Nawet jeśli we wszystkich czasach Hippiasze i Georgiasze są górą, jeśli absurd z reguły dosięga szczytu i wydaje się rzeczą niemożliwą, by przez chór oszukujących i oszukiwanych przebił się głos jednostki – to jednak zawsze pozostaje osobliwe, ciche, powolne, potężne oddziaływanie prawdziwych dzieł i w końcu jakby cudem wyrasta w górę z całego zamętu na podobieństwo balonu, który z zadymionej ziemskiej atmosfery wznosi się w czystsze regiony, a kiedy tam dotrze, zatrzymuje się i nikt nie może go już ściągnąć z powrotem.
Artur Schopenhauer
Józef Mackiewicz, choć krytykowany i prześladowany za poglądy, to chwalony był niezmiennie za opisy przyrody. Nie były one jednak w jego twórczości jedynie ornamentem czy artystycznym dodatkiem. Stał za nimi jego, jak sam wyznawał, przyrodniczy pogląd na świat, który wart jest uwagi także dlatego, że aczkolwiek słowu „ekolog" udało się naszym rodzimym Hippiaszom nadać zdecydowanie negatywną konotację, to wyzwania, z jakimi ma do czynienia nasza cywilizacja, a coraz częściej cała Ziemia, stają się z każdym rokiem bardziej aktualne. I żadne kpiny z Malthusa czy z niespełnionych przewidywań Klubu Rzymskiego nie są w stanie tego zmienić.
Zgubiona ostroga
Opisy przyrody Józefa Mackiewicza to nie tylko nieulegające wątpliwości znawstwo materii, mistrzostwo szczegółu, artyzm słowa, ale i wpasowanie w całość literackiego dziania się, w akcję, w nastroje bohaterów. Jest chyba jednak jeszcze co najmniej jedna cecha, która sprawia, że tak właśnie są odbierane. To nie tylko przyroda zbliża się w jego powieściach i reportażach do postaci bohaterów oraz ich poczynań. To oni zachowują się jak jej część.
Wrażenie jedności wynika nie tylko z tego, że ludzka historia co rusz przetykana jest a to pojawieniem się stada kaczek nad polem bitwy, a to refleksją nad znaczeniem komara dla celności snajperskiego strzału, ale dlatego, że opis jego bohaterów pełen jest szczegółów określających wygląd, gesty, zapach, smak, samopoczucie, to wszystko, co wiąże się z ludzką cielesnością.
O tym, czy ktoś jest radosny, decyduje udana wizyta u fryzjera czy świadomość „czekającego ciepłego pokoju, zamieszkanego przez kobietę", o tym, że zły – zgubiona ostroga. Co ważniejsze, nie dotyczy to tylko nastrojów czy humoru, ale konsekwentnie prowadzi do innej prawdy przewijającej się wyraźnie przez prozę i publicystykę Józefa Mackiewicza, prawdy o tym, że jaki kto jest i jak się zachowa w ważnych chwilach, decyduje nie to, do jakiej nacji, religii czy partii należy, ale jakim jest człowiekiem.
Źródłem największych – bo jakby negatywnie wyróżniających człowieka z reszty natury – zbrodni są dla pisarza wydumane doktryny i uświęcone zasady: komunizm, nacjonalizm, ale nie tylko o te współczesne symbole zła chodzi. Nie stosuje się do nich ani pułkownik carskiej żandarmerii, ani przygarnięty przez autora kruk Krakaś, który: „Poznał się na ludziach, ale nie zgłębił ich mądrości: zasady. – To go zgubiło. Krakaś nie był w stanie pojąć, że można cokolwiek czynić jedynie i wyłącznie dla zasady. Bez celu. Ot, po prostu: jeżeli gdzieś siedzi w bliskości duży ptak, to rzucić weń kamieniem albo pałką świsnąć. Albo koniecznie schwytać. Ukraść, cokolwiek bądź, ale ukraść za wszelką cenę, bo to jest cudze: surowe jabłko z drzewa, porzucony sierp w polu, sznur do wiadra, hodowanego kruka".