Pomnik, który niestety wciąż gada

Więckiewicz był lepszy od Wałęsy i bardziej fizycznie pasował – fragment "Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałesie dla Andrzeja Wajdy". Książka ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Świat Książki.

Aktualizacja: 26.10.2013 17:03 Publikacja: 25.10.2013 21:43

Pomnik, który niestety wciąż gada

Foto: ITI CINEMA

Red

{Bal u Gierka}



Do gabinetu dyrektora Stoczni próbuje się dostać, przepychając się z sekretarką, Lech W. Za nim nieśmiało sunie Mijak. Twarz czarna, piasek wbity na centymetr, tylko oczy świecą. Dyrektor właśnie wychodzi z obstawą i nie ma czasu na rozmowy, a Lech W. krzyczy:



– Nie daliście masek i kazaliście piaskować. Pan zobaczy, jak ludzie wyglądają.



Ale obstawę to raczej śmieszy, a ktoś z nich mówi:



– Jesteście Polakami? Kochacie Polskę? Jesteście dumni z ojczyzny? No! A wiecie, kto ma się dziś pojawić najważniejszą osobą? PIERWSZY! A teraz czapki z głowy i won, robole, do roboty! I zabierz Murzyna – dodaje, krztusząc się ze śmiechu.



Dalej ten sam wieczór, po pracy. W nędznej przebieralni Lech W. pomaga Mijakowi się umyć. Ręczniki to brudne szmaty, więc biorą walające się po podłodze kawałki „Trybuny Ludu" i rozdeptane ulotki KOR-u. Lech W. wyciera ręce w jedną z ulotek i odruchowo chowa ją do kieszeni.

A kiedy wychodzą, z hukiem podjeżdża ciężarówka. Opuszcza się tylna klapa, tam tłoczy się już kilkunastu robotników. Wymiętoszonych i zamęczonych, no bo musi się opłacać ich zatrudniać.

– Wsiadać! – krzyczy zmianowy. – Dalej jazda!

Kierowca zatrzaskuje klapę. Ciężarówka wyjeżdża ze Stoczni i z miasta, wjeżdża do lasu.

– Gdzie nas wywożą? – pyta Mijak.

Lech W. wzrusza ramionami.

– Może żeśmy przesadzili z tymi maskami? – niepokoi się Mijak.

– Zamknij się – krzywi się Lech W.

Ciężarówka podjeżdża przed piękny, prawie pałac modrzewiowy, nad którym wznosi się tablica: „Ośrodek Szkolenia Aktywu". „Serdecznie zapraszamy upoważnionych do wstępu". Kierowca opuszcza klapę.

– Wysiadać! Do środka! – komenderuje zmianowy.

A tam muzyka, wesołość, luksus, dywany w robotniczym czerwonym kolorze. Kelnerzy we frakach, przeginając się w biodrach jak prostytutki, niosą nad głowami półmiski z mięsem. Z jednego błyska okiem świński ryj. Stoły ustawione w podkowę. A elegancko ubrani mężczyźni i kobiety jedzą i piją, i się weselą. Wejście stoczniowców nie robi wrażenia. Robotnicy starają się stąpać ostrożnie, żeby nie pobrudzić dywanów. Ich nosy łapią zapachy luksusowego jedzenia.

Zmianowy, znikając w tłumie, rzuca: – Stać! Czekać!

Gdzieś daleko zza dymu pieczonych potraw i spiętrzonych półmisków słyszymy głos Gierka. Nie musi go być widać.

Gierek: – Budując te wasze, jak wy je tam nazywacie, statki. A jakże, a jakże... Pamiętajcie, że tymi statkami będzie pływać wasza matka czy inny ojciec i dlatego te statki powinny być szybkie, eleganckie. Prawda, Piotr?

Z boku głos Piotra Jaroszewicza: – Zwrotne!

Gierek: – O właśnie. A jakby się was spytano, czyście mnie widzieli, odpowiedzcie: „Tak, widziałem go", a jak was spytają: „A jaki on?", odpowiedzcie: „Zwyczajny, zwyczajny". A teraz pracujcie, starajcie się, a my wam za to... nie bójcie się.

Wszystkie stoły biją brawo. Stoczniowcy stoją w milczeniu.

Zmianowy podbiega: – No dobra! Wychodzić!

– A jeść? – pyta Lech W.

– W domu się najecie.

– To na co żeście nas przywieźli?

– Pierwszy powiedział, że nie widzi tu ludzi pracy.

No, jazda, wychodzić, wychodzić!

Lech W. pod nosem: – Skurwysyny.

Kiedy ponuro wychodzą, znów mija ich defilada kelnerów, na uniesionych ciągle nad głowami tacach, pięknie upieczone, apetyczne kurczaki. Lech W. ściąga z jednego półmiska nogę kurczaka, z drugiego kawałek piersi i chowa do kieszeni waciaka. Już na dworze wyciąga zatłuszczoną i pomiętą ulotkę KOR-u, spluwa i przykleja na drzwiach. Następnie, po wejściu do domu, wyciąga nogę i pierś z kieszeni i mówi do Danuty:

– Obudź dzieci, pokaż im, jak się je.

Kolejne przesłuchanie Lecha W.

– Toście się, Wałęsa, nie najedli? – mówi rozbawiony Nawiślak.

– Dokładnie tak jest, jak pan mówi.

– I to był powód, żeby razem z Żydami, korowcami, narkomanami i przestępcami krzyczeć, że Gierek oszukał klasę robotniczą.

– Kto panu takich głupot naopowiadał?

– W tej chwili obrażacie funkcjonariusza na służbie. To jest artykuł 270.: za lżenie narodu, ośmieszanie jego ustroju, naczelnych jego organów, od sześciu miesięcy do ośmiu lat. A kto publicznie nawołuje do waśni, podlega karze więzienia do lat sześciu.

– No dobra, ja jestem, dajmy na to, za socjalizmem i uważam, że oszukano ludzi, to jak to jest?

– Od pięciu do ośmiu lat. I wy ze mną tak nie rozmawiajcie, ja też jestem synem chłopa i robotnika. A pracy to już nie macie...

{Pani Danuta superstar}

Przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie ludzie ciągle zapalają znicze, modlą się, kwiaty składają, przyjmują komunię, pieśni śpiewają. Żałoba trwa. Martwię się, że o Wałęsie wciąż cicho. I nagle cud! Wielki powrót. To powrót niebezpośredni, bo przy pomocy żony. Na okładce grubej książki i na okładkach kolorowej prasy pojawia się pani Danuta.

Elegancka, stylowa, w modnym, białym kapelusiku, prosta, skromna kobieta, przemieniona w gwiazdę popkultury. Napisała książkę, odsłania mroczne tajemnice małżeństwa z Lechem Wałęsą. A cóż to za porażające grozą wyznanie. Nie prał, nie gotował, nie zmywał naczyń, nie wyrzucał śmieci, nie troszczył się o dzieci, nie robił zakupów, tylko palił, strajkował i dzieci robił. Naród jest poruszony, wstrząśnięty. Boże, jaka ona cudownie prosta, uczciwa, dobra gospodyni. Tyle lat w cieniu, a cóż to za bogata osobowość. Książka staje się bestsellerem. Tysiące biednych, zaharowanych, poniżanych, bitych, zdradzanych kobiet mówi do mężów: „Widzisz, Zdzichu, to zupełnie jak ty i ja. Taki jesteś, a mnie, chamie ty jeden, nie doceniasz".

Troszkę podejrzewam, że z panią Danutą to jest odrobinę jak z Himilsbachem – kochamy go, bo mu nie zazdrościliśmy. W sumie nieszczęśliwy człowiek był.

A pani Danuta dostaje nagrody. Sława. Pieniądze. Jest już popularniejsza od męża. Polska ją pokochała. Luksusowe damy uśmiechają się wyrozumiale i całują ją w oba policzki. Przyćmiła samą Jolantę Kwaśniewską. Gwiazda Henryki Krzywonos dopiero wschodzi.

{Gadający pomnik}

W Związku Radzieckim odbył się kiedyś zjazd wszystkich aktorów, którzy grali Lenina w filmach. Polskich aktorów nie zaproszono. Artyści przybyli w pełnej charakteryzacji. Na sali siedziało 75 Leninów, a w prezydium 7. To robiło wrażenie. Zjazdu aktorów grających Stalina nie było. Może nikt się nie ośmielił? A potem przyszedł Chruszczow, XX Zjazd, czyli ujawnienie zbrodni Stalina, i było za późno. Może za 100 lat?

Stalin osobiście oglądał na zamkniętych pokazach wszystkie filmy i decydował o ich losie, a i o losie twórców, oczywiście.

Andriej Tarkowski opowiadał mi w Paryżu, że na jednym z pokazów, w czasie projekcji Stalin nagle głośno powiedział: „Niet!". Siedzący parę metrów za nim reżyser i scenarzysta złapali się za serce, przeczuwając, że w najlepszym razie Gułag. W końcu ekipa wielkiego Dowżenki została wyaresztowana na planie filmowym. Ale Stalin odwrócił się i uśmiechnął dobrodusznie: „To nie o was, co wy tacy nerwowi. Patrzcie, mnie cała Europa codziennie mówi: Nie! I widzicie, ja jestem spokojny".

To bardzo nerwowe zajęcie dla aktora grać postać historyczną. Wszystko jedno czy Lincolna, czy Hitlera, czy Stalina. Im dalej wstecz, tym jednak łatwiej. Zbrodnie się oddalają, można w potworze szukać cech ludzkich. Z Wałęsą trudniej, bo żyje i wciąż zaskakuje, jest obok, się przygląda, i w ogóle historia niedokończona. To pomnik, który niestety wciąż gada.

Lech Wałęsa się do obsady nie mieszał. Mój przyjaciel z dawnych lat, aktor Jerzy Karaszkiewicz, miał zagrać w jakimś filmie radzieckim (chyba Ozierowa Wyzwolenie) jednego z polskich komunistów, członka KC PZPR, już nie pamiętam kogo. Wiem, że był niski i seplenił. I ten komunista oświadczył, że chce zobaczyć, kto ma go grać. Przyprowadzono mu Karaszkiewicza, obejrzał go i skrzywił się, że wykluczone. W ogóle niepodobny. Olbrychski był już zajęty, więc wyraził zgodę na Perepeczkę, ostatecznie Jana Englerta.O ile wiem, Andrzej Wajda się długo wahał, czy Borys Szyc, czy Robert Więckiewicz. Obaj byli na próbnych zdjęciach świetni. Borysa w ogóle w charakteryzacji nie poznałem. Był Wałęsą. Ale Więckiewicz był lepszy od Wałęsy i bardziej fizycznie pasował. Przyłożył się do tej roli tak, jak pracują wielcy amerykańscy aktorzy. Do scen w Arłamowie utył kilkanaście kilogramów. Agnieszka Grochowska była od początku bez konkurencji. Pani Danuta polubiła ją, kiedy Agnieszka, w czasie kręcenia filmu, zaszła w ciążę.

{Bal u Gierka}

Do gabinetu dyrektora Stoczni próbuje się dostać, przepychając się z sekretarką, Lech W. Za nim nieśmiało sunie Mijak. Twarz czarna, piasek wbity na centymetr, tylko oczy świecą. Dyrektor właśnie wychodzi z obstawą i nie ma czasu na rozmowy, a Lech W. krzyczy:

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy