Łatwiej pójść do wróżki

Magia zakłada, że sami możemy sterować swoim i cudzym losem. Daje to iluzję, że odprawiając rytuały, mamy wpływ nie tylko na swoją egzystencję, ale na to, co się wydarzy. ?I to jest przyczyna jej – nawet współczesnej – popularności.

Aktualizacja: 11.04.2014 19:25 Publikacja: 11.04.2014 19:24

Tarot: w XVIII-wiecznych salonach przedstawiany jako mistyczna mądrość Egipcjan, dziś – 2,40 PLN za

Tarot: w XVIII-wiecznych salonach przedstawiany jako mistyczna mądrość Egipcjan, dziś – 2,40 PLN za minutę plus VAT

Foto: 123RF

Karty tarota hipnotyzują...



Krystyna Piątkowska, antropolog kultury:

Owszem, i to od setek lat. Nie bez przyczyny istnieją w kontekście magicznym, a jeśli tyle przetrwały, muszą być ważne. Ten, kto potrafi je czytać, musi mieć kontakt z siłami z zaświatów, są to bowiem obrazy nieodnoszące się do naszej rzeczywistości. Wizualnie gęste, skomplikowane i tajemnicze postaci z emblematami, przedstawiające dziwne alegorie.



W sieci mnożą się dramatyczne apele ostrzegające przed tymi kartami. Wielu ich amatorów kończy ponoć u psychiatry lub egzorcysty, bojąc się już nie tylko słyszanych głosów, majaczących postaci i latających przedmiotów, lecz nawet samych siebie...



Z pewnością, bo najgłębszą przesłanką magii i wróżbiarstwa jest wiara w istnienie momentów, gdy świat żywych łączy się ze światem umarłych. I ta wiedza konstruuje sposób myślenia o kartach. Dlaczego one coś nam pokazują? Bo ten, kto się nimi posługuje, ma, jak mówiłam, kontakt ze światem umarłych...



Mimo że kart tarota nauczył się czytać z „Ikonologii" Cesarego Ripy?



Właśnie dlatego. Ktoś po prostu wierzy, że ma kontakt. A to rzadko komfortowa sytuacja.

Tylko że jak się z tego śmiać, gdy widzimy, jak znany publicysta Tomasz Terlikowski spektakularnie, pod okiem kamery, rąbie talię takich kart siekierą i wrzuca ją w ogień, komentując na swoim portalu: „Karty tarota (...) są śmiertelnie niebezpieczne. To nie jest zabawa, śmieszny eksperyment, ale wejście na ścieżkę spotkania ze złym duchem".  Po co legitymizować takie czary-mary? Przecież składając z nich swoistą ofiarę, przydaje im znaczenia i potwierdza ich „moc".

A pani co by zrobiła?

Dałabym je dzieciom do zabawy. Karty tarota to dla mnie estetycznie piękne obrazki bez znaczenia.

Może, ale odwołujące się do głębokiej historii kultury. Wróżbiarstwo czy astrologia kształtowały niegdyś nawet życie społeczno-polityczne. W latach 1450–1650 astrologię wykładano na uniwersytetach, a korzystali z niej nie tylko monarchowie, ale też biskupi...

Dopóki wynalezienie teleskopu nie zrobiło z niej rozrywki dla podkuchennych...

Pani mówi o strywializowanych horoskopach z dzisiejszych kolorowych pism, tworzonych dla „górala zbiorowego". Ja zaś mówię o badaczach prezentujących się jako mistrzowie tej sztuki. W ich konstatacjach nie ma powierzchowności, a wydaje się, że wymagają one wielkich i niepodważalnych kompetencji oraz niepospolitej wrażliwości. Spójrzmy na wodzów w systemach totalitarnych: ostatnio mocno podkreśla się związki między nimi. Oto Hitler i Stalin mieli tego samego guru: Georgija Gurdżijewa, proroka i okultystę. Jego ideą było zgłębianie mądrości Wschodu, by rządzić ludzkością, całą kulą ziemską. Był on także przekonany, że uda mu się osiągnąć nieśmiertelność. Fascynował go taniec derwiszów – setki tancerzy powtarzających te same ruchy, proste i nużące. Gdy oglądam sceny z obozów koncentracyjnych, a także gułagów, wciąż widzę ten taniec, we wszystkich odsłonach... I podkreślam, że oba te systemy miały takie konotacje.

Ezoteryczne?

Tak. Oparte na metafizyce. Czyż nie dlatego Himmler stworzył ekipę, która miała poszukiwać Świętego Graala, po czym wysłał ją do Azji? Naziści chcieli zbudować swój system na czymś, co ma charakter hierofanii, czyli przejawiania się sacrum, świętości w sferze profanum, choć wydawałoby się, że to irracjonalne. Podobnie użycie swastyki. Wie pani, kto wybrał ten symbol? Słynna okultystka, niejaka Helena Bławatskaja. Nam się tylko wydaje, że żyjemy w świecie do bólu racjonalnym, ale kiedy spojrzymy w głąb, odkryjemy tam ocean irracjonalności. Potrzeba metafizyki jest u człowieka tak ewidentna, że próby jej wyeliminowania są moim zdaniem bezcelowe, a nawet niestosowne.

Mam uwierzyć, że mój los zależy od układu gwiazd? Chyba wtedy, gdy spadnie mi na głowę jakiś meteoryt! Przecież nie musimy już zaklinać burzy, bo wszystko wiemy.

Nie wiemy najważniejszego. Nauka wciąż nie znalazła odpowiedzi na fundamentalne, nurtujące nas pytania. Czy słyszała pani o sekcie scjentologów? Twierdzą, że życie zaimplantowano na Ziemi z kosmosu, a obcy przyjęli postaci niektórych Ziemian. Mamy zatem taki projekt egzystencji, który ma się skończyć transferem tu obecnych w inną, kosmiczną rzeczywistość. A siła tej sekty jest taka, że zaszczepiła swą opowieść szerokiej grupie ludzi z wysokim statusem społecznym. To zdumiewające, że choćby Tom Cruise uwierzył, iż jest reprezentantem obcej cywilizacji...

To dowodzi jedynie, że wysokiemu statusowi społecznemu niekoniecznie towarzyszy lotność myśli...

Nie o to chodzi. Sekta jest skuteczna, bo celnie indoktrynuje. Wprowadza opowieść o charakterze mitycznym. A wie pani, czego dotyczą dwa najważniejsze ludzkie mity? Genezy i eschatologii. Skąd pochodzimy i dokąd pójdziemy po śmierci. Ludzkość ma wielki problem z tymi dwiema kategoriami, a żadna kultura ani nauka nie są jak dotąd w stanie ich zracjonalizować. Ale gdy mamy wybór? Biolog racjonalista będzie nam opowiadał o łączeniu się plemnika z komórką jajową, o tym, że jesteśmy etapem w ewolucji, a nasze życie skończymy jako proch. Z drugiej strony usłyszymy, że byliśmy duszą, przybyliśmy z „domu", by po chwili egzystencji do niego powrócić, a alternatywą dla prochu będzie życie wieczne. Co wówczas wybierze większość?

Ale o życiu wiecznym uczy religia,  po co nam zabobon?

Nie chodzi tu o kwestie religijne, ale o świadomość egzystencji. Nawet najwięksi agnostycy czy ateiści nie czują się komfortowo, mając świadomość, że znikną i przestaną istnieć. Tymczasem jeśli uruchomimy wiedzę racjonalną, to odpowiadając na pytanie, kim jesteśmy, stworzymy co najwyżej krótką narrację o przypadku, który się zdarzył, by się nagle skończyć. Dante Alighieri opisuje co prawda w „Boskiej komedii" wędrówkę przez wszystkie kręgi piekieł . Ale czy on tam był? Czy z perspektywy racjonalnej ktoś widział raj lub piekło? Czy wiemy, co było przedtem albo co będzie potem?

Wierzymy.

Raczej jesteśmy wystarczająco otwarci, a projekt wydaje się atrakcyjny, zatem bez względu na wyznawaną wiarę możemy wplatać w swoją świadomość różne idee. Człowiek chce żyć także wtedy, gdy życie się kończy. Mało tego, chce wiedzieć, jak ono wygląda po śmierci. A ludzkość jako jedyny gatunek posiada wyobraźnię symboliczną i potrafi się poruszać w sferze naukowo nieweryfikowalnej i irracjonalnej. Zwierzęta nie mają wierzeń, reagują tylko na tu i teraz. Ezoteryka czy przesądy są próbą zrozumienia świata i zapewnienia sobie wiecznej egzystencji, podejmowaną przez – jak uważam – geniusz ludzkiej wyobraźni. Nie powinniśmy ich zatem traktować jak czegoś wstecznego, wynikającego z ciemnoty czy braku kompetencji. Ta nadwyżka symboliczna, hermeneutyka sięgająca początków ludzkiej egzystencji, stanowi o wyjątkowości naszego widzenia świata.

Opętani wyznawcy tarota określają się jako katolicy. Ale Księga Powtórzonego Prawa zabrania czarów, magii, kontaktów z umarłymi. Nie wystarczy im biblijna wizja raju?

Wie pani, czym różni się magia od religii? Religia to kontekst proszenia i modlitwy. Człowiek ma świadomość, że jedyne, co może, to prosić o łaskę. Ale czy Bóg raczy ją okazać? Magia zaś zakłada, że sami możemy sterować swoim i cudzym losem. Daje to iluzję, że odprawiając rytuały, mamy wpływ nie tylko na swoją egzystencję, ale i na to, co się wydarzy. I to jest przyczyna jej – nawet współczesnej – popularności. Ale jeśli ktoś wierzy, że dzięki kartom los się odwróci i spełnią się jego marzenia, dlaczego mamy się temu dziwić?

Bo to naiwne...

Proszę zrozumieć, współczesny świat jest bardzo dynamiczny i płynny, a aksjologia jest rozproszona i brakuje autorytetów. Pojęcia są pomieszane, a każda konwencja dopuszczalna, panuje zatem libertynizm i wszystko wolno. Takie otoczenie odbiera przeciętnemu człowiekowi poczucie bezpieczeństwa, sprawia, że bywa on tak zagubiony i przerażony swoją egzystencją, iż usilnie poszukuje substytutów zapewniających mu jakąś nadzieję i wsparcie. A kto dzisiaj może mu to dać? Polityk? Tak namąci, że jak człowiek ma biznesowy plan na życie, to od razu z niego zrezygnuje. Co innego empatyczna wróżka – ta przewidzi, że za dwa lata zostanie on krezusem. Da mu nadzieję, że wszystko będzie dobrze i się poukłada. Jestem osobą wierzącą, ale to nie przeszkadza mi przyglądać się z uśmiechem ludziom, którzy wierzą w karty tarota czy chodzą do wróżek. Kościół mówi o ostateczności i śmierci, a gdy przysłuchuję się kazaniom, nie słyszę w tych narracjach żadnej nadziei, żadnej perspektywy na przyszłość...

Dla katolika to śmierć oznacza nadzieję. Jest perspektywą spotkania z Bogiem i dalszego życia....

Owszem, tak mówią kapłani, ale już zwykły wierny ma z tym problem, bo spotkanie ze Stwórcą to tylko obietnica. A nasza kultura w celebracji funeralnej wcale nie jest radosna, wypiera kwestie ostateczne. To nie Meksyk, gdzie śmierć to radość, robi się zatem fiesty i cukrowe czaszki. U nas człowiek i tak zostaje z tym sam, szukając jakiejś kotwicy.

Dlatego nocą dzwoni do brylujących na ekranie różnej maści wróżek czy „najsłynniejszego polskiego wróżbity" Macieja? Przepowiednia po zaksięgowaniu przelewu na koncie itd.

To tylko popkulturowy spektakl, nie przypadkiem rozgrywany nocą. Czas mroku był tym, w którym pojawiały się tajemne siły i dusze z zaświatów. A takie „medium", zasiadłszy przed okiem kamery, każe wierzyć, że ma kontakt z naszą świadomością i jest w stanie coś w niej poprawić. Wykonuje przy tym gesty zrzucania, strzepywania czegoś, co ma być symbolem oddalania zła od człowieka, który jest hen, gdzieś w eterze. Nie wspomnę o żenującej projekcji talizmanów czy amuletów. „Narysuj to sobie na kartce, a cię ochroni" – mówi wróżbita. Dziwi mnie, że stacje telewizyjne pozwalają na taką hucpę. Dla mnie to jest hucpa. Przepowiednie w kulturze magicznej miały sens tylko w określonym czasie...

Kiedy?

Wróżyło się na przykład w czasie przejścia, pomiędzy końcem a początkiem życia. To czas inicjowany we wrześniu, gdy płoną łęty na kartofliskach, w dzień św. Marcina. Trwał przez listopad, Boże Narodzenie i Wielkanoc aż do nocy świętojańskiej, gdy się kończył. Nad zbiornikami wodnymi płonęły tej nocy ogniska i według tych pięknych wierzeń ostatnie dusze zmarłych odchodziły na tamtą stronę po mostach z dymów. Od schyłku czerwca do września żyjący pozostawali sami, a cała sfera kontaktu z duchami mogącymi znać przyszłość była zamknięta. Niestety, współczesna kultura strywializowała te wierzenia.

W kulturze masowej kwitnie nawet kabała w wersji light. Popowa interpretacja mistycznych ksiąg judaizmu. Polscy celebryci wzorem Madonny, Victorii Beckham czy Demi Moore eksponują czerwone sznurki za 20 dolarów noszone na lewych nadgarstkach. Ma to być nić Racheli chroniąca ich przed złem.

Kabaliści uważali się za mistrzów tajemnicy. A to kolejny ważny kontekst, dla którego człowiekowi potrzeba metafizyki. XX wiek pogrążył się w wojnach, potem szukał ratunku w modernistycznej racjonalizacji, a to – jak wiemy – nie przyniosło ukojenia u jego schyłku. Człowiek w kolejnym stuleciu zrobił zatem woltę i powrócił do wersji, która bardziej mu pewnie odpowiada. Widać – wyobraźnia symboliczna to sprawia – nie potrafi żyć w świecie zupełnie racjonalnym. Kiedy słynna Wielka Szyba francuskiego malarza i szachisty Marcela Duchampa  popękała podczas transportu, ten skrajny racjonalista powiedział: „Ja to przyśniłem, to miało się zdarzyć". A nawet w mojej dyscyplinie widzę protest przeciw kartezjańskiemu wyjaśnianiu i opisywaniu świata.

Kartezjański opis jest w pełni racjonalny. Istnieje tylko to, co jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem i zmysłami. Nic więcej.

W antropologii były postaci uświadamiające nam, że tak nie jest. Carlos Castaneda w „Naukach don Juana" przeprowadził czytelników na drugą stronę, pokazując, że świat nie składa się tylko z tego, co dostępne zmysłom. Stosował używki. Odkrył, że pod ich wpływem świadomość się nagle poszerza i mamy dostęp do sfer, których dotąd nie znaliśmy. Zresztą nasz świat nie może się ograniczać do tego, co racjonalne, jeśli 2,5 mln Niemców przyznało w badaniach z 1999 r., że spotkało... diabła. Czy wszyscy oni doznali jakiejś dekonstrukcji psychiki czy halucynacji?

Diabeł to szerokie pojęcie, nie wiemy, co mieli na myśli.

Tak to określili, a ja jako badacz ludzkiej wyobraźni koncentruję się na tym bez względu na to, czy w to wierzę, czy nie.

Możemy zatem przyjąć, że nasze zmysły się mylą. A dostępny nam świat to tylko ułuda, staroindyjska maya czy, jak kto woli, współczesny Matrix. Czy wtedy ezoteryka stanie się paradoksalnie próbą racjonalnego zgłębienia prawdy i zbliżenia do absolutu?

To za głębokie wody. Współczesny człowiek nie zanurza się w takie rozważania teologiczne czy filozoficzne. A w działaniach „magicznych" nie ma tak ambitnych czy refleksyjnych przesłanek. Świat się utowarowił i skomercjalizował na tyle, że wystarczy się posłużyć obrazem, by kogoś do czegoś przekonać. Nawet uczestnictwo w religijnych rytuałach miewa dziś bardziej estetyczny niż etyczny wymiar. Gdy pójdę na drogę krzyżową, nikt nie zapyta, jak głęboko wierzę, bo uzna, że moja obecność świadczy sama za siebie. A duchowość człowieka pozostanie tak samo zredukowana w kwestii rzekomego kontaktu z diabłem czy demonem. Proszę mi wierzyć, nikt o tym nie myśli. To tylko popkulturowa gra. Pamięta pani „Kod da Vinci" Rona Howarda oparty na bestsellerze Dana Browna?

Pobudzająca masową wyobraźnię opowiastka pop.

Właśnie. Gdy oglądałam ten film, w kinie panowała śmiertelna cisza. Do pewnego momentu: oto bohater oznajmił swej protagonistce, że jest potomkinią Chrystusa. Proszę mi wierzyć – takiej salwy śmiechu dawno nie słyszałam! Nikt z widzów nie pomyślał pewnie, że to zamach na historię Kościoła, nie sięgali refleksją aż tak głęboko. Zamiast czekać, aż Bóg się zlituje, szybciej i łatwiej pójść do wróżki. A że to się odbywa w magicznym entourage'u, to tylko element show.

Inżynier Jan Taratajcio, wytwórca tajemniczych urządzeń: biorezonatorów, naukowo dowodzi, że Fundacja Rockefellera na początku XX wieku sprzedała nas „obcym". Zmieniono potem częstotliwość naszych fal mózgowych, by zablokować nam dostęp do umiejętności wytwarzania „wolnej" energii...

To już magia XXI wieku. Dawniej kwestie aury czy energii kosmicznej podejmowali alchemicy, prze-konując, że to kwestia ich nadprzyrodzonych zdolności. Teraz szuka się kontekstu racjonalności, stwarzając pozory pracy naukowej: fizyka, chemia, matematyka, badanie faktów historycznych. Jeśli ptasie hordy latają według jakiegoś klucza, to widać i ludzi łączy jakaś kosmiczna energia itd. Ale zauważmy przy tym, że nawet na poziomie stricte naukowych rozważań nie mamy do czynienia wyłącznie z aksjomatami. Za chwilę może się okazać, że to, co zakładaliśmy, wcale się nie sprawdza, a domniemany sukces czy odkrycie ma inny charakter. Dlatego warto zachować dystans, nie potępiając ludzi realizujących się w takich interakcjach. W kulturze zawsze może się zmienić front i to, co dziś traktujemy jak żenadę i obciach, stanie się kulturową normą, bo tak już kiedyś było.

Będziemy leczyć się moczem i wierzyć, że gdy kobieta w ciąży nadepnie na końskie łajno, jej dziecko będzie niechlujne?

Miejmy nadzieję, że nie. Ale czy wie pani, że oba te przesądy mają korzenie magiczne? Wszystko, co balansuje na granicy dwóch światów, należy do sfery magii. Wydzieliny z ciała niby do niego należą, ale znajdują się poza, czyli nie są tym ani tym. Stąd koncept, że jeśli przetrzemy moczem buzię dziecka, straci ono afty, grzybicę itp. Ale stosujący tę metodę nie znają zwykle jej korzeni, bo to głęboka wiedza kulturowa. Widzi pani, będąc antropologiem, mam świadomość, że świat jest znacznie bardziej skomplikowany, niż się wydaje, i nie da się go racjonalnie dookreślić. Dlatego ważne, by mieć prawo do balansowania w światach potencjalnie możliwych i nieograniczania się do patrzenia w menzurkę czy rwania szat, że nie potrafimy obsługiwać systemu Android.

Krystyna Piątkowska jest etnologiem i antropologiem kultury. Pracuje na ?Uniwersytecie Łódzkim

Karty tarota hipnotyzują...

Krystyna Piątkowska, antropolog kultury:

Pozostało 100% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy