Rosyjski lud walczy z zepsuciem

Ruch Tasaka nie rozwinąłby się na dużą skalę, gdyby zajmował się cichym tropieniem pedofilów i przekazywaniem ich policji. Byłby bowiem wtedy „nudny”, a więc pozbawiony najbardziej satysfakcjonującego elementu – wykonania kary. A tak przybiera formę miejskiego safari ukoronowanego na koniec medialnym zaistnieniem w Internecie.

Publikacja: 18.01.2014 03:24

Red

Wyobraźmy sobie polowanie na ludzi, połączone z odrobiną seksualnej perwersji, w tym sadyzmu. Ale nie chodzi tu o film czy jakieś wyreżyserowane reality show. Dreszcz emocji jest prawdziwy, a ofiara naprawdę się boi. W dodatku mamy tu do czynienia z wieloodcinkowym serialem.

Nierealne? Nic podobnego. Wystarczy poszukać na YouTube filmików zamieszczanych przez aktywistów „organizacji społecznej" Okkupaj Pedofilaj, urządzającej safari na pedofilów na ulicach rosyjskich miast. Okazuje się, że życie społeczne postsowieckiej Rosji, tłumione lub sterowane w imię np. walki ze zgnilizną Zachodu, wydaje zaskakujące, ale i zatrute owoce. W państwie ograniczającym wolność zbiorowego działania tworzy się pełne perwersji, alternatywne społeczeństwo obywatelskie. A nowe media pozwalają przesuwać granicę społecznej ekspresji do obszarów, jakie znane były dotąd jedynie z futurologicznych filmów.

Spełnione proroctwo

Temat tego, jak splot seksu z przemocą obecny jest w mediach, poruszył jeszcze u zarania telewizji satelitarnej i wideo – czyli prapoczątków epoki Video on Demand – David Cronenberg w swoim filmie „Wideodrom". Jego bohater – szef niewielkiej stacji telewizyjnej – natyka się na kanał satelitarny, w którym pokazywane są sceny tortur, egzekucji i przemocy seksualnej. Oglądanie programu staje się jego obsesją i prowadzi go do nasilających się halucynacji.

Obsesja rośnie, gdy dowiaduje się, że pokazywane sceny to nie gra aktorska, lecz realne cierpienie. Cronenberg dobrze oddał naturę ludzką w jej pogoni za autentycznością – nawet w rzeczach najbardziej ekstremalnych. Przed długi czas myślałem, że pomysł kanału tematycznego dla miłośników sadyzmu jest tylko fantazją futurologicznego reżysera, dopóki nie natknąłem się na działalność rosyjskiego bojownika z pedofilią Maksima Marcinkiewicza, występującego od lat pod pseudonimem Tasak (ros. Tiesak).

I kolejny proroczy film – tym razem rosyjski. „Luna Park" – obraz Pawła Ługina z 1991 r. Młody chłopak Andriej stoi na czele bandy młodych rosyjskich nacjonalistów – „Czyścicieli", którzy terroryzują początkujących biznesmenów, biją się z lokalnymi bandami motocyklowymi i walczą o rosyjską sprawę przeciwko ideologii „zgniłego" Zachodu.

Na jednej z dyskotek, które ochraniają zresztą jako członkowie drużyn ludowych, czyli czegoś w rodzaju radzieckiego ORMO, dostrzegają parę młodocianych homoseksualistów. Zaciągają ich do swojej podziemnej kryjówki-siłowni. Główny bohater filmu ogląda ręce pierwszego z „zatrzymanych". W tym momencie przypomina się „Armia Konna" Isaaka Babla, gdy „bojcy" Armii Czerwonej wybierali wśród polskich jeńców swoich i obcych klasowo. „Zawód?" – pyta Andriej. „Pomocnik ślusarza" – pada odpowiedź. A szef bandy na to: „Odbiło wam kompletnie – prosty chłopak, robotnik, a poszedł w pedalstwo". Zaczyna się osobliwy „sąd" – są oskarżyciel, obrońca i sędzia. Oskarżyciel występuje z płomienną mową w stylu prokuratora Wyszyńskiego, ujmując się za „tysiącami rosyjskich kobiet robotnic" z hoteli robotniczych, które nigdy nie widziały nagiego mężczyzny, a mogłyby „założyć rodzinę i rodzić dzieci". Proponuje zatem obciąć genitalia tym, którzy przez swój homoseksualizm uchylają się od spełniania męskiego obowiązku. Obrońca z kolei, „biorąc pod uwagę pierestrojkę, humanitaryzm itp., itd.", proponuje im uciąć po jednym jądrze. Sprawę ucina Andriej, który nakazuje obu ofiarom stoczyć pojedynek na pięści, by „udowodnić, że jest w nich jeszcze męski duch". A potem zaczyna się runda pytań o przyczyny odmienności – np. o to, czy rodzina pełna. I tak widzimy brutalną parodię typowo zachodniej instytucji, jaką jest sąd: proces zmienia się w perwersyjną zabawę.

Aby zobaczyć, jak wygląda ziszczenie się filmowej wizji, wystarczy w wyszukiwarce YouTube wpisać po rosyjsku jakiś tytuł, np. „Tiesak protiw pedofila – gołuboj borsuk żurnalist" („Tasak kontra pedofil – dziennikarz borsuk ciota"). Otrzymamy wówczas prawie półgodzinną „perełkę" internetowej twórczości (jest też skrót z angielskimi napisami dla zagranicznych widzów), mającej spore aspiracje do telewizyjnego profesjonalizmu. To nie jest zwykły, wrzucony do Internetu, filmik. Jest tu kilka kamer, blue box, postprodukcja i przerwy reklamowe.

Reality show

Przenosimy się zatem do Moskwy roku 2013. Na naszych oczach czternastolatek będący przynętą umawia się za pośrednictwem Facebooka na „masaż" z dwukrotnie starszym od siebie dziennikarzem. Spotykają się w jednym z moskiewskich zaułków. Wszystko dokumentuje ukryta kamera. Tymczasem niespodziewanie do akcji wkracza oddział łowców pedofilów pod wodzą Maksima Marcinkiewicza. Zaczyna się przesłuchanie-rytuał. Na początku „śledczy" wkłada rękawice do sztuk walki, informując przy tym, jaki sklep jest ich sponsorem. Potem razem z chłopcem zaczynają przesłuchanie ofiary. Padają takie pytania jak: „Dlaczego chciałeś mnie w pupę?", „Jesteś aktywny czy pasywny?". Na niewinnej twarzy chłopca niesforny uśmiech miesza się z demonstracją siły.

Potem Marcinkiewicz zaciąga pojmanego i ustawia przed rozciągnięty na ścianie kawałek niebieskiego materiału. To prowizoryczny blue-box, na którym w procesie postprodukcji nałożono rozmaite obrazki. Prowadzący show wypytuje zatrzymanego, czy jest zwolennikiem Aleksieja Nawalnego, demokratą itd., bo nie lubi władz, ale też rosyjskiej opozycji. Następnie mamy konkurs, który polega na zdobyciu największej ilości udostępnień dla filmiku. Nagrodę pieniężną zapewnia sponsor – sklep z suplementami diety i hormonami wzrostu. Później wirtualnie przenosimy się do sali sądu, której zdjęcie pojawia się za plecami – Marcinkiewicz występuje tu w roli sędziego, który mówi: „Wie pan, że dokonanie lubieżnych czynów wobec nieletnich to przestępstwo". Rozprawa się kończy, czekamy na wyrok. Przychodzi czas na przerwę reklamową – ustawiony na białym tle schwytany mężczyzna trzyma w ręku kolorową torebkę. „Jeśli  nie chcecie być tacy jak ja, jedzcie Europrotein" – recytuje. Ma sporą nadwagę, co jest obiektem kpin prowadzącego. Po reklamie przenosimy się do wirtualnego więzienia, w tle pojawia się zdjęcie celi. Teraz będzie rozmowa „po paniatiam", czyli po bandycku. „W tyłek raz albo widelcem w oko – co wolisz?" – pyta Marcinkiewicz.

Przesłuchiwany szybko przyznaje się do winy i pozwala się polać szamponem, który przyniósł ze sobą na spotkanie. Uczestnicy pedofilskiego safari wycinają mu dziury w spodniach i przepędzają. Ten ucieka w popłochu, a łowcy żegnają go śmiechem. Po zakończeniu safari Marcinkiewicz i jego nieletnia przynęta w barze omawiają ostatnią akcję. Starszy kolega daje młodemu adeptowi życiowe rady. Sprawiedliwości stało się zadość, a my otrzymujemy amatorski, jednak całkiem zgrabny produkt medialny, cieszący się dużą oglądalnością w Internecie. W rosyjskim Internecie znajdziemy setki filmików robionych według podobnego scenariusza.

Polscy widzowie mieli okazję poznać Tasaka dziesięć lat temu – był bohaterem jednego z reportaży „Szerokie tory" Barbary Włodarczyk z 2001 r., poświęconego środowisku moskiewskich skinheadów. Dziennikarka spędziła cały dzień z młodym neonazistą, biorąc udział w treningach walk, spotkaniach kierownictwa Ludowej Partii Narodowej.

Zanim Tasak skupił się na pedofilii, całą swoją uwagę poświęcał problemowi gastarbeiterów w Rosji – nazywanych pogardliwie Czurkami. Marcinkiewicz uważał, że najlepszą metodą rozwiązywania problemów będzie ich eliminacja, najlepiej fizyczna, z rosyjskiego społeczeństwa. W pewnym momencie zapytany przez Włodarczyk, czy kogoś zabił,  Marcinkiewicz odpowiada bez skrępowania: „Jestem o tym przekonany. Chyba gdy się komuś skacze pięć minut po głowie w takich butach, to mało kto przeżyje, zwłaszcza gdy leży na asfalcie i słychać, jak mu trzaska nos". Tasak mówi to dumnie, pokazując swoje martensy. Dziennikarka spotkała go trzy lata później i już nie był szeregowym członkiem skinheadzkiej bojówki, ale liderem otoczonym grupką wyznawców. – To rodzaj medialnego zwierzęcia, które nagrywa każdy swój krok i mizdrzy się do kamery – dodaje Barbara Włodarczyk.

Tasak obdarzony medialnym talentem porzucił uliczne bójki i zajął się wideoblogerstwem. Był autorem bloga o nieprzypadkowej nazwie Format 18 – dla skinheadów liczba ta oznacza inicjały Adolfa Hitlera. Na blogu pojawił się filmik, na którym przebrani za członków Ku-Klux-Klanu skinheadzi rozstrzeliwują „tadżyckiego handlarza narkotykami" – potem okazało się, że nagranie zostało zainscenizowane, a Marcinkiewicz ogłosił się jego „producentem". W 2007 roku los zetknął Tasaka z mało wtedy znanym Aleksiejem Nawalnym – młody skinhead wdarł się na jego spotkanie. Kiedy zadawał mu pytania o to, czy nie uważa on, że aby Rosja rozkwitała, należałoby rozstrzelać wszystkich demokratów, kompani Marcinkiewicza skandowali: „Sieg Heil!". Na tej podstawie skazano go na trzy lata więzienia. Tasak otrzymał również wyrok w zawieszeniu za umieszczenie na swojej stronie słynnego nagrania, na którym nacjonaliści zabijają w okrutny sposób Tadżyka i Dagestańczyka.

Po wyjściu z zony opromieniony sławą więźnia politycznego Tasak oddalił się nieco od gloryfikacji Hitlera.  Zajął się działalnością bardziej „pożyteczną" – ściganiem pedofilii i zwalczaniem homoseksualizmu –  został ojcem założycielem „ruchu społecznego" Okkupaj Pedofilaj. Nazwa w szyderczy sposób nawiązuje do powstałego na Zachodzie Ruchu Oburzonych.

Familia, imię, otczestwo

Ruch ma swoje filie faktycznie w każdym większym rosyjskim mieście, a także kilka oddziałów na Ukrainie i Białorusi. Scenariusz łowów jest zawsze ten sam – nieletni chłopak czy dziewczyna – poprzez konta na swoich portalach społecznościowych i czatach kontaktują się z potencjalnym miłośnikiem nastolatków. I w ten sposób kogoś takiego zwabiają do prywatnego mieszkania lub w zaciszne miejsce. Jeśli przynęta zadziała – z drugiego pokoju czy krzaków wyłania się Tasak lub jego lokalna wersja w towarzystwie „ekipy operatorskiej" i zaczyna się przedstawienie nagrywane kamerą.

W wielu odcinkach „show" szef grupy podtyka swojej ofierze plastikowego penisa i zaczyna prowadzić ni to wywiad, ni to przesłuchanie. Przyłapany na próbie seksu z nieletnim jest najczęściej śmiertelnie przerażony, że trafi na policję. Wie również, że jeśli zapis spotkania pojawi się w Internecie – może to skomplikować jego życie rodzinne i zawodowe. Sam Marcinkiewicz lubi np. występować z obnażonym torsem, przyjacielsko obejmuje szyję pojmanego, cały czas go dotyka, podszczypuje, proponuje zbiorowy gwałt. Z tego powodu pojawiają się podejrzenia dotyczące kryptohomoseksualizmu lidera ruchu. Gdy jednak złapany chce uciekać lub nie odpowiada tak jak trzeba, Tasak wymierza uderzenie w nerki z nieodłącznym: „Gowori, suka" albo „Ruki po szwam". Naturalnie pada sakramentalne milicyjno-kagebowskie: „Familia, imię, otczestwo" . Na koniec rytuału ofiara często oblewana jest moczem z butelki lub goli jej się głowę.

„Aktywiści społeczni" kreatywnie rozszerzają zakres działalności. W Rosji powstał również odłam Okkupaj Gerontofilaj – drużyny nieletnich łapiących innych młodocianych usiłujących nawiązać kontakt z dorosłymi i oferujących seks za pieniądze. Kręcone na rosyjskiej prowincji filmiki nie są już tak „ciekawe" jak twórczość Tasaka – prowadzący są o wiele  „nudniejsi", brakuje im „polotu" właściwego Marcinkiewiczowi. Materiały nie są praktycznie montowane. A akcja najczęściej kończy się pobiciem zatrzymanego poza kamerą. Łowcy jednak prezentują szczególny zapał i mocne przekonanie, że dobrze służą ojczyźnie.

Julia Łatynina, znana rosyjska dziennikarka i pisarka, która jako prelegentka uczestniczyła w spotkaniu z Nawalnym, na które wtargnął Marcinkiewicz, uważa, że młodzi ludzie zajmujący się czynną walką z pedofilią nie są opłacani czy organizowani przez władzę. Jej zdaniem zachowują się jednak tak, jak gdyby liczyli na to, że w przyszłości władza zaproponuje im współpracę. – Mechanizm jest prosty: jeśli ja, Wasia Pupkin, będę bił pedofilów, umieszczał to w Internecie i pokazywał, jaki jestem silny, to na koniec Kreml mnie zauważy i da forsę na to, żebym kiedyś dołożył np. Nawalnemu i zwalczał pomarańczową rewolucję – dodaje.

Spadkobiercy Timura

Na początku 1941 roku na ekrany sowieckich kin wszedł film „Timur i jego drużyna" o grupie pionierów pod wodzą czternastolatka, która „ochrania" rodziny czerwonoarmistów przebywających na froncie, walcząc z bandą miejscowych chuliganów i złodziejaszków. Bardzo szybko w Związku Radzieckim powstał ruch timurowców – pomagających potrzebującym.

Dziś postać Timura – chłopca zachowującego się jak dorosły, co rusz wygłaszającego stalinowskie komunały, śmieszy nawet Rosjan. Po latach ruch Timura zyskał jednak perwersyjną kontynuację w ruchu Okkupaj Pedofilaj. Jego uczestnicy przypominają w swojej  „słuszności" („prawilnosti") – stalinowskich pionierów. Nieźle tu również pasuje postać Pawki Morozowa – komsomolca, który donosił na starszych i doprowadził do skazania swojego ojca oskarżonego o udział w spisku kułaków.

Okkupaj Pedofilaj umożliwia ludziom młodym wyżycie się na starszym pokoleniu, na osobach o wyższym statusie społecznym i materialnym, bez żadnych konsekwencji. To rzecz charakterystyczna dla stalinowskiego totalitarnego terroru, w którym człowiek jest bezbronny wobec donosu napisanego nawet przez dziecko. Łatynina przyrównuje ruch Marcinkiewicza do hunwejbinów z czasów chińskiej rewolucji kulturalnej lat 60. ubiegłego wieku, stawiających sobie za cel upokarzanie starych przez młodych. Dla rosyjskich władz, które do swojej pseudokonserwatywnej ideologii cynicznie wpisały walkę z płynącą z Zachodu „zgnilizną moralną", dzisiejszy Tasak zwalczający „po prostu" pedofilów i homoseksualistów jest o wiele wygodniejszy niż dawny Tasak, będący nazistą.

Łatynina tłumaczy też pojawienie się niecodziennej subkultury łowców pedofilów rozpowszechnionej w ZSRR, a potem w Rosji, więzienną tradycją tzw. szpany. Jej istotą jest potwierdzanie swojej pozycji społecznej poprzez wytwarzanie w więzieniu podrzędnej grupy będącej obiektem poniżania (skądinąd to rzecz znana również w Polsce).

Dziennikarka wyjaśnia: – Zwolennicy Marcinkiewicza to taki typ ludzi, którzy nie mogą rzucić żadnego wyzwania prawdziwym bandytom, czy nawet Czeczenom, więc wybierają sobie oczywiście za cel ataków pedofilów – ludzi absolutnie paskudnych, ale też zupełnie bezbronnych, nad którymi można bezkarnie się poznęcać. Niebagatelną rolę odgrywa też perwersyjna sublimacja swoich popędów poprzez dominację. Część tych aktywistów, szczególni ci grający rolę przynęty, zachowuje się jak geje nienawidzący swojej orientacji, którzy zamiast aktu seksualnego z ofiarą dokonują na niej symbolicznego gwałtu".

Łatynina przypomina, że dokładnie na tej zasadzie budowany jest mechanizm fali („diedowszczyny") w rosyjskiej armii.

Wnuki enkawudzistów

Stare przyzwyczajenia nie giną, jak mawiają Anglosasi. 31 czerwca 1937 r. szef NKWD Nikołaj Jeżow podpisał rozkaz o powołaniu trójek NKWD do walki z kułakami i elementami antysowieckimi, składające się z przedstawiciela NKWD, sekretarza komitetu obwodowego i obwodowego prokuratora. Trójki miały za zadanie jak najszybciej wydawać wyrok na podstawie jak najmniejszej liczby zgromadzonych akt, najczęściej siłami samego NKWD. Nie prowadzono protokołów posiedzeń, dokumenty zszywano w teczki z napisem „Ściśle tajne/chronić na zawsze". Wyrok nie podlegał apelacji. Łowcy pedofilów są spadkobiercami tej dawnej tradycji: przyspieszonego procesu, choć trzeba przyznać, że przynajmniej „protokołują" swoje wyczyny nagraniami wideo.

Ruch nie rozwinąłby się na dużą skalę, gdyby zajmował się cichym tropieniem pedofilów i przekazywaniem ich policji, bo byłby „nudny", a więc pozbawiony najbardziej satysfakcjonującego elementu – wykonania kary. A tak przybiera formę miejskiego safari – jest zwierzyna, jest myśliwy – ukoronowanego na koniec medialnym zaistnieniem w Internecie. Wszystko to podlane jest specyficzną kulturą sadyzmu, instytucjonalizowaną w ZSRR przez komunistyczny system represji. W ten sposób, ponad 20 lat od upadku ZSRR, komunizm nieprzerwanie wydaje swój zatruty plon.

Autor jest dziennikarzem telewizji Biełsat

Wyobraźmy sobie polowanie na ludzi, połączone z odrobiną seksualnej perwersji, w tym sadyzmu. Ale nie chodzi tu o film czy jakieś wyreżyserowane reality show. Dreszcz emocji jest prawdziwy, a ofiara naprawdę się boi. W dodatku mamy tu do czynienia z wieloodcinkowym serialem.

Nierealne? Nic podobnego. Wystarczy poszukać na YouTube filmików zamieszczanych przez aktywistów „organizacji społecznej" Okkupaj Pedofilaj, urządzającej safari na pedofilów na ulicach rosyjskich miast. Okazuje się, że życie społeczne postsowieckiej Rosji, tłumione lub sterowane w imię np. walki ze zgnilizną Zachodu, wydaje zaskakujące, ale i zatrute owoce. W państwie ograniczającym wolność zbiorowego działania tworzy się pełne perwersji, alternatywne społeczeństwo obywatelskie. A nowe media pozwalają przesuwać granicę społecznej ekspresji do obszarów, jakie znane były dotąd jedynie z futurologicznych filmów.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą