Zmianowy podbiega: – No dobra! Wychodzić!
– A jeść? – pyta Lech W.
– W domu się najecie.
– To na co żeście nas przywieźli?
– Pierwszy powiedział, że nie widzi tu ludzi pracy.
No, jazda, wychodzić, wychodzić!
Lech W. pod nosem: – Skurwysyny.
Kiedy ponuro wychodzą, znów mija ich defilada kelnerów, na uniesionych ciągle nad głowami tacach, pięknie upieczone, apetyczne kurczaki. Lech W. ściąga z jednego półmiska nogę kurczaka, z drugiego kawałek piersi i chowa do kieszeni waciaka. Już na dworze wyciąga zatłuszczoną i pomiętą ulotkę KOR-u, spluwa i przykleja na drzwiach. Następnie, po wejściu do domu, wyciąga nogę i pierś z kieszeni i mówi do Danuty:
– Obudź dzieci, pokaż im, jak się je.
Kolejne przesłuchanie Lecha W.
– Toście się, Wałęsa, nie najedli? – mówi rozbawiony Nawiślak.
– Dokładnie tak jest, jak pan mówi.
– I to był powód, żeby razem z Żydami, korowcami, narkomanami i przestępcami krzyczeć, że Gierek oszukał klasę robotniczą.
– Kto panu takich głupot naopowiadał?
– W tej chwili obrażacie funkcjonariusza na służbie. To jest artykuł 270.: za lżenie narodu, ośmieszanie jego ustroju, naczelnych jego organów, od sześciu miesięcy do ośmiu lat. A kto publicznie nawołuje do waśni, podlega karze więzienia do lat sześciu.
– No dobra, ja jestem, dajmy na to, za socjalizmem i uważam, że oszukano ludzi, to jak to jest?
– Od pięciu do ośmiu lat. I wy ze mną tak nie rozmawiajcie, ja też jestem synem chłopa i robotnika. A pracy to już nie macie...
{Pani Danuta superstar}
Przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie ludzie ciągle zapalają znicze, modlą się, kwiaty składają, przyjmują komunię, pieśni śpiewają. Żałoba trwa. Martwię się, że o Wałęsie wciąż cicho. I nagle cud! Wielki powrót. To powrót niebezpośredni, bo przy pomocy żony. Na okładce grubej książki i na okładkach kolorowej prasy pojawia się pani Danuta.
Elegancka, stylowa, w modnym, białym kapelusiku, prosta, skromna kobieta, przemieniona w gwiazdę popkultury. Napisała książkę, odsłania mroczne tajemnice małżeństwa z Lechem Wałęsą. A cóż to za porażające grozą wyznanie. Nie prał, nie gotował, nie zmywał naczyń, nie wyrzucał śmieci, nie troszczył się o dzieci, nie robił zakupów, tylko palił, strajkował i dzieci robił. Naród jest poruszony, wstrząśnięty. Boże, jaka ona cudownie prosta, uczciwa, dobra gospodyni. Tyle lat w cieniu, a cóż to za bogata osobowość. Książka staje się bestsellerem. Tysiące biednych, zaharowanych, poniżanych, bitych, zdradzanych kobiet mówi do mężów: „Widzisz, Zdzichu, to zupełnie jak ty i ja. Taki jesteś, a mnie, chamie ty jeden, nie doceniasz".
Troszkę podejrzewam, że z panią Danutą to jest odrobinę jak z Himilsbachem – kochamy go, bo mu nie zazdrościliśmy. W sumie nieszczęśliwy człowiek był.
A pani Danuta dostaje nagrody. Sława. Pieniądze. Jest już popularniejsza od męża. Polska ją pokochała. Luksusowe damy uśmiechają się wyrozumiale i całują ją w oba policzki. Przyćmiła samą Jolantę Kwaśniewską. Gwiazda Henryki Krzywonos dopiero wschodzi.
{Gadający pomnik}
W Związku Radzieckim odbył się kiedyś zjazd wszystkich aktorów, którzy grali Lenina w filmach. Polskich aktorów nie zaproszono. Artyści przybyli w pełnej charakteryzacji. Na sali siedziało 75 Leninów, a w prezydium 7. To robiło wrażenie. Zjazdu aktorów grających Stalina nie było. Może nikt się nie ośmielił? A potem przyszedł Chruszczow, XX Zjazd, czyli ujawnienie zbrodni Stalina, i było za późno. Może za 100 lat?
Stalin osobiście oglądał na zamkniętych pokazach wszystkie filmy i decydował o ich losie, a i o losie twórców, oczywiście.
Andriej Tarkowski opowiadał mi w Paryżu, że na jednym z pokazów, w czasie projekcji Stalin nagle głośno powiedział: „Niet!". Siedzący parę metrów za nim reżyser i scenarzysta złapali się za serce, przeczuwając, że w najlepszym razie Gułag. W końcu ekipa wielkiego Dowżenki została wyaresztowana na planie filmowym. Ale Stalin odwrócił się i uśmiechnął dobrodusznie: „To nie o was, co wy tacy nerwowi. Patrzcie, mnie cała Europa codziennie mówi: Nie! I widzicie, ja jestem spokojny".
To bardzo nerwowe zajęcie dla aktora grać postać historyczną. Wszystko jedno czy Lincolna, czy Hitlera, czy Stalina. Im dalej wstecz, tym jednak łatwiej. Zbrodnie się oddalają, można w potworze szukać cech ludzkich. Z Wałęsą trudniej, bo żyje i wciąż zaskakuje, jest obok, się przygląda, i w ogóle historia niedokończona. To pomnik, który niestety wciąż gada.
Lech Wałęsa się do obsady nie mieszał. Mój przyjaciel z dawnych lat, aktor Jerzy Karaszkiewicz, miał zagrać w jakimś filmie radzieckim (chyba Ozierowa Wyzwolenie) jednego z polskich komunistów, członka KC PZPR, już nie pamiętam kogo. Wiem, że był niski i seplenił. I ten komunista oświadczył, że chce zobaczyć, kto ma go grać. Przyprowadzono mu Karaszkiewicza, obejrzał go i skrzywił się, że wykluczone. W ogóle niepodobny. Olbrychski był już zajęty, więc wyraził zgodę na Perepeczkę, ostatecznie Jana Englerta.O ile wiem, Andrzej Wajda się długo wahał, czy Borys Szyc, czy Robert Więckiewicz. Obaj byli na próbnych zdjęciach świetni. Borysa w ogóle w charakteryzacji nie poznałem. Był Wałęsą. Ale Więckiewicz był lepszy od Wałęsy i bardziej fizycznie pasował. Przyłożył się do tej roli tak, jak pracują wielcy amerykańscy aktorzy. Do scen w Arłamowie utył kilkanaście kilogramów. Agnieszka Grochowska była od początku bez konkurencji. Pani Danuta polubiła ją, kiedy Agnieszka, w czasie kręcenia filmu, zaszła w ciążę.