Wyobraźmy sobie polowanie na ludzi, połączone z odrobiną seksualnej perwersji, w tym sadyzmu. Ale nie chodzi tu o film czy jakieś wyreżyserowane reality show. Dreszcz emocji jest prawdziwy, a ofiara naprawdę się boi. W dodatku mamy tu do czynienia z wieloodcinkowym serialem.
Nierealne? Nic podobnego. Wystarczy poszukać na YouTube filmików zamieszczanych przez aktywistów „organizacji społecznej" Okkupaj Pedofilaj, urządzającej safari na pedofilów na ulicach rosyjskich miast. Okazuje się, że życie społeczne postsowieckiej Rosji, tłumione lub sterowane w imię np. walki ze zgnilizną Zachodu, wydaje zaskakujące, ale i zatrute owoce. W państwie ograniczającym wolność zbiorowego działania tworzy się pełne perwersji, alternatywne społeczeństwo obywatelskie. A nowe media pozwalają przesuwać granicę społecznej ekspresji do obszarów, jakie znane były dotąd jedynie z futurologicznych filmów.
Spełnione proroctwo
Temat tego, jak splot seksu z przemocą obecny jest w mediach, poruszył jeszcze u zarania telewizji satelitarnej i wideo – czyli prapoczątków epoki Video on Demand – David Cronenberg w swoim filmie „Wideodrom". Jego bohater – szef niewielkiej stacji telewizyjnej – natyka się na kanał satelitarny, w którym pokazywane są sceny tortur, egzekucji i przemocy seksualnej. Oglądanie programu staje się jego obsesją i prowadzi go do nasilających się halucynacji.
Obsesja rośnie, gdy dowiaduje się, że pokazywane sceny to nie gra aktorska, lecz realne cierpienie. Cronenberg dobrze oddał naturę ludzką w jej pogoni za autentycznością – nawet w rzeczach najbardziej ekstremalnych. Przed długi czas myślałem, że pomysł kanału tematycznego dla miłośników sadyzmu jest tylko fantazją futurologicznego reżysera, dopóki nie natknąłem się na działalność rosyjskiego bojownika z pedofilią Maksima Marcinkiewicza, występującego od lat pod pseudonimem Tasak (ros. Tiesak).
I kolejny proroczy film – tym razem rosyjski. „Luna Park" – obraz Pawła Ługina z 1991 r. Młody chłopak Andriej stoi na czele bandy młodych rosyjskich nacjonalistów – „Czyścicieli", którzy terroryzują początkujących biznesmenów, biją się z lokalnymi bandami motocyklowymi i walczą o rosyjską sprawę przeciwko ideologii „zgniłego" Zachodu.
Na jednej z dyskotek, które ochraniają zresztą jako członkowie drużyn ludowych, czyli czegoś w rodzaju radzieckiego ORMO, dostrzegają parę młodocianych homoseksualistów. Zaciągają ich do swojej podziemnej kryjówki-siłowni. Główny bohater filmu ogląda ręce pierwszego z „zatrzymanych". W tym momencie przypomina się „Armia Konna" Isaaka Babla, gdy „bojcy" Armii Czerwonej wybierali wśród polskich jeńców swoich i obcych klasowo. „Zawód?" – pyta Andriej. „Pomocnik ślusarza" – pada odpowiedź. A szef bandy na to: „Odbiło wam kompletnie – prosty chłopak, robotnik, a poszedł w pedalstwo". Zaczyna się osobliwy „sąd" – są oskarżyciel, obrońca i sędzia. Oskarżyciel występuje z płomienną mową w stylu prokuratora Wyszyńskiego, ujmując się za „tysiącami rosyjskich kobiet robotnic" z hoteli robotniczych, które nigdy nie widziały nagiego mężczyzny, a mogłyby „założyć rodzinę i rodzić dzieci". Proponuje zatem obciąć genitalia tym, którzy przez swój homoseksualizm uchylają się od spełniania męskiego obowiązku. Obrońca z kolei, „biorąc pod uwagę pierestrojkę, humanitaryzm itp., itd.", proponuje im uciąć po jednym jądrze. Sprawę ucina Andriej, który nakazuje obu ofiarom stoczyć pojedynek na pięści, by „udowodnić, że jest w nich jeszcze męski duch". A potem zaczyna się runda pytań o przyczyny odmienności – np. o to, czy rodzina pełna. I tak widzimy brutalną parodię typowo zachodniej instytucji, jaką jest sąd: proces zmienia się w perwersyjną zabawę.