Żyzna i ludna pustynia

Archeologia uczy nas skromności, mówi: przed wami byli inni i po was też będą.

Publikacja: 29.11.2013 20:57

Erem w Naqlun. Kiedyś szept modlitw, dzisiaj szelest piasku

Erem w Naqlun. Kiedyś szept modlitw, dzisiaj szelest piasku

Foto: Plus Minus, WŁODZIMIERZ GODLEWSKI WŁODZIMIERZ GODLEWSKI

Red

Niedawno odbył się w Warszawie kongres papirologiczny. W gazecie uchodzącej za poważną przeczytałem, że uczeni mieli tam badać charakter pisma Kleopatry, która mało, że nie zostawiła po sobie listów ani pism, ale nawet nie wiemy na pewno, jak wyglądała.



Włodzimierz Godlewski:

Tęsknoty za Kleopatrą są dosyć powszechne, ale kongresy papirologiczne nie zajmują się jednym tematem czy osobą. Są poświęcone przeglądowi informacji, jakie przez mniej więcej cztery lata napłynęły, a także nowym wynikom, nowym tekstom, które opublikowano. Papirologia jest nauką formalnie obumierającą, bo wiele uniwersytetów ogranicza jej udział w edukacji, skoro nie tworzy dochodu narodowego – ale nauką żywotną. Jeśli chodzi o starożytny Egipt czy Bliski Wschód, teksty greckie, koptyjskie czy arabskie są absolutną podstawą naszej wiedzy.



Jakie ustalenia tam się pojawiły? Czy coś nowego znaleziono albo odczytano?



Oczywiście tak, chociaż nie ma jednego hitu, który by zbulwersował środowisko. Tak zdarzyło się w Rzymie we wrześniu 2012 roku na kongresie Studiów Koptologicznych, kiedy mały fragment rzekomej opowieści o życiu Jezusa trafił do agencji informacyjnych właściwie jeszcze tej samej nocy. Konferencja naukowa nie jest prezentacją osobistych osiągnięć, raczej próbą wniesienia nowych interpretacji albo nowych tekstów. Tych wbrew pozorom nadal pokazuje się niemało, w zbiorach muzealnych, w zasobach różnych instytucji naukowych, ale również co roku odkrywa się nowe dokumenty. Także Polacy mają spory udział w znajdowaniu nowych dokumentów: w Fajum, w Sudanie, w Marei koło Aleksandrii... Część z nich jest bardzo istotna.

Znajduje się je przy wykopaliskach? Podobno niezłe papirusy można nabyć na targu w Kairze, gdzie owija się nimi śledzie egipskie...

To jedna z wersji, bardziej filmowa. Znajduje się je po prostu w zasypach, w czasie wykopalisk, i wymagają bardzo starannych zabiegów, bo najczęściej są mocno pogięte, porwane, zniszczone, fragmentaryczne. Trzeba je najpierw „ożywić", tzn. doprowadzić do płaskiej formy, oczyścić, przeczytać i długo się zastanawiać, czego są fragmentem. Są różne metody datowania ich; najłatwiej jest wtedy, kiedy na papirusie znajduje się data. Czasem pomaga imię władcy, indykcja, czyli piętnastoletni cykl datowania, imiona osób już znanych... Odrębną formą jest datowanie poprzez paleografię, czyli sposób zapisu: jak rozmieszcza się litery na papirusie, jak się je kreśli, ponieważ autorów dokumentów kształcono w określonych okresach, co wpływa na formę. Zmiany leksykalne, formuły religijne czy urzędnicze są również pewnym sygnałem.

Jak pan trafił do archeologii, na miejsce, na którym pan jest?

Miałem przyjemność skończyć archeologię śródziemnomorską pod kierownictwem profesora Kazimierza Michałowskiego, pracującego na Uniwersytecie Warszawskim w owym czasie, i orientalistykę w zakresie egiptologii, żeby mieć świadomość kultury piśmienniczej na tym terenie. W drugiej połowie lat 60. archeologia śródziemnomorska rozwijała się u nas bardzo prężnie, pozyskiwano nowe stanowiska, dokonywano spektakularnych odkryć, jak Faras, które jest do dziś jednym z naszych największych osiągnięć na rynku międzynarodowym. Było więc zapotrzebowanie na ludzi, którzy by chcieli poświęcić swój czas za niewielkie pieniądze, ale z dużą pasją. Archeologia była wtedy atrakcyjnym wyborem, wiązała się z wyjazdami za granicę, dla większości obywateli będącymi poza zasięgiem.

Czy profesor Michałowski był pańskim mistrzem?

Tak, odegrał w moim życiu niesłychanie istotną rolę. Profesor był już w wieku dosyć nobliwym; wizytował stanowiska polskie w Egipcie, sprawował opiekę organizacyjną i merytoryczną. Bezpośrednio w polu pracować mi się z nim nie zdarzyło.

Moje zainteresowania były od początku sprecyzowane: Nubia, czyli południowy Egipt i Sudan, a ostatnio, po powstaniu wielkiej tamy asuańskiej i jeziora Nasera, już tylko Sudan. Było to związane z gorącym wówczas tematem, odkryciami w Faras, pisałem z tego pracę magisterską, bo wtedy często pisało się z materiału niepublikowanego pochodzącego z wykopalisk. Interesowałem się późnoantycznym okresem w dolinie Nilu i to nie opuściło mnie dotąd. Geograficznie była to właśnie Nubia, a właściwie Stara Dongola. Brałem udział w badaniach w Egipcie, w Aleksandrii; miałem też kilkuletni związek z badaniami na stanowisku islamskim w zespole grobowym emira Kurkumasa na terenie nekropolii w Kairze. Przez kilka sezonów pracowałem w Palestynie, w okresie kiedy była otwartym terytorium. W sumie spędziłem jako archeolog na wykopaliskach prawie pół wieku.

A współcześnie?

W ostatnich latach, a i w obecnym sezonie wykopaliskowym, obejmującym ze względów klimatycznych w dolinie Nilu jesień i zimę, skupiam się na dwóch stanowiskach: Naqlun w oazie Fajun – to jest stanowisko monastyczne – i w Starej Dongoli. To duże miasto zapomnianego królestwa Makurii, bardzo istotnego w średniowieczu, było jednym z najbardziej bizantyjskich centrów na terenie Afryki. Naqlun to studia nad ewolucją życia monastycznego, od eremu, czyli miejsca odosobnienia dla jednego czy dwóch mnichów żyjących z dala od terenów zamieszkanych, przez normalnie funkcjonujące społeczeństwo, aż do klasztoru cenobitycznego, gdzie mnisi mieszkają razem, wykonują wspólne prace i stanowią ośrodek życia religijnego. To jest 80–90 dużych eremów wykutych w skałach, zespół zabudowy gospodarczej i mieszkalnej plus kościół z malowidłami, dobrze datowany na początek XI wieku.

Wy odkryliście to miejsce dla świata.

I dla archeologii, i dla Koptów. Przedtem nikt o nim nie wiedział. Znaleźliśmy tam m.in. zespół dokumentów arabskich, rodzinne archiwum Giorgi i jego braci, Banu Bifam, pochodzące z końca X wieku, zdeponowane w klasztorze. 50 dobrze zachowanych dokumentów notarialnych dotyczy sprzedaży i zakupu domów, ogrodów, działek rolnych, podatków itp. Opisują one dokładnie przestrzeń podlegającą transakcji, sąsiadów, granice, wartość itp. Są tam również imiona osób zawierających transakcję, świadków, ich podpisy – to gotowy opis tamtejszej rzeczywistości ekonomicznej. Dokumenty po przetłumaczeniu z arabskiego ukażą się w tym roku we Francji.

Naqlun to chyba moje największe osiągnięcie pod względem naukowym, świadectwo, jak większość chrześcijańska próbowała działać w świecie opanowanym przez islam. Kiedy islamizacja ogarnęła większość społeczności nad Nilem, klasztory odgrywały istotną rolę jako miejsce spotkań, edukacji...

...i oporu przeciw tej islamizacji?

Ja bym tego nie nazywał oporem. Był okres, kiedy życie społeczne w Egipcie postrzegano jako zderzenie dwóch różnych nacjonalizmów, jak byśmy to dziś określali. Ten proces odbywał się na społeczeństwie przez długi czas, w dwóch aspektach: zaniechania używania greckiego jako języka administracyjnego oraz codziennego języka koptyjskiego – na rzecz arabskiego, który został odgórnie wprowadzony, od kiedy Egipt stał się częścią składową kalifatu. Proces arabizacji, trwający od IV do IX wieku, doprowadził do dominacji jednej z form językowych. Język grecki obumarł, natomiast koptyjski, do XI wieku używany w Kościele jako podstawowy, a także wśród Koptów, pozostał do dziś językiem liturgii.

Odrębnym rytmem toczył się proces islamizacji, znacznie dłuższy. Jeszcze w XI wielu społeczność na terenie Fajum w dominującej liczbie wyznawała chrześcijaństwo. Od XI wieku islamizacja uległa przyspieszeniu w związku z preferowaniem na stanowiska, szczególnie wyższe, osób wyznania islamskiego. Nie jest to żelazna reguła; mamy wielu Koptów w administracji cywilnej, na bardzo wysokich nieraz stanowiskach związanych z finansami, medycyną czy prawem. Proces islamizacji nasilał się z biegiem czasu i miał współczynnik fiskalny: niewierzący, a więc ci, którzy nie przyjęli islamu, płacili specjalny podatek za wyznawanie innej religii. Stało się to poważnym problemem ekonomicznym dla tych ludzi. W tej chwili udział Egipcjan wyznania chrześcijańskiego spadł do około 10 procent.

Czyli Arabowie nie burzyli świątyń ani klasztorów innowierców?

Zarówno islam, jak i chrześcijaństwo należą do religii Księgi, które tolerowały się wzajemnie, ponieważ Koran zawiera dużo fragmentów biblijnych, związanych z Ewangeliami. Obie religie powstały na tym samym obszarze, w tym samych warunkach „pogodowych", geograficznych i społecznych. W stosunkach między nimi występowały okresy lepsze i gorsze; szczególnie mniejszości religijne mówią o prześladowaniach. Niewątpliwie były wydawane edykty, których zamiarem było niwelowanie obecności chrześcijan w społeczeństwie egipskim, pewne budynki zniszczono bądź odmawiano zgody na ich odnawianie, więc popadały w ruinę. Zmniejszało się zaplecze społeczne i ekonomiczne, a utrzymanie kościołów i klasztorów kosztuje. Faktem jest, że w społeczeństwie nad Nilem chrześcijaństwa jest obecnie niewiele w stosunku do wyznawców islamu.

Podobno Polacy spenetrowali 38 procent terenu przeznaczonego pod zalanie w rejonie IV katarakty Nilu, podczas gdy Anglicy tylko 8 procent. Czy polscy archeologowie są lepsi od angielskich?

Brałem udział w badaniach na terenie, który podlegał najwcześniejszemu wysiedleniu, bezpośrednio przy budowanej wówczas tamie. W badaniach powierzchniowych na dużą skalę już nie uczestniczyłem. W tym samym czasie prowadziliśmy Dongolę i drugi ciekawy program, w jaki sposób państwowość meroicka, która upadła w IV wieku, przekształciła się w społeczność królestwa Makurii – od V do XIV wieku było ono głównym organizmem na terenie Sudanu. Czesanie tego terenu, niezwykle trudnego, skalistego, ukształtowanego nieprzyjemnie, było domeną młodych ludzi, zarówno z naszego środowiska, jak Europejczyków i Amerykanów. Ludność nie chciała opuszczać terenu pod zalew, a jej oczekiwania związane z przeniesieniem były większe niż oferta przedkładana przez rząd. Raczej bym rozumiał tych przesiedlanych, że mieli żal. Trudno było rekrutować ludzi do prac, a archeologowie byli synonimem zmian, które się miały dokonać.

Informacja o procentach mówi coś tylko z pozoru. Jeżeli weźmiemy pod uwagę powierzchnię, tu istotnie udział polskich misji był bardzo duży. Powierzchnia jest tam złą miarą, ponieważ dolina biegnie wzdłuż Nilu, raczej należy stosować miary liniowe. Dolina jest zróżnicowana, czasami bardzo wąska. Trzeba penetrować tzw. wadi, czyli koryta dawnych rzek, nieistniejących od tysiącleci, w których mogło istnieć osadnictwo. Polacy zobowiązali się umową do spenetrowania pewnego obszaru i próbowali to rzetelnie wypełnić. Poza tym misja Muzeum Archeologicznego w Gdańsku trwała znacznie dłużej niż inne; większość ekip pracowała trzy–cztery sezony; oni spędzili tam dziesięć sezonów.

Sudan pozwolił nam wywieźć część odkrytych eksponatów?

Od kilkunastu lat Sudan nie pozwala na wywóz swych dóbr narodowych do miejsc, z których pochodzą archeolodzy, ale użycza zabytków na wystawy. Dla kampanii ratunkowych jak ta w rejonie IV katarakty obowiązuje specjalne prawo, pozwalające wywieźć pewien procent zabytków odsłoniętych podczas badań, po ocenie ich ważności dla historii Sudanu. Najtrudniejsze w rejonie IV katarakty było ratowanie glifów naskalnych, czyli rysunków, które należało wyciąć i przetransportować do muzeów. Odcięcie tego ze skały jest bardzo poważną operacją techniczną; w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku mamy sporą kolekcję rytów naskalnych stamtąd.

Jak archeologia traktuje kwestię rozkopywania grobów i innych obiektów? Starożytni Egipcjanie traktowali swe groby w piramidach jako machiny zmartwychwstania. Czy są one bezwzględnie dostępne dla archeologów? Czy reguluje to jakieś prawo?

Każde terytorium ma swoje prawo archeologiczne i archeolog, który się tam pojawia, musi je znać i respektować. Bardzo istotne jest, do kogo należy teren, czy jest on pod opieką Służby Starożytności w danym kraju, czy jest to teren prywatny. W tym drugim przypadku niezbędne jest pozwolenie właściciela. Osobną sprawą jest sposób wykonywania przez archeologa jego zawodu. Wymaga to działań inwazyjnych wobec obiektu, czyli odsłonięcia go, ale wcześniej trzeba zrobić dokumentację opisową, fotograficzną i pomiarową. Otrzymuje ją właściciel czy też opiekun stanowiska archeologicznego, czyli Służba Starożytności Egiptu czy też Sudanu. W przypadku nekropolii dochodzą elementy etyki w szerszym tego słowa znaczeniu, aby szczątki ludzkie były należycie traktowane. Archeolog jest z reguły ostatnią osobą, która dociera do grobowców, szczególnie królewskich czy znaczących postaci.

A pierwszą jest kto – rabuś?

Pierwszą jest na ogół nieznany nam z imienia i nazwiska osobnik, który niekoniecznie stosował metodę archeologiczną i był pochłonięty robieniem dokumentacji naukowej, natomiast interesowały go obiekty o wartości handlowej. Bardzo często pozostałości właściciela grobowca są już mniej albo bardziej naruszone, ale to nie zwalnia ze stosowania etycznych zasad przy wchodzeniu do nekropolii. Kiedyś najbardziej interesujące wydawały się obiekty, na które trafiano w grobach; dziś większą wagę przywiązuje się do osoby tam pochowanej, do zrozumienia warunków jej życia, wykonywanej pracy, relacji ze środowiskiem, chorób, na które zapadła i które były przyczyną zgonu. Wkracza tu najnowocześniejsza technika, np. w czasie badania pokrewieństwa osób z grobów królewskich stosuje się analizę DNA.

Co z badań archeologicznych wynika dla naszego dziś? Czy efektem jest tylko wiedza o kulturze materialnej tamtych czasów i ludzi?

Gdy patrzymy na kwestie cywilizacyjne, to mistrzami pod tym względem byli Rzymianie, którzy metodą pokojową niezwykle skutecznie podnosili poziom cywilizacyjny na danym terenie. Do dziś wiele mostów i dróg wiedzie trasami wytyczonymi przez Rzymian, stąd taka różnica dzieli terytoria imperium rzymskiego od tych, które w jego obrębie się nie znalazły. A jeśli idzie o innowacyjność w wymiarze życia codziennego... Sedes w domu nubijskim w Nubii z IX czy X wieku był lepszy niż te produkowane obecnie. Spełniał wszystkie wymogi. Ale też terytorium Sudanu w IX wieku było pod względem cywilizacyjnym daleko lepiej rozwinięte. Ludzie ci byli nośnikiem cywilizacji bizantyjskiej zarówno jeśli idzie o ikonografię, jak i o technologię – wznosili wielkie budowle z kamienia, z wypalanej cegły, mieli łazienki z gorącą wodą... Rozwój cywilizacji odbywał się niezupełnie w takich miejscach, w których byśmy się go dopatrywali dziś, a terytoria, które wydają nam się zaniedbane pod względem ekonomicznym, niekoniecznie były takie w przeszłości. Ta refleksja pozwala nam nie pysznić się współczesnością. To, z czego korzystamy dziś, jest efektem działań ludzi z różnych kręgów cywilizacyjnych.

Za naszego życia nastąpiło przewartościowanie potęg światowych: jedne podupadały, dominacja innych wzrastała. Stąd zapotrzebowanie na refleksję nad upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, ponieważ procesy społeczne biegną wręcz analogicznie. W ten sposób studia nad starożytnością dotykają aspektów bardzo aktualnych.

Czy archeologowie w swych badaniach biorą poprawki na zmiany klimatyczne? Czy dzisiejsza pustynia jest taka sama jak przed tysiącami lat?

Badania na terenie podsaharyjskim – szczątków kostnych zwierząt i ludzi, resztek warsztatów kamieniarskich – pozwoliły zrekonstruować tamtejszy klimat 10 tysięcy lat temu i wcześniej. Tam były jeziora, w których pływały wielkie ryby, było zielono, rosły ogromne drzewa, chodziły żyrafy i słonie – widać to dziś jak na dłoni. Wielkość zwierząt, zmiany w glebie, zmiany w kościach są podstawą do wnioskowania o zapleczu, które pozwalało im żyć. Wyniki tych badań, określenie, ile te zmiany trwały, jakie były ich przyczyny, odnoszą się bezpośrednio do naszej współczesności.

Jeszcze słowo o pustyni: my ją postrzegamy z perspektywy naszej cywilizacji miejskiej, zorganizowanej. Pustynia nigdy nie była przestrzenią niezaludnioną. Nie jest to miejsce, gdzie nic się nie dzieje: wydmy nie są stałe, wędrują z pewną prędkością. Ludzie, którzy tam żyją, wiedzą o miejscach, gdzie woda jest dostępna. To nieprawda, że pustynia jest całkiem bezwodna: w Libii istnieją rurociągi doprowadzające wodę z pustyni do miast. Największe zaskoczenie człowieka z innej cywilizacji przeżyłem, gdy po obfitych deszczach w Etiopii w latach 80., które ogarnęły również część Sudanu, po krótkim czasie w miejscach całkowicie wypalonych trawa sięgała pół metra. To świadczy o potencjale terenu, który błyskawicznie może zmienić swój charakter. Droga między Kairem a Aleksandrią, w latach 70. niemal w całości pustynna, dziś jest pasem zieleni, ponieważ teren stał się dostępny ekonomicznie, co spowodowało wprowadzenie technologii i pompowanie wody ze studni głębinowych. Dawniej też budowano studnie, bardzo głębokie, i też wyciągano z nich wodę. Ale gdy patrzy się dziś na pustynię w pobliżu osad ludzkich, widać tylko plastikowe worki, które toczy po piasku wiatr.

Cywilizacja zmieciona z powierzchni Ziemi zachwyca nas swymi wytworami, ale i ostrzega: tak przemija postać tego świata. Czy jesteśmy w stanie takie ostrzeżenie przyjąć?

Nam jest potrzebne przekonanie o przemijaniu, o tym, że na nasze życie wpływa wiele współczynników, które nie upoważniają do poczucia mocy wynikającej z rozwoju cywilizacyjnego. To nie jest proces absolutnie stabilny, musimy więc być bardziej ostrożni. Archeologia dostarcza nam poczucia skromności, mówi: przed wami byli inni i po was też będą. Technika, łatwość jej stosowania zaciera w nas poczucie własnej wartości. Ludzie kilka tysięcy lat temu wznosili z kamiennych bloków okazałe budowle, domy, pałace, nie mówiąc o piramidach, a wszystko to bez dźwigów, ciężarówek, elektryczności – dziś taka mordęga wydaje się nie do pomyślenia. Zaczynamy mieć wątpliwości, czy człowiek starożytności nie był bardziej kreatywny i operatywny od nas.

Niedawno odbył się w Warszawie kongres papirologiczny. W gazecie uchodzącej za poważną przeczytałem, że uczeni mieli tam badać charakter pisma Kleopatry, która mało, że nie zostawiła po sobie listów ani pism, ale nawet nie wiemy na pewno, jak wyglądała.

Włodzimierz Godlewski:

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy