Frekwencja zazwyczaj nie jest wysoka i nikt prócz Szwajcarów nie zwraca większej uwagi na wynik. Referendum, które odbyło się przed dwoma tygodniami, cieszyło się jednak powszechnym zainteresowaniem, zwłaszcza gdy okazało się, że większość głosujących opowiedziała się za ograniczeniem imigracji obcokrajowców. To prawda, przewaga zwolenników ograniczeń nie była miażdżąca (50,35 procent), a rząd i wszystkie większe ugrupowania opowiadały się przeciwko takiemu rozwiązaniu. Wynik jednak zwrócił uwagę na nastroje, które w żadnym razie nie są ograniczone do Szwajcarii.
Niełatwo wytłumaczyć taki wynik. Inna rzecz, że przejawy niechęci do żywiołowej imigracji zarobkowej dostrzec można było od dłuższego czasu we wszystkich chyba krajach europejskich – na przykład do napływu Sinti i Romów (zwykle określanych mianem Rumunów, Bułgarów lub Słowaków) czy przybyszów z części krajów muzułmańskich. Zaczęły powstawać partie antyimigranckie – w Grecji partia taka ma jednoznacznie neofaszystowski charakter, w innych krajach jednak zwolennicy tych ugrupowań rekrutują się z lewicy. Podobne ugrupowania działają w tradycyjnie liberalnych państwach Skandynawii i Beneluksu. W Szwajcarii sprzeciw dotyczył nie tylko imigrantów „egzotycznych", lecz również tych pochodzących z państw ościennych, Niemiec i Włoch.
Niechęć, o której mowa, nie jest w żadnym razie ograniczona do skrajnej prawicy czy prawicowych populistów. Jak wynika z badań opinii publicznej, ugrupowania antyimigranckie pojawiły się w różnych krajach, regionach i środowiskach. We Francji, jak wynika z jednego z badań, partia antyimigrancka mogłaby liczyć na najwięcej głosów; podobnie jest w Danii i w Holandii. W Niemczech za podobnym rozwiązaniem jak w Szwajcarii głosowałyby dwie trzecie wyborców. Wszystko wskazuje na to, że najsilniejsze antyimigranckie ugrupowanie w Wielkiej Brytanii, czyli UKIP (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa), okaże się po najbliższych wyborach rozstrzygającym czynnikiem przy formowaniu większości.
Jak wytłumaczyć fakt, że stanowisko antyimigranckie zajęły również ugrupowania lewicy i Zieloni? Obawy, że nieograniczana imigracja spowoduje obniżkę płac, stając się zarazem zbyt poważnym obciążeniem dla służby zdrowia i oświaty, są mocno rozpowszechnione. Imigracja mogłaby również, jak miało to już miejsce w przeszłości, odbić się niekorzystnie na cenach nieruchomości. A żeby obraz całości stał się jeszcze bardziej skomplikowany – zwolenników ograniczenia imigracji było w Szwajcarii najwięcej właśnie w tych kantonach, gdzie mieszka najmniej cudzoziemców.
Trudno w tej sytuacji o prostą odpowiedź na pytanie o przyczyny szwajcarskiego trzęsienia ziemi: można co najwyżej przypomnieć, że Szwajcaria ma największy w Europie odsetek obywateli obcego pochodzenia (23 procent). Coraz bardziej powszechna jest więc obawa, że jeśli odsetek ten by się zwiększał, kraj zmieniłby się nie do poznania, a miejscowe wartości i tradycje zostałyby utracone. Innymi słowy, Szwajcaria nie byłaby już Szwajcarią. Obawy takie są jednak równie żywe w Niemczech i we Francji, gdzie obcokrajowcy stanowią nie więcej niż dziesięć procent mieszkańców. Niewykluczone, że korzeni tych postaw szukać trzeba w latach bezpośrednio po zakończeniu wojny, gdy rozpoczęła się masowa imigracja zarobkowa do Europy – i dokonywało się to bez jakiegokolwiek pytania miejscowych o zdanie. W czasach kryzysu gospodarczego i wzrostu bezrobocia tamte sytuacje mogą się stawać zaczynem obecnej niechęci.