Autor, 26-letni Jöel Dicker, Szwajcar z Genewy, został okrzyknięty nową nadzieją literatury, a jego „Prawda o sprawie Harry'ego Queberta" zgarnęła kilka nagród i jest już czytana na całym świecie. Czy tylko dlatego, że jest to kolejny kryminał, w polskim wydaniu liczy 711 stron i porównywany jest z książkami Stiega Larssona?
Główny bohater Marcus Goldman to nowojorski pisarz, który świętuje sukces swej pierwszej książki, ale – jak to w życiu bywa – nie ma dosyć i podpisuje lukratywny kontrakt na pięć kolejnych. Wtedy dopada go kryzys twórczy, nie może nic napisać. Znacie to? „Cudowni chłopcy" z Michaelem Douglasem. Wydawca – choć nie jest to przecież Beata Stasińska, szefowa Wydawnictwa W.A.B. – wciąż naciska i naciska, więc sfrustrowany chłopak dzwoni do Harry'ego Queberta, swego dawnego nauczyciela, więcej – guru, który mówi mu: „Spoko, synu, nie można uciekać przed porażką, trzeba wciąż próbować, a w końcu się uda".
Sytuacja nieco się komplikuje, gdy dowiadujemy się więcej o samym Quebercie. Samotnik, żyjący w Aurorze, jest również pisarzem i do tego autorem bestsellerowego „O pochodzeniu zła", miłosnej powieści, którą onegdaj zachłysnęła się Ameryka. Goldman zamieszkuje u Queberta, przypadkiem odnajduje dziwne papiery i zdjęcia, a wtedy starszy literat zdobywa się na odważne wyznanie: „Przed laty kochałem!". Jego miłością była jasnowłosa 15-latka o imieniu Nola, którą poznał podczas przechadzki na plaży latem roku 1975. Teraz akcja przyspiesza. Sfrustrowany Goldman wraca do Nowego Jorku, ale rychło wybucha bomba. W ogródku Queberta, podczas prac ogrodniczych, odkryto szkielet, i to szkielet dziewczyny. W miasteczku Aurora wszczęto śledztwo w sprawie zabójstwa dziewczyny, Quebert jest podejrzany, aresztowany. Znacie to? „Miasteczko Twin Peaks" Lyncha. Cyniczny wydawca zmusza Goldmana, by napisał książkę o Quebercie i tajemniczym mordzie. Sukces murowany! Ten zgadza się i zaczyna własne pisarskie dochodzenie.
Jöel Dicker mnoży wątki. Nola wcale nie okazuje się niewinnym podlotkiem, robi rzeczy, o które nie podejrzewalibyśmy nastolatki, Goldman zaś zapełnia stronę za stroną. Choroba „pustej kartki" minęła. Do tego całość zanurzona jest w sosie amerykańskiej historii od wojny w Wietnamie do wyboru Baracka Obamy, prezydenturę Clintona i Monicę Lewinski również uwzględniono. Pełno tu tak zwanych społecznych spostrzeżeń oraz spiżowych maksym, których Quebert nie szczędzi Goldmanowi. Na przykład takiej: „Trzymaj wysoko gardę, Marcusie. (...) pisanie i boksowanie są bardzo sobie bliskie. Trzeba stanąć i trzymać gardę, decydujemy się podjąć walkę, podnosimy pięści i rzucamy się na przeciwnika. Z książką jest prawie tak samo. Książka to bitwa". Znacie to?