Stolica Śląska i Europy

Pierwsze zdanie zapisane po polsku, druk pierwszego „Ojcze nasz" w tym języku, stypendium dla Kopernika i strajk w zajezdni... We Wrocławiu jesteśmy u siebie – mówi prezydent miasta.

Publikacja: 26.07.2013 12:20

Stolica Śląska i Europy

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Po co Wrocławiowi tytuł Europejskiej Stolicy Kultury? Poza prestiżem oczywiście. Na jakie korzyści pan jako prezydent miasta liczy?



Rafał Dutkiewicz:

Oczywiście kwestie promocyjne są bardzo istotne, ale niejedyne. Chodzi nam o to, żeby Wrocław był prawdziwą europejską metropolią, i wiemy, że dzięki przedsięwzięciom związanym z 2016 rokiem może tylko zyskać. Chcemy, żeby Wrocław odwiedzało dwa razy więcej turystów niż teraz. Założywszy, że co roku do naszego miasta przyjeżdża około 3 milionów osób, to mówimy o liczbie rzędu 6 milionów. Oczywiście mieszkańcy zyskają na tym ekonomicznie, ale pragniemy dać im też coś dla ducha. Badania statystyczne wskazują, że około 8–9 procent wrocławian regularnie uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych, a naszą ambicją jest, by w 2016 ten odsetek również wzrósł dwukrotnie.



Myśli pan, że te wskaźniki nie spadną rok później?



Prawie na pewno tak, ale naszym celem jest, aby zatrzymały się na poziomie wyższym niż obecny. Poza tym, jeśli potraktować nakłady na kulturę jako inwestycję, to jest to inwestycja doskonała, bo zwraca się w innowacyjnym myśleniu. Czyli im więcej wydamy na wydarzenia takie jak Europejska Stolica Kultury, tym lepiej miasto będzie się rozwijać pod względem gospodarczym. Ta współzależność jest naprawdę bardzo ścisła, policzono to w wielu miastach naszego kontynentu. No i, oczywiście, w jakimś stopniu czujemy się reprezentantem Polski, bo przecież przyznanie nam tytułu poprzedził konkurs, w którym startowało 11 miast. Wydaje mi się, że nasz kraj może się poszczycić kilkoma indywidualnymi markami w obszarze kultury, takimi jak Andrzej Wajda czy Fryderyk Chopin, ale marka polskiej kultury jako całości nie jest jeszcze wystarczająco rozpoznawalna. Chcielibyśmy dołożyć tu swoją cegiełkę i pokazać Europie, że nasz kraj kulturą stoi.

W rankingu polskich marek publicznych Wrocław jest trzeci – po Kościele i Krakowie

W 2016 roku obok Wrocławia tytuł Europejskiej Stolicy Kultury nosić będzie hiszpańskie San Sebastian. Czy oba miasta będą ze sobą jakoś współpracować?

My uważamy, że to przedsięwzięcie hiszpańskie, a władze San Sebastian na każdym kroku podkreślają, że są jedną ze stolic Kraju Basków, i na kulturę baskijską mocno stawiają. Doskonale to rozumiemy. Opowiem panu anegdotę. Kiedy nasze miasta otrzymały tytuł Europejskich Stolic Kultury, zaprosiłem burmistrza San Sebastian na miejskiego sylwestra na rynku, którego co roku transmituje TVP. Specjalnie z myślą o naszych gościach w ramach koncertu wykonano na cymbałach tradycyjny baskijski utwór. Delegacja San Sebastian była tak wzruszona, że zatańczyli dla nas na bankiecie ludowy taniec, a nie ma większych wyrazów wdzięczności ze strony Basków niż taniec.

Czymś się zrewanżowaliście?

No cóż, musieliśmy zaprezentować gościom poloneza Ogińskiego... (śmiech).

Mówię to, żeby pan wiedział, że relacje między władzami obu miast są bardzo dobre. Powstaną np. filmy: oni  będą kręcić we Wrocławiu, my – w San Sebastian. Odbywają się też zajęcia mające przybliżać mieszkańcom kulturę naszych regionów, u nas trwa właśnie warsztat Bask. Nie zabraknie też gestów symbolicznych i spektakularnych. W San Sebastian co roku w styczniu odbywa się tradycyjna Tamborrada polegająca na tym, że całe miasto wychodzi na ulicę, by zagrać na bębnach. I wszystko wskazuje na to, że zorganizujemy wrocławską edycję tego wydarzenia. Ponieważ my z kolei co roku bijemy na Rynku Gitarowy Rekord Guinessa, ostatnio w imprezie wzięło udział ponad 7 tysięcy instrumentalistów, w 2016 roku stanie się on imprezą międzynarodową, z dużym udziałem San Sebastian.

Czy przyglądaliście się państwo temu, w jakim stopniu inne miasta zyskały na działaniach związanych z Europejską Stolicą Kultury? W naszej części kontynentu mamy choćby przykład Wilna.

Wilno nie jest, niestety, uważane za sukces. Dosłownie kilka dni temu gościłem zastępcę mera litewskiej stolicy i mam poczucie, że władze miasta też nie są do końca zadowolone. Tam zbiegły się dwa negatywne czynniki: kryzys finansowy, budżet trzeba było obciąć o połowę, no i niejasny podział kompetencji między samorządem a władzami centralnymi. Ale przecież od 1985 roku stolic kultury było grubo ponad 50, więc nie można z tego wyciągać daleko idących wniosków. Również w naszym regionie są przykłady pozytywne, np. rumuński Sybin osiągnął takie cele, jakie my sobie stawiamy.

Rozumiem, że efekt promocyjny, na jakim wam zależy, ma przede wszystkim zostać osiągnięty w Europie, bo w Polsce marka Wrocławia jest bardzo silna.

Nawiązuje pan, jak sądzę, do badań dotyczących marek publicznych w Polsce. Numerem jeden, jak pan być może pamięta, jest Kościół katolicki, a miejsca drugie i trzecie zajęły Kraków i Wrocław. Siła brandu stolicy Małopolski wiąże się z tradycją, co nie wydaje się szczególnie zaskakujące, z kolei nasze miasto kojarzy się z modernizacją. Trzeba jednak pamiętać, że Dolny Śląsk długo walczył o miejsce w świadomości Polaków. Sądzę, że najważniejszą cezurą był tu okres „Solidarności", wtedy to naprawdę zaskoczyło.

Czytając rozmowę z Krzysztofem Czyżewskim, jednym z kuratorów imprez w ramach Europejskiej Stolicy Kultury, miałem wrażenie, że znaczna część oferty kulturalnej, np. projekt laboratoriów pamięci czy opowieści, adresowana jest raczej do mieszkańców niż do turystów. Dla obcokrajowców konteksty historii Wrocławia i losów jego mieszkańców będą chyba trudno zrozumiałe.

Cała trudność w przygotowywaniu tego rodzaju projektu polega na tym, że trzeba dbać o proporcje. Zaproponować coś zarówno dla turystów, jak i mieszkańców. Muszą być wydarzenia masowe i elitarne. Spektakularne i laboratoryjne. Mogę się nawet z panem zgodzić, że laboratoria zainteresują przede wszystkim wrocławian. Ale przecież to jeden z wielu projektów, a tych będzie około dwustu.

Nie twierdzę, że tak będzie w przypadku Wrocławia, ale zdarza się, że w ramach tego typu obchodów, jak Europejska Stolica Kultury, miasta włączają do programu wszystkie wydarzenia, w których mają jakiś udział: festiwale, wystawy, happeningi. Potem się chwalą, że są tysiące imprez, tymczasem naprawdę jest ich kilkanaście. Program jest wtedy rodzajem worka, do którego się wrzuca mydło i powidło. Jak będzie w 2016 w stolicy Dolnego Śląska?

Nam zależy, żeby powstał program specjalnie z myślą o 2016 roku. Chcemy, żeby nasza narracja była czytelna, nad czym pracuje grupa dziewięciu kuratorów. Ale nie możemy przecież zabronić istniejącym, ważnym dla miasta imprezom, by włączyły się w obchody. Jeśli prestiżowy festiwal Vratislavia Cantans chce być częścią wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury, pozostaje nam tylko przyklasnąć pomysłowi. Czyli w ramach  nowego programu znajdą się też wydarzenia stałe. Nie mogę na razie powiedzieć wszystkiego o najważniejszych imprezach 2016 roku z dwóch powodów. Po pierwsze jeszcze przez półtora roku będziemy pracować nad programem, a po drugie, kiedy tylko zdradzamy szczegóły projektów, przestają się nimi interesować media. A chcielibyśmy, żeby kolejne prezentacje były dla dziennikarzy źródłem autentycznych newsów.

Czyli żadnego kontrolowanego przecieku?

Nie, swoich hitów nie będziemy na razie palić. Na pewno będzie Olimpiada Teatralna, o której już mówiliśmy i która zgromadzi największe nazwiska europejskiej sceny. Ale chciałbym na chwilę odbiec od wydarzeń kulturalnych, bo nie tylko nimi się zajmujemy. Z myślą o roku 2016 powstaje też ważny projekt architektoniczny. W ubiegłym stuleciu wybudowano we Wrocławiu osiedle WuWA, które miało pokazać, jak dobrze mieszkać i wygodnie pracować. Chcemy wrócić do tej koncepcji i pokazać to samo w warunkach XXI stulecia. Deweloperzy zbudują mieszkania, a władze miasta zadbają o przestrzeń wspólną i budynki użyteczności publicznej. Nieopodal stadionu powstanie projekt przygotowywany przez grupę wrocławskich architektów, który ma być w naszym zamyśle rozwiązaniem modelowym.

Nie ma się co oszukiwać, że w świat pójdą newsy na temat dwustu wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury. Tych, które mają taką szansę, może być najwyżej kilka. Które z planowanych imprez mają na to największe szanse?

Przede wszystkim dwie wystawy. Pierwszą określamy kryptonimem „Picasso", choć od razu chcę zaznaczyć, że nie chodzi o tego malarza. Szczegóły ujawnimy w 2015 roku. Chodzi o wielką ekspozycję obrazów, którą, mam nadzieję, odwiedzi 200–300 tysięcy osób i która będzie prezentować dzieła na światowym poziomie, o marce rozpoznawalnej pod każdą szerokością geograficzną. Drugą wystawą, która powinna zainteresować masową publiczność, nazwaliśmy „Rzeczy pierwsze". Będziemy się chcieli pochwalić tym, że pierwsze zdanie napisane w języku polskim...

... „Daj ać ja pobruszę..."

...można znaleźć w księdze henrykowskiej, która spoczywa we Wrocławiu. Najstarszą  Matkę Boską na ziemiach polskich, Krzeszowską, można znaleźć w klasztorze nieopodal Jeleniej Góry. Mikołaj Kopernik być może nie wstrzymałby Słońca i nie ruszył Ziemi, gdyby nie stypendium z wrocławskiego kościoła św. Krzyża. Iloraz inteligencji został wymyślony przez wrocławskiego naukowca Sterna. Pierwsze „Ojcze nasz" w języku polskim wydrukowano we Wrocławiu. To w naszym mieście, w Ossolineum, można obejrzeć największe relikwie polskiego piśmiennictwa, w tym rękopis „Pana Tadeusza". Poza tym zorganizujemy dwa wielkie happeningi, w których udział wezmą tysiące mieszkańców. Pracuje nad tym Chris Baldwin, ten sam, który odpowiadał za oprawę olimpiady w Londynie, za projekty takie jak sztafeta ognia.

A historia najnowsza?

No cóż: my też mamy swoją kolebkę „Solidarności". Co prawda, wszystko się zaczęło w stoczni, ale u nas swój początek miało w zajezdni. Wrocław ma bardzo specyficznie ukształtowaną tożsamość. Mówimy przecież o mieście, gdzie w 1945 roku została wymieniona cała ludność. Do pewnego momentu wszyscy byli przyjezdni. Proces zakorzeniania zakończył się właśnie wraz z „Solidarnością". Wtedy wrocławianie ostatecznie poczuli się u siebie. Powstanie więc Centrum Zajezdnia, które ma być narracyjnym muzeum opowiadającym o tym, jak ludzie przyjechali w wagonach ze Lwowa, jak odbudowywali miasto, jak wyglądały kolejne dekady, jaką rolę odgrywał w życiu regionu Kościół. Przecież to naszym metropolitą był kardynał Kominek, autor słów „Przebaczamy i prosimy o wybaczenie" ze słynnego listu do biskupów niemieckich. To był wielki wizjoner, bo trzeba było wizjonerstwa, by napisać coś takiego 20 lat po wojnie, w mieście, które wcześniej należało do Niemiec.

Ta wystawa ma być, jak rozumiem, odpowiednikiem Muzeum Powstania Warszawskiego.

Ale tylko w tym sensie, że tożsamość Warszawy jest zbudowana na micie powstania, a my chcemy mówić o tożsamości Wrocławia, bo u nas żywa jest pamięć przesiedleń, lwowskich korzeni, biskupa Kominka, „Solidarności" przez duże S i solidarności przez małe, którą ludzie okazywali sobie w czasie wielkiej powodzi 1997 roku. No i jest jeszcze Pomarańczowa Alternatywa silnie obecna w mieście, która jako fenomen kulturowy budzi wciąż spore zainteresowanie na świecie. Kiedy miałem ostatnio w Berlinie wykład, to znaczna część pytań dotyczyła właśnie tego zjawiska. Niczego podobnego nie było na świecie. Walka z komunizmem na wesoło, przy pomocy krasnoludków, to wynalazek wrocławian.

Skoro już pojawił się w naszej rozmowie Lwów... Z paru źródeł słyszałem, że Ukraińcy starają się lansować wśród turystów swoją narrację: było to jakoby miasto rdzennie ukraińskie, żadni Polacy w zasadzie nigdy tam nie mieszkali. Jakie jest pańskie podejście do prezentowania Europie niemieckiej przeszłości miasta? Mnie się wydaje, że tu łatwo o błędy. Zwłaszcza że w kulturze masowej, przede wszystkim dzięki książkom Marka Krajewskiego, pojawił się mit Breslau, ale wciąż nie ma popkulturowego obrazu Wrocławia.

Dlatego tak dużą wagę przykładamy do projektów takich jak Centrum Zajezdnia, podkreślających budowę tożsamości Wrocławia. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest otwarcie w przestrzeni Rynku wrocławskiego Muzeum „Pana Tadeusza", który właśnie ze Lwowa przyjechał do naszego miasta wraz z Ossolineum. To będzie też opowieść o polskości, bo przecież bez wielkiej literatury romantycznej nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy.

Czyli nie boi się pan, że – upraszczając, bo popkultura z uproszczeń się składa – w świat pójdzie komunikat: Wrocław to takie niemieckie miasto, gdzie Polacy niewiele zdziałali.

Nie mam takich obaw. Niemal wszystko, co będziemy prezentować, dotyczy polskich tradycji i w znacznej mierze dorobku ostatnich niespełna 70 lat. My nie mamy tego rodzaju lęków, jakie być może mają współcześni lwowianie. Ukraina jest państwem bardzo młodym, więc to zrozumiałe. My czujemy się wrocławianami i nie mamy kłopotu z rozmawianiem o niemieckiej przeszłości naszego miasta. A skoro już pan pyta o Marka Krajewskiego, to otworzymy w 2016 roku dla zwiedzających mieszkanie Eberharda Mocka, bohatera serii jego kryminałów. Na podobnej zasadzie jak w Londynie można zwiedzać gabinet Sherlocka Holmesa. Ale też wydarzeniami takimi jak wystawa „Rzeczy pierwsze" dowiedziemy, że miał też Wrocław przeszłość polską. Poza tym nie jest bynajmniej tak, że Polacy uwłaszczyli się na niemieckich kamienicach. Kiedy przyjeżdżają do nas ludzie sentymentalnie związani z Wrocławiem, pamiętający, w jakim stanie miasto przetrwało wojnę, są w szoku, że tak udało nam się je odbudować. W 1945 roku, jak wyliczono, zniszczonych było dokładnie 76 procent budynków.

Czy Wrocław w czasach, kiedy wszystkie miasta mają problemy budżetowe, stać na organizację Europejskiej Stolicy Kultury 2016?

Kiedy ponad dziesięć lat temu zostałem prezydentem miasta, dysponowaliśmy budżetem o wielkości jednej trzeciej obecnego. Owszem, nasze wydatki rosną, ale przychody również. Jesteśmy w stanie udźwignąć projekt Europejskiej Stolicy Kultury, który wedle szacunków ma kosztować mniej więcej 300 milionów złotych. Dla porównania powiem panu, że nasze roczne wydatki na kulturę wynoszą 100 milionów. Ja uważam, że per saldo to będzie dobra inwestycja, że na tym zarobimy, choć to musi trochę potrwać.

Rafał Dutkiewicz (ur. 1959) jest od 2002 roku prezydentem Wrocławia. Wcześniej był pracownikiem naukowym Uniwersytetu Wrocławskiego i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz przedsiębiorcą. W latach 80. działacz podziemnej „Solidarności".

Po co Wrocławiowi tytuł Europejskiej Stolicy Kultury? Poza prestiżem oczywiście. Na jakie korzyści pan jako prezydent miasta liczy?

Rafał Dutkiewicz:

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą