Przygodę z dłutem zaczął w szwajcarskiej pracowni Adolfa Meyera, a potem wędrował, już jako czeladnik, po pracowniach mistrzów, od Wilhelma von Rumana po Augusta Rodina, aż do powrotu do Moskwy w roku 1910.
Jego rówieśnicy, których skusiła awangarda, skończyli jako autorzy wydrążonych brył na kształt rzeźb Moore'a – miniaturowych, ze skórek chleba chowanych w sienniku. Dla Mierkurowa liczył się marmur, marmur i granit, ale i miedź. Na posągi Lenina i Stalina, stojące twarzą w twarz u wrót kanału Moskwa–Wołga – sowiecka Anduina, sowieccy Isildur i Anarion! – poszło po dwadzieścia czterdziestowagonowych składów kolejowych szaroróżowego granitu z kaukaskich kamieniołomów; pięć tysięcy zeków, pracujących przy budowie toczyło stutonowe bryły, dniem i nocą. Miedź na posąg Stalina w Erewaniu kuło osiemdziesięciu kowali – a krytycy wychwalali „asyryjską potęgę i moc, jaka bije z rysów wodzów".
A przy tym wizjoner: jeden z wykutych przezeń posągów Józefa Wissarionowicza obracał się wokół własnej osi. On też był autorem pomysłu, by wewnątrz sięgającej chmur głowy posągu Lenina, stojącego na szczycie Pałacu Rad, umieścić gabinet Stalina z oknami wychodzącymi na wszystkie strony Związku. Tak spełnić się miał Panoptikon.
Ale tym, co go naprawdę zajmowało, były maski pośmiertne. Chłód i wilgoć: sterczące nosy, cienkie i fioletowe powieki, para unosząca się z ust żyjących, plastry wosku i chusty nasączone gipsem. Kiedyś, kiedy przeminie sława „Pachnidła", ktoś napisze powieść o tym osobliwym kunszcie, opanowanym przez Rzymian, doprowadzonym do perfekcji przez Francuzów czasu Racine'a, któremu zawdzięczamy rzędy ostrorysych, ptasich główek, stojących jeszcze czasem w prowincjonalnych muzeach.
Pierwszą osobą, której rysy przyszło utrwalić młodemu Mierkurowowi, był katolikos wszystkich Ormian, Mkrticz I Chrimian, ale najważniejszym zleceniem jego życia stało się utrwalenie twarzy Włodzimierza Iljicza Lenina. Potem już nie było przed nim tajemnic: Maria Ulianowa, Dzierżyński, Ordżonikidze, Frunze, Swierdłow! To on odgarniał do tyłu włosy jak przed ścięciem, układał woskowane nici na pobrużdżonych czołach, jakby wytyczał trasy nowych wszechzwiązkowych kanałów, przykładał do ust czworokąt wosku, jakby chciał uciszyć niepotrzebnego świadka szmatą nasączoną chloroformem.