeklarował, że przyjedzie na turniej. Świetnie na Litwie zagrał też Dardan Berisha, którego mama jest Polką, a ojciec Albańczykiem z Kosowa. W PGE Turów Zgorzelec występuje też Aaron Cel, który ma polskie i francuskie obywatelstwo. Przyglądamy mu się, ale on chyba zagrał już kiedyś dla Francji – mówi Grzegorz Bachański, prezes Polskiego Związku Koszykówki.
Obraniak zaczął przeszkadzać
W piłce nożnej w grę wchodzą wielkie pieniądze, występy na mistrzostwach świata czy Europy, czasami paszport z kraju Unii Europejskiej, co nie jest bez znaczenia. Wtedy zaczynają się podteksty i domysły, ale problem z Ludovikiem Obraniakiem jest przede wszystkim taki, że najpierw przestał dobrze grać, a dopiero potem pojawił się argument, że nie zna języka. W przeciwnym razie prezes Zbigniew Boniek nie odważyłby się sugerować, że skoro piłkarz nie zna języka polskiego, to w kadrze ma problemy. Tematu by nie było. Oficjalnie Boniek mówi, że jest przeciwny kolejnym tego typu piłkarzom w kadrze, przeciwko Obraniakowi niby nic nie ma, ale wiadomo, że to on najbardziej na tym cierpi.
Za czasów Leo Beenhakkera Obraniak grał w koszulce z orzełkiem całkiem nieźle, strzelał bramki, dobrze podawał, a kibice cieszyli się, że reprezentacja Polski ma jednego dobrego gracza więcej, bo każdy jest na wagę złota. I to takiego gracza, który grę dla Polski wybrał, choć wcale nie musiał, o czym dziś mało kto pamięta.