Napisanie syntezy dziejów pierwszych stuleci od upadku cesarstwa rzymskiego na Zachodzie w 476 r. wymaga wielkich umiejętności, jednak w osobie brytyjskiego profesora Petera Heathera spotykamy dziejopisa, który z powodzeniem wypełnił to zadanie.

Właśnie w stuleciach od VI do IX papieże zyskali polityczne znaczenie, które utracili dopiero w XIX w. wraz z dekompozycją Państwa Kościelnego, kiedy ich władza ograniczyła się do terytorium Watykanu. Heather przekonuje, że szczególna rola papiestwa wcale nie była na początku wynikiem nadmiernych ambicji samych papieży: wiązała się przede wszystkim z próbami odbudowy zachodniego cesarstwa, które podjęto niemal zaraz po jego upadku. Pierwszym bohaterem książki jest zatem władca Gotów Teodoryk Wielki, który na początku VI wieku na czele swej armii straceńców opanował Italię, a potem powiększył swą władzę o Hiszpanię i południową Galię. Gocki parweniusz nie odważył się jednak ogłosić cesarzem: po jego śmierci państwo się rozpadło, a na arenę wkroczył cesarz Justynian Wielki, pan Bizancjum. Nie cieszy się on szczególną sympatią autora, chociaż rozbił królestwo Wandalów w Afryce i opanował Italię. Heather twierdzi jednak, że zrobił to wyłącznie z troski o własną pozycję polityczną, zagrożoną intrygami i niepokojami społecznymi. „Według wszelkich norm, nawet rzymskich, był z niego kawał autokratycznego drania najgorszego rodzaju. (...) Nie można go nazwać ludobójcą na skalę Hitlera, Stalina czy Pol Pota, ale na miarę swoich czasów ambicjami i chaosem autorytarnych rządów wszystkim im dorównywał". Jego dzieło również okazało się nietrwałe.

Kto wtedy był de facto głową Kościoła? Historyk nie ma wątpliwości – cesarz rezydujący w Konstantynopolu. Powoływał patriarchów, zwoływał sobory, rozstrzygał spory teologiczne, „był namiestnikiem Boga na Ziemi, przez niego samego wybranym i przygotowanym". Taka była późnorzymska teoria polityczna, którą przyswoił sobie także władca Franków Karol Wielki, ostatni bohater książki. Kiedy koronował się na cesarza Zachodu w 800 r., jego celem było nawrócenie na chrześcijaństwo całej ludzkości. Potrzebował do tego papiestwa, które hojnie uposażył. W tym okresie biskupi Rzymu wypracowali już jednak formułę, według której byli równi cesarzom z tytułu pełni władzy duchowej nad chrześcijaństwem. Walka cesarzy „powołanych przez Boga" z namiestnikami Chrystusa z Wiecznego Miasta, która toczyła się potem niemal do końca średniowiecza, pokazała, że to ci ostatni mieli rację. Dziś nie ma już cesarzy, a kolejni biskupi Rzymu otrzymują należną im cześć w wielu chrześcijańskich sercach. Tak jak Jan XXIII i Jan Paweł II.

Peter Heather, „Odrodzenie Rzymu", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014