Pierwsza debata jest stratą czasu i pokazuje, że niektórzy eksperci nadal nie rozumieją, co jest stawką w obecnym konflikcie. Zapewne Stany Zjednoczone dopuściły się jakichś błędów i mogły okazać władcy Kremla większą serdeczność. Kiedy prezydent Obama trafił do Moskwy, być może nie powinien poświęcić na rozmowy z Miedwiediewem pięciu godzin, godziny zaś Putinowi, lecz odwrotnie.
Krytycy Obamy podnoszą ten fakt, zapominając, że nawet jeśli prezydent rozmawiałby z Putinem przez cały dzień i całą noc i zjedli beczkę soli, nic by to nie zmieniło. Liczy się bowiem tylko jedno: Rosja na przełomie 1991 i 1992 roku utraciła imperium, i Putin miał rację, mówiąc, że było to największe nieszczęście tego kraju w XX wieku. Od dnia, kiedy obecny prezydent Rosji sięgnął po władzę, jako rosyjski patriota chciał odzyskać jak najwięcej z tego, co zostało utracone. To pragnienie doszło do głosu już za Jelcyna, który zorientował się, że zgoda na podział ZSRR była błędem.
Jeśli Waszyngton pogodziłby się z tymi emocjami, istniałaby szansa wypracowania normalnych relacji. W przeciwnym razie musiało dojść do konfliktu. Putin musiał ładnych kilka lat zaczekać, aż Rosja nabierze sił, ale wreszcie przeszedł do działania. To nie był jego kaprys, można założyć, że uczyniłby tak każdy prezydent Rosji, który miałby taką możliwość. Większość Rosjan oczekiwała i pragnęła tego rodzaju działań.
Jak daleko jednak posunąć się może Kreml? Rosja będzie w końcu musiała pokryć koszty swoich eskapad. Tylko w tym roku bilans wydatków przekroczył 50 mld dolarów, do końca roku suma ta może wynieść nawet 150 mld, co oznacza w praktyce, że w tym roku nie ma mowy o wzroście gospodarczym w Rosji. A przecież fundamentem popularności Putina jest nie tylko wzrost terytorialny kraju i odzyskanie rangi wielkiego mocarstwa, ale i fakt, że ludzie w ostatnich latach zarabiają więcej i żyje im się lepiej.
Co więcej, czekają go inwestycje na „ziemiach odzyskanych": tylko w Krym trzeba już było wpompować 5 mld dolarów, by choć trochę ustabilizować sytuację. Wielu Rosjan odczuje to na własnej skórze. Czy Putinowi uda się wyjaśnić obywatelom, że trzeba jeszcze trochę odcierpieć w zamian za odzyskanie „ziem ruskich", a obecne wydatki zwrócą się z nawiązką?