Nomenklatura Donalda Tuska

Nie wiadomo, kto i dlaczego rozpowszechnił taśmę, na której słychać premiera rządu i szefa rządzącej partii mówiącego, że pewien „pisior" – Paweł Majcher, szef gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych – „nie będzie długo dyrektorem".

Publikacja: 16.08.2013 01:01

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: archiwum prywatne

Podobno pan Majcher nie był nawet nigdy członkiem PiS. Podobno kompetentnie pracował w mediach: nie tylko w radiu, pisywał nawet do „Gazety Wyborczej". Czytając jego biogram, zwróciłam uwagę, że jest laureatem nagrody BBC oraz że pełnił funkcję wiceprezesa Stowarzyszenia Rozgłośni Regionalnych Polskiego Radia i był członkiem komisji rewizyjnej Związku Pracodawców Mediów Publicznych. A zatem, mówiąc językiem „Polityki": „bezpartyjny, ale przyzwoity" – na tyle przyzwoity, że koledzy wybrali go do komisji rewizyjnej.

Rozumiem oburzenie i podniecenie wywołane słowami premiera, ale nie rozumiem zdziwienia. Co prawda w ostatnich latach więcej można było przeczytać o niekompetentnych urzędnikach mianowanych z puli partyjnej, o „czystkach" politycznych w różnych placówkach podlegających energicznym urzędnikom z PO (np. w Muzeum Historycznym m.st. Warszawy), ale sprawa jest przecież dużo szersza, starsza i dużo poważniejsza.

Przez prawie ćwierć wieku od czerwcowych wyborów 1989 roku (na mój nos – jakby powiedział premier – wydaje mi się, że ktoś już obmyśla, jak przenieść Święto Niepodległości z 11 listopada na 4 czerwca) nie udało się w Polsce wprowadzić, ani w prawie, ani w życiu, instytucji civil servant. Nawet samo pojęcie nie ma jednoznacznego tłumaczenia na polski. Jedni piszą „służba cywilna", inni „urzędnik państwowy", inni jeszcze „urzędnik publiczny". Jakkolwiek byśmy tę funkcję nazywali – nie istnieje ona praktycznie ani w życiu publicznym, ani w ludzkiej świadomości.

Możemy łatwo zrozumieć i oczywiście zobaczyć, do czego taka sytuacja, zwłaszcza w radykalnym wydaniu, prowadzi. Drogi, koleje, szkolnictwo, służba zdrowia, kultura – wszystkie właściwie dziedziny życia publicznego są naznaczone polityzacją, co często oznacza niekompetencję. Słowa premiera ukazują i pogardę, i łatwość, z jaką można pozbywać się ludzi „nie swoich", ale konkursy na stanowiska w administracji państwowej i publicznej są rzadkie i wciąż (może słusznie) traktowane ironicznie, jako kolejny zabieg manipulacyjny.

W 1975 roku, w książce „Ustrój komunistyczny w Polsce"  Jakub Karpiński pisał, że konkursy na stanowiska państwowe i publiczne (innych wtedy nie było) zamiast panującej nomenklatury oznaczałyby koniec komunizmu. „Nomenklaturą nazywa się [w komunistycznej Polsce] – pisał – (1) zespół stanowisk, które mogą być obsadzane wyłącznie w wyniku »konsultacji« z odpowiednimi władzami partii komunistycznej i ... (2) zespół osób zajmujących stanowiska należące do nomenklatury w pierwszym sensie... Do nomenklatury należą bynajmniej nie tylko stanowiska w partii komunistycznej, ale także w państwie, w wojsku, w policji, w administracji". Dla przykładu: w 1972 roku zastrzeżono do decyzji Biura Politycznego KC PZPR obsadę takich m.in. stanowisk, jak marszałek Sejmu i ministrowie, niektórzy wiceministrowie, prezes Sądu Najwyższego, prokurator generalny, ambasadorowie, prezes i sekretarz naukowy PAN...

Konkursy i odpolitycznienie większości stanowisk w administracji państwowej i publicznej, tworzenie silnej i niezależnej armii civil servants mogłyby poprawić stan państwa, ale przede wszystkim pomogłyby tworzyć ludzi silnych, kompetentnych, z charakterem, dla których służba dla państwa byłaby ważniejsza niż doraźne polityczne manewry. Wielu młodych ludzi, jak pan Majcher, którzy mają prawo uważać się za kompetentnych, woli pojechać i przysłowiowo zmywać naczynia w Anglii, niż marnować swoje MBA czy MPA w służbie publicznej w Polsce, z której, jeśli już się dostaną, mogą wylecieć z powodów politycznych. Ileż to osób w połowie 2010 roku zaczęło przenicowywać swoje lojalności, by zachować posady! Znamienny jest dla mnie, znany mi z anegdoty towarzyskiej, przykład osoby zajmującej stanowisko o wiele za wysokie jak na jej kwalifikacje, której z początku nie chciało zaakceptować ministerstwo. „Teraz cię odwołają" – powiedział do niej z żalem znajomy. „Mnie, a za co niby?" – „Przecież jesteś człowiekiem prezydenta Kaczyńskiego". „O, już nie".

Jestem i byłam za dekomunizacją – głównie w sensie odsunięcia od sprawowania władzy na różnych szczeblach i w różnych dziedzinach – ludzi, którzy należeli do szeroko rozumianej nomenklatury komunistycznej. Do dziś spotyka się byłych, niezdekomunizowanych nomenklaturszczyków (obecnych w życiu publicznym w myśl bliźniaczej do poprzednio przywołanej zasady: „komunista, ale kompetentny") – coraz więcej jednak również nowej, innej, ale równie szkodliwej nomenklatury partii rządzącej.

Że Polska jest gotowa na odpolitycznienie w sferze administracji, że tego pragnie, widać po popularności wielu bezpartyjnych burmistrzów i prezydentów miast. Ich nikt nie odwołuje.

Podobno pan Majcher nie był nawet nigdy członkiem PiS. Podobno kompetentnie pracował w mediach: nie tylko w radiu, pisywał nawet do „Gazety Wyborczej". Czytając jego biogram, zwróciłam uwagę, że jest laureatem nagrody BBC oraz że pełnił funkcję wiceprezesa Stowarzyszenia Rozgłośni Regionalnych Polskiego Radia i był członkiem komisji rewizyjnej Związku Pracodawców Mediów Publicznych. A zatem, mówiąc językiem „Polityki": „bezpartyjny, ale przyzwoity" – na tyle przyzwoity, że koledzy wybrali go do komisji rewizyjnej.

Rozumiem oburzenie i podniecenie wywołane słowami premiera, ale nie rozumiem zdziwienia. Co prawda w ostatnich latach więcej można było przeczytać o niekompetentnych urzędnikach mianowanych z puli partyjnej, o „czystkach" politycznych w różnych placówkach podlegających energicznym urzędnikom z PO (np. w Muzeum Historycznym m.st. Warszawy), ale sprawa jest przecież dużo szersza, starsza i dużo poważniejsza.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy