Wieczorem 5 listopada kolejka chętnych do wejścia do hali koncertowej w Asbury Park sięgała dwóch przecznic. Rok wcześniej w tym miejscu znajdowały się kałuże oraz pryzmy piachu naniesione przez superhuragan Sandy, który spustoszył stan New Jersey oraz sąsiedni Nowy Jork. Teraz setki gości cierpliwie czekały w kolejce, aby zobaczyć „swojego człowieka". Nie był to bynajmniej „The Boss", czyli legendarny syn robotniczego New Jersey – Bruce Springsteen. Jak głosiła wielka tablica informacyjna, która ukazała się naszym oczom po wejściu, ich koncerty „mają być wkrótce". To było z boku. Za to literki poprzyczepiane do głównej tablicy informowały: „Dzisiaj wieczór wyborczy gubernatora Chrisa Christiego".
Trzeba przyznać, że jak na wieczór wyborczy polityka, który miał właśnie wygrać reelekcję w 11. co do wielkości stanie USA, wszystko wyglądało skromnie. Skromny bilecik na „jeden darmowy napój", żadnych plakatów z nazwiskiem gubernatora, którymi można machać przed obiektywami kamer, nawet jednego balonu, ani szczypty konfetti. Czy ten brak typowych gadżetów to chęć pokazania „skromności", czy uznanie, że nie są one konieczne, skoro sondaże dawały Christiemu zwycięstwo? To prawda, że asceza dobrze pasowała zarówno do przekazu kampanii, jak i przemówienia gubernatora: żadnych świecidełek, proste fakty.
Wreszcie na wielkim telebimie wyniki podawane przez CNN. Już minutę po zamknięciu lokali przy nazwisku Christiego pojawia się symbol zwycięstwa i dane: gubernator – 60 proc. głosów, a jego rywalka z Partii Demokratycznej – ledwie 39 proc. Setki ludzi upakowane w Asbury Convention Hall wybuchają entuzjazmem, przypominającym ten ze sztabu prezydenta Obamy po wygranej reelekcji w 2012 r. Ostatecznie pod podestem zebrali się ci, którzy postawili na Christiego: donatorzy, wolontariusze i działacze. Poprzedzony wprowadzeniem czwórki swoich dzieci wychodzi sam Christie, trzymając za rękę żonę. – Jeśli nam się udało w Trenton, to może goście z Waszyngtonu powinni włączyć telewizory i zobaczyć, jak to się robi? – mówi, a stacje telewizyjne transmitują te słowa na żywo, na cały kraj. Wśród uścisków dłoni, przybijanych piątek, robionych smartfonami zdjęć nie raz, nie dwa słychać głosy „Mr President", czyli „panie prezydencie".
Lubiany republikanin?
Dla większości komentatorów przekaz z 5 listopada był następujący: kampania przed wyborami prezydenckimi w 2016 r. ruszyła pełną parą, a Chris Christie będzie jednym z bohaterów tych zmagań. I do tego liderem w hipotetycznym (bo jeszcze nikt nie zadeklarował udziału) wyścigu o nominację Partii Republikańskiej. Czy ten pochodzący z mieszanej, irlandzko-sycylijskiej rodziny 51-letni dzisiaj polityk ma szansę wspiąć się na najwyższy urząd w kraju i zostać drugim – po Johnie Kennedym – katolickim prezydentem USA? Droga daleka, ale patrząc na wyniki tzw. badań exit poll, pozycja wyjściowa jest niezła.
Gubernator z ramienia Partii Republikańskiej dostał 1 mln 252 tys. głosów, a jego rywalka 790 tys. – i to w stanie, w którym liczba zarejestrowanych zwolenników Partii Demokratycznej jest o 700 tys. większa niż republikanów. W porównaniu z wyborami z 2009 r. poprawił swoje wyniki we wszystkich grupach wyborczych, ale najbardziej wśród tych, którzy tradycyjnie głosują na demokratów. Gubernatora poparło 55 proc. kobiet (rzadko się zdarza, aby republikanin tutaj wygrał, zwłaszcza mając za rywalkę kobietę z Partii Demokratycznej) – tyle samo co rok wcześniej prezydenta Obamę w całym kraju. „Tak" powiedziało 48 proc. ludności latynoskiej, o 16 proc. więcej niż cztery lata temu, ponad dwa razy więcej niż w ostatnich wyborach prezydenckich dostał republikanin Mitt Romney.
Wyniki nie dziwią, bo choć Christie cały czas prowadził w sondażach, to do końca walczył o elektorat, a zwłaszcza ten „mniejszościowy". Nie tylko odwiedzał miejsca, gdzie cztery lata temu nie głosował na niego prawie nikt, ale wręcz prowokował tam gorące, merytoryczne dyskusje pod hasłem „staję przed wami, choć się ze mną nie zgadzacie". Reklamówkę popierającą Christiego nagrał znany były gwiazdor koszykarskiej ligi NBA, urodzony i wychowany w New Jersey Shaquille O'Neal, który nazwał senatora „wielkim człowiekiem". Na kilku przystankach ostatniego sprintu wyborczego – tygodniowej trasy autobusowej z 90 wiecami wyborczymi – gubernatorowi towarzyszyła jedna z nielicznych latynoskich gwiazd Partii Republikańskiej, gubernator Nowego Meksyku Suzana Martinez (pojawiły się spekulacje, że byłaby idealną kandydatką na wiceprezydenta, gdyby Christie startował). W ten sposób uzbierało się 60 proc. poparcia wszystkich głosujących, z których jednocześnie aż 58 proc. wyborców zadeklarowało, że ma złe zdanie o Partii Republikańskiej.
Pragmatyk i twardziel
Skąd popularność Christiego? Prezentuje się jak pragmatyk rozwiązujący konkretne problemy. Często nie po drodze mu z dogmatykami Partii Republikańskiej: jest za ograniczoną regulacją broni palnej i pomimo osobistego sprzeciwu nie odwołał się od decyzji stanowego Sądu Najwyższego legalizującego tzw. małżeńskie związki jednopłciowe. Ale gdy trzeba, potrafił pokazać twardą rękę. Tak było choćby w sporze ze związkami zawodowymi.